To naprawdę bardzo, ale to bardzo przyzwoity film. Akcja wartka i spójna, dialogi naturalne, zabawne i inteligentne, aktorzy grają koncertowo. No i do tego jaki walor edukacyjny! Murowane kilka nagród. Jedyne co mnie czasem trochę drażniło to taki teledyskowy, szybki montaż.
Dobrze, że taki film powstał, szczególnie teraz, kiedy znowu pewne instytucje chcą nam do łóżek zaglądać i kazać schodzić z seksualnością do podziemia.
Właściwie ze wszystkim się zgadzam ale... ten film zbyt chce się podobać. Gdyby postać Wisłockiej nie została ucukrowana film byłby o wielokroć lepszy. Pewnie mniej wartki, zabawny i popularny ale lepszy.
Gdyby nie to, że widziałam ten film przedpremierowo, pewnie bym się z Tobą zgodziła, bo promocja, jak to bywa z koprodukcjami tvnu była znów straszliwie nachalna i "Wisłocka" wyskakiwała dosłownie z każdego kąta.
Nie myślałam o promocji. Postać Wisłockiej jest bardzo schematyczna, autorzy usunęli wszystkie jej cechy i zachowania które większość populacji uważa co najmniej za kontrowersyjne (delikatnie mówiąc). Gdyby scenarzysta i reżyser odważyli się nadać kilka negatywnych cech i postać i cały film byłby lepszy.
Ok, skupiłam sie na tym "podobaniu", które dla mnie jest związane także z promocją. Pewnie na swój sposob masz racje, ja jednak od tego filmu nie oczekiwałam reztelnej biografii, a jedynie dobrej rozrywki i uważam, że to dostałam.
Masz rację. Jako rozrywka ten film sprawdza się świetnie a ja chyba faktycznie oczekiwałam czegoś innego :) Pozdrawiam.
Kobieta, która stworzyła chory trójkąt "miłosny", okłamywała własne (i niewłasne) dzieci, przyczyniła się aktywnie w sposób perfidny do rozbicia rodziny i w sposób bierny narażając na ryzyko rozpadu małżeństw doradzając "skoki w bok" pacjentkom. Co ona wiedziała o miłości? Tytuł powinien brzmieć "Sztuka pier*****a", a nie Sztuka miłości. Jeśli takie osoby przedstawiane są jako wzór godny uwielbienia i podziwu to jest to straszny upadek cywilizacyjny społeczeństwa...
Jak napisałam powyżej, dla mnie ten film to typowe kino rozrywkowe i nie oczekiwałam, że będzie dla mnie wyrocznią moralną, ani przewodnikiem w świecie seksu i miłości. Skąd ten pomysł, że Wisłocka została tu przedstawiona jako "wzór godny uwielbienia? Przecież na starość została sama, z kotem, a to chyba nie jest żaden "happy end"? Była jednak zaciętym i kreatywnym naukowcem, a pisząc o miłości moim zdaniem pisała o tym, czego jej w życiu zabrakło.
Cieszę się, że takie masz spostrzeżenia po tym filmie. Obawiam się tylko, że spora część widowni mogła tego nie dostrzec, bo reżyser jednak film nakręcił w taki sposób, by świadomie, bądź podświadomie kibicować tej postaci i niejako uznać ją za pozytywną w odbiorze. Takie moje odczucia.