Zgadzam się praktycznie ze wszystkim, co już zostało napisane, czyli że Netflix wygenerował sztampową papkę fantasy, w której wiedźmina można by w sumie zastąpić dowolnym innym herosem z kwadratową szczęką, i nic by to nie zmieniło. Dlatego nie będę się rozwodzić nad profanacją oryginału, tylko nad tym, jak kiepsko zrobiona jest ta papka, na przykładzie kulminacyjnej sceny akcji (bez spojlerów):
1) Jaskier, którego nawet pierwsza połowa filmu przedstawia zgodnie z oryginałem jako człowieka niezbyt odważnego i sprawnego fizycznie, w finale wywija mieczem sprawniej od tuzinów żołnierzy i ryboludzi, sam jeden stawiając czoła co najmniej tuzinowi z nich. Z sukcesem paruje ciosy istot, które wcześniej jednym ruchem kładły swoich przeciwników.
2) Główny zły, kraken, wstrzymuje się z zabiciem znienawidzonych ofiar i czeka uprzejmie na każdy ruch bohaterów - aż będą gotowi zaatakować, aż pozbierają się po mniejszych atakach, aż skończą swoje sprawy poboczne i rozmowy itp. Nie wpadnie też na to, że w sumie mógłby zatopić statek i ułatwić sobie walkę, ale może to dlatego, że ta drewniana łajba ma plot armor, że hej.
3) Po uderzeniu wodnego tornada, podziurawieniu przez liczne pociski, połamaniu przez wielgachnego krakena, podpaleniu etc. w/w statek nadal trzyma się na powierzchni i wygląda prawie jak nówka sztuka ze stoczni.
4) Geralt umie rozrywać żelazne kajdany, skacze i lata jak bohater z Marvela, a po eliksirze to już w ogóle zmienia się w Supermana. Wspomniany eliksir i jego efekty umie wyłączać sobie na życzenie, gdy tylko walka dobiegnie końca.
Zaiste, piękne to kino.