PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10035235}

Tin i Tina

Tin & Tina
2023
4,3 4,0 tys. ocen
4,3 10 1 3955
Tin i Tina
powrót do forum filmu Tin i Tina

Recenzja

ocenił(a) film na 8

Dzieci potrafią być przerażające. Zarówno horrory, jak i thrillery prezentowały już liczne dziecięce postaci rodem z koszmarów. Główni antagoniści klasyków takich jak Omen, Egzorcysta, lecz również odrobinę mniej znanych produkcji pokroju Widzę, widzę (2014) – potrafią zmrozić krew w żyłach. Podobny efekt potrafi wywołać również tegoroczny film Tin i Tina. Jest to pierwszy pełnometrażowy projekt wyreżyserowany przez Rubina Steina i można przyznać, że jak na debiut tego typu spisał się znakomicie.

Opowieść rozpoczyna się od wielkiej tragedii. Nowopoślubione małżeństwo opuszcza kościół, a wszyscy oczekujący ich biesiadnicy zamierają bezgłośnie, gdy dostrzegają krew na śnieżnobiałej sukni. Lola (Milena Smit) trafia do szpitala, gdzie okazuje się nie tylko, że straciła ciążę bliźniaczą, z której się tak cieszyła, lecz również nigdy nie będzie mogła urodzić dziecka. Żałobę znosi ona bardzo źle (co naprawdę nie powinno dziwić), jednak po kilku miesiącach zmęczony sytuacją mąż (znany z Dom z papieru Jaime Lorente gra tutaj rolę Adolfo) proponuje kobiecie adopcję. Udają się więc do pobliskiego klasztoru, skąd przygarniają bliźnięta: Tina (Carlos González Morollóni) oraz Tinę (Anastasia Russo). Ta dość gwałtowna (i swoją drogą trochę bezmyślna) decyzja zupełnie zmienia ich życie. Dzieci okazują się być obsesyjnie wręcz przesiąknięte religią, co od samego początku zaczyna powodować mniejsze i większe problemy. Wraz z postępem historii opaczne przez nie rozumienie Biblii staje się przyczyną coraz to gorszych tragedii.

Największym atutem tej opowieści są kreacje postaci, naprawdę da się uwierzyć w ich relacje, lęki, obawy, zrozumieć decyzje, jakimi się kierują. Jednocześnie bliźnięta wywołują falę niepokoju od ich pierwszych sekund na ekranie, a efekt ten wyłącznie się potęguje z każdą minutą. Produkcja zdecydowanie podważa pogląd, jakoby dzieci były dobre od urodzenia, a promuje raczej Locke’owską teorię tabula rasa. Znaczna część złych występków rodzeństwa sprowadza się do tego, że żaden kompetentny dorosły nie wytłumaczył im, co należy czynić – za jedyną naukę mają więc wyłącznie Biblię i srogie baty otrzymane wcześniej w klasztorze. Nie pomaga im też to, że ich adopcyjni rodzice to wiecznie pobłażający Adolfo, który nie widzi nic złego w ich zachowaniu oraz przerażona Lola, coraz gorzej reagująca na obecność dzieci. Z każdą sceną wszelkie granice zostają coraz bardziej przesuwane – widz zaczyna się zastanawiać czy te dzieci rzeczywiście po prostu nie rozróżniają dobra od zła, bo nikt im tego nie wyjaśnił, czy są one po prostu złem wcielonym.

Oprócz tej dramatyczno-thrillerowej fabuły, która naprawdę trzyma poziom, docenić można samo wykonanie tego filmu. Wykorzystana muzyka (również sakralna) po prostu zachwyca i tworzy niesamowity klimat. Scenografia to liczne wnętrza w stylu retro oraz zabytkowe kościoły, czy też wspomniany wcześniej klasztor – nadaje to tej hiszpańskiej produkcji atmosferę trochę starszego kina, co jest zdecydowanie dużym plusem. Montaż wykonany został fenomenalnie i sprytne sekwencje są bardzo płynne, dzięki czemu robią naprawdę dobre wrażenie. Zafascynować może również to, jak szczegółowo przemyślane kadry serwuje ten obraz – coś, czego może pozazdrościć wiele wielkobudżetowych produkcji. Audiowizualnie jest to produkcja na niezwykle wysokim poziomie, jakiego bywa mało we współczesnym kinie.

Rzecz jasna da się również zrozumieć osoby, którym produkcja nie przypadła do gustu. Mimo wszystko cała akcja jest dosyć powolna, co przy dwugodzinnym seansie potrafi znużyć, jeśli kogoś nie zafascynuje w wystarczającym stopniu ten świat czy tematyka. Niektóre decyzje postaci potrafią się wydawać niezrozumiałe, a finał o tyle zaskakujący, co głupi (chociaż osobiście jestem skłonna uwierzyć w wybory bohaterów, w dodatku samo zakończenie było dla mnie doskonałe: banalne i nieprzewidywalne jednocześnie). Zaznaczyć też trzeba, że produkcja nie ma zbyt wiele wspólnego z typowym horrorem – rozgrywa się on wyłącznie na poziomie metafizycznym, jest kwestią bardziej interpretacji niż wyłożenia faktów na tacę. Spodziewać się tu można raczej thrillera podobnego do Widzę, widzę niż nadnaturalnego Omena, a przy okazji zostać świadkiem bardzo gęstego dramatu pełnego niewiadomych.

Opowieść o niepokojących bliźniętach naprawdę mnie porwała. Historia wydała mi się oryginalna, nie spotkałam się nigdy wcześniej z tematyką religijną potraktowaną w tak niecodzienny sposób. Przeraża we właściwych momentach i zachwyca wtedy, gdy trzeba. W mojej ocenie Tin i Tina zasługuje na 8/10 – nie była to strata czasu i myślę, że warto po tę produkcję sięgnąć pomimo dość niskich (za niskich) ocen internautów.