No właśnie o czym jest "Solaris" Tarkowskiego? Ja mogę powiedzieć o czym było "Solaris" Lema. Ksiązka to było prawdziwe arcydzieło - o niemożności zrozumienia świata, o tym, że poznawanie niesie za sobą konsekwencje. Szereg pytań dotyczących wszechświata oraz tym co się w nim kryje. Do tego dochodzi kapitalny styl Lema - idealna wizualizacja, sprytny dobór słów, który sprawia, że wszystko co jest opisane, jest po prostu namacalne i wyobrażalne. Opis dziecka, płynącego w plazmatycznym morzu planety to coś niesamowitego. Lem był wybitnym pisarzem.
Co do filmu, Tarkowski chyba nie wiedział co dokładnie robi. Począwszy od tego, że technicznie film jest niewypałem, bo nie ma klimatu, bo nie ma intrygi, bo nic się nie dzieję bo jest nuda kończąc na tym, że tak naprawdę film podjął chyba zupełnie inny temat niż w książce, bo ja nie zauważyłem podobieństwa. Zbrzydł mi trochę Tarkowski. Zamierzam wrócić do "Solaris" mimo wszystko za jakiś czas, bo to moja ulubiona książka, może wtedy inaczej spojrzę na ten film i na całą twórczość Tarkowskiego.
Rację masz, ja też nie przepadam i nic w tym złego nie widzę :-) Ale jeszcze bardziej nie lubię, kiedy ktoś wmawia mi, że nie dojrzałam do tego rodzaju filmów. Film to jest sztuka raczej nie zdefiniowana. Nie jest tak, że im bardziej dziwny, nowatorski,filozoficzny,intelektualny to tym lepszy, im bardziej go nie rozumiesz, tym jesteś głupszy. Nie można mieszać z błotem komedii, bo nie jest dramatem. Nie można dyskredytować np. Chaplina, bo pobudza ludzi do śmiechu, a nie do płaczu i strachu, bo to może lepsze, wznioślejsze uczucia. Ktoś kocha Tarkowskiego, ktoś kocha Coppolę, a ktoś ma gdzieś ich obu i ogląda jedynie współczesnego Allena. Gust to gust.