i angielscy kibice/piwosze, gdyby nie obleśna obsada film by zyskał. Ogolnie dla zagorzałych fanów/pseudokibiców zmieszane z problemami głównej postaci, mianowicie chorego fanatyka mającego kota na punkcie Erica Cantony, piłkarza żabojada, który to z kolei pomaga mu wyjść na prostą. Niestety przyrównanie życia realnego do kariery sportowej ma sie nijak, więc Eric Cantona wychodzi na zwykłego obszczymurka, o jego życiu prywatnym nie napomknięto nic. Dlatego uważam że to zwykły ściemniacz, ot fan i jego idol, czysta paranoja
Obleśna grupa piwoszy kibiców, poza tym film jest ok, ma dobry morał, może zbyt się uczepiłem ale nie lubie takich " kuflowych środowisk"
srsly po przeczytaniu tych wypocin niemal odstawiłam film - a byłby to wielki błąd, bo film jest naprawdę bardzo dobry.
i te, lord byron, zrób użytkownikom tego serwisu przysługę i na drugi raz sprawdź w słowniku znaczenie słowa "metafora" to może uda Ci się pojąć, że ten film ani trochę nie był o Cantonie i jego fanie. Mógłby być o Jezusie albo o Ghandim, albo o kimkolwiek. Metafora. Pamiętaj byron, słownik to przyszłość.
Ojoj jakie surowe słowa z ust ładnej dziewczyny i sroga minka. Pomny tych budzących mą słabość zalet, odpowiem grzecznie, z nadzieją na ocieplenie klimatu. Otóż znam znaczenie słowa "metafora", biła po oczach. Jednakże nie możesz zaprzeczyć, iż metafora tutaj jest ściśle uwarunkowana i nieprzypadkowo umiejscowiona w środowisku w/w. Mamy tu kibiców, fanatyków piłki, i wyimaginowanego piłkarza "autorytetu". Ani Jezus czy Gandhi, nie byli dla nich obiektem autorytatywnym, kibiców nie interesowała religia ani mądrość Gandhiego. Porównanie jest więc nie na miejscu, aczkolwiek gdyby film był o zróżnicowanym środowisku społecznym (kibice, wierzący i filozofowie), wtedy jak najbardziej masz rację. Nie trzeba było by nawet dużych kontrastów, aby ukazać różnice pomiędzy w/w grupami. Niestety, stąpajmy twardo na ziemi, i powtórzę po raz kolejny " światek kibiców piłki nożnej i fanatyk Erica Cantony, przesiadujący z kolegami oglądający mecze żłopiąc piwo. Znam polskich fanów piłki i wiem co to za choroba, ich święta trójca i to piłkarze, mecze i piwo. Nie masz co doszukiwać się w tym filmie aż tak górnolotnych metafor, wiesz co oni robią jak leci w TV coś innego niż piłka ? Zasypiają.
Napisałem to wyjaśnienie w związku posądzenia mnie o nieznajomość słowa "metafora". Przeczytaj i postaraj się zrozumieć, by nie odpisać pochopnie lub pod wpływem emocji ;))
Ojoj.
Cóż, może jestem nerwuskiem, ale też, gdy idzie o wymagania stawiane ogółowi społeczeństwa - minimalistką. Ani od tego, ani od żadnego filmu nie oczekuję, że odpowie mi "na wielkie pytanie o życie, wszechświat i całą resztę", a już na pewno nie, że zrobi to w formie błyskotliwej, ponadczasowej metafory. Tak to już jest, że jeden lubi na smutno, drugi na wesoło, a jeszcze inny na nerwowo.
Eric Cantona - dla mnie! - w tym filmie nie był przedstawiony jako autorytet. Jeśli już miałby symbolizować coś jednorodnego to raczej pewne wartości, nawet te dotyczące stricte piłki nożnej i ultrasów, które odeszły do przeszłości, zgniły i nowemu pokoleniu wydają się śmieszne. Mnie urzekło, że można tak prosto opowiedzieć o prozie życia, o konieczności przemijania i konieczności godzenia się z własnym przemijaniem... które dotyka każdego i każdego przeraża, nawet jeśli całymi dniami tylko żłopie piwo z kolegami. W zestawieniu marzeń i realności - każdy inaczej, ale i poniekąd każdy tak samo: przegrywa. To jest niestety wulgarne, nieważne jak bardzo chcielibyśmy to zintelektualizować.
Pozdrawiam i przepraszam za uniesienie (byronowski login jedak aż się o ten słownik prosił). :)
Miły z ciebie nerwusek ;)) Ładnie wyglądasz jak się denerwujesz ;)) Ale złość urodzie szkodzi, to chyba sama wiesz. No ale wróćmy jeszcze do jednego wątku ładna złośnico. Otóż Cantona dla mnie też nie jest żadnym autorytetem (osobiście nie cierpię piłkarzy i kibiców). Ale z cała pewnością autorytetem dla Bishopa, i do tego nawiązywałem w w/w poście ;)) Nie denerwuj się plis ;)) Nogi do góry ;)) Wyglądasz ładnie i inteligentnie i niech tak zostanie ;)) Pozdrawiam i buzi dla dodania animuszu ;*
Nigdy w takich momentach nie wiem, czy wdawać się w feministyczne polemiki, czy machnąć ręką na uroczą, ale jednak - protekcjonalność ;-) - a, jako, że akurat animuszu mi nie brakuje, pozwolę sobie wybrać drogę jeszcze inkszą.
Będzie to uwaga/pomysł/wizja.
To, że drogi lordzie byronie nie postrzegasz Erica Cantony jako swojego autorytetu zdążyłam już wywnioskować z wypowiedzi założycielskiej. Ja również tak go nie postrzegam, prawdę mówiąc dopiero w filmie dowiedziałam się o jego istnieniu i nie bardzo ta wiedza ubogaciła moje życie.
Nie zgodzę się jednak, że jego funkcją w filmie jest być autorytetem. I o to mi z kolei chodziło w moim poprzednim poście. Dlaczego Eric Cantona nie jest tu autorytetem?
Powodów jest wiele. Najważniejszy z nich to taki, że Eric Cantona nie gra w tym filmie siebie.
Gra urojenie, które przypomina Erica Cantonę. Skąd to wiem? Przede wszystkim stąd, że nie sądzę, aby rzeczywisty ex piłkarz potrafił się dowolnie de i materializować. Oczywiście - jego postać nosi imię Eric i wcale nie musi być urojeniem, może być projekcją jaźni albo sublimacją superego. W każdym razie na pewno nie chodzi tam o objawiającego się Cantonę.
Co to daje? Ano - ponieważ jest to wytwór umysłu głównego bohatera (i zgodzę się, że wybór powierzchowności Cantony wynika z ogromnego, fanowskiego sentymentu bohatera do tegoż zawodnika), jego obecność, porady, pomysły, opowieści są dość... powszechne i nieco banalne (?). Wychodzą przecież z mózgu "zwykłego" listonosza, który w wolnym czasie pije piwsko z kumplami.
Eric Bishop tak naprawdę znajduje sobie orędownika w sobie samym, ale nie potrafiąc tego przyjąć (depresja, nikłe poczucie własnej wartości itd.) wytwarza psychiczny obraz swego idola, Erica Cantony. Jednak przecież widzimy wyraźnie, że idzie tam o wewnętrzny dialog, a nie debatę z autorytetem (tej zresztą w ogóle tam nie ma!!). Dlatego też zaoponowałam przy podsumowania filmu, sugerującym jakoby ten obraz dotyczył zaślepienia i fanowskiego uwielbienia. Mam nadzieję, że wypowiedziałam się jasno. Jaśniej w każdym razie nie umiem. Pozdrawiam!
A mówiłem, że jesteś inteligentna, wyczytałem to z twarzy i tajemniczych mądrych oczach ;)) Muszą przyznać, że masz w sobie piękno również wewnątrz, czuję się kontent, mogąc wymieniać zdania z osobą świadomą swoich myśli i umiejętnością doboru słów, a więc dojrzałą i doświadczoną. Myślę, że poszliśmy na kompromis (?), nasze opinie są na tyle elastyczne (?), że ułożyłem z niej zadowalającą całość. Priorytetem jest oczywiście Twój opis;)) Muszę uznać Twą wyższość, niech to będzie mój wyraz uznania dla Twego zaangażowania w podniesienie poziomu mojej świadomości o filmie. Niektóre dziewczyny to urodzone nauczycielki ;)), miłe, łagodne, cierpliwe, nie zrozumiesz dziś, to nic, poczeka miesiąc, a nawet rok ;))
A propos jaśniej nie trzeba, wszystko jest wytłumaczone na wysokim poziomie i z wirtuozerią erystyczną ;)) Pozdrawiam ;))
Wiesz, jak to mówią:
kiedy kobieta pyta "co?", nie robi tego dlatego, że czegoś nie usłyszała. Robi to, gdyż daje rozmówcy szansę zmiany wypowiedzianej kwestii ;-)
Dzięki za rozmowę. Kłaniam się! :)
Oby tylko każdy miał na tyle oleju, by się w czas zreflektować, spojrzeć kobiecie w oczy ujrzeć "przegięcie pały" ;)) To ja będę musiał klęknąć, pokłon to zbyt wielki wyraz szacunku dla mej "komicznej postaci" ;)) Wiem z doświadczenia, że inteligencją nie opłaca się zadzierać, dobrze jest mieć ten komfort i oparcie w inteligentnych przyjaciołach, choćby w jednym, to już lepsze niż 100 głupców ;))