Filmom, szczególnie amerykańskim, jestem w stanie dużo wybaczyć. Rzadko kiedy przerywam także oglądanie filmu, nawet gdy jest kiepski. Oglądając spisek wymiękłem po nie całej godzinie. Ten film jest niesamowicie głupi (w negatywnym tego słowa znaczeniu). Nie czepiam się głównej osi fabuły, ta jest przeciętna. Ale poszczególne wydarzenia i sceny są niemiłosiernie naciągane. Gdy zobaczyłem scenę, w której zabójca nagle w jakiś chyba nadprzyrodzony i paranormalny sposób pojawia się na dachu jeepa, przelała się czara goryczy. Przecież to aż nieprzyzwoite, żeby kręcić takie filmy. A na miejscu Sheena i Suderlanda miałbym morlanego kaca do końca życia za wystąpienie w czymś takim.
Filmom jestem w stanie wiele wybaczyć i jeśli tylko są choć pod jednym względem ciekawe, to poświęcam czas na ich obejrzenie. W tym jednak przypadku naprawdę go szkoda. Wierzcie mi i zaoszczędźcie sobie niesmaku i wyrzutów sumienia za obejrzenie takiego gniota.
ten film można tylko obejrzeć w towarzystwie kogoś z poczuciem humoru kiedy można wspólnie wyłapać teksty typu - mam 4 lata :D lub tekst do żony prezydenta - opaliła się pani :D Generalnie ten film to gniot a ludzie pojawiają się w różnych miejscach jakby mieli teleporty :) normalnie ubaw po pachy szczególnie jeszcze wtedy kiedy zobaczy się jego gatunek w gazecie z programem, a pisze tam thiller polityczny :P
zgadzam sie z przedmowcami , film to dno! te amerykanskie filmy mnie kiedys wykoncza :)
Zgadzam się, gniot jakich mało. Sheen dotarł tu do granicy swojego (fatalnego) aktorstwa. To, że ten facet zagrał w kilku dobrych filmach jest dla mnie szokujący, a jeszcze bardziej szokuje mnie to, że ich swoją nieudolnością nie popsuł (vide Pluton).