Chyba każdy pamięta te obrazy w tv, gdzie ludzie są ewakuowani z samolotu "pływającego" na rzece Hudson. Ale pewnie wielu - ja na pewno - nie wiedziało, co działo się w NTSB i jak szukano dowodu "winy" na kapitana... Nie byłem tego zupełnie świadom, widziałem tylko człowieka, który swoim doświadczeniem i umiejętnościami, uratował tak wiele osób. Jak skończyła się ta historia - trzeba zobaczyć film! I pamiętajcie - nie wychodźcie z kina jak tylko zaczną się napisy - poczekajcie! :-)
Przykre, że pilot dokonuje czegoś tak niezwykłego i ratuje życie wielu ludziom, a mimo to jest traktowany jak potencjalny przestępca. Rozumiem, że po katastrofach muszą być śledztwa, ale irytowała mnie ta cała procedura i szukanie błędów. Generalnie Sully to bardzo opanowana postać i niby jest mowa, że społeczeństwo postrzega go jako bohatera, jednak w filmie czuć ciężki klimat. Szkoda, że tak to wygląda.
To tak nie wygląda. Eastwood tak to zrobił, żeby film się ludziom bardziej podobał, bo historie o złej biurokracji stojącej na drodze herosom to najpopularniejszy rodzaj historii w kinie obecnie. Po prostu żeby było ciekawie. To jest film fabularny, a żeby mówić "jak to wyglądało" większy sens ma poczytać książkę (którą napisał sam Sully, komentujący też o filmie, że wypacza sens faktycznej komisji po prostu badającej co się stało) oraz wiele artykułów o tej sprawie.
Akurat ta część w której NTSB koniecznie chciało "uwalić" pilota jest mocno naciągana - pracownicy Agencji od początku do końca śledztwa zachowywali się w 100% profesjonalnie i obiektywnie, co potwierdza zresztą sam Sully (ten prawdziwy), który miał do filmowców sporo pretensji za sposób, w jaki to przedstawiono...
Lądowanie na Hudson to, wbrew pozorom, mało filmowa historia - ot, normalny facet dokonał rzeczy niesamowitej i... wrócił do bycia normalnym - mało materiału na film, nawet stosunkowo krótki (ledwie 90-coś minut), trzeba więc było dodać nieco sztucznego konfliktu. Ot, Hollywood.
NTSB odcięło się od narracji Eastwooda, m.in. dlatego w filmie śledczy, jako jedyne postaci, mają fikcyjne nazwiska. Poza tym nie było żadnego publicznego wysłuchania, a pierwsze odsłuchanie nagrania z kokpitu dokonane publicznie jest w praktyce zupełnie niewyobrażalne. Co do symulacji, to było ich kilkanaście, z natychmiastowym skrętem na la Guardia, i nawet przy tych parametrach sukcesem zakończyła się nieco ponad połowa, zależnie od załogi. Jedna symulacja odbyła się z półminutowym dodanym czasem, i oczywiście zakończyła się katastrofą. Obraz NTSB jest największą słabością tego filmu. Dodam, że NTSB cieszy sie wręcz niewiarygodną renomą za wszystko co robią, szczególnie w zakresie poprawy bezpieczeństwa, i dlatego są w stanie permanentnej wojny z FAA, która często, pod naciskiem linii lotniczych, stara się ich zalecenia ignorować. Polecam lekturę zaleceń NTSB dot. drzwi luku bagażowego w DC-10, sposoby, w jaki FAA olała te zalecenia, i w końcu ilość ofiar, które ma na sumieniu w związku z tym po katastrofie DC-10 Turkish Airlines pod Paryżem.