Najnowszy film dziwnego reżysera, którego "Nieodwracalne" było znakomitym kawałkiem niekonwencjonalnego, obrazoburczego kina. Ale Noe, pokazując 12 minutowy gwałt na Monice Belucci i rozpieprzanie glowy gaśnicą, nie zdecydował się, by we "Wkraczając w pustkę" pójść o krok dalej.
Oczywiście, nie oznacza to, że nie jest kotnrowersyjnie. Bo jest. Chociaż już nie tak bardzo. Obrazów przemocy zdecydowanie tutaj mniej, gwałtu żadnego nie ma, a morderstwo tylko jedno i prawie go nie widać. Jest za to sporo nagości i seksu, ale nie wiem, czy kogoś to w naszych czasach jeszcze rusza. Chociaż muszę przyznać, że w intymnych scenach Noe popuścił wodze wyobraźni, kręcąc je pod kazdym możliwym kątem i z każdej możliwej strony.
Fabuła. Hm, czy w tym filmie jest jakaś fabula, mógłbym polemizować. W skrócie, główny bohater umiera, a jego dusza opuszcza ciało, krążąc po mieście, odwiedzając znajomych i siostrę, której obiecał, że zawsze będą razem. Obietnicy więc dotrzymuje, choć w zaskakujący sposób. Widzimy też wcześniejsze życie Oscara (głównego bohatera) i wydarzenia, które doprowadziły do jego śmierci.
Kojarzycie "Tybetańską Księgę Umarłych"? Ten tytuł powinien być raczej znany, u buddystów pelni mniej więcej taką samą rolę, jak u chrześcijan Biblia. "Tybetańska"... opisuje stan pośredni, w jakim znajduje się dusza, zawieszona pomiędzy światem żywych i umarlych. Zresztą, jeden z bohaterów informuje o tym Oscara, pośrednio więc i widza. I tu mamy chyba pierwszy w historii kina przypadek, w którym reżyser zaspoilerował swój własny film niemal na samym początku, streszczając treść świętej buddyjskiej księgi, ktorej to film jest adaptacją. Właśnie tak, adaptacją. Nie potrafię powiedzieć, czy wierną, ale z pewnością przybliżająca nam nieco wierzenia buddystów i proces reikarnacji.
Ale jednak fabuła nie jest w tym filmie najważniejsza, bo najważniejsza jest strona wizualna. Oszałamiająca strona wizualna. Film otwiera zabójcza dla epileptyków czołówka (dostepna na youtube), później zaś mamy fantastycznego, świetnie zrealizowanego longshota. Noe po raz kolejny pokazuje, że ma swoja pokreconą wizje kina, gdyż akcję obserwujemy oczami głównego bohatera. Dosłownie. Efekt jest niesamowity, ci, którzy kiedykolwiek grali w jakiegokolwiek FPS-a będą wiedzieć, czego się spodziewać. A wizje narkotyczne? Wbrew panującym na forach opiniom, w filmie znalazła się chyba jedna i to na samym początku, w zasadzie niczym się nie wyróżniająca. Ten film nie potrzebuje jednak efektow rodem z Windows Media Playera, by oddać przytłaczającą, narkotyczną rzeczywistość. Ponure kadry zestawione z nagłą burzą kolorów robią wrażenie. Filmu nie miałem okazji oglądać w kinie, ale z pewnością niektórzy będą mieli z taką migotaniną problem.
A teraz napiszę do tych, którzy od filmu oczekują jakiejś egzytencjonalnej jazdy, odpowiedzi o sens życia i o sens umierania. Rozczaruje was. Noe zdecydowanie postawił na stronę techniczną, zaś ciepłym moczem olał stronę fabularną (coś takiego można było zaobserwować w "Avatarze" ). Film oczarowuje przepychem i świetną realizacją przez półtorej godziny, potem jednak znużenie ogarnia już do samego końca. I choć dwie ostatnie sceny są fenomenalne to i tak nie potrafią zabić uczucia nudy, jaka ogarnia wcześniej. Dobrze by zrobiło "Wkraczając w pustkę", gdyby go umiejetnie przemontować i skrócić o te kilkanaście niepotrzebnych minut.
7/10
"akcję obserwujemy oczami głównego bohatera. Dosłownie. Efekt jest niesamowity"
Eeee tam, to już było w 1947 roku ;)
http://www.filmweb.pl/film/Lady+in+the+Lake-1947-113232
ten film również jest FPP - http://www.filmweb.pl/film/Podgl%C4%85dacz-1960-34347
było sporo tytułów tego typu filmów w jednym z numerów "Ekranów" numer 5 - http://allegro.pl/ekrany-nr-5-9-2012-cena-promocyjna-i3026461647.html
Zgadzam się, że przydałoby się go skrócić. Wbrew opinii strasznie mi się podobała ta scena z DMT i te wszystkie fraktale, a całość pod względem wizualnym jest niesamowita. Trudno jest jednak ocenić film, który nie powinno się oglądać na trzeźwo, co niestety zrobiłem. Ze strony fabularnej po 30 minucie mamy religijny czy raczej pseudoreligijny bełkot. Jeżeli chodzi o klimat filmu to z jednej strony czułem się znużony i zmęczony, a z drugiej kilka razy zostałem przez ten film kopnięty, zwłaszcza sceną w aucie. Poraziła mnie również realność tej rozmowy z Alexem, kiedy czułem się jakbym sam szedł za nim. Ponadto te naprawdę ciekawe podszycie całości erotyką. Efekt jest raczej wizualnym dziełem sztuki, majstersztykiem kamery, podróżą w nieznane, niż filmem fabularnym. Film powinien trafić na wystawy sztuki współczesnej, a nie do kin, bo jako historia fabularna zdecydowanie ssie, więc oceniam go nisko.
Nie polecam wyjścia do kina, polecam za to obejrzenie go w zaciszu domowym, ale to też tylko pewnej "grupie docelowej", która uważa po tych wszystkich opisach, że to może być coś dla niej.
Co do oceny "Wkraczając w pustkę" zgadzam się całkowicie. Film Noe to totalna jazda bez trzymanki którą łatwo się zachwycić jak i znienawidzić. Albo kogoś będą takie klimaty pociągały albo nie. Choć można mu wiele zarzucić jak szczątkową fabułę czy serwowanie dosadnych scen seksu tylko po to żeby były.
Zaś czy Nieodwracalne jest znakomitym kawałkiem kina można trochę dyskutować.
Mam identyczną opinię. Aż mi się na ustach cisnęło słowo "adaptacja" chociaż pewnie znawcy buddyzmu mogą się nie zgodzić.
Dodam od siebie:
czas trwania filmu, w moim odczuciu, był zabiegiem celowym. Noe chciał wejść nam do podświadomości, pokręcić nam w mózgu i mu się udało. Przez połowę filmu chciało mi się zwymiotować. Nie mogę powiedzieć, że mi się podobało/niepodobało. Dziwne uczucie. Dobrowolnie skazałam się na torturę.
W ramach wyjaśnień, właśnie wróciłam z seansu dlatego też brakuje mi jeszcze zdystansowanej opinii.
Wszelkie zabiegi estetyczne nie były niczym nowatorskim, ale w całokształcie wywołały takie emocje, których jeszcze w kinie nie odczułam dlatego oceniam na "dobry".
Chyba nic więcej nie powiem, bo wszystko inne co miałam do dodania zostało już powiedziane.