Ja odkryłem ten film dość niedawno i w dość nietypowy sposób. Mianowicie jest taki kawałek Signalrunners - Meet Me In Montauk. Wyszedł w grudniu 2008 i, jako że jestem fanem takiej muzyki, niedługo później zdobyłem go. Po pierwszym przesłuchaniu od razu bardzo mi się spodobał, ale tytuł nadal pozostawał tajemniczy. Chcąc poznać co inni o nim sądzą wpisałem w wyszukiwarce sam tytuł. Ku mojemu zdziwieniu na pierwszych pozycjach pojawił się omawiany film. Wtedy przypomniałem sobie, że kiedyś mialem go oglądać. Moja była już dziewczyna chciała iśc na to do kina. Niestety rozstaliśmy się zanim do tego doszło. Po obejżeniu go wszystko niesamowicie złożyło się w całość.
Meet Me In Montauk występuje tylko w dwóch wersjach - Original Mix i Oliver Smith Remix. Obie są świetne i obie niewiarygodnie współgrają z filmem. W wersji remixowej można nawet w pewnym momencie usłyszeć w tle dialog Clementine i Joela. A sam tytuł to wg mnie ta jedyna rzecz, która została Joelowi po wymazywaniu pamięci - to dzięki temu nie pojechał do pracy tylko do Montauk;)
Ogólnie film nie jest arcydziełem, ale mnie mocno poruszył i bardzo go cenię. Głownie przez ten kawałek, wspomnienia i osobiste nawiązania. Wg mnie jest to typowy film, który najlepiej ogląda się za drugim razem.
Pozdrawiam wszystkich fanów;)
Fajna historia, dzięki.
A swoją drogą, to jest jeden z niewielu filmów, w których Carrey nie gra
przygłupawego komedianta. Super film.
Nie lubię przyznawać wysokich ocen każdemu oglądanemu filmowi, ale temu daję 9/10, bo jest na prawdę jedyny w swoim rodzaju :) Fajnie też było pooglądać Jima Carreya nie grającego w głupiej komedii :) Bardzo ciekawa fabuła, film przez cały czas utrzymuje tajemniczość, co potęguje zaburzenie chronologii. Już dawno skończyłem go oglądać, a wciąż o nim rozmyślam :)
Więc jest nas dwóch, fanów i tego rodzaju muzyki i samego filmu. Co do roli jaką Jim prezentuje to mogę tylko powiedzieć,że żałuje że nie ma więcej takich filmów. Chociaż było kilka innych, dobrych takich jak "Truman Show", czy "Numer 23" , obejrzycie również "Majestic" . Piękny film, o miłości i przywiązaniu do osób których wcale nie znamy a jednak coś do nich czujemy.
Mam podobne odczucia co do Carreya, ucieszyłam się, że istnieje film, w którym mógl zagrać rolę odmienną od tych komediowych.
Historia z życia wzięta może nie należy do niesamowitych, ale świetnie zbiega się z atmosferą filmu.. :)
A sam film.. wywołuje we mnie wrażenie, że niezależnie, co byśmy uczynili, pewne wydarzenia muszą mieć miejsce, że trzeba dawać im szansę oraz dać szansę ludziom.