Każde dziecko wyfrunie kiedyś z gniazda. Trzeba pamiętać, by nie stawać mu na drodze i nie zostać toksycznym rodzicem.
A tak poza tym, wizualnie śliczna (zwłaszcza w 3d), piękne piosenki, dubbing bardzo dobry - zwłaszcza drugo- i trzecioplanowe postaci - czemu o tym nikt nie wspomina? Mnie urzekł dowódca z austriackim akcentem. Przypominał mi austriackiego kapitana z Janosika, którego grał Cezary Julski. Zbóje tez niczego sobie - Amorek przesłodki :D
Przede wszystkim nie krzycz, dobrze? I nie mam zamiaru Cię atakować :) Jeśli chcesz rozmawiać, to na temat filmu. NA TEMAT filmu :)
Przecież na ciebie nie krzyczę ... a z tym atakowaniem to się tylko tak spytałem bo jest tu jeden co atakuje mnie za nico cokolwiek powiem to już jest atak ... a na temat filmu bardzo chętnie pogadam :))
Hah tak toksyczny rodzic może się czegoś z tej animacji dowiedzieć ;d Nadopiekuńczość potrafi wyrządzić niepowetowane szkody na przyszłość... Gdy patrzę czasem na jedynaków (większość z nich) naprawdę widać zgubny wpływ rozpieszczania lub ignorowania... W pierwszym przypadku taka osoba jest niesamodzielna i liczy na innych nie na siebie - jak to mówię faceci coraz bardziej zniewieściali. W drugiej mamy do czynienia z zarozumiałymi dupkami. :D Co do filmu się zgadzam a jeśli chodzi o dubbing i piosenki już był temat w którym poruszone były owe kwestie ;)
Zgadzam się z każdym zdaniem, a zwłaszcza z ostatnim ;) Dlatego powtarzać się nie będę - widzę, do czego to prowadzi ;) I tak wpadłam tu tylko na chwilę :)
Masz rację nawet taki toksyczny rodzic powinien coś z tej bajki wynieść i się dowiedzieć ;p ale ludzie są różni i nie każdych porusza zwykła bajka szczególnie tak dobra jak ta ... :( a co dubbingu wiem że już był temat o tym ale dubbing jest zajeb*sty podobnie jak piosenki ... same one powinny takim toksycznym rodzicom dać domyślenia a co dopiero cała fabuła filmu ale jak mówiłem świat jest niestety różny czasami nawet okrutny więc może być różnie...
Nistety... Znam toksycznego rodzica, jak i jego dziecko (mój bardzo dobry kolega). Chłopak ma już ponad trzydzieści lat a mama w dalszym ciągu miesza mu w życiu (rozbiła małżeństwo, skłóciła ze znajomymi a nawet doprowadziła do rozstania z pierwszą po rozwodzie dziewczyną). Chłopak sam w sobie jest w porządku, nie chce zranić matki, ale przez to traci swoje życie.
Dlatego uważam "Zaplątanych" za bajkę nie tylko dla dzieci.
Niestety toksyczna matka po obejrzeniu filmu nic sie nie zmieni, bo powie, że to nie ona, bo ona chce tylko dobrze i uzna sugerowanie podobieństw za pomówienie.
Ja również uważam że Zaplątani to nie bajka tylko dla dzieci ale przede wszystkim dla młodzieży i dorosłych bo dziecko nie pojmie przesłań tej bajki bo ma ona ich zbyt dużo ja nawet znalazłem ponad 20 więc rodzic powinien wytłumaczyć dziecku co nieco po wyjściu z kina ... a co do toksycznych rodziców to McAr ma rację że matka po obejrzeniu filmu nie zmieni się nic tylko powie jak to było w filmie "oczywiście to znowu ja jestem ta zła" chyba że jednak będzie miała trochę miejsca w sercu i zrozumie pozytywnie ten film wtedy może się zmieni ale szanse na to są niewielkie...
Dziecko nie ogląda bajek dla mniej lub bardziej ukrytego przesłania. Dziecko idzie obejrzeć historię pięknej księżniczki i dzielnego rycerza. Przesłania są dla rodziców i opiekunów, którzy mogą dziecku wyjaśnić "po dziecięcemu", o co jeszcze może w bajce chodzić.
No właśnie do tego zmierzam bo ten film ma zbyt dużo przesłań którego dziecko nie zrozumie dlatego uważam że jest to film przeznaczony bardziej dla młodzieży przede wszystkim gdyż są w tym filmie problemy młodzieży np. Bunt przeciwko rodzicom .... oraz dla dorosłych.
Nie zrozumiałeś mnie. Dziecko idzie na bajkę, nie musi rozumieć przesłań. Dla niego bajka, to bajka. To my, dorośli, doszukujemy się zazwyczaj tego drugiego dna. Myślę, że Disney tworząc "Zaplątanych" dla dzieci postarał się, by dorosły też znalazł tam coś dla siebie. Nie sądzę, by stworzono go z myślą o osobach starszych.
Owszem zrozumiałem. Tak dziecko idzie na bajkę i nie rozumie przesłań dlatego zadaniem rodzica jest wytłumaczenie dziecku co nie co dlaczego tak a nie inaczej poza tym to tylko na dobre dziecku wyjdzie bo dzięki pomocy rodzica będzie potrafiło samo interpretować bajki itp. pomoże mu to w szkole w interpretacjach wierszy , powieści ... umiejętność interpretacji jest potrzebna nawet dziecku ... choćby w szkole. A ja jednak myślę że ten film jest skierowany gł. dla młodzieży gdyż są w tym filmie pokazane problemy z którymi boryka się młodzież...
Po pierwsze jestem facet więc tylko nie "mogłabyś" bo piszę zdaje się w rodzaju męskim...
Po drugie może przesadziłem z tymi 20 stoma ale ponad 10 na pewno wymienię proszę bardzo:
1. Należy za wszelka cenę dążyć do celu aby spełnić swoje marzenia
2. Dobro zawsze zwycięża nad złem
3. W filmie zawarty i pokazany jest bunt młodzieży przeciwko rodzicom
4. Miłość przezwycięża wszystko
5. Miłość jest silniejsza od śmierci
6.To żeby rodzic czy rodzice nie byli zbyt "toksycznie" nadopiekuńczy
7.Dziecko w końcu musi "wyfrunąć z gniazdka" i nauczyć się żyć własnym życiem
8. Przykład Flynn'a z zbira i złodziejaszka stał się porządnym człowiekiem (Przemiana Flynn'a)
9.Bajka ta też pokazuje aby pomagać innym a przede wszystkim bliskim i przyjaciołom
10.Trzeba być wytrwałym i mimo wszystkich zrządzeń losu jakie cie spotkały musisz być silny i trzymać mocno swego
Wystarczy jak bym obejrzał film jeszcze z parę razy pewnie znalazł bym więcej a oglądałem już ten film wiele razy i cały czas mnie uczy ... i doszukuję się coraz to nowych ukrytych przesłań bo istotnie ten film ma ich wiele trzeba się tylko wczuć w ten film i w położenie bohaterów a na pewno się pozytywnie odbierze ten film.
Wydaje mi się, że wiem, co miałeś na myśli w punkcie pierwszym, ale nie zgodzę się przez sposób, w jaki to ująłeś. Za wszelką cenę to do spełnienia swoich marzeń dążyła Matka G - zabić Flynna, zamknąć Roszpunkę w wieży i nigdy nie wypuszczać, straszyć ją "złym" światem i tak dalej, i tak dalej - a to nie jest dobry przykład. Jeśli nawiązywałeś do marzeń Roszpunki - okej, ale tu chodzi o to, żeby ciągle wierzyć, że one mogą się spełnić, mieć nadzieję i łatwo się nie poddawać. Ale nie dążyć do ich spełnienia za wszelką cenę, kosztem innych - słowem: można, nawet trzeba marzyć, ale trzeba też wiedzieć, kiedy odpuścić.
Chodziło mi tu o marzenie Roszpunki bo ona była wytrwała dążyła do tego aby je spełnić i udało jej się zarówno z lampionami jak i uratowała Juliana który był jej drugim marzeniem czyli mimo wszystko jej miłość do Julka przezwyciężyła jego śmierć chyba że rzeczywiście w niej moc została dlatego go uleczyła łzą...
A teraz od początku:
1. Za wszelką cenę? Znaczy to również "po trupach", nie licząc się z nikim. Człowiek powinien realizować swoje marzenia - nie licząc się z własnymi ograniczeniami (przykładem mogą tu być Doug Landis i Tony Melendez - warto o nich poczytać).
2. Zgadza się - dobro zawsze zwycięża zło, choć nie zawsze od razu i nie bez ofiar.
3. Troszkę pomyliłeś "przesłanie" ze stwierdzeniem faktu, jakim jest bunt dzieci i młodzieży.
4. Nieprawda - nie wszystko. Miłość może zniszczyć (współuzależnione żony alkoholików, sadystów). Miłość czasem nie wystarczy, by życie zamieniło się w bajkę. Poza tym... Miłość niewiele ma wspólnego z romantyzmem, zakochaniem i motylkami w brzuchu. Prawdziwa miłość działa, jak skalpel chirurga. Wierz mi.
5. W bajkach owszem. W życiu - niestety nie.
6. True :)
7. True :)
8. Inaczej: każdemu należy się szansa od życia. Ale trzeba pamiętać, że nie każdy z tej szansy skorzysta i nie każdy ma predyspozycje do zmian.
9. Żadna filozofia pomagać bliskim i przyjaciołom. Pomóż wrogowi. To jest dopiero wyzwanie.
10. True.
Odnośnie twojej 4 adnotacji to się zgadzam masz słuszność ja napisałem ten punkt na podstawie fabuły filmu i końcowej sceny gdy Roszpunka uzdrawia Juliana łzą z tym miałem na myśli że miłość przezwycięża wszystko nie uważam że tak zawsze musi być bo miłość jest różna czasami nawet okrutna i bolesna ale w tym filmie pokazane jest jednak że przezwycięża wszystko nawet śmierć...
Miłość nie jest okrutna. Chyba, że masz na myśli miłość własną (egoizm), to wtedy - owszem. Potrafi zadać potworny ból.
Nie miałem tego na myśli żadnego egoizmu tylko miałem na myśli miłość dramatyczną np. Romeo i Julia ... itp w tym sensie powiedziałem że miłość jest okrutna chciałem przez to powiedzieć że miłość może wywołać okropne cierpienie i ból .
No za wszelką cenę ... to może przesadziłem chodziło mi bardziej o to że należy być wytrwałym w dążeniu do spełnienia marzeń nawet nie powinny nam przeszkodzić wszelkie nieszczęścia i przeszkody w życiu to miałem na myśli ...
Toksyczna nadopiekuńczość jest jedną z najgorszych krzywd, jakie rodzice mogą wyrządzić dzieciom. Wtedy albo nigdy nie zaczną naprawdę żyć, albo kiedy już wyfruną z gniazdka czeka je brutalna kolizja z rzeczywistością, całkiem inną od tej, którą znają z rodzinnego domu. Albo coś jeszcze innego. W każdym razie mało prawdopodobne, że kiedykolwiek przystosują się do życia poza swoją bańką mydlaną.
Taki przykład - pewien chłopak z mojej klasy. Jego matka jest rozwódką. Oprócz niego ma jeszcze jednego syna, teraz już ponaddwudziestoletniego. (Ten chłopak ma piętnaście). Starszego syna nie udało jej się wychować, chociaż "się starała"; pobłażała mu we wszystkim, pozwalała mu wyzywać się od najgorszych, usprawiedliwiała każdą nieobecność w szkole - a on ten czas spędzał na kradzieżach, piciu alkoholu i tak dalej, i tak dalej. Rzekomo żałowała swoich błędów i starała się je naprawić. Ale teraz robi to samo z młodszym. Pojawia się w szkole okazjonalnie, tylko po to, żeby podnieść nauczycielom ciśnienie, zresztą tak jak i klasie, czasem, żeby napisać zaległe sprawdziany. Kiedy raz zdarzyło się, że jakiś chłopak powiedział do niego: "O, cześć, dawno cię nie widziałem!" - on powtórzył to w domu, w troszkę pokolorowanej wersji, i jego matka zgłosiła pół klasy do dyrektora, ponieważ jej syn "czuje się szykanowany przez kolegów". Cóż, trudno się chyba dziwić, że nikt go nie lubi... Tylko czy to jego wina?
Biedne "dzieci" :( Ale i matka biedna. Może nie znalazła miłości u męża i próbowała w jakiś sposób odnaleźć ją w synach i zatrzymać ich przy sobie... Też znam taką historię, z tym, że toksycznym rodzicem jest ojciec. Zniszczył psychikę dwóch synów, trzeci jeszcze się stawia i broni, ale goni resztkami sił (była próba samobójcza).
Nie zrozumiem nigdy takich ludzi.
PS. Dzięki za zaproszenie :)
To jest bardzo możliwe. Szkoda tylko, że frustracje z relacji mąż-żona musiała przenieść na relację matka-syn. :(
Ja też nigdy ich nie zrozumiem. O_o
No i proszę bardzo w sprawie tego zaproszenia. :)
A tak z troszeczkę innej beczki, dziś w "Pytaniu na śniadanie" poruszyli podobny temat; Rafał Rutkowski wypowiadał się na temat bycia rodzicem. Powiedział, że nie ma czegoś takiego jak rodzic fajny czy niefajny (oczywiste jest, że rodzic jest fajny, gdy kupuje dziecku loda; niefajny jest wysyłając je do szkoły); są tylko rodzice dobrzy i źli. Może coś w tym jest...
Myślę, że rodzice coraz częściej zapominają, że dla swoich dzieci najpierw powinni być rodzicami a potem dopiero kumplami/przyjaciółmi. W ten sposób nie zostaje zburzona tzw. hierarchia stada: samiec i samica alfa a potem cała reszta. Dzieci zapominają o szacunku należnym rodzicom, rodzice tracą autorytet, a dzieciaki - oparcie. Paradoksalnie ograniczenia, które narzucają mama i taka dają poczucie bezpieczeństwa, takie jakby ramy, w których obrębie dzieci moga bezpiecznie się poruszać.
Moja koleżanka do swoich rodziców mówi po imieniu. Rozumiem, taki przyjęli styl bycia. Ale dla mnie zawsze to było rażące. Rodzic, to rodzic. Koleżanki i kolegów mam po za domem.
Niestety taka sytuacja się zdarza współczesnym rodzicom bo moi byli twardzi do momentu aż bodajże skończyłem gimnazjum nie było zmiłuj się za to rodzice np których znam to dla dziecka wszystko zrobią byle żeby mieć dziecko z głowy dziecko powie "łeee chce cukierka , chce to , chce tamto" i ci głupi rodzice kupują byle żeby dziecko nie płakało albo mieć spokój na pewien czas przez takie wychowanie dzieciaki obwiązują se rodziców jak chcą bo wiedzą że zrobią co tylko zechce będą rodziców do wszystkiego wykorzystywali ... będą mieli 0 szacunku do rodzica a co za tym idzie również szacunku do innych ludzi taka jest niestety bolesna prawda...
Pracuję teraz z dwójką dzieci: chłopcem i dziewczynką. Chodzą razem do klasy, ale nie przepadają za sobą czy raczej - ona nie przepada za nim. On - rozrabiaka, typowy siedmiolatek z nadmiarem energii. Ona - królewna z dobrym serduszkiem, zadartym noskiem i rodzicami spełniającymi dosłownie każdą jej zachciankę. Niestety zauważyłam coś niedobrego: mała nie umie się bawić i dzielić tym, co ma. Pokazuje chłopcu, jak nim gardzi, jak go nie lubi, że jest od niej pod każdym względem gorszy. A mały chce się z nią bawić. Mam dylemat, czy powiedzieć o tym jej mamie - jest w ciąży. Nie wiem, czy zdaje sobie sprawę z tego, co będzie, gdy urodzi się drugie dziecko. Obawiam się, że rozpieszczona jedynaczka, która nie lubi konkurencji, po fazie zainteresowania nowością, szybko się znudzi braciszkiem i nie poradzi sobie ze spadkiem zainteresowania.
ja jednak uważam że powinno się wówczas porozmawiać z rodzicem i wtajemniczyć go chociaż jaka jest sytuacja może rodzic potrafił by zapobiec dalszym konfliktom pomiędzy dziećmi no o ile rodzic będzie umiał panować na tym i będzie stanowczy i silny i nie ulegnie przy pierwszym lepszym humorze czy wybryku dziecka...
Jestem już po rozmowie - mam mądrą szefową :) Okazało się, że dziewczynka jest najnormalniej w świecie zazdrosna. To nie jest złe dziecko, broń Boże. Mała jest niezwykle wrażliwa (artystyczna dusza i wielki talent plastyczny). Pracuję z nią już dłuższy czas i tak po ludzku, bardzo się o nią martwię.