Chce podkreślić że jestem fanem całej serii Star Trek, a po przeczytaniu recenzji i spojrzeniu na "aktorów" mogę śmiało powiedzieć że to coś jest nieudaną próbą odgrzania ST
ja mysle, ze bardziej to kwestia gustu, niz to ze jest to kiepski remake. w zasadzie ciezko nazwac to odswiezeniem star treka, poniewaz film jest kontynuacja serii!
Ci którzy nie znają dotychczasowych filmów i seriali "Star Treka" łatwo polubią ten film. A ci co znają dotychczasowe filmy i seriale podejdą z rezerwą, pamiętając Kirka i Spocka w wykonaniu Williama Shatnera i Leonarda Nimoya. Taka jest prawda.
remake to odświerzanie filmu który już raz był nakręcony. To co najwyżej jest preqwel i to jeszcze gniotowaty i nieudany.
A ja się rozczarowałem, mimo że jestem półfanem ST. Tzn. od czasu do czasu sobie oglądałem, jak leciało w telewizji. Ale po filmie dużo oczekiwałem.
Od strony technicznej mógłbym dać 9+, naprawdę widoki są wspaniałe, efekty robią wrażenie.
Ale fabuła i aktorzy to nic specjalnego. Szczególnie fabuła - nijaka. To słowo pasuje mi zresztą do całego filmu.
7/10
Zwyczajnie NIENAWIDZĘ tego filmu! Tu nie tylko chodzi o to, że - poza tytułem i nazwiskami postaci - nie ma on nic wspólnego z ,,Star Trek': chodzi o to, że jest to zwyczajnie równie kiepski co irytujący film! Orci i Kurtzman nie potrafili by bowiem napisać sensownego, przyzwoitego scenariusza nawet gdyby ich życie od tego zależało! Nic, ale to nic co dzieje się w filmie nie ma najmniejszego sensu - najlepszym przykładem: motywacja złoczyńcy, która jest tak głupia, że głowa mała! Ponad to Orci i Kurtzman na potęgę plagiatowali tu ,,Gwiezdne wojny", a wymyślona - może raczej ukradziona? - przez nich historia jest tylko pretekstem dla coraz to głupszych scen akcji i niewybrednych żartów. Te ostatnie są prostackie i dziecinne na przemian, akcja za szybka i zbyt chaotyczna. Realizacja filmu też woła o pomstę do nieba: statek Enterprise wygląda jak skrzyżowanie iPoda z fabryką czekolady Willy Wonki, statek ,,tego złego" pomyślany jest natomiast tak głupio, że aby dostać dostać się na nim z jednego miejsca na drugie trzeba przeskakiwać z jednej platfory na drugą - obie zawieszone nad przepastną czeluścią. Co za idiota projektował by okręt tak aby przemieszczając się po nim trzeba było ryzykować życiem? Na dodatek, kamera nieustannie się trzęsie, a w oczy Abrams świeci widzowi jakimiś lampkami - paskudnie to wygląda. Nie będę już pisał, jak bardzo ten film zawodzi jako ,,Star Trek" bo zajęło by mi to pewnie kilka godzin ;), a i tak pewnie nikt by tego nie czytał.
na wstepie powiem, ze widzialem cala serie st zarowno wersji divix jak i w HD (ktora bardzo polecam!!) oraz wiele, wiele odc serialu kazdej serii
zastanawia mnie jedno, gdzie widziales/zauwazyles w gwiezdnych wojnach (a widzialem kazda czesc wiecej niz 10 razy oraz 2 cale serie wojny klonow) rownolegly swiat, stworzony przez skok w czasie?
wydaje mi sie, ze nie zrozumiales tego filmu, po powrocie do przyszlości II jest to drugi najelepszy film wykorzystujacy skakanie w czasie!
natomiast zgodze sie z toba odnosnie statku nera - jest bezsensu. w tym statku bardizej mnie rozwalil sprzet wojskowy, zwazywszy ze to byl statek wiertniczy, stad wniosek po kiego grzyba mial on taki arsenal!!
dla mnie film jest o lata swietlne lepszy od nemezis i jest jednym ze lepszych w serii i nie z powodu efektow tylko scenariusza!
Pytanie: czy lubisz i cenisz sobie serial? Jeśli tak, to widać nie zrozumiałeś o co w nim chodziło i uważasz, że to takie samo głupie bieganie z gnatem, jak ten nowy film. ;) Co do alternatywnych rzeczywistości: jeśli powołujesz się tylko na ,,Powrót do przyszłości II" to widać, że nie jesteś zbyt dobrze zaznajomiony z fantastyką naukową. W różnych seriach ,,Star Trek" poświęcone było tej tematyce wiele odcinków, np. ,,TOS: Mirror, mirror", ,,TNG: Yesterday's Enterprise", ,,,,TNG: Tapestry", ,,TNG:Parallels", : ,,DS9: Shattered mirror" i kilka innych. Także cały serial pt. ,,Sliders", poświęcony był właśnie zagadnieniu alternatywnych rzeczywistości. Tak więc dla nikogo zaznajomionego nieco z fantastykom naukową, nie jest to ani nowa czy też rewoluzyjna tematyka. Tak więc żadna rewelacja panie Abrams - tak jak pańskie zakończenie LOST, które było dość żałosne: wszyscy bohaterowie nie żyją? Kto widział, ,,Szósty zmysł", ,,Drabinę Jakubową", czy ,,Innych" będzie zaskoczony jak bardzo mało oryginalne jest to zakończenie. A wracając do tego, że J.J ściągał z ,,Gwiezdnych wojen" -, których jest fanem, o czym otwarcie mówił w wywiadach - ile się dało... pseudo-Kirk jest w tej rzeczywistości chłopcem z farmy, który najwyraźniej nie dogaduje się ze swoim przybranym ojcem, w barze przychodzi mu z pomocą stary, mędrzec, który znał jego ojca. Ów ojciec był bohaterem i stary kapitan zachęca pseudo-Kirka, aby ten poszedł w ślady rodzica. Główny zły ma potężny statek, za którego pomocą niszczy rodzinną planetę, jednej z głównych postaci. Pseudo-Kirk, wygodnie zostaje wyrzucony na Hoth, ;) gdzie w atakuje go stwór łudząco przypominający Wampę... Na, tej planecie objawia się mu duch Obi-Wana... to znaczy natrafia na starego Spocka, który tak jak Obi udziela mu wskazówek. Pod koniec bohaterowie niszczą Gwiazdę Śmierci, zanim ta zniszczy Yavina IV... tj. niszczą Naradę nim ta zniszczy Ziemię. I wszyscy bohaterowie zostają, pod koniec wynagrodzeni na hucznej uroczystości, na której zabrakło tylko księżniczki Lei. ;) Nie mów mi, że nie widzisz podobieństw - serio, w pewnym momencie zaczęłam się obawiać, że Nero obetnie dłoń, pseudo-Kirkowi i krzyknie do niego: JA JESTEM TWOIM OJCEM! ;) Zresztą wystarczy popatrzeć na sam ton filmu, który znacznie bardziej zbliżony jest do ,,Gwiezdnych wojen" niż do ,,Star Treka": bohaterowie toczą ze sobą pojedynki na miecze, gonią ich potwory CGI, a Scotty ma za kompana własnego, bezwłosego Ewoka... Jeśli tego wszystkiego nie dostrzegasz to nie mamy o czym rozmawiać.
Według mnie ten film jest dla tych co nigdy nie oglądali Star Treka lub przynajmniej Oryginalnej Serii. Gdy pierwszy raz go obejrzałam bardzo mi się spodobał i był dla mnie świetny. Potem gdy bardziej zapoznałam się z TOS-em... ten film stracił urok. Jedyny plus dla mnie to że film jest o mojej ulubionej załodzę a postacie są podobni do nich (McCoy), ale ma za dużo... buraków?
Nie podobają mi się w filmie postacie Kirka, Uchury, a najbardziej mnie zawiódł...Spock. Kirk zachowuje się nie powiem jak. Chce koniecznie udowodnić swoją głupote przegramowując test Kabayashi Maru, który jest nie doprzejścia ale jakoś jest dobrze. No i oczywiście pod koniec filmu za kilka dobrych uczynków dostaje dowodzenie statkiem.
Spock... jak ja patrze na niego, na to co on wyprawia w tym filmie to ja nie widzę TEGO Spocka który jest półwolkaninem i ukrywa swoją ludzką połowę. Ja widzę człowieka który dla zabawy udaje wolkanina. Źle zresztą. Najlepiej problematycznego kadeta wywalić na planetę ( i przy okazij złamać paragraf) gdzie mieszka wielki, czerwony stwór które chcą owego kadeta zjeść (tak na marginesie, to bardzo się naję...) tylko po to by stwór go pogonił do jaskini i by spotkał Spocka z przyszłości... ludzie po co tak naciągane to?
No i największy minus dla Spocka - zakochuje się w Uchurze. Czy ktokolwiek widział w serialu by ten zakochał? Raz dostał pyłkami po oczach, drugi raz dostał się do przeszłości planety. No dobra było coś z Romulańską komandor, zresztą nawet nie wiem zabardzo o co tam chodziło. Ale jak ja się dowiedziałam o romansie Spock&Uchura nie chciałam nawet filmu oglądać.
Co do testu Kobayashi Maru to w oryginalnej linii czasowej Kirk również go sfałszował. Polecam Gniew Khana. W Motion Picture zaś Uhura bardzo się cieszy, gdy Spock przybywa na Enterprise. Bardziej niż inne osoby na mostku.
Ktoś tu wcześniej narzekał na głupie dowcipy. Na przykład jakie? Kirk uderza głową w drzwi wahadłowca? To polecam Final Frontier i scenę z scenę ze Scottim: "Znam ten statek jak własną kieszeń". I tam jest dobrze, a tu źle?
Nie oszukujmy się. Nowy Star Trek został nakręcony tak, żeby się sprzedał. Tak samo jak wcześniejsze Star Treki. A że widownia jest taka jak jest... I tak nie wyszło źle. Według mnie bardziej udany "restart" niż w przypadku Gwiezdnych Wojen (które też bardzo lubię).
Nie chodzi mi o to, że pseudo-Kirk - dlatego go tak nazywam, że w tym filmie to tylko rozwydrzony łobuz, który nigdy niczego się nie uczy i nie staje się lepszym człowiekiem - sfałszował test, chodzi o to, że konsekwencje sfaulowania testu były inne niż być powinny. W ,,Gniewie Khana" wspominał, że dostał nawet pochwałę za nieszablonowe myślenie, w tym filmie został zawieszony w prawach kadeta. Tylko pytam się po co wogóle była ta scena, skoro pod koniec filmu i tak nasz ,,bohater" zostaje kapitanem? Czyli nie ma żadnych konsekwencji jego oszustwa, a całe scena z zawieszeniem go w prawach kadeta była tylko marnowaniem czasu widza. :( Nie, kochany Uhura nie kochała się w panu Spocku - kochała się w nim sistra Chapel, grana przez świętej pamięci żonę twórcy ,,Star Trek", panią Majel Barrett. Ale, OK jeśli chcieli wprowadzić wątek romansowy pomiędzy Spockiem a Uhurą to mogli to zrobić znacznie lepiej - tj. tak naprawdę nie znamy tych ludzi i nie wiemy co do siebie czują i dlaczego? Poza tym Spock cierpi tu na rodzaj uczuciowej schizofrenii, przez cały film nie okazuje Uhurze żadnych uczuć by po jednej rozmowie z ojcem, na platformie transportera powiedzieć swoim kompanom, że gdyby nie wrócił, by przekazali Uhurze jak bardzo ją kochał HAHAHA! Raz: facet mógł by się wreszcie zdecydować, kocha czy nie kocha? Dwa: ta scena tak trąci kiczem, że miałem wrażenie, że oglądam powtórkę z ,,Armageddonu": Benie Afflecku, ja Bruce Willis przez cały film Cię nienawidziłem, za romans z moją córką Liv Tyler, ale teraz poświęcę dla ciebie życie, hajtnij się z Livką i żyjcie długo i szczęśliwie. HAHAHA ! Jednak widać, że w obu projektach ręce maczał Abrams. :) Co do dowcipów: pseudo-Uhura drwi z pseudo-Kirka, że ten bzykał na farmie zwierzaki, McCoy przy pierwszym spotkaniu mówi pseudo-Kirkowi, że może na niego zwymiotować przy starcie. Naprawdę subtelny i wyszukany ten humor, nie ma co. :( Tak samo jak wyzwanie matki Spocka od ,,dziwek", i to że kadeci aż się palili do skopania Romulanom tyłków - naprawdę widzę, jak ,,dobrze" J.J uchwycił lepszą, bardziej cywilizowaną wersje ludzkości jaką pokazywał w swoim serialu Gene Roddenberry. :( I nie mam nic przeciwko temu by film się sprzedał, ale niech kasa idzie tu w parze z klasą.
emu_
,,dla mnie film jest o lata swietlne lepszy od nemezis"
Przepraszam, w czym ten film jest lepszy? Przecież to jest właśnie plagiat słabiutkiego ,,Nemezis"! W obu filmach masz do czynienia z łysym, romulańskim górnikiem, który ma super-statek i super broń, za których pomocą chce - z jakiegoś głupiego powodu - zniszczyć Ziemię. Oba filmu mają scenę pościgu samochodowego na pustyni i obie te sceny kończą się nad przepaścią, oba film stawiają w pierwszej kolejności na akcje, a nie na treść. Więc w czym się niby tak bardzo, różnią?
jestem juz troche za stary by sie klocic
na koniec powiem tylko to
star trek 2009 to XI czesc serii star trek. nie jest to remaky, prequel, spin off itd, jest to po prostu kolejna czesc. nie podoba wam sie film ok, jak dla mnie nie rozumiecie go, radze zobaczyc drugi raz. film przedstawia idealnie podroze w czasie i ich skutki i jest to nieliczny film s-f/akcja gdzie najlepszy jest scenariusz, a potem efekty.
i tak na marginesie serial star trek byl zajebisty, ale jak mialem 6-12 lat, bo potem wyroslem z niego, bo glupio ogladac epsa i wiedziec co sie stanie po 5 minutach i mowie tu o kazdej z serii i sezonie star treka!
Jeśli już to mógł by to być spin off bo twórcy - nieumiejętnie zresztą -, starali się go połączyć z oryginalnym uniwersum Treka. Ale pasuje tu też definicja remake czy reimagining - polegają one na odgrzaniu starego, dobrze znanego kotleta, tak by smakował on współczesnej publice. Czasami się udaje - nowy Batman, nowa Battlestar Galactica -, częściej nie - praktycznie wszystkie inne remaki z lat 2000. Wiesz, z tym nie rozumieniem filmu, to już nas nieobrażaj - to tak jakbyś powiedział, że ktoś może nie zrozumieć ,,Transformerów" ;) Zarówno ,,Transformers", jak i omawiane ,,dzieło" Abramsa, to czysta - niezbyt wyszukana na dodatek - rozrywka i to głównie oddziela, ją od prawdziwego ,,Star Treka", który miał pewne przesłanie, miał skłonić widzów do pewnych przemyśleń i nieść nadzieje na lepszą przyszłość. Uczciwie, ile się z tego ostało w nowym filmie: tu nie ma nic do rozumienia: nawalanka, goni nawalankę, prostacki dowcip goni, prostacki dowcip, a trup ściele się gęsto - też mi optymizm! A skoro z Treka wyrosłeś - jest on poniżej twoich intelektualnych zdolności - to ten nowy film, który jest ZNACZNIE poniżej intelektualnego poziomu przeciętnego epizodu ,,Star Trek", powinien być dla Ciebie wręcz poniżający! :) Nie wiem więc skąd te uwielbienie? A ze scenariuszem to mnie nie rozśmieszaj! Nic, powtarzam, nic co pokazano w tym filmie by się nie zdarzyło, gdyby któryś z jego bohaterów umiał myśleć! Nero, przedostał się do przeszłości? Wspaniale, dzięki temu może uniknąć katastrofy, która zdarzy się w przyszłości, i która będzie źródłem jego nieszczęścia! Zamiast polecieć na Romulus i pokazać tamtejszym władzą dowody na to, że w przyszłości ich planeta, ulegnie zagładzie, co robi? Atakuje przodków ludzi, którzy chcieli mu POMÓC! Tak, to ma wieeeelki sens! ;) Wolnaie widzą atakujący ich statek z powierzchni swojej planety, ale żaden z nich nie informuje o tym fakcje Gwiezdnej Floty... Zamiast odstrzelić przewód, na którym zamontowane jest wiertło, drążące dziurę w Wulkanie dowódca Enterprise postanawia... wysłać na wiertło dwóch nie uzbrojonych ludzi, z których jeden jest sternikiem, a drugi PO pierwszym oficerem - bo akurat ci ludzie nie są wcale potrzebni na statku w chwili kryzysu! ;) Pseudo-Spock wyrzuca, pseudo-Kirka na Hoth ;) tylko dlatego, że na tej planecie znajduje się stary Spock i Scotty - osoby kluczowe, dla dalszego rozwoju wypadków. To się właśnie nazywa MIZERNE scenopisarstwo! Mam wyliczać dalej? Np. te ,,magiczne" czarne dziury, które rozrywają planety, ale już statki przelatują przez nie jak chcą, itp., itd. ?
Czy jesteś na jakiejś krucjacie przeciwko wszystkim, którym podobał się nowy Star Trek? A skoro mi podoba się i nowy i stary (obecnie oglądam TNG) to jestem według ciebie tym złym, czy tym dobrym? Powiedz mi, czym się różniła chęć zemsty Nero od chęci zemsty Khana? Poza tym w ST XI było naprawdę sporo nawiązań do starych filmów i samo wyłapywanie ich było już dla mnie niezłą zabawą.
Może ci się ten film nie podobać, ok. A stare Star Treki to nie była czysta rozrywka? Była. Ale wtedy sprzedawała się w takiej a nie innej formie. Mogło być tragicznie, a jest bardzo dobrze.
emu_ - ja jakoś wyrosnąć nie mogę ;)
I tu musimy sobie pewne sprawy wyjaśnić. Nie jestem na krucjacie przeciwko ludziom, którym podobał się film, jestem na krucjacie przeciwko samemu filmowi - proszę rozróżnić te dwie kwestie. Dwa: NIE ,,Star Trek" nigdy nie był czystą rozrywką: Gene Roddenberry, stworzył go aby opowiadać, prowokujące do myślenia historie, aby poprzez alegorie fantastyki naukowej traktować o współczesnej mu ludzkości i jej problemach. Sam fakt, że w latach 60 na mostku Eneterprise, służyła czarna kobieta - w czasie gdy temat segregacji rasowej i rasizmu był wciąż żywy - i Rosjanin - w samym szczycie ziemnej wojny - już, sam w sobie coś oznaczał. Ale prześledźmy kilka odcinków i zobaczmy czy jest ona równie pusta i nie skłaniająca do przemyśleń jak nowy film: ,,TOS: Balance of Terror" - ładne ukazanie zimnowojennej rzeczywistości, obaj dowódcy walczących ze sobą okrętów są ludzkimi i pełnokrwistymi postaciami, romulański dowódca powiedział wówczas: ,,You and I are of a kind. In a different reality, I could have called you friend." :) . ,,TOS: Arena": Kirk po stoczeniu walki z obcą istotą odmawia jej zabicia, gdyż uznaje ten postępek za rzecz niecywilizowaną - identycznie odwrotnie jest w nowym filmie gdzie dokonuje egzekucji i tak już skazanego na śmierć Nero -, ,,TOS: Errand of Mercy", ładna alegoria wojny w Wietnamie i wciągania mniej rozwiniętych kultur w imperialne konflikty, ,,TOS: The City on the Edge of Forever" - Kirk musi wybierać pomiędzy miłością swojego życia, a zachowaniem właściwego biegu historii, ,,TOS: The Devil in the Dark" - ładna lekcja tolerancji i przykład na to, że przemoc częściej rodzi się z niezrozumienia i uprzedzeń niż z czegokolwiek innego :) , ,,TOS: The Doomsday Machine" - rzecz o machinie zagłady i zgubnym następstwie wyścigu zbrojeń, ,,TOS: Mirror, Mirror" - załoga Eneterprise ma szanse przekonać się gdzie przebiega granica pomiędzy dobrem, a złem gdy poznaje swoich złych odpowiedników, z innego wszechświata, ,,TOS: Let That Be Your Last Battlefield" - znowu rzecz o rasizmie: zaawansowana obca rasa prędzej sama się zniszczy, niż zaakceptuje to, że podział na pod i nad ludzi nie istnieje. A a to tylko mała próbka, tego o czym ,,Star Trek" traktował w przeciągu ostatnich 40 lat: były epizody poświęcone aborcji, eutanazji, homoseksualizm, zderzeniu kultur i konsekwencją rozwoju technologii. O czym jest nowy film? O idiocie wysadzającym planety... :( I tu dochodzimy do następującej kwestii: czym Nero i jego motywy różniły się od Khana i jego motywów? Khan miał powody do zemsty - James T. Kirk porzucił go na obcej planecie, w wyniku czego zmarła żona Khana - Kirk ich porzucił i nigdy się nimi więcej nie zainteresował. A jaki powód do zemsty miał Nero? No, Spock i Federacja chciała mu pomóc... no, więc logiczne jest, że trzeba się za to zemścić! ;) Historie Khana i Nera dzieli też przepaść intelektualna : ,,Gniew Khana" był filmem bogatym w odniesienia do prozy Melville'a, Miltona i Szekspira. A w co bogaty jest film Abramsa, w testy o bzykaniu zwierzaków? Żenujące! :( A te odwołania do innych filmów z serii zawarte w ,,dziele" J.J'a dowodzą tylko tego, że nie był on w stanie wymyślić, własnej przekonującej historii, więc sklecił tego potworka Frankenstein, stanowiącego zlepek innych filmów.
Picard - muszę przyznać że oglądałem wszystkie kinowe Star Treki i ten z 2009 r za wyjatkiem Gniewu Khana i Powrotu na Ziemię był pierwszym na którym nie usnąłem. Mówisz że ten najnowszy nie ma nic wspólnego z wcześniejszymi filmami. Nie zgadzam sie z tobą. Ja np: z wielką przyjemnościa obejżałem jak Kirk zdaje test kobayaschi o którym w Gniewie Khana z 1982r jest zaledwie wzmianka. Takich odniesień było wiele i nie ograniczały się jedynie, jak to napisałeś do nazw poszczególnych postaci. Ten cały filozoficzny i przegadany charakter poprzednich Star Treków wynikał z niemocy technologicznej. Serial powstał w latach 1964-66. Po pierwsze TV nie miała takich środków jak kino a po drugie nie było technologi więc skupiono sie na dialogach. To co piszesz o poruszanych w serialu problmach to prawda. Był to jednak wymóg czasów. Rasizm, wojna w Wietnamie. Nie można było otwarcie rozmawiać na pewne tematy to przemycano je inaczej. Teraz gdy Cameron próbuje upchnąć podobne wątki w komercyjnym widowisku wiesza sie na nim szmaty. Latka mijały i gdy pojawiła się wreszcie technologia dająca nadzieję na jaieś kosmiczne widowisko ( 2001 Odyseja kosmiczna 1968, Galaktyka 1976 czy Gwiezdne Wojny 1977 ) to kolejne sezony serialu zdołały wykształcić już tak skostniałą społeczność fanowską iż uwagi na tę świętość narracji przez kolejne 25 lat trzaskano filmy których nikt nie oglądał poza oczywiście waskim gronem zatwardziałych fanów. Wykształciły się różne Voyagery, Nowe pokolenia, Stacje kosmiczne itp. Były to jednak jedynie seriale TV. Kino wymaga innej narracji. .JJ Abrams wreszcie się odważył i szacun mu za to. Zawsze uważałem że kinowe Star Treki to zmarnowany potęcjał. Tego typu kino powinno przede wszystkim bawić. Oczywiście że wolę jak filmowi będzie bliżej do Matrixsa, Incepcji, czy nawet Avatara niż np: do Transformers. Zemsty upadłych czy o zgrozo Aniołków Charliego. Nie jest to ten stary przegadany w kosmicznych dekoracjach Star Trek ale nie jest też aż tak zły i przede wszystkim aż tak płytki jak piszesz. Dla mnie Star Trek to drugi film SF 2009r. 1) Avatar
2) Star Trek
3) Dystrykt 9
Najgorszy zaś to - Transformers. Zemsta upadłych. Oczywiście to tylko moja opinia.
Dziękuje, że potwierdzasz to co napisałem: ten film jest przeznaczony dla widowni, nie lubiącej ,,Star Treka": skoro tylko na tym filmie z serii nie zasnąłeś, wnioskuje, że pozostałe zwyczajnie Ci się nie podobają. :) Fajnie, ale Ty masz swoje ,,Transformery" i ,,Iron many", ja powinienem mieć swojego ,,Star Treka" - czemu wszytko musi być obecnie realizowane w konwencji komedii action-adventure dla dzieciaków? Do jasnej ciasnej: nawet nowego Sherlocka Holmesa, zrealizowali w tej konwencji - teraz czekam na film o Gandhim, w którym to zamast biernego oporu i innych pokojowych metod używa on przeciwko Angliką kung-fu. ;) I kochany, co Ci dała ta scena z kobayaschi maru, co ona wnosi do opowiadanej historii- chociaż termin historia w przypadku filmu Abramsa raczej nie znajduje zastosowania, raczej jest to zlepek scen akcji i niewybrednego humoru, kręcący się wokół motywów zapożyczonych z innych filmów.
,,Ten cały filozoficzny i przegadany charakter poprzednich Star Treków wynikał z niemocy technologicznej. Serial powstał w latach 1964-66. Po pierwsze TV nie miała takich środków jak kino a po drugie nie było technologi więc skupiono sie na dialogach."
Wybacz, ale bzdury pleciesz. :) Czy mam rozumieć, że ,,Odyseja kosmiczna 2001" - niezależnie czy lubię ten film czy nie - , ,,Blade runner", ,,12 małp", ,,Gattaca" to wszystko są bezmyślne filmy akcji dla małolatów? Wszystkie te filmy mogą poszczycić się niezwykłą spektakularnością jeśli chodzi o stronę wizualną, a jednocześnie skupiają się właśnie na tematyce filozoficznej, moralnej, etycznej, społecznej itp. Wogóle w świadomości społeczeństwa, z -licznych powodów, w które nie będę się tu zagłębiał - zakodowało się, że science-fiction to takie głupie bajeczki o robotach, potworach z innych planet i dzielnych komandosach z laserami. Nic bardziej mylnego bo od początku swojego istnienia fantastyka naukowa była nakierowana na omawianie wspomnianych problemów, w bardziej przystępnej i atrakcyjnej dla przeciętnego odbiorcy formie. Poczytaj sobie powieści ojca współczesnej SF Herbert'a George'a Wells'a takie jak: ,,Wehikuł czasu" , ,,Pierwsi ludzie na księżycu", ,,Ludzie jak bogowie", a przekonasz się, że mam racje. Poczytaj sobie Lema, a utwierdzisz się w tym przekonaniu jeszcze bardziej. To tylko głupiutkie ,,Gwiezdne wojny" Lucasa - i podobne im dzieła -kazały Ci myśleć o fantastyce naukowej jako pośledniejszym gatunku, wymyślonym tylko z myślą o rozrywce dla mas. :)
,,Teraz gdy Cameron próbuje upchnąć podobne wątki w komercyjnym widowisku wiesza sie na nim szmaty. "
Bo robi to w fatalny sposób - wali widza przesłaniem pod głowie, jakby ten był głupi i nie umiał czytać aluzji. :) Nie zrozum mnie źle, nie należę do tych ludzi, którzy jadą po Cameronie za to co zrobił w przypadku ,,Avatara", ale ten jego film to jedno z bardziej kulawych jego dzieł, zbyt otwarcie i nachalnie krytykujące politykę USA, operujące zbyt czarno-białymi schematami i utykające na mieliźnie hipokryzji - serio, film kosztujący setki miliony dolarów i zrealizowany za pomocą najnowszej technologii, krytykuje kapitalizm i promuje proste życie w zgodzie, za naturą? ;) Jednakże ,,Avatar' w porównaniu do filmu Abramsa to arcydzieło. :) I zrobił też znacznie, znacznie więcej. :)
,,to kolejne sezony serialu zdołały wykształcić już tak skostniałą społeczność fanowską iż uwagi na tę świętość narracji przez kolejne 25 lat trzaskano filmy których nikt nie oglądał poza oczywiście waskim gronem zatwardziałych fanów."
Wiesz, w wielu przypadkach było właśnie odwrotnie: to kasowy sukces ,,Star Trek IV: Powrót do domu" przyczynił się do powstania serialu ,,Star Trek: Następne pokolenie" i rozpropagował ideę ,,Star Treka" wśród nowej rzeszy fanów. A ostatnie filmy z tej serii nie były oglądane przez nikogo poza oddanymi fanami - a wiesz dlaczego? Nie, dlatego, że te filmy starały się ciągnąć tradycje ,,Star Treka", ale dlatego, że były one zwyczajnie kiepskie! To nie wina idei, tylko złej jej realizacji. To nie zmienia postaci rzeczy, że Abrams też spreparował filmowego gniota, z tą jednak różnicą, że tym razem przeznaczonego dla szerokiej widowni. Nie tylko więc udało mu się zrealizować krańcowo zły filmy, ale ale także powiodło mu się to co nikomu nie udało się przez ostatnie cztery dekady: tj. zbić idee ,,Star Treka". Zdolny jest z niego psuj - to muszę mu przyznać! ;)
,,Nie jest to ten stary przegadany w kosmicznych dekoracjach Star Trek ale nie jest też aż tak zły i przede wszystkim aż tak płytki jak piszesz"
Kłopot w tym, że jest. :( Powiedział bym nawet, że jest sprzeczny z przewodnią myślą Treka - jest nie tylko bezmyślnym filmem akcji, ale na dodatek takim, które promuje nie odpowiedzialne postawy życiowe. Popatrz na filmowego pseudo-Kirka: łobuza, nie szanującego niczego i nikogo i jego kolegów, którzy zachowują się jak rozwydrzeni licealiści z ADHD i powiedź mi, że są to dobre wzorce do naśladowania. A przecież Trek opowiadał o innej, lepszej wersji ludzkości. A skoro ,,Dystryk 9" stawiasz tak nisko to widać, że jednak nie przepadasz, za refleksyjnymi filmami SF. Szkoda, ale każdy ma swój gust. :) I owszem, nie ma nic przeciwko temu by nowy Trek był równie dynamiczny co ,,Matrix" pod warunkiem, że nie będzie od niego głupszy. :)
ja tylko powiem, ze najezdzacie na transformersy, a efekty ktore sa w tym filmie przebil tylko avatar!
jeszcze zaden film nie byl tak dopracowany. sceny walk w dzien, sa niesamowite, co potwierdzaja wszyscy spece od efektow. scena walki na autostradzie zostala uznana za najlepsza walke w historii kina.
niesetety fabula jest z dupy, ale w koncu to film o robotach, wiec nie mozna oczekiwac od niego, ze scenariusz bedzie na miare oskara!
avatar to dokladnie taki sam film co transformers, rewelacyjne efekty, brak scenariusza! ludzie ktorzy wierza cameronowi, ze jest ukryty przekaz polityczny, sa naiwni. ten film to jest najdluzsza reklama na swiecie. ten film mial sprzedac technologie, to jest tenl ukryty przekaz. niekt nie zauwazyl, ze cameron jest wlascicielem patentu? cameron bedzie jednym z najbogatszych ludzi na swiecie, bo kazdy ktory bedize chcial zrobic film w tej samej technologii co avatar, bedzie musial mu zaplacic!
cameron wymyslil specjalna kamere (nie pamietam jak ona sie nazywa), ktora jest uzywana obecnie do krecenia w 3d. np alicja w krainie czarow, byla ta sama kamera krecona
Witaj stary. Niemoc technologiczna, szczególnie w TV początku lat 60- tych była, i jest to raczej niepodważalne. Filmy które wymieniłeś począwszy od 2001 Odysei kosmicznej na Gattace skończywszy to faktycznie ambitne SF. Nikt jednak w obecnych realiach nie zaryzykuje milionów dolarów które miałyby się nie zwrócić. Tamte filmy to finansowe porażki a status kultowego kina przypięto im dopiero po latach. Wszyscy wieszają na Cameronie szmaty za Avatara. Pamiętaj jednak ze to Cameron wyprodukował np: Solaris wspomnianego przez ciebie Lema. Film ciekawy ale właśnie - totalnie ciężki. Ot taki stary Star Trek. Gdyby Avatar był taki otworzyłbym sobie żyły w wannie z ciepłą wodą. Filmy ambitne o egzystencji i tego typu sprawach można robić za 10-30 mil, ale za 100-200 czy 300 film musi się sprzedać. Żeby się sprzedał musi mieć to coś. Jak ktoś nie posiada iskry bożej jak Nolan chwyta się komercyjnych, sprawdzonych kalek. Niektórzy jak Bay czy Emerlich idą po bandzie, a inni jak Spielberg, Jackson, Cameron, czy Abrams przynajmniej udają że chodzi im o coś jeszcze, niż wyciśnięcie z portweli kasy. Jeżeli chodzi o Transformersy to faktycznie efekty są fajne, ale strasznie to wszystko chaotycznie sfilmowane i stanowczo za długie. Poza tym wtórne do jedynki. Avatar za to bardziej poukładany. Uspokajające barwy itp. Mało się o tym mówi ale to sprawdzone. Akwarium uspokaja i relaksuje. Cameron przeniósł swą fascynację morskimi głębinami w sam środek dzingli. Jego fluorescencyjny las nocą, te świecące nasionka i takie tam rzeczy to nic innego jak analogie podpatrzonych meduz i błyszczących w głębinach cudów. On nas zaskoczył ferią barw. Nowy Star Trek również zaskoczył. Właśnie tym że przypominał Gwiezdne Wojny a nie starego Star Treka i w tym jego siła. Stary gdyby powstał w swej dawnej narracji nadal zarzynałby serię. Co więcej, tyle pisałeś o Odysei kosmicznej, Łowcy androidów czy 12 małpach. Żaden ze starszych Star Trek - ów nawet nie stał przy tamtych filmach i żadnego z nich nie nazwałbym jak tamte kultowym. Oczywiście na swój spoposób ST to klasyk ale w żadnym wypadku nie można go stawiać na równi z wymienionymi wcześniej. Star Trek to po prostu ubogi krewny Gwiezdnych Wojen. Dopiero Abrams sprawił że ów ubogi krewny zaczął powoli awansować społecznie. Nara.
Trochę dziwne podejście. Za 200-300mln. musi się sprzedać. A na co idzie te 200mln.? Na efekty. Czyli, że Cameron nie zrobił z Avatara czegoś ambitniejszego bo musiał na niego wydać te np. 200mln.(nie wiem ile dokładnie). ? Chyba nie. Chciał zrobić taki film jaki zrobił i już. Tyle, że jak ktoś zakłada, że zrobi film o kosmicznych podróżach pełnych efektów specjalnych, strzelanin, eksplozji itp. to wiadomo, że to będzie kosztować. A jak ktoś zrobi film bardziej ambitny (ta sama tematyka) ale nacisk zostanie położony na dialogi, fabułę itp. to wiadomo, że będzie mniej efektów i mniej forsy będzie to kosztowało. Wiec chodzi mi o to, że ilość pieniędzy nie ma bezpośredniego wpływu na to czy film jest ambitny czy też jest komercyjnym chłamem takim jak nowy Star Trek. Jestem pewien też, że te film byłby lepszy gdyby właśnie poszedł w kierunku ambitnego kina. Można przecież zachować proporcje pomiędzy akcją a fabułą. Można też zrobić drogi film, który będzie bardziej ambitny.
caly star trek oprocz nemezis mial mega maly budzet, dlatego np wymyslili teleport! znacznie tanszy, bo nie trzeba budowac statkow, ktore kosztuja!
czego wyscie oczekiwali od star treka, drugiego matrixa? oczywiscie picard moze wymienic wszystkie przeslanki jakie niesie stary star trek. ja poszedlem na niego do kina, bo chialem zobaczyc film akcji i na to sie nastawilem, a milo mnie zaskoczyla fabula.
jezeli mzoesz marcin to wymien jakis film, ktory mial dobra fabule i kosztowal 200 mln?
Tak marcin, tyle że jak ktoś ( rerzyser ) założy sobie że jego film będzie ambitniejszy z naciskiem na dialogi to producenci nie dadzą mu 200 czy 300 mil na jego produkcję. Dostanie np: 30 tak jak Dystryct 9, a jak zdecyduje się na to pierwsze to wówczas dostanie kasę gdyż ryzyko braku zwrotu inwestycji będzie mniejsze. Oczywiście ostatecznie producęci będą jeszcze wywierali nacisk na to żeby produkcja bez względu na to czym jest pierwotnie była maksymalnie PG-13. Powstają wówczas bezkrwawe Terminatory nie mogące trfić do celu. Wybuchy są bo musi być efektownie ale nikt nie ginie od kul. Zupełny brak krwi. Ostatecznie perfekcyjne maszyny do zabijania wychodzą na jakichś nieudaczników. To samo dotyczy Avatara. I tu dochodzimy do twego zdania takiej oto treści cyt: Cameron zrobił taki film jaki chciał i już.. Jeżeli pamiętasz Obcego, Terminatory i Prawdziwe kłamstwa to doskonale wiesz że Cameron nie robił wcześniej filmów PG-13. Kasę dostał bo ma na koncie Tytanika i inne hity. Miał też knif reklamowy polegający na nowej technologi. Cameron jednak chciał pierwotnie zrobić film bardziej krwawy i bardziej realny. Producenci jednak w panice o swoja forsę - blisko 300 mil wymusili na nim niższą kategorie wiekową co pociągnęło za sobą szereg zmian. Pomyśl jak Avatar mógłby wyglądać gdyby nie ta dziecinne PG - 13. W fotel mógłbyś być wbity nie tylko bajkowymi plenerami i rozmachem ale również dreszczem emocji autentycznego strachu. Co czułeś gdy obcy wychodził z Rypley, gdy królowa rozrywała Bishopa, gdy Vasquez oberwała kwasem, gdy Terminator wyciągał oko lub grzebał w ręce. W Avatarze tego nie zobaczyłeś. Wiesz dlaczego. Bo film za 300 mil musi się sprzedać. Gdyby Cameron umieścił w filmie to co wcześniej zwykł robić i co chciał odpadła by część dziecięcej widowni. Nie mów mi więc że on robi co chce. Robi tyle na ile mu pozwolą. Jeżeli chodzi o najnowszego Star Treka on również podpożądkował się zasadom rynku. Było więc szybko, estetycznie, widowiskowo i PG 13.
Kategoria wiekowa nie ma nic wspólnego z tym czy film będzie prezentował coś więcej niż tylko efekty. Takie jest moje zdanie. Co do wypowiedzi emu, nie drugiego Matrixa ale po prostu czegoś na wyższym poziomie. To tak jakbyś porównywał Ojca chrzestnego z jakimś nowym filmem ze Stevenem Seagalem. Ojciec chrzestny to poprzednie Stat Treki, a nowy Star Trek to taki Seagal. Dlaczego obecne jego filmy nie są lepsze od Ojca chrzestnego? Mają więcej akcji, strzelanin, walk, eksplozji itp. Może gatunkowo nie jest to dobre porównanie ale tak samo wygląda sprawa z nowym Star Trekiem. Ktoś twierdzi, że film jest super bo właśnie dużo się dzieje - wybuchy itp. Ale dla mnie i dla wielu fanów nie star treka ale dobrych filmów sci-fi "dużo się dzieje" oznacza coś innego. Nie mówię, że efekty, strzelaniny itp. to coś złego ale nie mogą być one siłą napędową całego filmu. Gdyby "starym" star trekom zabrać wszystkie efekty specjalne to zostało by bardzo dużo "treści", dużo dobrej i naprawdę ciekawej fabuły. Gdyby to samo zrobić z nowym trekiem zostałoby..... no właśnie co? Nic. Ten film to film akcji a prawdziwy Star Trek takim filmem nie powinien być. A Avatar to słaby film nie przez niską kategorię wiekową, on ma słabą fabułę, jest nudny i przewidywalny. Film z dobrą fabułą za 200ml.? Co to znaczy z dobrą? Powiem tak, drogi film w którym nacisk położony jest na fabułę a nie na akcję i efekty to np. Titanic, wiem, że ktoś może się spierać co do jakości owej "dobrej" fabuły ale to jest właśnie superprodukcja, która stawia raczej na dziejącą się historię a nie na super efekty, choć te owszem się pojawiają. Inny przykład to Gladiator, może nie miał 200mln. budżetu (chyba jakieś 90) ale można śmiało go zaliczyć do superprodukcji i nie jest on nastawiony na efekty, lecz na fabułę. Problem ze Star Trekiem polega na tym, że zrobili typowy film akcji, jednym się taki pomysł podoba innym nie. Należę do tych innych.
Nie zgadzam się z tym. Dawny Star Trek nigdy nie był filmem na miarę 2001 Odyseji kosmicznej czy Łowcy androidów, a jedynie te dzieła można porównać z Ojcem chrzestnym, Żądłem, czy np: Pieskim popołudniem. Dawnego Star Treka mimo wszystko wymieniano jednym tchem z resztą komercji. Szczęki, Gwiezdne Wojny, Bliskie spotkania, Superman. Star Treki były szykowanymi na lata 1979 r, 1982, 1984, 1986, itd blockbasterami jednak za niższe niż konkurencja pieniądze. Odpowiednikiem filmów z Segalem z tamtych czasów są Życzenia Śmierci i kolejne części Brudnego Harego i to w tej lidze był dawny Star Trek. Dzisiejszym odpowiednikiem Ojca chrzestnego w kinie SF może być Incepcja Nolana lub pierwszy Matrix. Wracając do Avatara. OK jego fabuła to Pokahontas, jednak pisząc że w Tytaniku położono nacisk na fabułę po prostu się ośmieszasz.. Fabuła Tytanika to kalka z Za horyzontem. Nawet ta sama epoka. Poza tym to oczywiste że jak robisz film kostiumowy to trudno w nim stawiać na efekty. Swoją drogą to chciałbym zobaczyć finansowe wyniki Gladiatora, Plutonu, Seregowca Ryana i Walecznego serca zrelizowanych w kategori PG -13. Są takie filmy np: Czterej pancerni i pies. Wyobraź sobie każdy z powyższych filmów w wersji dla dzieci i to co byś o nim potem napisał. Plaża Omaha. Wybuchy, ostrzał. Nikt nikogo nie trafia, nikt nie ginie, nie ma krwi a jedyny celny strzał trafia w pojemnik z zupą powodując opażenie tyłka żołnierza.
Nie czuję się ośmieszony i nie twierdzę, że Star Trek jest na miarę takiego filmu jak Odyseja kosmiczna. Tak twierdzę, że w Titaniku położono nacisk na fabułę a nie na efekty. Porównałem Ojca chrzestnego do filmów ze Seagalem żeby pokazać to co było ważne w starych ST a co jest ważne w nowym ST. Bo trudno szukać takich odpowiedników w tak różnych filmach. Sam możesz się ośmieszać porównując filmy Seagala do Brudnego Harego, w pewnym sensie filmu przełomowego, klasyki, którą filmy Seagala nigdy nie będą. Co do ST to wystarczy zobaczyć serial z lat 60-tych czy Następne pokolenie. Były to seriale bardzo popularne ale nikt tam nie pchał akcji na siłę. Od początku było określone założenie. Gdyby Gene R. chciał zrobić akcyjniak w kosmosie to zrobił by coś w rodzaju Battlestar G. z częstymi walkami itp. zamiast tego zrobił historię statku, który odkrywa nowe światy, nowe gatunki nawiązując przy tym do ówczesnej sytuacji społecznej i politycznej, serial coś przekazywał, czegoś uczył. To wszystko lub częściowo było kontynuowane w filmach TOS i NG a w nowym ST zostało zatracone na rzecz akcji i liczby eksplozji. A o wyniki Gladiatora bym się nie martwił nawet jakby było PG-13, uważam, że film ten jest dobry nie z powodu liczby odciętych głów, ale ze względu na naprawdę dobrą fabułę.
Sorry użyłem niewłaściwych słów. Masz prawo mieć swoje zdanie i to cię wcale nie ośmiesza. Pisząc o filmach z Segalem nie mam na myśli jego obecnych wypocin ale to co wskrzesił w latach osiemdziesiątych. To on na nowo wprowadził do kina sztuki wlki. Niko z 1987 r miał kinową premierę i zdecydowanie przebijał inne tego typu produkcje w tym przygasającego już wówczas Norrisa . Miał fabułę itp. Nie można powiedzieć tego o pierwszych filmach Van Dama które były tylko sfilmowanymi na video turniejami poprzedzonymi seriami ćwiczeń. Nie zaniżaj osiągnięć Segala tylko dlatego by poprzeć swą tezę. Niko, Trudny do zabicia czy Naznaczony śmiercią to pełnowartościowe odpowiedniki Brudnego Harrego, Siły Magnum czy Egzekutora. W jednym i drugim przypadku filmy są siebie warte. Twórcą Niko jest Andrew Davis autor Ściganego. Z PG - 13 chodzi o realizm. Jeżeli natomiast mówimy o Gladiatorze to o jego sukcesie zadecydowała nie tylko fabuła której to historycy zarzucają niezgodność z faktami. Bo uzurpator imieniem Maxsimus żył w 400 - ch setnym r.n.e a jego konkurent Komodus o 200 lat wcześniej ale przede wszystkim niespotykany wcześniej w kinie sandałowym realizm, montaż zdięć z ręki jak w Szeregowcu Ryanie i właśnie to czemu zaprzeczyłeś efektom specjalnym. ( Oscar 2000 r) cały Rzym, bitwy, Coloseum, nawet tryskająca krew na arenach była tam generowana komputerowo. Problem w tym że w filmach takich jak Tytanik, Gladiator czy Ryan tych efektów nie widać bo oglądamy obrazy z rzeczywistego znanego nam świata. Zastanów się co napisałeś. Powiedziałeś że James Cameron zrobił film w którym nie położył nacisku na efekty specjalne. Znasz choćby jeden inny film w którym Cameron nie położył nacisku na efekty, bo ja nie. To że James w równym stopniu co do efektów przyłożył się do scenariusza ,scenografi i kostiumów nie znaczy że nie zależało mu na efektach. Powiedz mi. W jakim celu zralizowano Ciekawy przypadek Bengamina Buttona i Foresta Goumpa. Ja twierdzę że dla efektów specjalnych. Możemy się jednak doszukiwać głębszych treści, głównie o przemijaniu. Po co jednak tak komlikować historię by opowiedzieć o tak prostej rzeczy. Cameron postanowil zrobić Tytanika bo wszystkie wcześniejsze filmy zakłamywały historię o tej katastrofie. Cameron jako pierwszy pokazuje pękający na dwoje statek. By to osiągnąć zastosowano rewolucyjne efekty. Technikę tą pierwotnie opracowało studio ILM dla potrzeb filmu Ognisty podmuch. Jest tam scena gdy strażak ucieka po dachu makiety. Tutaj mamy tysiące animowanych lub rozklonowanych ludzi. To była techniczna rewolucja.
Oczywiście miałem na myśli tylko te nowe filmy z Seagalem. Każdemu by też zależało tak na scenariuszu jak i na efektach bo jedno i drugie jest ważne, zgadzam się. Jednak uważam, że poza Avatarem żaden film Camerona nie był zdominowany przez efekty specjalne. Zawsze na pierwszym planie była jednak fabuła. Jeśli chodzi o Avatara to fabuła jest po prostu przeciętna a Cameron chciał pokazać, że można zrobić taki film, dlatego wyszedł tak efektowny ale mało interesujący film, przynajmniej dla mnie. Chodzi mi o to aby film nie był robiony dla efektów i aby nie był przez nie zdominowany. Nowy ST taki niestety jest - zdominowany przez efekty, pozbawiony ciekawej fabuły. A czy Forest został zrobiony dla efektów? Myślę, że nie, po prostu technika umożliwiła wstawienie paru fajnych scen do ciekawie opowiedzianej historii. Film może mieć super efekty, dużo walk itd. ale musi mieć jeszcze fabułę. Np. nowe Gwiezdne wojny mają opinię gorszych od swoich poprzedników, dlaczego? Mają przecież dużo więcej akcji, lepsze efekty specjalne itd. Stare GW też były przełomowe pod względem efektów ale nie zostały zdominowane przez nie. Ważniejsza była historia, postacie, zależności między nimi. Efekty dopełniły tego wszystkiego ale to nie one zdecydowały o sukcesie GW.
ujme to tak kazdy fan s-f jest w stanie po budzecie mniej wiecej jaki bedzie film.
nie znam osobiscie zadnego filmu s-f ktory by mial 200 mln budzet, ktory nie bylby nastawiony na efekty, a na fabule!
idac na transformers nie oczekiwalem fabuby na miare buntownik z wyboru, oczekiwalem efektow. z trekiem bylo podobnie, ale milo mnie zaskoczyla fabula, ktora mnie zaskoczyla, bo sie tego nie spodziewalem (swoje wywody o tym pisalem juz w jakims temacie). wczoraj bylem na incepcji, ktora wbila mnie w fotel i od wzgledem efektow jak i fabuły!!
co do gwiezdnych wojen to maricnie nie masz racji bo stara saga gw byla nastawiona tylko na efekty fabula byla drugim miejscu, o czym mowi lucas w making off.
Zgadzam się z emu. Pierwsze Gwiezdne Wojny są proste jak budowa cepa. Avatar fabularnie przy nich, choć też niezbyt skomplikowany to fabularny labirynt. Powiedz co fabularnie prezentują Gwiezdne Wojny. Chłopak któremu giną opiekunowie odczytuje wmiędzyczasie komunikat z zakupionego robota. Następnie razem z jego domniemanym właścicielem wyrusza w drogę by przekazać dane adresatowi którym okazuke sie ruch oporu. Po drodze ratują nadawcę informacji ( księżniczkę ). Oto cała fabuła. W kolejnych częściach chłopak odkrywa że księżniczka to jego siostra a główny przeciwnik to jego ojciec. Najciekawszym motywem filmu jest oczywiście moc. Wybacz. Avatar jest bardziej skomplikowany i to w jednej części. Skąd wiesz co będzie dalej ? Lubię Gwiezdne Wojny tak samo jak Władcę pierścieni i Avatara. Lubię po prostu SF/Fantasy. Lubię też Star Trek. Starsze również, chociaż nowa konwencja o wiele bardziej mi odpowiada. Gwiezdne Wojny jak pisze emu i potwierdza Lukas powstały dla efektów. Sorry, żle się podpięłem. Odpowiadam oczywiście Marcinowi.
A ja widziałem wypowiedź Lucasa gdzie mówi, że GW miały opowiadać ciekawą historię i że to ona jest najważniejsza. A fabuła ważniejsza od efektów nie oznacza, że ma być ona kosmicznie skomplikowana i odkrywcza. Ważne jest aby efekty i fabuła były na odpowiednim poziomie, nie może być tak, że braki fabularne zakrywane są efektami tak jak to miało miejsce w nowym Star Treku (niestety). Co do GW to ja to widzę inaczej. Jak na taki niby prosty film fantasy to fabułę ma na pewno ciekawą ale też bardzo rozbudowaną. Najlepsza scena z GW to chyba moment kiedy Vader mówi Lukowi, że jest jego ojcem. Mówię o tym bo GW to idealny przykład dobrze opowiedzianej historii. Efekty są oczywiście ale czy one dominują nad całym filmem? Myślę, że nie. Nie mówię też, że w ST ma być superodkrywcza fabuła ale czemu jest ona maksymalnie spłycona. W ST zawsze problemy rozwiązywane są głową, jednocześnie człowiek dowiaduje się czegoś o sobie, o swoich wadach, obawach. Najnowszy film to sama rozwałka i tyko to można w nim podziwiać.
zobacz sobie making off silver box (darth jest na okladce, srebnej)
SW dostaly 11 nominacji do oskara z czego 7 wygraly i glownie za efekty. np. avatar 9 nominacji i tylko 3 wygrane.
nie uwazam, ze scenariusz jest plytki w XI, bo nikomu sie jeszcze nie udalo tak dobrze nakrecic podroz w czasie. np. zemeckis polozyl sie w 2 cz powrotu, cameron popelnil kolosalny blad w terminatorze.
ale to jest tak jak z kick ass, kwestia gustu!
Masz na myśli XI część Star Trek? Tam udało się dobrze nakręcić podróż w czasie? Ty to tak poważnie? Czy może ja źle coś pojmuję?
,,Niektórzy jak Bay czy Emerlich idą po bandzie, a inni jak Spielberg, Jackson, Cameron, czy Abrams przynajmniej udają że chodzi im o coś jeszcze, niż wyciśnięcie z portweli kasy."
Wybacz, że tak późno odpowiadam, ale musiałem sobie odsapnąć od tematyki tego filmu - działa mi on na nerwy. ;) A teraz do rzeczy: z powyższym stwierdzeniem nie mogę się za nic zgodzić! Powiedź mi o co innego niż o wyciskanie kasy, Abramsowi chodziło gdy tworzył ten swój ,,ambitny" film? Facet żeruje na znanej marce zamiast wymyślić coś nowego, własnego. Nie jestem fanem ,,Gwiezdnych wojen", ale to muszę przyznać Lucasowi to, to że - opierając się o dawne mity i legendy - stworzył swoje własne uniwersum, gdzie opowiedział swoją własną historię. J.J podpina się natomiast pod to co stworzyli inni, jednocześnie to niszcząc - przykre ale prawdziwe. Teraz, piszesz o Spielbergu. Cóż, ten pan skończył się gdzieś na etapie ,,Szeregowca Ryana" - bo nie mogę poważnie traktować człowieka, który wyreżyserował takie ,,dzieła" jak remake ,,Wojny światów" czy ,,Indiana Jones IV" i był producentem ,,arcydzieła" jakim były ,,Transformers". Spielberg z lat 70 i 80, owszem to człowiek z żywą, dziecięcą wyobraźnią, prekursor tzw. kina nowej przygody. A czy różni się tamte kino od tego obecnego - też bazującego na schemacie ,,zabili go i uciekł"? Raz: takich filmów jak ,,Indiana Jones" czy ,,Gwiezdne wojny" kiedyś nie było - i nie chodzi tu tylko o brak technicznych środków do ich realizacji, ale też o trendy panujące w kinie Amerykańskim. W latach 70 było ono raczej nastawione na widza ambitnego, czego dowodzą tytuły takie jak: ,,Ojciec chrzestny", ,,Lot nad kukułczym gniazdem", ,,Czas apokalipsy". Spielberg i Lucas odwrócili tą tendencje - pokazali widzą filmy przyjemne i łatwe w odbiorze. Natomiast współcześnie takie filmy dominują: ,,$tar Trek" Abramsa może być ciut lepszy od ,,Transformerów" i ciut gorszy od ,,Iron Mana", ale to w gruncie rzeczy jeden i ten sam film: kolorowy, szybki, nie wymagający odrobiny myślenia. ,,Indiana Jones" i ,,Gwiezdne wojny" były wyjątkowe, bo były - w swoim czasie - jedyne w swoim rodzaju i ich twórcy wkładali wiele serca w realizacje tych tytułów: dziś filmy im podobne są produkowane taśmowo, są sztampowymi powieleniami jednego i tego samego schematu. Nikt więc nie przykłada żadnej troski do takich rzeczy jak scenariusz, kreacja postaci czy świata przedstawionego - liczy się tylko to żeby światełka mrugały z ekranu do widza, by historia była tak prosta, że nawet trzylatek ją zrozumie i aby film bazował na tym co widz już zna - widać oryginalność jest wrogiem komercji. ;) Podobnież 96% filmów zrealizowanych w przeciągu 2 ubiegłych lat filmów w Hollywood to: remaki, sequele i prequele znanych tytułów - tak kino amerykańskie powoli umiera. :( Dwa: kwestią jest też rzeczywista jakość tych nowych produkcji - dotąd tylko liznęliśmy. to zagadnienie. Zasadniczo filmy takie jak ,,Indiana Jones" czy też ,,Obcy" to filmy klasy B, które utalentowani twórcy przerobili na film klasy A - wkładając w nie tyle uwagi i troski ile się dało. Ze współczesnymi produkcjami, takimi jak Abramsowy pseudo-Trek, jest dokładnie odwrotnie! Odnoszę wrażenie, że scenariusz do takich filmów jak omawiany film J.J'a czy chociażby ,,Transformery" pisany był w ostatniej chwili, na kolanie albo, że go wcale nie było, a pomysły twórcy czerpali od dzieci bawiących się figurkami ich ulubionych bohaterów. Bez trudu wyobrażam sobie parę pięciolatków bawiących się figurkami z ,,Star Treka": ,,I Kirk bił się ze Spockiem, i ten wyrzucił go za burtę na taką lodową planetę, on tam sobie chodził, ale z pod śniegu wyskoczył taki wieeeelki potwór, zrobił: Rrrrr i zaczął go gonić, i on uciekł do takiej jaskini gdzie siedział taki stary pan i go uratował przed potworem i obaj sobie poszli do takiego drugiego pana, co miał takiego śmiesznego krasnoludka, co był cały zielony" ;) Powiedzcie mi czy czegoś takiego, nie mógł by wymyślić pięciolatek bawiący się z kolegą? Poza tym jakoś dialogów i prezentowania postaci w tych nowych filmach jest okropna - osobiście miałem do czynienia z postaciami z gier komputerowych, które mają więcej głębi i osobowości niż bohaterowie z filmu Abramsa. Np. postać pseudo-Kirka jest nie tylko płaska jak kartka papieru, jest też irytująco- wnerwiająca ;) Nie ważne czemu tak jest, ten facet jest DUPKIEM i za nic nie da się go nawet polubić, czy się z nim utożsamić - a co najgorsze sytuacja ta nie ulega zmianie przez cały film. A dialogi? Nie przypominam sobie w by w ,,Indianie Jonesie" padały np. teksty o sexie ze zwierzętami jak w nowym pseudo-Treku, albo ,,wyszukane" teksty o onanizmie z ,,Transformerów". Serio tylko na taki rynsztokowy humor dziś stać scenarzystów?
Na zakończenie dodam, że da się zrobić film efektowny i mądry zarazem czego najlepszym przykładem są sukcesy jakie odnosił ,,Mroczny rycerz", ,,Incepcja" czy ,,Dystrykt 9" - trzeba tylko mieć odrobinę talentu i chęci. :)
Film porażka. Momentami daje nadzieje na dobre widowisko, aby zaraz to popsuć naiwnymi scenkami, rodem z kiepskiego filmu familijnego. Fabuła głupia jak but, choć sam pomysł ma olbrzymi potencjał i ten kto to wykorzysta może nakręcić wspaniały film.
Podsumowując, film dla inteligentnych inaczej, można obejrzeć z nudów w ostateczności. Nudy jednak nie zabije, nie ma co się łudzić ! :-(
Film moim zdaniem rewelacyjnie zabija nudę. Podaj przykład kiepskich filmów familijnych które to porównujesz do nowego Star Treka. Co w nich jest podobnego ? Film o którym piszesz to wielki sukces komercyjny, ale ale nie tylko. Widowiasko ma równiez dobrą prasę. Marcin i AlpagaSatana nie biorą pod uwagę jednego. Film opowiada losy załogi gdy tabyła jeszcze młokosami. To przecież dzieciaki które jak każdy w tym wieku mają głupkowate pomysły. Czyżby młody Kirk miał na pierwszym spotkaniu ze Spockiem prowadzić dysputy filozoficzne kiedy ich początkowe relacje były wrogie. Co z tego że młodziany podrywaja Uhurę. Przeciaż to laska. Czechow i inni w tym Karl Urban po prostu świetni. Niepotrzebnie bijecie pianę. Star Trek i Avatar to sukcesy i żadna gadka tego nie zmieni, a wy jak chcecie zawsze możecie oglądać sobie stare odcinki serialu. Oczywiście on też jest dobry, tyle że to już klasyk. Powiew świażości był Star Trekowi potrzebny jak przysłowiowy tlen i woda.
Powiew świeżości czyli maksymalne spłycenie fabuły. A film jako typowa kosmiczna strzelanka może się podobać, to fakt, ale nie o to chodzi w Star Trek. W sumie to każdy film na niskim poziomie z dużą ilością efektów, słabych dowcipów cieszy się popularnością.
Stary w Star Treku o nic nie chodzi. To zwykła rozrywka dla mas. Nawet ten serial był skierowany do tłumów. Ja na przykład uważam że takie Aniołki Charliego czy Transformers : Zemsta upadłych, lub chociażby ostatnio Drużyna A to są typowo infantylne produkcje. Nigdy nie postawiłbym obok nich nowego Star Treka. Ty jednak z uporem maniaka prubujesz to robić.
,,Stary w Star Treku o nic nie chodzi. To zwykła rozrywka dla mas."
Bzdura! Ignorancja wychodzi ci uszami. :) Ile i jakich odcinków widziałeś, że smażysz takie bzdury kolego?
Poza tym sam wysoko oceniasz komercyjne filmy. Dajmy na to Iron Man ma u ciebie ocenę 9/10. Ja jeszcze nigdy tak wysoko nie oceniłem komercji, a zwłaszcza takiej. Bardzo krytycznie odnosisz się z kolei do filmu Batman : Początek który w moim odczuciu jest o niebo lebszy od Iron Mana. Czy nie sądzisz że właśnie nowe Batmany są pogłębione psychologicznie przez Nolana tak jak stare Star Treki a taki np: Iron Men to komercyjna błyskotka w stylu nowego Star Treka. Ja tak uważam. Masz oczywiście prawo do swego zdania. Prywatnie dostrzegam u ciebie zwykłą niekonsekwencję. Poza tym wiele razy miałem już do czynienia z ludzmi którzy za punkt honoru stawiali sobie obronienie swej własnej tezy bedącej w opozycji do wszystkich. To dobre ćwiczenie, bo w gruncie rzeczy uczy logicznie myśleć. W końcu można ponoć udowodnić że teoretycznie 2 + 2 = 5 oraz iż słoń bez specjalnego trudu zawiśnie na stoktotce. Powtórzę jeszcze raz.. Nie jestem przeciwnikiem starych Star Treków. Twierdzę jedynie iż nie zachowano w nich odpowiednich proporcji pomiędzy tępem akcji, ilością i tematami dialogów, a kasą przeznaczoną na zralizowanie filmu względem którego były wysokie oczekiwania. Rokrocznie mimo zupełnie innych założeń i oczekiwań producentów Stat Treki nie spełniały oczekiwań ani widzów ,ani ich twórców zawsze pozostawiając pewien niedosyt, mimo że we wszystkich przypadkach szykowano je na tz: letnie blockbastery. Spora część widzów, w tym również i ty uznała że taki był zamysł twórczy. Sukces w opini krytyków, widzów, i twórców ( box office ) odniósł dopiero Star Trek 2009r i nic raczej tego nie zmieni. Boję się tylko że kolejne filmy tej serii mogą upodobnić się w formie przekazu do Aniołków Charliego, a to byłoby totalną katastrofą dla serii.