Dystrybutor Kino Świat zdecydował, że nie będzie pokazu prasowego, tj. dla krytyków. Powodem braku organizacji pokazu prasowego jest po prostu bardzo zła jakość filmu, chcą ograniczyć wpływ negatywnych recenzji na wyniki w box office. Tak się dzieje zawsze i wszędzie na świecie.
A więc będzie kolejny polski gniot. To jest film propagandowy. Ode mnie już teraz 1/10 już tylko za zakłamywanie historii, że był zamach na Tupolewa.
Propaganda ma dużą siłę rażenia. Przypomnę tylko Katastrofę w Czarnobylu - większość Polaków do dziś wierzy, że zginęło w jej wyniku setki tysięcy ludzi. W rzeczywistości zginęło / zmarło (choć nie poległo) max 4000 osób ( https://en.wikipedia.org/wiki/Deaths_due_to_the_Chernobyl_disaster ), a i te dane są poddawane w wątpliwość, bo opierają się na modelu LNT ( Linear No-Threshold Theory ), który jest krytykowany ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Hipoteza_LNT ). Wyjątkowo surową krytykę tego modelu, jak również błędów oszacowań śmierci wystawił Polak prof. Jaworowski:
http://dos.sagepub.com/content/8/2/dose-response.09-029.Jaworowski.full
który twierdzi, że to było tylko kilkadziesiąt osób.
To samo było z Fukushimą, tylko tam już nikt nie zginął:
"Na skutek awarii, według WHO, wzrost zachorowalności na nowotwory będzie tak mały, że niezauważalny, a prawdopodobieństwo, że obecne dzieci w Japonii będą chore na nowotwory wzrosło o 1%[97]. Jak zauważył James Lovelock, tsunami, które spowodowało awarię w Fukushimie zabiło 26 tys. osób, podczas gdy w wyniku awarii elektrowni nie zginęła ani jedna"
https://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_elektrowni_j%C4%85drowej_Fukushima_I#Of iary
Jednak propaganda any-nuklearna wbija do głowy najróżniejsze brednie i tworzy wirtualną rzeczywistość, w którą ludzie zaczynają wierzyć. Dlatego trzeba walczyć z tymi wszystkimi kłamstwami, bo strach lepiej się sprzedaje niż fakty.....
Portal 'Na ekranie', recenzent Kamil Śmiałkowski jednym zdaniem, o którym za chwilę powiem, dokonuje ciekawego zabiegu - w wyrafinowany sposób masakruje samego Krauzego jako reżysera:
http://naekranie.pl/recenzje/smolensk-recenzja
"W scenariuszu widać niezłe fundamenty, ale mnogość scen i dialogów, które aż bolą od łopatologiczności, psuje wrażenie – twórcy za bardzo chcą pokazać winnych i utrwalić ten przekaz kilkakrotnie, nie wierząc specjalnie w inteligencję widza. Do tego efekty specjalne są na poziomie najgorszych telewizyjnych produkcji kanału Syfy (chociażby pierwsza scena, rozgrywająca się na lotnisku w Smoleńsku, podczas której aż oczy bolą od kolejnych warstw na ekranie) – to jak Rekinado bez rekinów. Również mieszanie zdjęć dokumentalnych i fabularnych, które w wielu innych produkcjach tylko dodaje klimatu, tu wygląda jak w filmach Eda Wooda i dowodzi raczej braku pomysłów realizacyjnych oraz nieumiejętności montażu."
Otóż Ed Wood jest dość powszechnie uznawany za najgorszego reżysera świata w historii kinematografii.
R. Skowroński dla antyradio.pl:
http://www.antyradio.pl/Film/Recenzje/Smolensk-10747
"Oglądając nowy obraz w reżyserii Krauzego można odnieść wrażenie, że jest to dokonanie debiutanta. Z zawodem można się spotkać na każdym polu. Jest to film fatalnie zagrany. Kreacje aktorskie wpadają niekiedy w karykaturalność, poziomem nie odstając od groszowych telenowel. Nie inaczej sprawa się ma ze zdjęciami rodem ze wspomnianych wyżej produkcji.
Jest to też film niezwykle chaotyczny, gdzie duży procent całości stanowi przedstawienie materiałów archiwalnych, ale i ujęć z aktorami, z demonstracji, przewozu trumien z parą prezydencką, czy też z tego, co się działo na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem Prezydenckim."
"Na przebieg narracji negatywnie wpływa także pozostawienie w finalnym dziele scen nie mających żadnego wpływu na fabułę, co sprawia jedynie, że film niemiłosiernie się dłuży."
Troszeńkę można się zawieść poniższą recenzją, bo T. Zacharczuk, wystawiając ocenę aż 3/10, to tak jakby składał niemal laurkę gniotowi:
kino . trojmiasto . pl / Tragedia-na-wielkim-ekranie-Recenzja-filmu-Smolensk-n105341.html
"Mnożące się z każdą minutą wątki polityczne i kontrowersje wokół śledztwa niestety w przygniatający sposób tłumią ludzkie, indywidualne dramaty. Niewiele jest w "Smoleńsku" momentów refleksji i zadumy nad portretem ofiar, które potraktowane zostały bardzo ogólnikowo".
"Sporo niechlujstwa i nieładu znajdziemy w warstwie technicznej filmu. Niezłe zdjęcia Michała Pakulskiego nikną w montażowym rozgardiaszu. Film jest niemiłosiernie pocięty, nieznośnie fragmentaryczny i przeładowany liczbą scen. Nie trzeba być wprawionym kinomanem, żeby bez problemu zauważyć, że "Smoleńsk" przeszedł kilka etapów montażowych, a każdy z nich nadzorowała chyba inna osoba. W rezultacie dochodzi do absurdalnych sekwencji, w których bohaterowie wymieniają między sobą po jednym zdaniu i następuje bezmyślne cięcie."
"Prawdziwym aktorskim nieszczęściem, jakie przydarzyło się filmowi jest jednak Beata Fido w głównej roli telewizyjnej reporterki. Fatalne umiejętności (bądź ich brak) widoczne są w każdym posągowym geście i bezuczuciowym słowie wypowiadanym przez bohaterkę."
A teraz coś MEGA na poprawienie humoru, na początku oglądam to i se myślę, co ten gościu się tak usprawiedliwia emocjonalnie, ale ok, początek można przewinąć. I wtedy zaczyna się jazda, myślałem, że j e b n ę ze śmiechu, pojechali to gowno aż miło:
https://www.youtube.com/watch?v=gMqymgoRq-w
Dziennik Łódzki pozostaje wstrzemięźliwy i chyba za wysoko ocenia gniota, bo daje aż 2/6 (co daje 3,4/10):
http://www.dzienniklodzki.pl/kultura/recenzje/filmy/a/recenzja-smolensk-zwiastun ,10610682/
"Na ekrany kin wszedł głośny film „Smoleńsk” w reżyserii Antoniego Krauze. Słabo zrealizowana i niezgrabnie opowiedziana produkcja ze zmarnowanymi wątkami""
"Umieszczanie kina w jej kontekście i obarczanie go odpowiedzialnością za wyjaśnianie oraz konstytuowanie jedynie słusznej wizji niemal zawsze źle robi filmowemu dziełu."
"Scenariusz, który okazał się bardziej wykładem niż materiałem filmowym, utrudnił pracę aktorom. Najbardziej „potknęła” się na nim Beata Fido w roli Niny, bezradna wobec swojej bohaterki, w dodatku schematycznie poprowadzona przez reżysera."
Poniższa recenzja Kornela Naconia w portalu fdb.pl, który wystawia ocenę 1/10, bardzo mi się podoba, bo jest konkretna, ostra i odważna (ocena 1/10):
http://fdb.pl/wiadomosci/27437-recenzja-smolensk
"Smoleńsk to współczesne kino propagandowe, nastawione na łopatologiczną i subiektywną prezentację faktów. Twórcy nie silą się nawet na krztę obiektywizmu, a mentalny wydźwięk filmu spowity jest w płonącą flagę Polski, skropioną krwią i splamioną łzami. Romantyzm wiecznie żywy, choć od strony warsztatu Antoniemu Krauze brakuje bardzo wiele, by stać się kolejnym pamiętnym wieszczem narodowym.
Ramy dziennikarskiego thrillera, w jakich osadzona jest historia prawdy o Smoleńsku stają się jedynie pretekstem ukazania szeregu sekwencji wyrwanych z ogólnej linearności fabuły. Każda scena dobitnie podkreśla, że były Prezydent RP zginął w zamachu, a winę za to ponoszą Rosjanie w kooperacji z opozycją rządzącej wtedy partii Jarosława Kaczyńskiego. Zbyt wiele nierozwiniętych wątków zaburza oś fabularną filmu, wtrącając ją w potok proPiSowskiej indoktrynacji, a dwugodzinna propaganda szybko nuży swoją sztywnością i brakiem jakiegokolwiek kompromisu z obiektywną rzeczywistością."
"Natomiast finalna scena to czysta kwintesencja artystycznego i propagandowego kiczu."
"Technicznie film przypomina produkcje trafiające bezpośrednio na mały ekran. Fatalna animacja CGI odtwarzająca wybuch Tupolewa czy tworzenie własnych marek produktów spożywczych i nowych stacji telewizyjnych to zabieg czysto serialowy. Brak logiki między poszczególnymi sekwencjami i kiepskie przejścia degraduje poziom montażu na etap wczesnoszkolny. Wydaje się, jakoby nie obraz i aktorstwo było dla Antoniego Krauze szczególnie ważnym aspektem filmu – jego fundamentalnym priorytetem staje się ideologia."
I kolejna recenzja, która się nie pier...li (ocena 1/10):
http://www.szpachello.pl/2016/09/filmowa-katastrofa-w-smolensku-recenzja.html
"Film Antoniego Krauzego cierpi na paradokumentalną chorobę i nie ma w tym stwierdzeniu nuty sarkazmu. Smoleńsk ogląda się jak telewizyjny paradokument nakręcony lepszym sprzętem i zrealizowany za dużo większe pieniądze. Większość aktorów sprawia wrażenie, jakby po raz pierwszy występowała przed kamerą, a w scenariuszu brakuje jedynie markowego dla Trudnych spraw „powiedz coś!”. W Smoleńsku nie udało się nic i piszę to z wielkim rozczarowaniem, bo do samego końca wierzyłem, że to nie może być aż tak zły film. Ale jest. Tak, to jest bardzo zły film."
"Problemem filmu Antoniego Krauzego jest przede wszystkim jasny podział na dobrych i złych. Od samego początku wiemy, kto znajdzie się wśród tych gorszych."
"Pomijając jednak już kwestie poglądowe oraz cały propagandowy charakter filmu, Smoleńsk nie ma żadnej wartości filmowej i artystycznej. Scenariusz odrzuca sztucznością, którą potęgują aktorzy. "
"Ciężko znieść również ciągłą obecność na ekranie zmanierowanej Beaty Fido, która nie potrafi wnieść w swoją postać nawet nuty naturalności. Przez całe dwie godziny jest sztuczna niczym najtańsze efekty specjalne, które przy wcale nie najgorszym budżecie (jak na polskie realia) i tak małej ich ilości, mogłyby być trochę bardziej wiarygodne."
Po onecie, wp, przyszła pora na interia.pl autorstwa K. Pytki:
http://film.interia.pl/recenzje/news-smolensk-recenzja-kino-na-miare-polskiej-po lityki,nId,2266484
"Pod względem filmowego warsztatu "Smoleńsk" uderza amatorszczyzną. Twórcy wmontowali zdecydowanie zbyt wiele prawdziwych materiałów telewizyjnych przedstawiających pierwsze dni po katastrofie i przebieg dalszego śledztwa. Długie sceny prezydenckiego pogrzebu "rozmywają" akcję i niczego nie wnoszą do fabuły."
Następna recenzja wnosi coś nowego, bo nawiązuje do możliwości stworzenia dobrych propagandowych filmów:
http://nietylkogry.pl/post/recenzja-filmu-smolensk/
"Chciałem ocenić Smoleńsk w kategoriach czysto filmowych, bez uciekania się do dywagowania o polityce, ale nie jest to możliwe, bo jedną z największych wad filmu jest jego propagandowy charakter. Historia Dziesiątej Muzy pokazała, że utwór propagandowy nie musi być zły – warto w tym miejscu wspomnieć o Pancerniku Potiomkinie Siergieja Eisensteina z 1925 roku czy o dziesięć lat późniejszym Triumfie woli Leni Riefenstahl. Chociaż stanowiły propagandę, odpowiednio bolszewicką i nazistowską, zapisały się w historii kinematografii ze względu na niezaprzeczalne walory artystyczne, w tym nowatorski montaż i zdjęcia. Tworowi Krauzego bliżej jednak do odcinków Polskiej Kroniki Filmowej realizowanych w PRL-u, w których wmawiano Polakom, że zgniły Zachód zrzuca na ich pola stonkę ziemniaczaną. Niestety, Smoleńsk zbliżony jest do PKF nie tylko formą, w jakiej próbuje wcisnąć widzowi propagandowe treści, ale też wynikającym z tego niezamierzonym komizmem."
"Całkowicie ignoruje się tutaj fakty, potwierdzone w licznych oficjalnych raportach, skupiając się wyłącznie na teoriach spiskowych ludzi od pancernych brzóz, parówek i puszek, co miało umocnić twierdzenie o zamachu, w który zaangażowane były ówczesne rządy Rosji i Polski."
"W przypadku Smoleńska jednostronne podejście do tematu i forsowanie swojej wizji wydarzeń jako prawdy sprawia jednak, że kicz i fałsz wylewają się z każdej klatki. A to przecież niejedyne grzechy scenarzystów. Napisane przez nich postaci to topornie wyciosane i nieoheblowane kłody drewna, będące zlepkiem klisz i stereotypów, mające w zapasie dwie albo trzy miny, snujące się po planie i wygłaszające żenująco napisane dialogi."
Poniższa recenzja jest amatorska, autorstwa blogera:
http://zawiesina.blox.pl/2016/09/Smolensk-czyli-przewodnia-rola-Holdysa.html
"Smoleńsk nie dostał dotacji z PISF, co środowiskom bliskim obecnej władzy pozwoliło na formułowanie tez o politycznym zaangażowaniu tej instytucji. Jednak w zderzeniu ze scenariuszem filmu te pohukiwania wydają się niepoważne. Nie wyobrażam sobie państwowego wsparcia dla produkcji, której bazą miałby być taki scenariusz. Jego tak naprawdę nie ma. W ogóle nie wiadomo o czym jest ten film, czy opowiada jakąś historię, czy do czegoś prowadzi. A jak dodamy to tego dialogi, otrzymamy pełen obraz nędzy i rozpaczy..."
Portal Gameplay.pl w jednym zdaniu zaatakował filmidło jeszcze bardziej:
http://gameplay.pl/news.asp?ID=100240
"Zdaję sobie sprawę z reżyserskiego uporu pana Krauzego i cenię go za doprowadzenie projektu do końca, ale stopień realizacji Smoleńska jest znaczenie poniżej normy nie tylko produkcji kinowej, lecz nawet średniej jakości polskiego serialu."
W końcu pierwsza recenzja redakcji filmwebu :
http://www.filmweb.pl/reviews/Bez+w%C4%85tpliwo%C5%9Bci-19143
" Początkowa nagonka na rodziny ofiar przeradza się w rzetelną dziennikarską robotę, sceptycyzm w żarliwą wiarę, zaś cynizm – w empatię. Nina natomiast, raczej figura ideologiczna niż pełnokrwista bohaterka, zmienia się niczym postać z kreskówki po uderzeniu wielkim młotkiem."
""Smoleńsk" okazuje się w rezultacie przedziwnym preparatem faktów, teorii spiskowych, domysłów oraz ewidentnych przeinaczeń (dla przykładu uśmiercony w filmie operator TVP Sławomir Wiśniewski okazał się na tyle żywy, by udzielić wywiadu "Polityce")."
"Pomijając już kwestię transparentnej i niezbyt wyrafinowanej retoryki, film jest również niechlujny pod względem formalnym, kiepsko zagrany i dramaturgicznie rozlazły. Skoro eksplozja na pokładzie prezydenckiego Tupolewa, spisek na życie Lecha Kaczyńskiego oraz zabójstwa świadków relacjonujących z miejsca katastrofy są dla Krauzego tak oczywiste, to dlaczego nie uczynić z nich punktu dojścia, nie stonować nieco bohaterów z przeciwnego obozu i chociaż udawać, że chodzi o filmową zagadkę? Po co robić thriller, skoro nie zależy nam na budowaniu napięcia, myleniu tropów, dramaturgicznej arytmii? Konstrukcja filmu jest chaotyczna, pełna niezrozumiałych elips i niepotrzebnych wątków (...)"
Drażniąca jest masa troli, którzy wypisują swoje dyrdymały. Dlatego przypomnę dość stare, ale jak się okazuje wciąż aktualne wywiady z prof. Pawłem Artymowiczem, który doszedł do podobnych albo tych samych wniosków co zespół Millera. Chociaż nie lubię zmanierowanej Paradowskiej (nawet nie przerwie ględzenia, gdy gość chce coś wtrącić), to bardzo polubiłem Artymowicza, który z jednej strony jest opanowany, z drugiej potrafi subtelnie wyśmiać teorie spiskowe i "ekspertów" Macierewicza, a z trzeciej zachowuje pełną racjonalność i bezstronność. To jest przykład wzorowego naukowca. Warto obejrzeć:
https://www.youtube.com/watch?v=YnpQarIs2Ng
Te wywiad nawiązuje do wcześniejszej rozmowy Kraśko z Artymowicza i prof. Rońdą - przewodniczącym w komisji Macierewicza:
https://www.youtube.com/watch?v=POMF7Yla4wU
Po tej rozmowie Rońda, w której sam się gubił, został wyrzucony z uczelni AGH za nieetyczne zachowanie a także jawne kłamstwa.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Prof-Jacek-Ronda-zawieszony-w-pracach-dyd aktycznych-przez-rektora-AGH,wid,16210770,wiadomosc.html?ticaid=117b5c
"Ekspert zespołu Macierewicza prof. Jacek Rońda, w październiku w telewizji Trwam komentował swoje kwietniowe wystąpienie w TVP1 po emisji filmów o katastrofie smoleńskiej. Powiedział wtedy m.in., że jego zdaniem piloci prezydenckiego samolotu nie zeszli poniżej wysokości 100 m; dodał, że swoją wiedzę opiera na dokumencie z Rosji.
Tymczasem w wywiadzie udzielonym TV Trwam Rońda przyznał, że w programie TVP1 nie mówił prawdy. Pytany, na jakiej podstawie twierdzi, że piloci nie zeszli poniżej 100 m, Rońda odpowiedział: "Oni niestety zeszli poniżej 100 metrów. Ja w wywiadzie (w TVP1) trochę zagrałem. (...) To był blef, na tym dokumencie nic nie było""
Jeśli ktoś chce się jeszcze pośmiać z Rońdy:
http://www.newsweek.pl/polska/jacek-ronda-profesor-od-blefu,artykuly,273316,1.ht ml
Ale tak naprawdę, to nie jest takie śmieszne. Ten człowiek jako "człowiek nauki" jest skończony. Wystarczył 1 czy 2 programy telewizyjne. To jest doskonała przestroga na przyszłych naukowców, którzy myślą, że mogą połączyć korupcję z nauką.
A jak już mowa o "ekspertach" Macierewicza, to jednym z nich został prof. Nowaczyk ( wyborcza . pl /1,75398,19207400,prof-nowaczyk-bedzie-doradca-macierewicza-w-mon-ma-wyjasnic.ht ml ), zapewne dlatego, że od dawna wmawiał ludziom, że to nie był wypadek. Szkoda tylko, że jest on kolejnym po Rondzie przykładem oszusta, którego także wywalili z uczelni:
http://natemat.pl/79213,prof-kazimierz-nowaczyk-zwolniony-z-uniwersytetu-w-maryl and-przez-redukcje-etatow-czy-oszukanie-szefa-w-sprawie-katastrofy
Praktycznie jest pewne, że ma skończoną karierę na całe życie, jak Rońda.
Wywlekając starocie, Jest jeszcze drugi wywiad Paradowskiej z Artymowiczem, równie ciekawy, szczególnie dlatego, że precyzyjnie odpowiada na pytanie dlaczego nie mogło dojść do wybuchu samolotu (w powietrzu):
https://www.youtube.com/watch?v=S8SThFHOuxw
W wywiadzie (14-ta minuta) Artymowicz również kompromituje kolejnego "eksperta" Macierewicza, G. Szuladzińskiego. Szuladziński początkowo głosił, że "żaden światły człowiek, któy ma do siebie choć trochę szacunku nie będzie występował z szokującymi, sensacyjnymi wnioskami typu zamach", lecz po kilku miesiącach stał się tym albo nieświatłym człowiekiem, albo światłym bez szacunku do siebie, bo zaczął głosić idee zamachu. Cóż, jakoś przypadkowo wzięli go wtedy do zespołu Macierwericza. Co ta kasa nie robi z człowiekiem...
Poniższa konferencja samej Komisji Millera dla dziennikazy, w której tematem są teorie alternatywne. Nie chodzi tylko o teorię zamachu, ale też o rzekomą techniczną niesprawność maszyny czy systemów nawigacyjnych. Komisja dokładnie obala każdą z tych teorii:
https://www.youtube.com/watch?v=qlRMB_a-PFE
Zwróćcie uwagę - film sprzed ponad 3 lat, a armia idiotów ciągle wygaduje bzdury i jeszcze się mądrzą, że nie można odrzucać możliwości, że stało się inaczej. WIęc jak ci panowie sami wielkimi literami jak do kretynów pytają: Gdzie są na to dowody?
Masa troli pisowskich próbuje wmówić ludziom co najmniej 2 rzeczy:
1. Byli świadkowie, co twierdzili, że widzieli wybuch.
Kłamstwo. Mało tego, na konferencji, którą wyżej zalinkowałem, od 18:45 min. Lasek stwierdza, że ŻADEN ze świadków nie wspomina o tym, że słyszał wybuch, ŻADEN ze świadków nie potwierdził, że wystąpił wybuch
2. Znaleziono śladowe ilości trotylu
W 50:00 min Lasek mówi, że "na drugim samolocie, na siedzeniach, na pasach również stwierdzono tymi samymi metodami, tymi samymi urządzeniami występowanie cząstek wysokoenergetycznych". W Fakcie też pojawił się o tym artykuł:
http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/prokuratura-czastki-wysokoenergetyczne-wy kryto-tez-na-tupolewie-102/rt06m2v
Na koniec jeszcze pewne spostrzeżenia biegłych:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/lasek-o-teoriach-macierewicza-jezeli-jest-trotyl- to-nie-bylo-wybuchu-bo-co-wtedy/81wxs
Recenzentka Telemagazynu ma jakiś chyba problem umysłowy, bo zaorała film, ale ocenia na 4/10 (to jakie gówno oceniłaby na 1/10?):
http://www.telemagazyn.pl/artykuly/smolensk-nawet-wazny-temat-nie-zrobi-dobrego- filmu-recenzja-52775.html
"W „Smoleńsku” teoretycznie emocji jest sporo, ale niewiele nas one obchodzą, a wręcz odstręczają od uznania ich za własne. Nawet wtedy, gdy napięcie powinno wzrosnąć – wszak giną niewygodni, a taką staje się nasza bohaterka – nic w naszych nerwach nie drga. Czemu tak się dzieje? Ponieważ film Krauzego jest po prostu żenująco słaby, a trzy grzechy (choć cierpi na więcej): główną postać, scenariusz i montaż, skutecznie pozbawiły go możliwości zaangażowania emocji widzów."
"Film został – pechowo dla niego – skonstruowany tak, że cały jego ciężar spoczywa na barkach grającej dziennikarkę aktorki, która sobie z rolą Niny poradziła… najgorzej jak mogła. Beata Fido to największa pomyłka obsadowa jaką udało się w kinie polskim ostatnio popełnić (...) Jej postać jest tak rozpaczliwie mało rozgarnięta, by nie rzecz tępa, że rasowi dziennikarze powinni się poczuć bardzo oburzeni. Nie ma bowiem ani emocjonalnego, ani logicznego wytłumaczenia jej postawy."
"Znamienne jest zresztą, że w tym filmie nie toczy się właściwie rozmów… Rzuca się półsłówka, w najlepszym wypadku zdania-zagadki po czym delikwent odchodzi, a to co rzekł z namaszczeniem, zawisa w próżni."
"Epatuje się widza długimi ujęciami pogrążonych w milczeniu Polaków niosących swój krzyż, a ponieważ zazwyczaj są to ujęcia dokumentalne mają one uwiarygadniać naturalne emocje ludu. W tym momencie uziemiony w kinie widz żałuje, że nie ma pilota ze speedplay’em."
"Twórcy nie mieli pomysłu na film i jego narrację (ni stąd ni zowąd pojawiające się reminiscencje nie wynikające z akcji). A z tego z koeli bierze się jego chaotyczność i brak związków przyczynowo skutkowych pomiędzy scenami."
Kolejna video-recenzja. OGLĄDAĆ:
https://www.youtube.com/watch?v=QnrkmeMZtS0
J E B Ł E M ze śmiechu. Nie wiedziałem, że Smoleńsk to aż takie gówno. Autor mówi:
"Twórcy najwyraźniej uważają widzów za debili, którym trzeba wszystko podać na tacy i najlepiej jeszcze powtórzyć 3 razy".
Ja myślę, że jest odwrotnie - to Krauze jest debilem, oszołomem, któremu nie powinno dawać kręcić żadnego filmu, co dopiero o takim zdarzeniu.
Myli się Pan. Krauze umie robić dobre filmy. Ten kręcił w specyficznych warunkach :
nie miał ani wystarczających funduszy, ani wystarczającej swobody.
Tu fragment wywiadu :
"Podczas pracy nad tym filmem nie ja byłem dyrygentem, nie ja rozdawałem role.
Ma pani do czynienia tylko z człowiekiem, który marzył o tym, żeby zrobić film "Smoleńsk",
udało mu się go zrobić lepiej lub gorzej.
I muszę wziąć odpowiedzialność za ten film."
W czym się mylę? To co podajesz to nieistotne szczegóły, zawsze tak można się bronić, że producent mnie ograniczał, że fundusze mi nie pozwoliły itd... Rzadko kiedy reżyser ma pełną swobodę. Ale tutaj dodatkowo Krauze był kontrolowany przez Kaczyńskiego i Macierewicza. Ale kogo to obchodzi? Jak się bał kręcić w takich warunkach, to nie powinien zaczynać. TAK, JEST DEBILEM, nie ma wątpliwości, bo tak słabego filmu dawno w Polsce nie było.
Ale to oczywiście tylko jedna sprawa. Druga - wierzy bezmyślnie jakimś pseudo-naukowcom Macierewicza, którzy w życiu żadnego wypadku lotniczego nie badali i nie mają do tego żadnych kompetencji. Przypominam jakie głupoty Krauze opowiada, twierdząc, że ten film ma być odwzorowaniem faktów, że "ma odkłamać zmanipulowaną historię". Trzeba być skończonym debilem, żeby to mówić.
O jej, udowodniłem więc, że Krauze jest debilem do kwadratu...
Nie ma zmiłuj, jedziemy dalej:
http://zrytabaniastanleya.pl/czy-leci-z-nami-pilot-czyli-recenzja-filmu-smolensk -2016/
"Niestety film jest koszmarnie nudny i z wszech miar chaotyczny, jeśli więc ktokolwiek z Was pójdzie na seans z zerową wiedzą na temat tego co się wydarzyło to zostanie zalany zbyt dużą ilością informacji i rwących się co chwilę wątków. Beata Fido w roli dziennikarki Niny jest po prostu w k u r w i a j ą c a, wystylizowana na szukającą głodnych kawałków sucz, która beznamiętnie wysłuchuje wyznań rodzin zmarłych. Jej przełożony, redaktor stacji telewizyjnej, dla której tworzy jest natomiast przerysowanym poza granice przyzwoitości zimnym sukinsynem, który spokojnie wyrzuca z siebie mało przekonujące kwestie."
"Smoleńsk jest więc filmem niepotrzebnym, który zapowiadał się na coś przynajmniej znośnego w odbiorze. Trochę jak bardzo dziwną i nudną telenowelę mi się to oglądało."
Portal Film.com.pl jest bezlitosny (ocena 2/10):
http://film.com.pl/recenzje/10022802/Katastrofalny-Smolensk-Recenzja.html
"Od tej chwili film to już tylko zbiór mniej lub bardziej szalonych argumentów przemawiających za tym, że 10 kwietnia 2010 roku elita naszego kraju zginęła w zamachu. Tak jak żartują złośliwi, brakuje tylko Donalda Tuska piłującego skrzydło samolotu.
I tyle. Żadnego suspensu, a zamiast rozwiązania – domniemania. Teoretycznie akcję nakręcać ma przemiana Niny, która nagle przegląda na oczy, lecz jest to postać zbyt płytka, by przejść przekonującą metamorfozę. To, co dzieje się po wspomnianej dwudziestej minucie, nie ma więc ładu i składu, pretekstowa fabuła pełni funkcję worka na teorie spiskowe. „Smoleńsk” nie był z góry skazany na klęskę – w końcu filmografia Leni Riefenstahl to powszechnie znany dowód na to, że film propagandowy może nieść za sobą wysoką jakość artystyczną. Może na Krauzego nie spadałyby teraz gromy, gdyby Nina nie była bohaterką tak przerysowaną i papierową."
"Grubo ciosani bohaterowie filmu to tylko następstwo fatalnie skonstruowanego, topornego scenariusza. To, czego nie spartaczyli jego autorzy, puściła z dymem obsada. Duet Beata Fido – Redbad Klynstra dał arcyciekawy pokaz tego, jak na ekranie stworzyć karykaturę. Szkoda, że nieświadomie."
"Nieszczery uśmieszek Beaty Fido sprawia zaś, że jej bohaterka budzi agresję. Kompletny brak wrażliwości powinien wykluczyć ją z zawodu, tymczasem wdowy zapraszają ją na kawę i ciastko."
Kolejna, już trzecia recenzja Wyborczej (raczej luźna - autorka wiedziała, że film to tragedia):
lodz . wyborcza . pl/lodz/1,35153,20678898,smolensk-poszlam-zobaczylam-nie-uwierzylam-recenzja.htm l
"Główną bohaterkę skutecznie mógłby zastąpić kawałek drewna. A szyta miała być chyba na miarę Darby Shaw z "Raportu Pelikana" albo Erin Brockovich (w obu rolach Julia Roberts)."
"Trzeba również zwrócić uwagę na fakty, które powinny zaniepokoić rekomendującą ten film ministrę edukacji narodowej. Główna bohaterka żyje w niezalegalizowanym związku. Jest nawet scena łóżkowa, na szczęście przy zgaszonym świetle. Kilkukrotnie pada słowo powszechnie uznane za wulgarne."
Uff, a już myślałem, że chcą wysyłać dzieci na pornola.
Następna amatorska video-recenzja. Za dużo w niej gimbazy, ale są momenty, że ryczałem ze śmiechu:
https://www.youtube.com/watch?v=cuHTBAgEPOw
Liczba recenzji Smoleńska wciąż rośnie. Oczywiście tych negatywnych. Tym razem ze Śremu (Nawet nie wiedziałem, że jest takie miasto):
srem . naszemiasto . pl/artykul/smolensk-czyli-cel-uswieca-srodki-recenzja,3853608,artgal,t,id,tm.htm l
"Nie ma sensu udawać, że to nie jest propagandowe kino, bo jest. „Smoleńsk” Antoniego Krauzego to przede wszystkim okrutnie złe kino."
"Problem w tym, że jej postać jest skrajnie przerysowana (nigdy nie widziałem dziennikarki, która robiąc materiał tak kiepsko panuje nad mimiką i zdradzając swoje intencje), a przemiana czarno-biała."
Next:
http://karkolomny.blog.pl/2016/09/11/poszedlem-na-smolensk-recenzja-spoilerowana /
"To, że jest mierny to mało powiedziane. Film sam w sobie jest żałosny. Oglądając grę Beaty Fido (odtwarzającej rolę głównej bohaterki) czułem wstyd i nie mogłem na nią patrzyć. Nie potrafiła nawet porządnie zagrać osoby pod wpływem alkoholu."
"Bo film jest dwugodzinną indoktrynacją o tym, że był zamach. Każdy kto ma inne zdanie jest zły. Nawet postaci przedstawiane są w taki sposób. Ci, którzy twierdzą, że to była tylko katastrofa są zimni, obcesowi, ironiczni, agresywni i wylewa się z nich jad cynizmu. Natomiast bohaterowie filmu, którzy wierzą w zamach są ciepli, dobrzy, sprawiedliwi, honorowi."
"Film klasy zero. To jest jeden z tych filmów, na który nie warto poświęcić więcej niż 10 sekund czasu przy przeszukiwaniu kanałów telewizyjnych."
"Film nie pomógł mi zrozumieć zwolenników teorii zamachu na prezydenta. Ale dzięki niemu zrozumiałem jedno: obecna ekipa rządząca będzie robić wszystko aby teoria zamachu stała się jedyną słuszną i będą do tego wykorzystywać wszelkie możliwe środki propagandy. W myśl zasady „Kłamstwo powtórzone 100 razy staje się prawdą”. "
I znowu video-recenzja:
https://www.youtube.com/watch?v=uDqzodZGnOs
"propagandowa papka", "Fido to koszmar", "najgorszy polski film dekady" itd.
Fido już wie, że jako aktorka jest skończona, pewnie dlatego przyjęła pracę w... PIS:
http://film.wp.pl/smolensk-beata-fido-dostala-prace-u-europosla-pis-603616792029 7089a
"Beata Fido, aktorka znana z roli dziennikarki Niny w filmie „Smoleńsk”, została asystentką Karola Karskiego, posła do Parlamentu Europejskiego z ramienia PiS."
"Prywatnie Fido jest związana z Janem Marią Tomaszewskim, kuzynem Jarosława Kaczyńskiego. Tomaszewski widnieje na liście płac "Smoleńska" jako „konsultant ds. obyczajowych”. Do dziś nikomu nie udało się ustalić, na czym polegała jego funkcja."
Wywiad z Artymowiczem z 5.04.2016:
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1656670,1,prof-artymowicz-o-rewelac jach-zespolu-antoniego-macierewicza.read
"Przebieg katastrofy smoleńskiej jest moim zdaniem najlepiej zbadany, w dziejach lotnictwa, od strony technicznej. Sukces Macierewicza polega na tym, że udało mu się przekonać część opinii, że jest odwrotnie."
"-Następny argument to „pancerna brzoza”. Skrzydło potężnego samolotu nie mogło się rozpaść po uderzeniu w drzewo.
Ta teza opiera się na błędnych obliczeniach prof. Wiesława Biniendy, co zostało rozstrzygnięte w 2014 r. na największej konferencji skupiającej polskich inżynierów i specjalistów lotniczych „Mechanika w Lotnictwie” w Kazimierzu Dolnym. Przypomniałem tam wyniki prac dr. Morki i naukowców z Wojskowej Akademii Technicznej, którzy znacznie poprawniej niż prof. Binienda rozumieją działanie programu do symulacji zderzeń. Potrafią dobrać właściwe modele materiałowe i grubości blach tupolewa. Profesor przyjął blachy trzykrotnie grubsze niż w rzeczywistym Tu-154. To oraz błędy w sposobie obliczeń dało karykaturalnie fałszywe wyniki przypominające filmy animowane Disneya."
" Wystarczy przeczytać raporty komisji badających podobne wypadki, zwłaszcza gdy samolot spada odwrócony w las, a nie na gładki teren. Znajomi Macierewicza obliczają jakąś swoją rzeczywistość i sądzą, że samolot nie może się rozpaść na więcej niż kilka kawałków, robią też dziwaczne porównania do pękających parówek."
"To, że nadal nie mamy w Polsce wraku, ma znaczenie?
Oczywiście, nie można zbadać katastrofy bez wraku, ale wrak jest. Nie zniknął. Nie zagubił się jak malezyjski boeing w oceanie. Polska komisja i prokuratorzy zawsze mieli do niego dostęp. Była zgoda na wszystkie badania, jakie polska strona chciała wykonać."
"-Ostatnio Antoni Macierewicz mówił, że 250 świadków widziało dym unoszący się z silników i odpadające jeszcze w powietrzu części tupolewa.
Nie wiem, skąd u niego taka fantazja. Z zeznań świadków, którzy byli przepytywani nawet przez „niepokornych” dziennikarzy, wynika, że nikt nie widział rozpadu samolotu w powietrzu, poza urwaniem końcówki skrzydła. Mówiono o ogniu wydobywającym się z silników. Tupolew kosił gałęzie drzew, niektóre wpadały do silników, były mielone i spalane. Wtedy rzeczywiście obserwuje się dym, a nawet kilkumetrowy płomień. Nie ma w tym nic dziwnego."
"-Podnoszony jest argument, że nie mamy oryginałów czarnych skrzynek.
A jak będziemy już mieli oryginały, to będziemy twierdzić, że są sfałszowane? Jeśli odrzucimy wszystko, czego dotykała ręka Rosjan, jako podejrzane, to faktycznie nie zakończymy nigdy śledztwa i o to może niektórym chodzi. Odrzucać dowody zebrane w Rosji proponuje dr Kazimierz Nowaczyk, niezwiązany z lotnictwem ani aerodynamiką zastępca przewodniczącego podkomisji smoleńskiej. To śmieszne. Dowody należy weryfikować, nie odrzucać. I to było robione. Przy zbieraniu dowodów byli obecni także przedstawiciele polscy. Było pięć czarnych skrzynek wyprodukowanych w Polsce, Rosji i USA. Ich zawartości się ze sobą zgadzają. Producenci przeanalizowali dane z rejestratorów i zaświadczyli, że nie zostały nieodwracalnie uszkodzone ani sfałszowane. Ostatnio autentyczność taśmy z zapisem dźwięku i jej zgodność z zapisem rozmów pilotów z kontrolerami lotów została jeszcze raz potwierdzona, m.in. dzięki wykryciu w nagraniu nieznanych uprzednio zakłóceń od lamp pozycyjnych tupolewa. Ekipie Macierewicza zostają już tylko rozpaczliwe próby podważania wszystkiego. Czekam, kiedy zaczną mówić, że Rosjanie podmienili wrak."
19 rzeczy, które całkowicie ośmieszają film „Smoleńsk”
http://stayfly.pl/2016/09/film-smolensk-recenzja/
"1. Ultra nudny początek. Nie spodziewałem się wejścia jak w Jamesie Bondzie, z serią fajerwerków i intrygą z miejsca zawiązującą akcję, ale to co się tu dzieje we wstępie jest na poziomie obrad sejmowych. Możesz wyjść na kwadrans do kibla, bo wiesz, że nic istotnego Cię nie ominie. Nie wiem jak mając tak nośną historię udało się tak bardzo nieinteresująco ją zapowiedzieć.
2. Przez pierwsze 20 minut w kółko leci jeden kawałek. Bo wiesz, chodzi o to, żeby zbudować nastrój. Dlatego reżyser bez litości na siłę wpycha nam do ucha jakieś toporne brzędkanie, które brzmi, jakby Windows się zaciął przy starcie systemu. No, udźwiękowienie, nie jest mocną stroną tego tytułu.
3. Reporter z kamerą z I komunii świętej. Który zostaje zawinięty przez Rosjan jak uczniak z korytarza szkolnego przez nauczyciela w trakcie lekcji, po kilku minutach nagrywania palącego się samolotu. Kąciki ust idą ku górze.
4. Realizacyjnie film wygląda jakby kręcili go licealiści ze szkoły plastycznej. Wywołując grymas zażenowania inscenizacja, wywołujące grymas politowania ujęcia i wywołujący ból głowy montaż. Coś jak etiuda filmowa robiona na szybko na zaliczenie semestru sprzętem pożyczonym od nieco bogatszego wujka.
5. Gra aktorska na poziomie wystąpień w podstawówce. Z tego co czytałem, za bardzo nikt z dobrych albo chociaż znanych aktorów nie chciał wziąć udziału w tym przedsięwzięciu, dlatego role, mam wrażenie, dostali przypadkowi ludzie z łapanki, których największą umiejętnością było nauczenie się tekstu na pamięć. Grają tak sztywno, jakby ktoś im wszystkim pozakładał pajączki i kołnierze ortopedyczne przed rozpoczęciem zdjęć. Zero emocji, zero wczuty, tylko beznamiętne klepanie tekstów.
6. Lewicowe bojówki z Azjatami. Jeden z niezamierzenie najśmieszniejszych momentów w filmie. W trakcie manifestacji pod krzyżem, agresywni lewacy wsparci przez egzotycznych przybyszów ze wschodu rzucają się, jak drapieżnik polujący na zwierzynę, na staruszka, który w pojedynkę przyszedł walczyć o katolicki symbol. Monty Python, przy tym to początkujący kabaret. Serio.
7. Absolutnie płascy i nic nieznaczący bohaterowie. Reżyser nawet nie udaje, że któraś z postaci pojawiających się na ekranie ma wpływ na rozwój fabuły. Bohaterowie są kukiełkami wypowiadającymi kwestie. Nie wiemy skąd się wzięło to jacy są – choć w sumie to może dlatego, że są nijacy – ani co nimi kieruje, po prostu pojawiają się w losowych momentach i tyle.
8. Brak budżetu widać na każdym kroku. Od wcześniej wspomnianej scenografii, po liczbę statystów. Główna bohaterka – dziennikarka TVNu – pracuje w redakcji telewizyjnej, w której poza jej szefem i operatorem kamery w zasadzie nikogo innego nie ma. We wcześniej wspomnianej manifestacji pod krzyżem jest w sumie 15 osób po jednej stronie i 1 po drugiej. Widz ma wrażenie, że ten film zrealizował początkujący youtuber ze zrzutki na Patronite.
10. Główna bohaterka to połączenie Karoliny Korwin-Piotrowskiej i Gale Weathers z „Krzyku”. W sensie, że wygląda jak zaginiona przy porodzie jednojajowa bliźniaczka Karoliny, wyprana z empatii i wampirzo żądna sensacji jak reporterka z serii horrorów Wesa Cravena. No, lekka przesada.
11. Fabuła bez pomysłu. Nie ma tu jakiegoś wyraźnego motywu, typu „katastrofa smoleńska to zamach zorganizowany przez Donalda Tuska” albo „do tragedii doszło przez bomby podłożone w samolocie”. Mamy tu mnogość przypuszczeń, insynuacji i wymieszania wszystkich możliwych teorii spiskowych, przez co dostajemy rozmemłaną papkę ze wszystkiego co zostało w lodówce pod koniec tygodnia, zamiast konkretnego dania z wyrazistym smakiem.
12. W dodatku przedstawiona w niezrozumiały sposób. Jeśli nie byłeś absolutnie na bieżąco z polityką przez ostatnie 6 lat, to połowy wątków nie zrozumiesz, bo reżyser nie czuł potrzeby tłumaczenia ich osobom, które nie zaczynają każdego dnia od sprawdzenia najświeższych niuansów na temat katastrofy smoleńskiej w mediach.
13. Beka z zagranicznego dziennikarza. Który jest w siedzibie TVN przez pół filmu, ale nikt nie wie po co, bo jedyne co robi, to pije kawę w stołówce i udaje, że nie mówi po polsku.
14. Beka z płaczu głównej bohaterki. Czujesz, że 40-letnia dziennikarka z iluśtam letnim stażem, zajmująca się śledztwami, nagle ni z tego, ni z owego ryczy na głos, tylko dlatego, że ktoś z kim rozmawiała w celu uzyskania informacji ją okłamał? Nie wiem, co jest gorsze, ten sztuczny płacz, czy próba wmówienia widzom, że to pierwszy raz w jej karierze, gdy ktoś nie powiedział jej prawdy.
15. Retrospekcje, sceny dokumentalne i fikcyjne przemieszane jak bigos. Zasadniczo cały film składa się z przypadkowych scen, które są przypadkowo posklejane, w przypadkowej chronologii. Można by ostatnią scenę zamienić z pierwszą i wyrzucić kilka ze środka i na dobrą sprawę, byłoby to tylko z korzyścią dla filmu, bo chaos na ekranie trwałby mniej niż obecne 120 minut.
16. Przemiana głównej bohaterki równie wiarygodna, co zapewnienie alkoholika, że odda 3 zeta na wino. Połączenie Karoliny Korwin-Piotrowskiej z Gale Weathers z dziennikarskiej hieny kpiącej z opłakujących zmarłych, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmienia się w walczącą o prawdę wojowniczkę. I jako widzowie, mamy uwierzyć w jej przemianę ot tak. Mimo, że nigdzie nie widać żadnej różdżki.
17. Beka z podróży do Chicago. Główna bohaterka, żeby dociec prawdy o katastrofie smoleńskiej leci do ojca w Stanach i informuje go o tym, dopiero stojąc w jego drzwiach. Bo przecież telefony, maile, ani Skype, nie mówiąc już o Facebooku, nie działają, dlatego to zupełnie normalne, że ludzie podróżują do USA na drugiej półkuli zupełnie w ciemno, nie dowiadując się w ogóle wcześniej, czy zastaną osobę, do której lecą. Ale w sumie to dziennikarka TVNu, pewnie ją stać.
18. Beka ze sceny seksu. W tym filmie jest sporo głupich/dziwnych/niedorzecznych rzeczy, ale moment, kiedy na ekranie obserwujemy najbardziej infantylną i bezsensowną scenę erotyczną, deklasującą nawet stosunki płciowe w „Klanie”, nie jesteś w stanie uwierzyć, że ktoś zdołał przebić to dno z jakiego startował film i zapukać w nie od spodu. Nad tym, że ta scena jest po nic, do niczego nie prowadzi i absolutnie nie ma jakiegokolwiek wpływu na fabułę, nawet się nie rozwodzę, bo „Smoleńsk” w zasadzie składa się z samych takich scen. Ale niech ktoś mi powie, po cholerę, kręcić scenę seksu, na której widać tyle, co w podziemnym bunkrze po wyłączeniu światła? Przecież tam jest tak ciemno, że równie dobrze mogliby się bawić w chowanego i widz widziałby tyle samo ich interakcji.
19. N-U-D-A! Nuda, nuda, nuda! Pamiętam, że przy recenzji „Nimfomanki” pisałem, że to arcynieangażująca pozycja. Myliłem się. Na filmie Larsa von Triera, nie sprawdzałem średnio co 10 minut zegarka, żeby zobaczyć kiedy się nareszcie skończy. Wiem, że to może wygląda na przesadę, ale niestety nie jest nią. Tu nie ma żadnego napięcia, żadnej akcji, żadnych intrygujących wydarzeń. Jest mozolne, niezgrabne przedstawianie kolejnych nieciekawych spiskowych teorii.
***
Film „Smoleńsk” jako film w oderwaniu od polityki nie broni się tak bardzo, jak Najman w starciu z Pudzianem. Natomiast jako materiał propagandowy, przez rażącą nieporadność twórców ośmiesza tragedię, która miała miejsce w 2010 roku. Z filmu, który, według założeń, miał pokazać „prawdę”, wyszedł potworek parodiujący tę katastrofę i karykaturujący osoby, które uważają, że to nie był wypadek. Co jest dość przykre.
To wygląda tak źle, jakby ktoś to specjalnie spieprzył, żeby wyśmiać wszystkich wierzących w zamach."
Niemiecki dziennik o "Smoleńsku": Ten film ma służyć ugruntowaniu na wiele lat władzy Kaczyńskiego i jego partii
https://www.wprost.pl/kraj/10022977/Niemiecki-dziennik-o-Smolensku-Ten-film-ma-s luzyc-ugruntowaniu-na-wiele-lat-wladzy-Kaczynskiego-i-jego-partii.html
"„Reżyser filmu Antoni Krauze przedstawia katastrofę jako wynik polsko-rosyjskiego spisku i zamachu” – czytamy w dalszej części tekstu. Niemiecki dziennikarz podkreślają jednak, że „zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami ekspertów wojskowych i cywilnych, przyczyną katastrofy były braki w wyszkoleniu polskich pilotów, zlekceważenie rosyjskich ostrzeżeń przed gęstą mgłą oraz złamanie własnych procedur bezpieczeństwa, a także presja, pod jaką znalazła się załoga tupolewa”. „Mimo tego, że raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych został pozytywnie przyjęty przez międzynarodowych ekspertów, Jarosław Kaczyński nigdy jednak nie zaakceptował przedstawionej w nim prawdy” – czytamy w "Sueddeutsche Zeitung". "
Nowiutka porcja soczystego mięska:
http://pl.sputniknews.com/opinie/20160914/3867480/Smolensk-Zamach-na-polskie-kin o-Marcin-Matuszewski.html
"Nie będę oszukiwał: nie spodziewałem się produkcji, która zgarnie wszystkie nagrody na wszelkich możliwych festiwalach. Ale przyznam, że nie spodziewałem się też tego, że ktoś za dwadzieścia pięć złotych za bilet będzie przez dwie godziny obrzucał mnie fekaliami niewiadomego pochodzenia."
"Wiecie, jest tak, że produkuje się dużo, bardzo dużo złych filmów, filmów klasy Z. Ale wciąż są to filmy, które można obejrzeć z przyjemnością, bo są tak złe, że to ich zło sprawia człowiekowi niezrozumiałą radość obcowania z kiczem. Jestem osobą, która czasem lubi się kiczu trochę pobabrać. A „Smoleńsk" to po prostu film niestrawny."
"Jak powiedział Ryszard Makowski, aktualny naczelny Stańczyk Najjaśniejszej Rzeczpospolitej: „Jeśli ktoś ma pięć szarych komórek to wie, że w Smoleńsku to był zamach". Ja dodam od siebie, że wystarczy już mieć kilka więcej, by wiedzieć, że osoby, które mają pięć, nie powinny zabierać się za poważne tematy, tylko yaycować i robić z siebie pajaca w TVP Warszawa. Mniejsza szkodliwość społeczna czynu."
Znany portal filmowy Gildia.pl zaskakuje:
http://www.film.gildia.pl/filmy/smolensk/recenzja
"Po drugie, Antoni Krauze nie pozwala nam spojrzeć na historię obiektywnie. Zamiast tego w nieudolny sposób stara się przekonać o wyłącznej słuszności jednej strony, posiłkując się przy tym bardzo nieudolną, prostolinijną perswazją. Stąd filmowi daleko do propagandy, bo ta używa subtelnego języka, by przekonać do swoich racji. Krauze natomiast stosuje parę tanich chwytów, których formę często trudno brać na poważnie."
Kolejny serwis ocenia smoleńską szmirę jak przystało na szmirę: 1/10:
http://paradoks.net.pl/read/30341-smolensk-recenzja
"Jednym słowem – partactwo, amatorszczyzna i wstyd, że w XXI wieku przychodzi nam oglądać tak słaby technicznie film."
"„Smoleńsk” to jedno z najgorszych dokonań rodzimej kinematografii, film rachityczny, pozbawiony artystycznych walorów, technicznie miałki, z okropną muzyką i powierzchownymi kreacjami aktorskimi. To nie lada wyczyn, nakręcić obraz o tragicznym wydarzeniu i zaserwować widzom emocjonalną pustynię."
Oto jak dzisiejsza młodzież ocenia "Smoleńsk" (po głosie w video-recenzji słychać, że to licealista):
https://www.youtube.com/watch?v=oKxgMusR_og
"Oglądaliście na pewno takie paradokumenty jak Dlaczego ja?, Trudne sprawy, Szkoła itd. Aktorstwo w "Smoleńsku" jest na jeszcze gorszym poziomie."
"To nie jest hołd dla ofiar, to jest jak pluć im w twarz"
Ocena młodocianego: 1/10.
Wyborcza nie ma litości! Napisała już 4-tą recenzję, tym razem Krzysztof Varga:
wyborcza . pl /duzyformat/1,127290,20690178,awangardowy-smolensk-czyli-radosc-z-bycia-zabitym- varga.html
"Za mocno przesadzoną uważam zaś powszechną krytykę Beaty Fido, która Ninę odgrywa, owszem, gra ona wzorcowo beznadziejnie, ale przecież dla samego filmu, dla jego przekazu znaczenia to nie ma najmniejszego. Nawet gdyby w Ninę wcieliła się Meryl Streep - niczego by to nie zmieniło."
"Przewrotny jest za to przekaz polityczny "Smoleńska" - wyznawcami teorii spiskowej są ci, którzy w zamach nie wierzą, do swoistej sekty przynależą ślepcy, ufający oficjalnej wersji katastrofy. Zatem nie ma mowy o żadnej "sekcie smoleńskiej", istnieje za to potężna i wpływowa "sekta antysmoleńska" - kto inne ma zdanie niż wersja zamachowa w "Smoleńsku" zaprezentowana, ten właśnie jest sekciarzem co najmniej, jeśli nie zdrajcą."
"Jest wreszcie prawie na finał obrosła już legendą scena pośmiertnego spotkania rozstrzelanych w Katyniu z zabitymi w tupolewie, scena, która mnie w zupełną konfuzję wprawiła. Od zarania projektu mówiono o tej scenie symbolicznego spotkania ofiar katyńskich z ofiarami z tupolewa, spodziewałem się zatem sceny długiej, podniosłej, przejmującej, sceny, gdzie duchy rozstrzelanych spotykają pasażerów feralnego lotu, tymczasem nie dość, że scena krótka, to i dziwaczna, bo obie grupy radośnie ku sobie zmierzają, obejmują się, przybijają piątki, można powiedzieć, że powszechny entuzjazm wśród wszystkich poległych panuje. Tak to wygląda, jakby wszyscy się radowali, że ich Rosjanie zabili i tylko dzięki temu spotkać się w owej radosnej atmosferze mogą. Najwidoczniej Polak nawet po śmierci może być szczęśliwy, pod warunkiem wszakże, że go Rosjanie zabili."
Świeżutka porcja nowego mięska:
http://goral.info.pl/strefa-czytelnika/item/4022-andrzej-land-don-pepe-film-smol ensk-recenzja#
"Pierwsze dwadzieścia minut tej męki to nie film, lecz zlepek tamtych wydarzeń posklejanych z różnych stacji telewizyjnych. Są obrazy ludzi machających flagami, moherowych beretów pod krzyżem, lewicującej młodzieży, której nie po drodze z religią, kwiaty pod Pałacem Prezydenckim, ogólnie cały zarys naszego społeczeństwa.
Obudziłem się z letargu. Myślę sobie jestem twardy wytrzymam jeszcze półtorej godziny. Zaczyna się akcja dziennikarka próbuje rozmawiać z krewnymi ofiar zadaje błyskotliwe pytania w stylu – Czy Pani zmarły w katastrofie mąż był alkoholikiem ? – Czy Pani mąż znęcał się nad podwładnymi ? "
"W myślach powtarzam sobie kiedy ten tragiczny film się w końcu skończy. Patrzę na komórkę jeszcze dwadzieścia minut."
"Płytki, pozbawiony sensu i logiki film. Zaburzony ciąg przypadkowo skutkowy. Słabe aktorstwo. Pierwsza scena tragiczna, a reszta jeszcze gorsza. "
Choroba smoleńska ma przed sobą przyszłość:
http://koduj24.pl/choroba-smolenska-ma-przed-soba-przyszlosc/
"Katastrofa smoleńska to perła w koronie Jarosława Kaczyńskiego. Bez przeświadczenia, że brat Lech nie poległ, władza nie ma dla niego żadnego smaku, a przede wszystkim sensu. Jak stawiać pomniki „bohaterowi” Lechowi, gdy nie ma czarnego na białym, że Putin zamachnął się na brata za Gruzję, za jego niezłomność i z powodu przyszłości, w której miała się objawić genialność, jak dzisiaj objawia się w osobie Jarosława K.
W kampanii wyborczej politykom PiS łatwo przechodziły przez usta słowa o międzynarodowej komisji smoleńskiej, a także ewentualne dostarczenie przez sojuszników (głównie USA) z NATO podsłuchów z lotu Tupolewa. A teraz okazuje się, że Jankesi nie mają niczego zgodnego z teorią zamachu, komisji międzynarodowej nie można sklecić, bo fachowcy ze świata pukają się w czoło, wszak w Polsce są równi najlepszym, choćby Maciej Lasek.
Pozostaje zatem w kraju klecić teorię zamachu z tego, co jest. Z insynuacji, z logiki pisowskiej, która tak naprawdę jest badziewiem. Najsilniejszym argumentem miał być przekaz artystyczny, tzn. film „Smoleńsk” Antoniego Krauzego. Ale ten nie mógł się udać, bo ze skłamanej narracji wszystkimi szwami wyszły pakuły. A do tego na owo science-fiction widzowie nie chcą chodzić, więc wygania się młodzież szkolną, aby podnieść frekwencję i zarobek „tfurcuw”. Wagary jako „Smoleńsk” – to zdaje się jedyna w tym wypadku atrakcja wychowawcza."
"W związku z czym można zapytać, dlaczego tyle narodu dało się wrobić w ten pseudo-mistycyzm smoleński. Czyżby Goebbels miał rację, iż tysiące i tysiące razy powtarzane kłamstwo, staje się dla wielu prawdą. Staje się ona wiarą dla elektoratu PiS. Zero dowodów. Do postawienia pomników dla Lecha Kaczyńskiego nie potrzeba jego zmartwychwstania, ale przy tej pisowskiej chorobie, kto wie, czy nie zostanie ogłoszone, iż Mesjasz Lech K. jest oczekiwany i tymczasem stawia mu się przybytki kultu."
Jacek Socha pisze dość ciekawą recenzję i rzuca fajne teksty:
http://www.dwutygodnik.com/artykul/6728-monidlo.html
"Antoni Krauze kręci „Smoleńsk” – film, który cierpi na „chorobę postszmirową”"
"Sceny z konferencji prasowych, z wieców protestacyjnych, w zasadzie wszystkie te, w których pojawić miał się tłum, sprawiają wrażene, jakby chwilę przed włączeniem kamery wszyscy gdzieś rozbiegli się po kątach – w kadrze straszy pustką. Zestawianie tej pustki z materiałami archiwalnymi, gdzie widać rzeczywisty tłum ludzi i prawdziwe emocje, zamiast przysłaniać, jeszcze ją powiększa.
Wyjątkiem jest Beata Fido, w filmie w roli dziennikarki Niny, która choć praktycznie nie schodzi z ekranu, bez przerwy potyka się o własny język – w jej ustach każda fraza, nawet najsubtelniejsza, brzmi drętwo i nieprzyjemnie. Fido próbuje tu wyraźnie kopiować Jandę z „Człowieka z marmuru”, ale to nie ten talent i nie ta energia. Zamiast charyzmatycznej reporterki otrzymujemy portret rozkapryszonej i niedojrzałej choleryczki, która ma większy problem ze sobą niż z oficjalną wersją wydarzeń. "
"Trzeba uczciwie przyznać, że scenarzyści nie pomogli Fido (trzeba też uczciwie zaznaczyć, że nawet najlepsi scenarzyści by pewnie jej nie pomogli) – historia, jaką tu się opowiada na temat pracy dziennikarskiej, jest więcej niż pocieszna. Pani Nina nie dość, że nie potrafi przeprowadzić praktycznie żadnego wywiadu – co chwilę kogoś do siebie zraża – to jeszcze z wszystkim, włącznie z pytaniami o namiary na kolejnych rozmówców, biega do swojego wydawcy (Redbad Klynstra). Ten oczywiście reprezentuje tzw. salon, więc z założenia jest piekłem. Ale co to za piekło, to zwykły pozorant, który gada trzy po trzy coś o sacrum i profanum i oczywiście o wełnie z angorskich kóz."
"47 lat po krótkim metrażu, który był zapowiedzią ciekawej kariery filmowca, Antoni Krauze kręci „Smoleńsk” – swój najgorszy film"
Kolejna, tym razem amatorska recenzja, ale ma zabawne wstawki. Autor wprawdzie pisze bzdury na temat Smoleńska, bo wydaje mu się, że to taka sama niewiadoma jak JFK, nie słuchał wywiadów z Laskiem, Artymowiczem, raportu Millera itp., ale amatorowi można wybaczyć.
http://www.pigout.pl/popkultura/smolensk-isc-isc/
"Ło matko z córką, co to było?! Oberwałem tak intensywnym, prawilnym praniem mózgu, że dla przywrócenia równowagi we wszechświecie, powinienem teraz jednym ciągiem przeczytać wszystkie tweety Tomasza Lisa. “Smoleńsk” nie sprzedaje delikatnych aluzji, nope, on napierdala obuchem w łeb. Żadnych domysłów, po prostu kawa na ławę. Jest samolot zrzucający sztuczną mgłę nad lotniskiem, bomby na skrzydłach, ruscy agenci, rozkazy z “góry”, kłamliwe media z zagranicznym kapitałem i jako wisienka na torcie Donek spiskujący z Putinem na sopockim molo. "
Fajny żarcik na obrazku:
-Putin do Tuska: Jeszcze raz powoli. Chwytasz pokrętło, przekręcasz i po chwili zaczyna sztuczna mgła. Kumasz?
"Po pierwsze jest oporowo nudny. Akcja niemiłosiernie się ślimaczy, a bezsensowe rozmowy Lisowskiej nie posuwają śledztwa nawet o milimetr. W pewnym momencie na ekranie przewija się data 2013, czyli minęły już 3 lat od rozpoczęcia dochodzenia, tymczasem Nina wciąż jest w dupie z ustaleniami, po czym dziwi się, że temat już nikogo nie obchodzi. Bitch, plizz. W ogóle pierwsze 1,5 godziny bardziej niż na śledztwie, skupia się na pokazaniu, że 10.04.2010 roku Polska podzieliła się na dwie frakcje — na sympatycznych, pełnych empatii staruszków oraz na całą resztę, czyli nieczułych skurwieli, którzy nie płakali po Kaczyńskim, robili zadymy pod Wawelem i do dziś łykają każde kłamstwo serwowane przez TVM-Sat."
"Gdyby to jeszcze było jako tako zagrane, ehhhh. Aktorstwo zdecydowanie jest najcięższym grzechem filmu. Wyobraźcie sobie grę na poziomie “Dlaczego ja?”, dorzućcie dialogi błyskotliwe jak w reklamach “Etopiryny” i na to wszystko pojawia się jeszcze Rysiek z Klanu z pytaniem, czy rączki umyte? Tak mniej więcej wygląda “Smoleńsk”. Wszystkie hejty, które słyszeliście pod adresem odtwórczyni głównej roli, Beaty Fido, to prawda. W foce tyle talentu, co w worku na śmieci (chociaż worek jest bardziej błyskotliwy), a o dziwo wikipedia podaje, że nie tylko jest absolwentką szkoły teatralnej, ale zdobywała też nagrody w USA. Jestem w głębokim szoku, bo w “Smoleńsku” poważne pytania zadaje z uśmiechem, jakby chwilę wcześniej nafaszerowała się psychotropami. Śmiało mogłaby zastąpić Jokera na plakatach “Why So Serious?” W ogóle wypadłaby znacznie wiarygodniej, gdyby twórcy ją wyciszyli i zdubbingowali syntezatorem mowy Iwona. "
" Ostatnim zarzutem są nic niewnoszące sceny z tzw. dupy. Zaliczam do nich:
-5 sekundowa scena pseudoseksu;
-scena, w której Nina opowiada ojcu, że za młodu lubiła pić soczek z folii, ale raz jej spadł na ziemię, a ojciec okazał się nieczułym draniem i nie kupił jej nowego, chociaż było jej bardzo smutno;
-scena, w której Nina przez 3 minuty próbuje w slomotion dotknąć płaszcza po generale Błasiku;
- scena przesłuchania Dominiki Figurskiej, która jest tak absurdalna, że nie potrafię jej nawet streścić;
- finałowa scena, kiedy para prezydencka i reszta ofiar z Tupolewa spotyka się z żołnierzami zamordowanymi w Katyniu. Dostałem spoiler przed filmem, więc wiedziałem czego się spodziewać, ale mimo wszystko zobaczyć to na własne oczy jest szokującym doznaniem. Później sobie to przemyślałem i wydaje mi się, że to nawet niegłupia metafora, coś jak Gladiator w polu pszenicy, ale znowu rozchodzi się o wykonanie. Wyszła parodia, bo pani grająca Marię Kaczyńską leci do tych żołnierzy na złamanie karku, z wielkim bananem na pysiu, a i reszta załogi też jest jakoś nienaturalnie uhahana i zbija piąteczki. Wtf? Że niby happy end? "
Pewnie, że happy end - nie ma to jak być zabitym przez Ruskich.
Sentencja na ten tydzień (moja własna parafraza zdania z "gazety prawnej"):
Gdyby bracia Lumiere wiedzieli, że ich wynalazek zostanie użyty do nakręcenia filmu "Smoleńsk", zapewne wysadziliby się w powietrze razem z kinematografem.
Nałogowy filmożerca:
https://nalogowyfilmozerca.wordpress.com/2016/09/15/recenzja-filmu-smolensk/
Autor rozsądnie stwierdza:
"Wiem, że są osoby, które namawiają do odcięcia produkcji od towarzyszącej jej sytuacji polityczno-społecznej, inni zaś – jak dyrektor gdyńskiego Festiwalu, Michał Oleszczyk – chcą podchodzić do niej, jak do kolejnej, zwykłej produkcji politycznie zaangażowanej. Tak będę się starał ją oceniać, ale – choć mógłbym odstawić politykę na bok i spojrzeć na „Smoleńsk” tylko pod kątem artystycznym (szczególnie że obiecałem sobie nie wpuszczać polityki na tereny bloga), to myślę, że w tym przypadku zupełnie się od niej odcinać nie powinno – można to robić, ale moim zdaniem byłoby to swoiste kastrowanie dyskusji na temat filmu. "
Reszta to przygniatająca wręcz krytyka:
"Problem w tym, że nie mamy tu bohaterki – grana przez Beatę Fido Nina nie posiada żadnych cech, nie jest postacią – to tylko przezroczysty konstrukt fabularny, który ma za zadanie rozmawiać z… innymi bezbarwnymi, fabularnymi narzędziami (bo generalnie w „Smoleńsku” nie ma postaci; nie ma ludzi). Pierwszoplanowa bohaterka to jędza, bez żadnych innych cech osobowych, która przez pół filmu, z przyklejonym do twarzy uśmieszkiem zadaje nieprzyzwoite pytania bliskim ofiar, by zdobyć sensacyjny materiał. Z czasem jednak poznaje kolejne tropy świadczące o tym, że doszło do zamachu – początkowo te odbijają się od niej jak groch od ściany, ale po pewnym czasie dochodzi do nagłej przemiany – nie ma tu żadnego procesu, po prostu zmienia swój stosunek o 180°. Nadchodzi zmiana, ale bohaterka i tak później zachowuje się jak chorągiewka na wietrze i raz przyjmuje postawę nabytą po przemianie, a innym razem wraca do tej sprzed przemiany. Poza tym – samo jej śledztwo (które miało być osią fabularną filmu) to jakiś żart. Nie do końca wiadomo, o co w nim chodzi; kolejne informacje i biegli wyskakują z kapelusza; nie do końca wiemy, kim dokładnie są poszczególni eksperci, którzy również nie wychodzą poza rolę pozbawionych charakteru kukieł na usługach reżysera. Często dostajemy tylko nazwiska – wolałbym dostać żywego człowieka i głębsze wyjaśnienie, dlaczego dana osoba jest ważna. To thrillerowe śledztwo jest bez takich elementów suche, brakuje mu napięcia i ostatecznie zmienia się w festiwal wyliczeń kolejnych zarzutów – zwłaszcza, że całość jest zmontowana bez ładu i składu."
"To przykre, że tak świeża tragedia otrzymała obraz, który wzbudza śmiech – trudno mi sobie wyobrazić, co w tym momencie mogą czuć rodziny ofiar. "
"Źle się więc stało, że „Smoleńsk” w ogóle powstał – zasługuje na wszelkie negatywne noty. Mam nadzieję, że w przeciągu kilku lat powstanie bardziej godne ujęcie tego tematu."
Czytając recenzję Zwierza popkulturalnego wyczuwa się prawdziwe zażenowanie Autora tym co oglądał:
http://zpopk.pl/lecz-zadna-madrosc-nie-zastapi-przeczuc-czyli-zwierz-oglada-smol ensk.html#axzz4KGkoXVll
"Albo ta wyśmiewana przez wszystkich ostatnia scena ze spotkaniem ofiar katastrofy i żołnierzy poległych w Katyniu. Spotkanie jest wyjątkowo nieporadne – żołnierze z Katynia wyglądają jakby czekali na nieco spóźniony autobus, ofiary wypadku jakby przyszły przywitać się z kimś na proszonej herbatce. A wszystko w jakiś krzakach."
"Przejdźmy jednak do scenariusza. O czym jest Smoleńsk? Właściwie to o niczym."
"Dziennikarka teoretycznie prowadzi śledztwo dziennikarskie. Prawda jest jednak taka, że nie ma tu ani śledztwa, ani co gorsze bohaterki."
"Tymczasem dziennikarka postacią nie jest – więcej, kiedy co pewien czas ktoś przypomina sobie, że kształtując postać filmową wypadałoby ją pokazać w jakichś scenach które nadają jej kontekst, film robi się karykaturalny. Gdzieś w środku produkcji mamy np. pozbawioną kontekstu scenę seksu. Po co? Trudno powiedzieć. Tak pokazana wydaje się co najmniej nie stosowna a przede wszystkim głupia i nieporadna."
"Otóż film stanowi dość nieporadną i pobieżną kwerendę wszystkich mniejszych i większych teorii spiskowych jakie przez ostatnie lata narosły wokół nie tylko samego zdarzenia ale także wszystkiego co wydarzyło się potem. Aby poznać te teorie nie trzeba się jakoś szczególnie namęczyć. Wystarczyło przez ostatnie lata dość skrupulatnie przeglądać Gazetę Polską. Tym bowiem film jest – spojrzeniem na wydarzenia przez pryzmat środowisk związanych z Gazetą Polską."
"Jednym z chyba najbardziej znaczących przejawów takiego spojrzenia na wydarzenia z kwietnia 2010 jest pokazywanie rodzin ofiar. Otóż pokazuje się nam kilka rodzin, głównie tych które potem związały się z klubami Gazety Polskiej."
"Osoby które zginęły tamtego dnia nie stanowiły grupy spójnej pod względem światopoglądowym a ich rodziny wykazały bardzo różne postawy względem tego co wydarzyło się pod Smoleńskiem. Ale ich postawa – milczenia, cichej żałoby czy w końcu – niechęć do nazywania katastrofy zamachem nie znajdzie się w filmie. Między innymi dlatego, że ten – podobnie zresztą jak wiele mediów prawicowych – ogranicza rodziny smoleńskie wyłącznie do tych które związane z odpowiednią opcją polityczną. Co zawsze jest dobrym przykładem jak w sumie całe wydarzenie rozgrywane jest głównie politycznie i nikomu na rodzinach tak naprawdę nie zależy."
Nie ma to jak z grubej rury:
https://biegiemnafilm.wordpress.com/2016/09/11/sprinterska-recenzja-teraz-w-kini e-smolensk/
"Pragnę przypomnieć, że premierę filmu przekładano kilkakrotnie, szkoda, że ostatecznie nie zdecydowano o całkowitym jego wycofaniu. Nie chcę sobie wyobrażać jak on musiał wyglądać w tej wcześniejszej wersji, skoro teraz to oficjalnie ukończone dzieło, przypomina wrak Tupolewa. Wszystko doszczętnie zniszczone i nadające się tylko i wyłącznie do całkowitej wymiany.
Strona techniczno-artystyczna to jakaś porażka. Cytując słowa producenta Macieja Pawlickiego: ,, Z uwagi na trudności przy realizacji filmu i stopień technologicznego skomplikowania, dodatkowy czas jest niezbędny, by przedstawić widzom w pełni ukończone dzieło”. Nie dostrzegłam tego (a może moja wada wzroku się pogorszyła?), żadnego skomplikowanego stopnia technologicznego. Efekty specjalne przypominają moje rysunki w Paincie. Montaż totalnie rozerwany, bez pomysłu i zrobiony, byleby dociągnąć do napisów końcowych. Podkład muzyczny bardzo irytował, przebijał się tak, że zagłuszał te świetnie napisane dialogi."
"Nikomu nie udało się zagrać dobrze. Gratuluje świetnego prowadzenia aktorów, każdy gra w zupełnie innym kluczu i wychodzi z tego niezły bezpłciowy, rozlazły misz-masz. Dziennikarka (Beata Fido), która trochę chciałaby być jak Jodie Foster, rzuca się w pogoni za gorącym tematem i próbuje dociec prawdy. Jakby tego było mało, dorzucamy do jej postaci jakieś bezsensowne skrawki relacji z matką i jej chłopakiem, które nic nie wnoszą. Praktycznie każde zdanie jakie pada na ekranie nie ma żadnego językowego polotu, brzmi dennie i sztucznie.
Nie wiadomo do jakiej kategorii zakwalifikować Smoleńsk. Żaden z niego thriller, bo większe napięcie to ja czuję podczas oglądania transmisji turnieju w szachy."
"Jeśli kiedyś wydam książkę: 100 gniotów, których nie musisz obejrzeć, to już teraz mogę Wam powiedzieć, że ma zagwarantowane top 10. "
Ocena: 1/10
Na http://mediakrytyk.pl/film/355/smolensk można znaleźć listę wielu recenzji krytyków i średnią ocenę i statystyki. W tym przypadku jest oczywiście zawyżona przez media opłacane przez PIS (nawiasem mówiąc żałosne są te ich recenzje, w których pojawiają się twierdzenia, że słabe oceny Smoleńska to wynik lewackich mediów). Pomimo tego ocena wychodzi prawie taka sama jak na Filmweb: 2,7.
Reszta statystyk:
Pozytywnych recenzji: 10%
Liczba recenzji: 31
Liczba recenzji pozytywnych: 3
Liczba recenzji negatywnych: 28
Istotne jest też to, pozytywnie oceniający film recenzenci dawali w dwóch przypadkach 6, w jednym 7. Może to będzie jakimś otrzeźwieniem dla Filmwebowiczów walących 10 i pewnego smoka.
Poważni, niezależni politycznie recenzenci mówią wprost: kręcenie takich filmów to hańba:
http://blizejekranu.pl/premiera-tygodnia-smolensk-wyznanie-wiary/
"W demokracji każdy ma prawo myśleć po swojemu, analizować fakty i samodzielnie wyciągać wnioski. Również, a może nawet przede wszystkim, podważanie oficjalnych stanowisk jest wpisane w prawo każdego obywatela. Wątpienie jest cnotą mędrców. Wątpliwości można wyrażać za pomocą kina na wiele sposobów: sięgając po konwencję gatunkową, tworząc rzetelny film dokumentalny czy starając się fabularnie zrekonstruować wydarzenia. Można również uczynić autentyczne zdarzenia punktem wyjścia dla całkowitej fantazji – zabawy historią w postmodernistycznym stylu. Niestety Krauze nie sięgnął po żadne z tych rozwiązań i postanowił zbudować swoją wypowiedź na faktach wątpliwej jakości, nawet już wielokrotnie wyjaśnianych i odkłamywanych. Nie wziął ich również w żaden nawias czy cudzysłów, by było jasne, że wydarzenia i domniemania przedstawiane i omawiane na ekranie są jedynie filmową fikcją. Chwalebne powątpiewanie zostało zastąpione haniebnym forsowaniem niesprawdzonych tez.
A jakie to tezy? Twórcy filmu wrzucili do jednego worka uzasadnione wątpliwości, które można mieć zarówno w stosunku do rosyjskiej komisji badającej katastrofę, jak i wobec zaniedbań po polskiej stronie. Niestety zostały one wymieszane z pozbawionymi oparcia w rzeczywistości fantazjach, które narosły wokół kwietniowych wydarzeń. To niestety spowodowało, że film traci na jakiejkolwiek wiarygodności, a osoby niekoniecznie obeznane z okolicznościami wypadku i późniejszymi wydarzeniami medialnymi nie będą w stanie oddzielić faktów od całkowitego zmyślenia. Co gorsza, wygląda to na działanie celowe. Jeśli uzasadnione wątpliwości wokół bałaganu z trumnami czy nie otrzymaniem od strony rosyjskiej czarnych skrzynek zestawi się z coraz bardziej enigmatycznymi i szokującymi insynuacjami, to łatwo manipulować nie do końca przekonanymi. A różnorakimi domniemaniami, podawanymi bez ogródek, stoi cały film. Jednym z nich jest na przykład spiskowanie Tuska z Putinem podczas ich wspólnego spotkania w Sopocie na Molo. Nikt z twórców nie bawi się w znaczące mrugnięcie okiem, wskazującym na zabawę konwencją czy fabularne fantazjowanie. Postarano się, by forsowane sugestie brzmiały jak najbardziej wiarygodnie i wyjątkowo złowieszczo, a wręcz oskarżycielsko."
"Mimo wielkiego nagromadzenia kolejnych „szokujących” informacji z filmu zwyczajnie wieje nudą – właśnie z powodu braku odpowiedniej dramaturgii. Gra aktorska Beaty Fido – odtwórczyni głównej roli – nie pozwala uwierzyć w jej przemianę, której można byłoby nawet nie zauważyć, gdyby nie kilka dziwnych zlepek montażowych, łopatologicznie tłumaczących, że dziennikarce „otworzyły się oczy”. Poza spotkaniami z anonimowymi informatorami i podejrzanymi typami, starającymi się zacierać ślady, można byłoby streścić fabułę „Smoleńska” sięgając po znany cytat z inżyniera Mamonia: „Nuda, nic się nie dzieje, brak akcji jest”. Zamiast przyśpieszonego bicia serca czy wzburzenia na polityczną elitę pojawia się znużenie. Nie pomógł fakt, że film trwa aż dwie godziny – wierzę, że wszystkie przywoływane teorie można byłoby z powodzeniem zmieścić w filmie krótszym o co najmniej 30 minut, a fabuła w ten sposób zyskałaby na dynamice.
Kolejnym dużym problemem filmu Krauzego są wyjątkowo cyniczne i irytujące uproszczenia, które mają na celu przedstawienie ideologicznych przeciwników jako tzw. aroganckie i agresywne lemingi, pozbawione jakichkolwiek wartości, szacunku i elementarnej kultury osobistej."
"Fundamentalnym zarzutem jest jednak jakość wykonania – czyli kwestia gry aktorskiej, zdjęć czy montażu. O ile można było się spodziewać ideologicznej toporności, to w równym stopniu można było liczyć na rzemiosło Krauzego. Niestety również na tym poziomie „Smoleńsk” okazał się porażką. Film przypomina popularne, rodzime seriale obyczajowe, w których skądinąd gra wielu aktorów pojawiających się w obsadzie. O ile w niedociągnięciach scenograficznych czy słabej jakości obrazu można doszukiwać się braków budżetowych, to szokować musi nieporadność montażowa. Osoba nieobeznana z komentowanymi wydarzeniami z pewnością niewiele zrozumie z serwowanej opowieści. Można odnieść wrażenie, że montażysta dowolnie manipuluje chronologią, zestawiając przeszłe wydarzenia z prowadzonym dziennikarskim śledztwem. Również powszechnie już znana scena finałowa z powodów realizacyjnych nie robi odpowiedniego wrażenia. Spotkanie załogi Tupolewa z duchami zamordowanych w Katyniu żołnierzy nie ma w sobie niczego z patosu, czy klimatu polskiego romantyzmu. W zamian wypada po prostu śmiesznie, a nawet niestosownie, ma w sobie coś wręcz nieprzyzwoitego – jakby twórcy mylili porządki i zestawiali ze sobą nieprzystające wydarzenia historyczne.
Twórcy niejednokrotnie strzelają sobie także nieświadomie w stopę, obnażając swoją ideologiczną postawę. Widać to dobrze w momentach, gdy kwestie katastrofy wchodzą na poziom polityki międzynarodowej. Żona generała, niezgadzająca się z ustaleniami strony rosyjskiej mówi wprost, że nie chce prawdy rosyjskiej, lecz czeka na prawdę polską, jakby „polskość” oznaczała prawdę obiektywną, a nie jedynie zgodną z państwowymi interesami. To szafowanie „polskością”, narodem i katolicyzmem, które zostają jednoznacznie skojarzone z poszukiwaczami „prawdy”, jest kolejnym etapem postępującego zagarniania tych pojęć przez jedną, polityczną frakcję – z odpowiednią partią na czele, której logo pojawia się w jednej z kluczowych scen."
NIE, NIE ZGADZAM SIĘ. Jest błogosławieństwem fakt, że to filmidło jest nudne i fatalnie wykonane. Co by było, gdyby rzeczywiście zrealizowane zostało perfekcyjnie? Jeszcze więcej przybyłoby naiwniaków wierzących w teorię zamachu, a dla pisowców stałby się ich sztandarowym symbolem, tak jak pomniki smoleńskie. Chociaż nie, pomniki za 4 lata wyburzymy przecież kiedy odsuniemy PISowstwo, a film pozostanie. Dlatego mówię - na szczęście jest taką kupą, która właśnie symbolizuje doskonale stan umysłu PISowstwa.
"Smoleńsk", tego kitu nie chcą wyświetlać w Berlinie:
http://www.tokfm.pl/blogi/blondynka/2016/10/smolensk_tego_kitu_nie_chca_wyswietl ac_w_berlinie/1
"PiS wtrynia swój „Smoleńsk”, gdzie może. A tego gniota nie chcą nawet w kraju oglądać. Film spadł z repertuarów kin.
Zaplanowano emisję w Berlinie w ekskluzywnym kinie Delphi Filmpalast. Zaproszenia rozesłał ambasador, a kino dowiedziawszy się, co to za gniot, jaki szajs spiskowo-zamachowy propaguje, zerwało umowę i współpracę.
Brawo! Niemcy! Kit smoleński wciskany jest w Polsce, że wielkim prezydentem był ofermowaty Lech Kaczyński.
Ośmieszają Polskę na każdym kroku, jak ów ambasador Andrzej Przyłębski. Kiedyś takich łajdaków nazywano zaprzańcami. Nie inaczej jest z tym człowiekiem immoralnym, bez rozumu w czaszce."