Na pewno jest to jeden z tych filmów, które dla jednych będą arcydziełem, a dla innych gniotem. Trafi raczej do bardzo wrażliwego widza, którego życiowe doświadczenia będą w jakiś sposób rezonować z histoią bohaterów. Dla mnie jest to zdecydowanie jeden z najbardziej genialnych filmów jakie widziałem. Umieszczenie go w kategorii horror, to całkowite nieporozumienie. Ja określiłbym go jako dramat psychologiczny z elementem s-f, który jednak nie gra tutaj treścią, a jedynie zręcznie użytym narzędziem.
Jeśli spojrzymy na powierzchnię wody, nie zobaczymy tam nic szczególnie ciekawego. Kiedy zanurzymy się pod nią, ujrzymy całe bogactwo flory. Rafy koralowe, przepiękne wielobarwne stworzenia.
Podobnie jest z tym filmem. Jego fasadowa warstwa, to niczym nie zaskakująca fabuła s-f. Ale jeśli odczytamy głebię zawartą pod nią, zanurzymy się morzu emocji. Trudno nawet opisać co czuje się podczas oglądania niektórych scen. Z resztą każdy może poczuć coś innego, bo reżyser nic nie podaje nam na tacy. Wzruszenie, tęsknota, miłość, samotność, namiętność, smutek, złość, zazdrość, otwartość, nadzieja. Kalejdoskop emocji, które przenikają jedna w drugą. Splatają się ze sobą w sposob nieuporządkowany i "trójwymiarowy", dojmująco prawdziwy. Ten film jest trochę jak "emocjonalna incepcja". Możemy wchodzić w kolejne poziomy, zagłebiając się w samych sobie i tylko od nas zależy, na jak wiele sobie pozwolimy. Niektórzy będą pływać po powierzchni, a niektórzy zanurkują wgłąb siebie, konfruntując się ze swoimi pragnieniami, motywacjami, kłastwami wobec samych siebie. Skandynawskie kino, po raz kolejny nie zawodzi. "Superpozycja" wskakuje zdecydowanie na moja listę "top of the top".
"Trafi raczej do bardzo wrażliwego widza..." Rozumiem, że ty jesteś super wrażliwy, bo dałeś 10/10, a jeśli komuś się nie podoba, to burak jest i basta. Gratuluję dobrego samopoczucia.
Dokładnie,ja dałem 2 jedynie za fajny klimat.Ale ogólnie film dno i wodorosty.Kto takie bzdury wymyśla ?.
Spojler!!! A dlaczego nie było drugiego takiego samego dziecka? Skoro wszyscy poza nim byli zdublowani
Jedno dziecko zgubiło się w lesie i nie przeżyło. Końcowa scena to wyjaśnia - znalezienie rękawiczki blisko jeziora i to, że drugie dziecko przedostało się do równoległego świata, a mogło to zrobić tylko jeśli jego sobowtór nie żył.
I właśnie ta interpretacja zakończenia mi nie pasuje. Ona zgubiła na początku filmu swojego prawdziwego syna, a tu - na koniec - zauważa, że jej prawdziwy syn prawdopodobnie się utopił i wydaje się z tego powodu zadowolona.
Swoja drogą, to że zauważyła z oddali, z jadącego samochodu, leżącą pod kamieniem rękawiczkę te mi nie pasuje. W realnym świecie jest to niewykonalne. Więc albo to błąd reżyserski, albo ona wiedziała, ze dziecko wcześniej tam było - czyli, ze na początku filmu zabiła swojego synka, bo skąd miałaby wiedzieć, że ta rękawiczka tam lezy?
Sprawę dodatkowo gmatwa fakt, ze wyjechali dokładnie w miejscu, gdzie wcześniej urwała im się muzyka z radia i ta muzyka znów im się włącza, gdy mijają ten słup energetyczny, stojący przy drodze. Tak jak by czas nie płynął podczas wydarzeń z filmu. Troche za dużo gmatwania, dlatego uważam to za błedy reżyserskie, a nie celowy zabieg.
Wyobraź sobie dylemat moralny z jakim musiałaby się zmierzyć gdyby okazało się że jej wersja dziecka żyje. Też brakowało mi tego wątku. Ale poczuł jej ulgę, kiedy okazuje się że jej dziecko nie żyje (założenie że się utopiło) i nie będzie musiała dokonywać wyboru.
Wyobraź sobie dylemat moralny z jakim musiałaby się zmierzyć gdyby okazało się że jej wersja dziecka żyje.
Jakbym czytał siebie. Czasem zastanawiam się czy głębia uczuć przychodzi sama z siebie czy wskutek przeżyć nie zawsze pozytywnych
W którymś filmie główna bohaterka mówi o miłości (chyba to była Meg Ryan) podając przykład jak to jej ojciec wziął psa skazanego z przypadkiem beznadziejnym (śmiertelnym) i wydłubał mu wszystkie robaki z odbytu aby przeżył. Dla mnie ten film jest dla tak właśnie wrażliwych osób, ja wolę nieco inne kino... P.S. Jedno co mi się podobało w tej historii, to niedopowiedziany wniosek, że przeżyły "lepsze" (dla kogo?) wersje ich siebie.