Jak myślicie - czy scena śmierci bohaterki to pokonanie diabła czy rzeczywiście powtórzyła los poprzedników? Ja się już pogubiłam w połowie niestety...
W mojej ocenie jest to powtórka z rozrywki. Choć zastanawiam się, od którego momentu było urojenie, a prawdziwe wydarzenie. Tzn. czy Skye była w tej klinice, czy tak na prawdę demon przejął ją w tej scenie ze szczoteczką i chęcią wyjazdu.
Od momentu pojawienia się Gemmy w filmie. Przecież powiedziała przez telefon jak jechała w samochodzie z drugą Gemmą, że nie widziała jej od roku.
Niekoniecznie. Po prostu ta scena, gdzie Gemma dzwoni i mówi, że od roku nie gadały mogła być halucynacją
Ale końcowe zachowanie Morrisa mogło być też majakiem :) Do tego demon zyskuje władzę na umysłem ofiary stopniowo, więc kłóci się to z tym, ze ciągle podrzucał jej fałszywy obraz od samego początku.
W pierwszej części ofiara nie traciła poczucia czasu i nie zapominała co robiła. A przy Gemmie miało miejsce to aż dwukrotnie.
No tak, ale wcale nie musi to oznaczać, że był to demon. Czysta spekulacja. Poza tym, skoro Gemma była demonem już od samego początku, to po co witała się z matką Skye, która demona widzieć nie mogła? Można też spekulować, że skoro Skye oraz Lewis tracili poczucie czasu i zapominali co robili, a obydwoje mieli problem z uzależnieniem od dragów, to właśnie to, w połączniu z opętaniem może być przyczyną. Tak długo jak sam reżyser się nie wypowie, to wszystko jest jedynie domysłami i obstawianiem. Nie ma tutaj niczego, co można brać za pewnik.
Jeśli wszystko od początku było iluzją, to mogły ze sobą rozmawiać. Poza tym, po tej straconej nocy, jak jej matka wpadła do mieszkania, to chyba ona nawet Gemmy nie zauważyła. Tutaj mogę się mylić, bo byłem nieco zmęczony jak film oglądałem i takie drobiazgi czasami mogły mi umknąć. I ten film to można dosłownie interpretować na swój sposób. ogólnie postępowanie tego demona jest nieco inne niż 1-szej części.
Tak, ale kiedy Gemma witała się z jej matką, to Skye nie było już w pokoju, więc czyj punkt widzenia by to był? Do tego, to że nie odpowiedziała, nie musi znaczyć, że jej nie widziała, bo po chwili już zmieniła się scena.
Teraz to już szukasz na siłę potwierdzenia swojej teorii. Większe kwiatki są w filmach gdzie nacisk jest na realizm. Tak naprawdę to te halucynacje mogły pojawić się w dosłownie każdym momencie. Ty masz swoje dowody na swoje racje i ja mam na swoje. Faktem jest, że w pewnym momencie demon przejął nad nią całkowitą kontrolę (i to na długo przed sceną w klinice) i na dosyć wczesnym etapie. Bo matka jak i jej znajomi nie wykazywali żadnych oznak niezadowolenia na koncercie jakby te wszystkie akcje jakie odwalała nie miały miejsca, tylko szczerze ją dopingowali. I miała także założony strój, który jej się nie podobał.
Aha, bo ty nie szukasz. No ale rozumiem, że tylko tak potrafisz odpowiedzieć na ten argument, taki cherry picking. Demon stopniowo nabiera władzy nad swoją ofiarą. Tak było w pierwszej części, tak mówi też Morris i widać to w filmie - wszystko nabiera tempa po tym jak demon, jako grupa tych ludzi, nawiedza ją w apartamencie i 'infekuje' ją jeszcze bardziej wsadzając jej rękę w usta. I od tej chwili aż do finalnej sceny wszystko jest halucynacją - pobyt w szpitalu, zadźganie matki, ucieczka, telefon od Gemmy, który jeszcze bardziej pomieszał jej w głowie i spotęgował poczucie bezradności, próba realizacji planu Morrisa. A co do dopingu - po prostu widzieli ją na scenie i wierzyli, że wszystko będzie dobrze, miała za sobą przecież już wcześniej ciężkie przeżycia, wypadek samochodowy, uzależnienie i wtedy też ją wspierali.
Może nie być, ale to wiele nie zmienia w tym, co napisałem. Natomiast, jeśli założymy, że praktycznie od samego początku wszystko jest iluzją, to abstrahując, że jest to odejściem od koncepcji z pierwszej części, to jest to po prostu bez sensu i scenariusz jest słaby. Liczę, że reżyser się wypowie po jakimś czasie i zdradzi tajemnicę.
A z kolei jakby halucynacje były pod koniec filmu, to byłaby kalka 1-szej części. Już fakt, że te uśmiechy były bardziej agresywne niż w pierwszej części oraz to, że nagle pojawił się ich tłum to już jest jakieś odejście od koncepcji. W pierwszej części bohaterka była jedynie straszona przez uśmiechy (chyba jedynie ten pacjent coś tam działał, szczerze to nie pamiętam), a tutaj prawie każdy ma fizyczny kontakt.
mi się wydaje, że Morris był prawdziwy (po co demon miałby zdradzać siebie, jak to działa), że tamten moment to była taka krytyczna chwila, o której wspominał sam Morris, że Naomi straci całą kontrolę.
Jeśli Morris był halucynacją, to znaczy, że Skye robiła co demon chciał. A nie ma lepszej psychicznej tortury niż dawanie nadziei by potem ją odebrać.
Tu bym się zgodziła tylko skoro od momentu tej ręki wszystko było iluzja, to dlaczego Gemma była dużo wcześniej, a potem się okazuje że jej w ogóle nie było u bohaterki??
Jak to nie? Przecież w pierwszej części zabiła kota i zapakowała jako prezent i tego nie pamiętała.
Wątek Gemmy pojawił się dużo wcześniej i przeplatał z prawdziwymi wydarzeniami. Chodzi mi bardziej o finałowe wydarzenia.
Tak naprawdę nie wiadomo, w którym momencie zaczęły się halucynacje. Ja uważam, że od momentu pojawienia się Gemmy. Nie wiadomo co było prawdą.
Mi się wydaje, że halucynacje zaczęły się od sceny przed lustrem w garderobie, ten strój jej nie pasował, że będzie widać blizny, a bohaterka później budzi się na scenie na końcu w tym samym stroju co chciała zmienić, tak jakby wszystko działo się w jej głowie po akcji z tym lustrem co stał za nią ten koleś co się zabił, co brała od niego prochy na początku.
Ja jeszcze twierdzę, że halucynacje mogły się pojawić od tej sceny, gdzie atakuje ją "grupa" tancerzy. Czyli mamy halucynacje od momentu obudzenia się w klinice i "zabiciu "matki przez bohaterkę.
Film fabularnie jest zakręcony, ale końcówka taka sama jak w części 1. Nie wiadomo w którym miejscu zaczynają się halucynacje i co było prawdą a co nie i to jest najlepsze w tym, jeśli po filmie trzeba go rozkminiać to znaczy, że był dobry. Demon działa inaczej, jest bardziej agresywny ale mi to nie przeszkadzało, biorę to jako podatność jej psychiki po prochach i całości wydarzeń. Na końcu demon wygrał, może sam fakt tego że trafiła mu się możliwość zainfekowania takiego tłumu sprawiała, że był nakręcony. Dla mnie mogą śmiało kręcić część 3 bo ta była świetnie nakręcona i zagrana
Nie, to że trzeba się domyślać po seansie wszystkiego, bynajmniej nie oznacza, że film był dobry, a ten film jest tego najlepszym przykładem.
Końcówka to mocno zerżnięcie pomysłu z końcówki "Truth or Dare". W sumie cała koncepcja Smile (i I wszej i II części) jest mocno zerżnięta z "Truth or Dare" tylko "Smile" jest zrobione bardziej "na bogato".
Cały film jest poprzeplatany halucynacjami. Niektóre rzeczy były prawdziwe, inne były fałszem. Gemma nigdy jej nie odwiedziła, nawet jak się witała z jej matka, to tylko ona powiedziała: Cześć Elisabeth.
Za każdym razem jak się pojawiał uśmiech, oznaczał wrzucenie halucynacji.
Morris istniał, kiedy spotkali się w barze, powiedział jej że to jej ostatnia szansa spróbować go powstrzymać zanim demon przejmie całkowita kontrolę nad jej psychika.
Czytając tyle bzdurnych komentarzy, zastanawiam się po co niektórzy ludzie oglądają tak "skomplikowane" filmy. Polecam Wam "Dziki Robot".
Film w kategorii horroru TOP.