"Tatarak" to nie film Wajdy, a Krystyny Jandy. Odpycha mnie emocjonalne spuszczanie się na widzów swoimi traumami, bardzo współczuję śmierci meża, ale jesli chciała tragedię opowiedzieć, to można było w monodramie pt.: "Wspominam chorobę i śmierć Edwarda" a nie w ekranizacji opowiadania Iwaszkiewicza, te historie ze sobą nie licują.
Według mnie nie nachalny, tylko stonowany, i nie ekshibicjonizm, tylko podzielenie się doświadczeniem. Do tego doskonale korespondujące z opowiadaną w filmie drugą historią. Nie licuje natomiast na pewno pisanie o czyimś "spuszczaniu się" w kontekście filmu o takiej tematyce jak "Tatarak". Do tego jakaś frustracja w tym dla mnie pobrzmiewa, a może po prostu brak wychowania i wyczucia.
To jest niewatpliwie dobry film jesli chodzi o wartosc artystyczna, jednak nie potrafie ocenic go w punktach. Wzbudzil po prostu we mnie zbyt mieszanie uczucia. Rzeczywiscie 'spuszczanie sie' (jak okreslil to moj poprzednik powyzej) jest delikatnie mowiac nie odpowiednim slowem w kontekscie tematyki tego filmu (dla mnie zreszta dokumentalnego bardziej niz fabularnego). Ale po co powstal ten obraz? To jest rzeczywiscie najczystszy ekshibicjonizm emocjonalny nie majacy nic wspolnego z opowiadaniem Iwaszkiewicza. Wajda postanowil pokazac jak trudno przebiegala wspolpraca z Janda podczas choroby jej meza? Janda chciala pokazac jak bardzo rozpaczala obserwujac chorobe meza? A moze chciala pokazac, ze zaloba obowiazuje takze w lozku, gdzie nosi sie czarna (mini) koszulke nocna i zamiast kapci wysokie obcasy (obowiazkowo czarne). Pewnie cale zycie przed kamerami zawsze sprawia w efekcie, ze ma sie potrzebe dzielenia z widzem absolutnie calym swoim zyciem, bez wyjatku i cienia intymnosci. Takie zboczenie zawodowe. Tylko dlaczego nikt w tym filmie nie opowiedzial o jego sednie? A mianowicie dlaczego nie uslyszelismy ani slowa o cierpieniach zmarlego, jego bolu, wypowiadanych obawach, uczuciach i lekach? Nie mial zadnych? A moze po prostu zeszly na drugi plan ... po gwiezdzie.
Mnie słuchania o zmarłym nie brakowało. Może dlatego, że jednak to było, a może dlatego, że nie o tym był ten film.
Czy Wy przez "ekshibicjonizm emocjonalny" rozumiecie epatowanie uczuciami, czy co? Bo tak naprawdę to nie wiadomo, co to zgrabne, metaforyczne wyrażenie znaczy. Funkcjonuje trochę na zasadzie wytrycha chyba i jest przez to nadużywane.
A ja się zgadzam z Tobą. To film Jandy i o Jandzie. Niby na podstawie, między innymi, jej wspomnień "Zapiski ostatnie" powstał film, ale ja miałem przez cały seans odczucie jakbym oglądał biografię. Napisałeś to dosadnie, ale masz sporo racji.
Mnie wcale nie kojarzy się to z nachalnym ekshibicjonizmem emocjonalnym - przeciwnie, z opowiadaniem czegoś bardzo prywatnego, dotykającego, traumatycznego w sposób niezwykle delikatny, powściągliwy - i ze względu na sam tekst "Zapisków ostatnich", i grę Krystyny Jandy, i pracę kamery w tych scenach, w których Janda jest sobą, a nie Martą (pogrążona w cieniu twarz, brak zbliżeń, pustka hotelowego pokoju).
To w dzisiejszym świecie, w którym masową wyobraźnią rządzi moda na wywalanie wszystkiego na wierzch, wydawało mi się wręcz archaiczne, tak samo osadzone w jakimś odległym czasie jak historia Iwaszkiewicza.
Jeżeli dobrze pamiętam, Janda nie kryła, że chciała zbudować mężowi pomnik, pragnęła, żeby coś po nim zostało - a operatorzy filmowi są zwykle w cieniu. Nie tylko rozumiem to po ludzku, ale absolutnie mi to nie przeszkadza w odbiorze filmu - przeciwnie, mam wrażenie, że to go wręcz wzbogaciło - i wcale nie o prywatne szczegóły z życia znanych osób, ale o coś istotniejszego. Spotęgowało motyw śmierci, wszechobecnej, czyhającej, rzucającej złowrogi cień na wszystko: młodość, miłość, niweczącej złudne poczucie trwałości czegokolwiek. Iwaszkiewiczowska Marta wstydzi się, że żyje, skoro tylu wspaniałych młodych ludzi, w tym jej synowie, zginęło; Janda nie rozumie, jak mogła zagrać w teatrze w dniu śmierci męża, a może jak w ogóle po takim okaleczeniu, po takiej stracie można dalej żyć. Pozornie może nawet tak jak dotychczas, ale z dojmującym, potwierdzonym własnym doświadczeniem przekonaniem, że "życie tak łatwo przechodzi w śmierć"...
Jak zwykle polskie emocjonalne kino musi byc ku czci, w konteście dla kogoś, ku pamięci, byle nie dla widza... Rozpuszczone w wodzie emocje nawet mnie nie zaniepokoiły a Edward K. nie zaciekawił bardziej niż bliższy mi Józef M. , także zmarły niedwno. Koniec Wajdy, a aktorów ostrzegam - nie dajcie się pociągnąć do grabowca kinematografii polskiej. 5/10 z szacunku dla autora Ziemii Obiecanej.
Film by nie był jakim jest bez monologu pani Krystyny. A jest dobry. Bardzo dobry.
moim zdaniem w tym filmie, a zwłaszcza w monologach Jandny, nie ma ekshibicjonizmu emocjonalnego, wręcz przeciwnie, bardzo spokojnie i rzeczowo opowiada o ostatnich chwilach życia męża, niektórzy mogli by uznać, że zimno i bez uczuciowo.
Nie podoba mi się pomysł połączenia różnych form film, opowiadanie i pokazanie realizacji samego filmu, moim zdaniem to się nie zgrało, nie łączy się w całość aby opowiedzieć jedną historię, trochę przypomniał mi się film Wszystko na sprzedaż ale tam wszystko było świetnie dopasowane i balansowało na granicy filmu i realu.
Bardzo dobra muzyka.