Reinkarnacja to temat bardziej pasujący do dramatu filozoficznego z elementami sci-fi niż do horroru, a jednak w historii kinematografii można takie cuda znaleźć (japoński horror Reinkarnacja z 2005). The Reincarnation of Peter Proud z 1975 horrorem także nie jest, przynajmniej nie w sposób bezpośrednio związany ze straszeniem, ale przypadł mi do gustu bardzo i momentami nawet zafascynował.
Historia nie jest jakoś wielce skomplikowana (którą by była, gdyby wziął się za nią Cronenberg - a to jego klimat po trosze). Wszystko zaczyna się od sennego koszmaru głównego bohatera, Petera Prouda (Michael Sarrazin), w którym mężczyzna o imieniu Jeff zostaje zabity przez kobietę, Marcię (Margot Kidder). Dodatkowo Peter widzi różne obrazy i miejsca, w których nigdy nie był i których nigdy nie widział. Poznaje doktora Samuela Goodmana (Paul Hecht), który prowadzi badania nad snem. Po kilku nieudanych eksperymentach Peter zaczyna podejrzewać, że był w poprzednim życiu Jeffem i próbuje na własną rękę odszukać Marcię.
Zanim film się skończy będzie kilka scen godnych uwagi, kilka drobnych twistów i dużo nagości. Co rusz widzimy Marcię lub obecną dziewczynę Petera nago, a i sam Peter nie zawsze ubrany chodzi. W filmie nie ma ani jednego momentu do strachu, ale nie było to zamierzone. Nie ma także ani jednej kropli krwi. Jak już pisałem nie jest to horror. I tu jest właśnie największy problem, bo tak był właśnie reklamowany i taką ma przypisaną łatkę.
Na koniec tylko napiszę o stronie technicznej filmu. Reżyserem jest weteran kina akcji, J. Lee Thompson, twórca chociażby Dział Navarony, czy dwóch części Planety Małp oraz kilku filmów z Charlesem Bronsonem. To, co mi najbardziej zapadło w pamięć to jednak lekko jazzująca, trochę lounge'owa muzyka Jerry'ego Goldsmitha. Zdjęcia są totalnie zwyczajne i niczym się nie wybijają.
Tak czy siak polecam, jako dobry film z lat 70. Film w całości dostępny jest na YT.
7/10