Jednak rycerz coś tam ugrał. Może nawet całkiem sporo. Uratował rodzinę kuglarzy. Poza tym namówił śmierć na partyjkę - to robi wrażenie - nie zabrała go dzieki tak szybko, jak innych. Nie było jednak szans, żeby wygrać, bo jak można wygrać bez treningu. Ćiężko dobrze grać skoro się zamiast tego wyżyna ludzi z imieniem Boga na ustach.

Bergman to mądry człowiek. Nie pokazał absolutnie niczego co mogłoby świadczyć o absurdzie wiary. O wyżynaniu ludzi z Bożego ramienia dopowiedziałeś sobie sam. Bargman w żaden sposób nie dyskredytuje wiary, bo gdyby to zrobił, dałby konkretną odpowiedź na problemy, które film porusza. Doszukiwanie się w "Siódmej pieczęci" wątku antyklerykalnego jest nie na miejscu.

rycerz nie uratował tej rodziny. przypatrz się dobrze - pod koniec filmu ta rodzina jest w tym pochodzie - tańcu ze śmiercią na tle nieba

Rycerz był mistrzem w grze w szachy. Mógł wygrać, ale postanowił uratować rodzinę. Przegrał po to, aby kuglarze mogli uciec niezauważeni przez śmierć, która miała zabrać także jego towarzyszy. To był właśnie ten dobry uczynek który chciał spełnić przed śmiercią.

Motyw grania o życie ze śmiercią jest obecny w legendach - gracz oszukuje by uratować jak najwięcej istnień. Jak to interpretować? Bez żadnych udziwnień, człowiek zawsze marzył o tym by wywinąć się śmierci. :)