Oglądając patologię jak tą na załączonym obrazku, człowiek zastanawia się często, jakim trzeba
być potworem, chorym do granic możliwości tyranem, chociaż opisywany przypadek różni się
znacznie od typowego gnębiciela rodziny, by w tak wyrachowany sposób, niszczyć przez długie
lata swoich najbliższych. Tu ojciec nie nadużywa przemocy fizycznej. On manipulując innymi
maltretuje ich psychicznie. I o zgrozo, wychodzi mu to po mistrzowsku.
''Sztuka płakania'' to kolejny przykład duńskiego kina, gdzie realizm (jakby nie patrzył mamy do
czynienia z najzwyczajniejszą w świecie rodziną), obojętność otoczenia (zwłaszcza tego
bliskiego) i brutalna rzeczywistość wylewają się jak toksyczne odpady na widza. Jednak Peter
Schønau Fog, nie robi tego w sposób wielce szokujący czy pretensjonalny, a tworzy coś tak
naturalnego, jakby było to codziennością każdego z nas. Nie podsyca tematu, nie piętnuje go, a
tylko chce udowodnić, że rzeczy, które ukazuje, trwają i trwać niestety będą.
Co gorsza, tych wszystkich, których film ten poruszył, zbulwersował, a nawet obrzydził, dusić
może bezgraniczna bezsilność, co więcej, nie będą oni w stanie zrozumieć bierności tych,
mogących odwrócić losy swojej rodziny, bo jak można inaczej powiedzieć o matce, która zamyka
się nocami w swoim świecie dzięki lekom nasennym, by nie oglądać cierpienia dzieci, albo o
najstarszym jej synu Angerze, który widząc co się dzieje pod rodzinnym dachem, odizolowuje się
i ucieka od obowiązku zrobienia czegoś wobec zła, które czyni jego chory psychicznie ojciec.
Aż wstyd się przyznać, ale obserwując dramat tej duńskiej rodziny, kilka razy wybuchłem
śmiechem. Ojciec był do tego stopnia żałosny, iż nie mogłem się powstrzymać od wyśmiania
jego nienormalnego zachowania, chociaż widziałem, że zachowaniem tym osiąga on swój
zamierzony cel. Użalając się nad sobą, obierał zawsze tę samą prymitywny metodę, a ta
niewyobrażalnie skutkowała na jego korzyść. Jednak branie domowników na litość, w pewnym
momencie stało się dla mnie tak żenujące, że aż zabawne. Niekiedy tragedia tych ludzi,
sprawiała wrażenie gorzkiej satyry, mocno irytującej czarnej komedii.
Najlepszym przykładem są tu pogrzeby symbolizujące uszczęśliwianie obłudnego ojca
zwyrodnialca. Pozbycie się wiecznie narzekającej ciotki i kilka innych ''incydentów'' z udziałem 11-
latka, jest równie śmieszne co przerażające.
Jeśli widzieliśmy już niejednokrotnie pokazanie jak cienka granica jest między dobrem, a złem,
to tu reżyser zadbał o to, byśmy obserwowali deptanie najistotniejszych dla człowieka wartości,
poprzez oczy i rozum małego, naiwnego chłopca. To nadaje obrazowi nieco innego wyglądu.
Allan, nie pojmujący zła jakie wyrządza jego ojciec, uznaje to co widzi za normę. Chce, aby jego
rodzic przestał się obwiniać i próbuje uszczęśliwiać go na siłę, bez względu czyim robi to
kosztem, a najczęściej ''używa'' do tego swojej dorastającej siostry. Perfidny ''tata'' jednak tak
umiejętnie gra na uczuciach ''malca'', że aż przykro patrzeć, jak ten daje się wciągać non stop w
tą samą pułapkę. Dostrzec można też podobieństwo syna do ojca w niektórych zachowaniach.
Żal oglądać jak marnuje się jego życie i życie starszej siostry Sanne, która trafia, oczywiście
wbrew swej woli, na oddział psychiatryczny. To ona jest tu największą ofiarą i to ona przeżywa to
wszystko najbardziej. Do dziewczyny dociera w pewnym momencie to, że stary ją krzywdzi, że
niszczy jej życie, że pozostawia ślad w głowie, ślad który już będzie tam na zawsze. Bunt
nastolatki przynosi jej ulgę, ale ma też swoją cenę.
Portret żałosnego tyrana może być tylko jeden. Kogoś tak poważnie niezrównoważonego,
powinno się jak najszybciej odseparować od rodziny i przykładnie obserwować czy dochodzi w
nim do pozytywnych przemian, w które osobiście i tak nie wierzę. Albo dać mu po prostu ..odejść.
Jednak tchórzliwa natura nie pozwoli mu na ten krok. Jego strach, płacz na pokaz, użalanie się
nad sobą, ''nieszczęśliwość'', to tylko pozory, które mają wzbudzić litość. Zaspokajanie swoich
potrzeb kosztem dzieci, czyli łamanie zasad moralnych, jest niedopuszczalne!
Dla niego pławienie się w ohydnym bólu, jest dla innych jest koszmarem. Jednak i on jest ofiarą.
Ciężko ocenia się takie obrazy.
Ludzie, którzy ugrzęźli w takim domowym bagnie, nie powinni bać się z niego wydostać. Muszą
walczyć, muszą szybko reagować, muszą umieć rozmawiać, nie mogą się bać, powinni znaleźć
w sobie tyle odwagi ile tylko się da, by przełamać falę zła w której się topią. Muszą szukać
pomocy. To w głównej mierze, zależy od nich samych czy uda im się wyrwać z łańcuchów
przemocy, bo w przeciwnym razie staną się takimi samymi potworami i przeleją swój żal i
nienawiść na potomstwo.
Ogromnym plusem jest scenariusz Bo Hansen, bardzo poukładany i jasny w odbiorze, oraz
aktorstwo, wiarygodne i dojrzałe, ze spontanicznym Lorenzenem w roli Allana na pierwszym
planie.
Po ''Polowaniu'', ''Zło'', ''Szkole dla łobuzów'', ''Lilja 4 ever'', ''Przełamując fale'', ''Fuc.king Amal''
oraz ''Jabłkach Adama'', to kolejny film z Danii po który sięgam i następny wyjątkowy, oraz
przynajmniej dobry, mimo iż ponownie mam do czynienia z niełatwym tematem. Tym razem 7/10.