Przede wszystkim trzeba przyznać,że praca kamery oraz muzyka są w tym filmie wręcz obłędne.
Poza tym bardzo podoba mi się zderzenie nowoczesności z przeszłością, co tworzy świetny
klimat. Cały motyw ze zwłokami w zamrażarce, schodzeniem do piwnicy (ta zabawa lampą),
grą na pianinie czy próbą zabójstwa matki były naprawdę świetne. Aktor grający Charliego też
spisał się na medal (on po prostu ma w oku taki błysk szaleńca, jaki miał młody Nicholson).
Szkoda tylko,żę nie wykorzystano wielkiego potencjału tego filmu. Sama końcówka czy wątek
Whipem były wręcz idiotyczne. Zresztą tak samo jak wykopanie wielkiej dziury plastikową
łopatką. Niektóre pseudofilozoficzne wątki (jak monolog Indii na początku) też był dla mnie
przesadzone, ponieważ reżyserowi nie udało się dobrze przedstawić charakteru i osobowości
Indii, która jak dla mnie była "płaska" pod względem emocjonalnym.