http://www.honmaru.pl/?subaction=showfull&id=1281364501
nic dodac, nic ująć.
Wiesz... to że na honmaru autor watku ma osobisty uraz do tego filmu, nie znaczy ze dla innych ekranizacja Tekkena tez musi byc gniotem. Niewazne jak bardzo zostanie obrzucony miesem ten film i tak uważam go za dobre dzielo i nie zmienie swego zdania, nawet gdybym mial zostac za to skamieniowany :P
Gdyby zrobili film o czymś co uwielbiam w taki sposób jak ten film, to wybacz ale osobisty uraz to jest delikatne stwierdzenie.
Po za tym ocena tego filmu 10/10 to moim mniemaniu Mount Everest wśród przesady. Ale nie, ku zdziwieniu obrońców tego filmu, młodzieży która se już zdążyła strzepać kilka razy przy scenach z Ch.Monteiro, dzieciom, którzy gdy widzą "fajosko" wyglądające Yoshimitsu czy *hytysz* *hytysz* troche krwi, nie będę Cię obrzucać mięsem. Nie, bo szanuje czyjeś zdanie. Nie zacząłeś jak nie będe wymieniał kto, od przezwisk, wulgaryzmów i innego stawiania w złym świetle, więc nawet pozdrawiam :) Mieć swoje zdanie i nie obrażać nikogo ze ktos ma inne to już rzadkość w tych czasach.
Poza ocenami "10" (bez komentarza) i 1 jest jeszcze kilka stanów pośrednich. I gdzieś tak w połowie stawki plasuje się Tekken. Bo to po prostu średni (5/10) film akcji z dobrą muzyką. Dodatkowy "punkcik" - tak jak napisałem wcześniej - przyznałem właśnie za to, że kilka razy w trakcie seansu kąciki moich ust powędrowały do góry, w następstwie tego, co widziałem i słyszałem (i nie, nie mam tutaj na myśli Christie i naiwnego wątku miłosnego: Jin ot tak zdradza swoją dziewczynę, a ona biedna, niczego nieświadoma czeka. Nice... wielki wybawca ludzkości). Jasne - wiele tu uproszczeń, roszad (wspominany wielokrotnie "styl walki" panny Monteiro czy jest brak związku z Eddym), trzeba jednak pamiętać, iż film rządzi się swoimi prawami. Nie był to obraz kręcony wyłącznie dla zapalonych graczy, dlatego też - tak myślę - dla urozmaicenia zrezygnowano z dwóch postaci walczących capoeirą (a może po prostu aktorka nie dawała rady z tą techniką i takie rozwiązanie - zamiast szukania zastępczyni - było łatwiejsze?). Skrzywiłem się delikatnie widząc broń (Yoshiego pomijam), okazujący się finalnie tym dobrym idealistą Heihachi również do mnie nie przemówił, ale szat rozdzierać nie zamierzam. To mimo wszystko tylko nastawiony na ucieszę gawiedzi film. Gra zresztą także nie jest niczym więcej.
Heihachi z reguły jest dobrym człowiekiem. W Tekkenie 2 nawet chciał ratować syna, gdy go Devil chciał zabić. Broń Yoshiego to ogólny samobój.. bo Yoshimtsu to nazwa miecza, od ktorego wojownik wziął nazwe. Film na łatwizne (postaci, które zagrać mogą wszyscy byleby 5 minut w przebieralni posiedziec), który odniesie kasowy sukces bo dla ciekawosci - szczegolnie w rodowitych azjatyckich krajach, tłumy pójdą do kin.
Tak wiem o tym. Stąd też obecność Yoshiego w Soulu. Niby ten sam, a jednak... ;)
Co do stwierdzenia "Heihachi z reguły jest dobrym człowiekiem" to moim zdaniem jest to jednak pewne nadużycie. Zgadzam się co do jednego: film był pójściem "na łatwiznę": tak samo jak DoA, drugi Mortal, Doom czy nawet Street Fighter (którego - o dziwo - darzę sporym sentymentem). Sam tytuł gry miał przyciągnąć widzów do kin (tudzież zachęcić do zakupu płyty). Gracze odbierają to inaczej, ale... za bilet i tak zapłacą, a dla twórców to jest najważniejsze. Dla mnie do dziś traumą jest ogolony na łyso Timothy Olyphant z adaptacji Hitmana. Dlatego też sądzę, że takie filmy trzeba oceniać dwupłaszczyznowo: jako adaptacja gry i film (bez nawiązań do oryginału). Z grami jest trudniej niż z książkami: w przypadku tych drugich pole interpretacji jest szersze, a tu wszyscy mamy w głowach określony wizerunek poszczególnych postaci, miejsc, wydarzeń.
Oczywiście masz racje, jednak ten określony wizerunek czyni daną postać symbolem. Jakiekolwiek zmiany tak drastyczne jak zrobili w tym filmie, nigdy nie wyjdą na dobre dla odbiorcy, który ogląda film jednocześnie uwielbiając pierwowzór. Nawet nie trzeba uwielbiać by wyjść rozczarowanym z kina.. Tandeta - jedno słowo a wyraża więcej niż długie rozczulanie się nad tym co się przeżywa oglądajac ten film.
Kwestia podejścia emocjonalnego. Dla mnie to mimo wszystko tylko gra i tylko film. Traktuję to wyłącznie jako prostą rozrywkę, a tekst "Heihachi Mishima is dead" wrzucił mi olbrzymiego banana na twarz :)
Hmm zgadzam się, właśnie co do filmów na podstawie gier, cóż.. zasiadając, by pooglądać Tekkena nastawiałem się na scenariusz "dobra ze złem", gdzie Jin stanie do walki o pokój i wolność.. bla bla.. nic nowego. Trochę za mało było walk.. myślę, że jako fani bądź nie serii gier Tekken, na to właśnie czekaliśmy, na dobrą akcję. Nie podobało mi się to przeplatanie "walki o prym nad Tekkenem" z całym turniejem, było takie "amerykańskie", aczkolwiek jestem mile zaskoczony.. choć po części nawiązaniem stylami do konkretnych postaci. Końcówka filmu jakby zapraszała na drugą część.. więc kto wie, może ujrzymy pozostałych zawodników Tekkena, których pominięto, a na pewno pasowaliby do odsłony tegoż projektu.
To chyba tyle, pokuszę się o ocenę 7/10 właśnie ze względu na wpasowanie się bohaterów (przynajmniej większości z nich)