Nie bede skupiac sie na calym filmie, bo wszystko juz zostalo bardziej lub mniej trafnie
powiedziane.
Od siebie dodam tylko, ze film zbudowany jest na kontrastach, ktore momentami nastepuja po
sobie, a momentami czeba je samemu odnalezc i polaczyc. Spotkalam sie tu z opinia, ze film nie
ma fabuly... Jest tylko zlepkiem obrazow, doskonalym teledyskiem. Myli sie ten, kto tak uwaza.
Film ma poczatek i koniec i niesamowity srodek. Ma sens i przeslanie. Jakie? Mysle, ze
interpretacja Samsary to sprawa osobista. Tak samo jak kazdy inaczej odbiera Malego Ksiecia de
Saint-Exupery'ego, tak samo co innego wyniesie z Samsary.
Po filmie zastanawia mnie jednak jedna rzecz... Jak rozumiecie scene z mezczyzna w garniturze,
siedzacym w biurze, ktory w pewnym momencie smaruje twarz jakas substancja i robi to przez
dluzszy czas, zmieniajac wyraz twarzy? Momentami wygladal jak clown z cyrku, albo Batmanowy
Joker...
Ja od siebie dodam, że początkowo myślałem nawet, że film nie posiada w ogóle treści. A głównym tematem jest sama forma która dostarcza jedynie wrażeń estetycznych. Z czasem zrozumiałem, że "Samsara" jest jednak o czymś. I to o czymś ważnym. W dodatku opowiedziane w zupełnie niespotkany sposób, specyficznym językiem który idealnie pasuje do tego tematu.
Zgadzam się, że ten film każdy odbiera na swój sposób. Jest rodzajem lustra w którym można się przejrzeć. Mnie osobiście film przygnębił (choć w uduchowiony sposób). Wszystko prędzej czy później ulegnie destrukcji, pogrąży się w entropii. A to co wydaje się nam niesamowicie ważne z perspektywy czasu będzie bez znaczenia. Włącznie z nami samymi...
Co do sceny mężczyzny w garniturze to też ma pewien dylemat. Ta scena jest zupełnie różna od reszty filmu. Jest też w tych ciągłych zmianach twarzy coś niepokojącego, wręcz demonicznego. Mnie osobiście z racji buddyjskiego klimatu nasunęło skojarzenie z reinkarnacją i wędrówką dusz. Po za tym być może to co uważamy za nas samych i to co składa się na naszą świadomość i tożsamość jest jedynie zwykła iluzją zbiorem masek które skrywają prawdziwa istotę?
"Samsara" to bez wątpienia film wyjątkowy. Nie uważam go jednak za arcydzieło (wolę "Megamiasta"). Na pewno jednak warty obejrzenia. Choć może niekoniecznie dla wszystkich. Na moim seansie ktoś wyszedł a ktoś... zasnął ;)
Czy widzieliście zwiastun tego filmu?
Zanim dalej powiem co mam na myśli chciałbym Was poinformować, iż według mnie, filmy można ( również ) podzielić na takie w kategorii:
Czy zwiastun filmu trafnie opowiada o filmie?
Zwiastun "SAMSARY" w 100% opowiada nam o tym czego po tym filmie można się spodziewać.
I to co nam obiecuje w 100% nam daje.
Nie wszystkie zwiastuny są takie.
A przecież przyjemnie jest pójść na film, który wybraliśmy na podstawie zwiastuna, w szczególności wtedy kiedy po jego projekcji dalej jesteśmy usatysfakcjonowani.
Można by rzec, że są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i zwiastuny właśnie;)
Co do "Samsary" to żałuje jedynie, że nie nakręcono film w technologi 3D. Nie jestem co prawda entuzjastą śmiesznych okularów (zwłaszcza, że bolą od nich oczy) ale myślę, że w tym przypadku 3D mogłoby dać naprawdę ciekawy efekt.
Co do samego filmu zgadzam się, każdy po obejrzeniu będzie miał własne przemyślenia.
A co do sceny gościa w garniturze... Ja odniosłem wrażenie że tutaj troszkę chodzi o tak zwane "człowieczeństwo" gdyż scena poprzedzająca i scena po nim to są twarze robotów, wyglądających ludzko, natomiast gość który na początku sprawiał wrażenie człowieka później zachowywał się bardziej jak ktoś kto to człowieczeństwo zatracił i okazał się troszkę takim bardziej potworem.
Ale tak jak mówie, każdy może mieć własną wersję interpretacji i każda będzie na swój sposób dobra.
Dla mnie ten człowiek był uosobieniem zachodniego społeczeństwa własnie, ludzkim odpowiednikiem - człowiek, który tak naprawde babrze sie w łajnie i jakiejś mazi, jakią jest tu kultura zachodu (a wiemy jak jest przedstawiona w tym filmie), do tego ma to różne oblicza, - bo zmieniał on swoje "maski"- i każde jest /coraz bardziej?/ niepokojące (potworne?), i tak my oglądaliśmy różne obrazy-szybkie auta, fabryki, konsumpcję. Personifikacja
Scena ta wyraźnie wyróżnia się w filmie. Pojawia się w samym środku projekcji i jako jedyna jest sceną wyreżyserowaną. Nie znalazła się tam przypadkowo. Warto się nad nią zastanowić i poczuć jej klimat. Sami twórcy podkreślają, że scena ta pasowała im do koncepcji. Co mogli mieć na myśli?
Poniżej proponuję kilka faktów i delikatnych skojarzeń, których ścisłe połączenie tworzy moją interpretację tej sceny.
Człowiek, w garniturze, za biurkiem - typowy produkt nowoczesnego społeczeństwa.
Glina budulec, z którego tradycyjnie lepi się, tworzy rzeźby, ziemia
Człowiek odkrywa glinę, trochę jakby przebudzony, próbuje ją groteskowo wetrzeć w siebie.
Człowiek dokleja do siebie (lepi, rzeźbi) glinę, jednak za każdym razem dzieło wieńczy element ludzki -> dodanie oczu, włosów, sztucznego uśmiechu, makijażu.
Kolejne ruchy są coraz bardziej gwałtowne, nerwowe, wręcz paniczne - coraz więcej 'budulca' w żaden sposób nie satysfakcjonuje bohatera.
Scena kończy się oczyszczeniem - maski przestają być potrzebne, pojawia się uczucie spokoju.
Dla mnie ta scena jest alegorią poszukiwania siebie, albo poszukiwania w sobie człowieczeństwa. Próby uczłowieczenia poprzez doklejanie kolejnych warstw masek skazane są na groteskową porażkę - jedynie oczyszczenie, zapomnienie, pozbycie się sztuczności pozwala nam przypomnieć sobie kim właściwie jesteśmy. Jak ktoś wspomniał wcześniej, towarzyszą jej sceny o podobnej tematyce, medytujące nad sensem istotą człowieczeństwa - pojawiają się tam roboty, lalki, tancerki (-rze) w tajlandzkich luksusowych domach publicznych i gejsza, której jedna łza cudownie kontrastuje z poprzedzającą sztucznością.
Gość w garniturze to nauczyciel. Za nim znajduje się tablica. Nakładanie masek to nawiązanie do systemu edukacji, która ma na celu produkowanie robotów do pracy. Dzieciak idzie do szkoły i zaczyna wklepywać i powtarzać formułki. Jest uczony co jest dobre, a co złe. Nie słucha głosu ze swojego wnętrza. Dorośli nakładają mu maskę - jesteś tym a tym. Następną sceną jest scena młodej kobiety (świeżo po szkole IMHO), która mruga w rytm nakręcanej sprężynki. Jest ona pracownicą obsługującą maszynę (komputer) w boxie 2 na 2 m. Z kolei ciągłe nakładanie nowej maski przez nauczyciela to powtarzanie coraz to nowych "prawd" (kłamstw).
pozdrawiam
ja natomiast uważam, że biurokrata szuka normalności, chce założyć maskę, być może po to, by nie patrzyć na siebie, by będąc kimś innym zmienić swoje życie na lepsze, jednak to nie pomaga, ponieważ zmienia tylko wygląd, nie to co jest w środku siebie
Tak sobie oglądam właśnie teledyski Pink Floyd-ów i proszę...
Proszę obejrzeć teledysk "Another brick in the wall"
Szkoła i nauczyciel :)
Nakładanie gliny na twarz przypomina jakiś plemienny rytuał. Chociaż człowiek cywilizowany jest ogolony, ostrzyżony i elegancko ubrany - wciąż ma w sobie pierwotne instynkty. Ludzie współcześni cały czas mają w sobie naturę, dzikość - chociaż przeważnie nie zdają sobie z tego sprawy - kultura to tylko cienka skóra, która skrywa mieszkające w nas zwierzę. Jesteśmy kłębkiem emocji, mieszaniną sprzeczności nie jesteśmy idealni i to jest w nas piękne - w odróżnieniu od maszyn, które tworzymy.
Ja generalnie widziałam taki performens już dwa razy, w Samsarze i w teatrze. Cały czas mnie to intryguje, szukam i szukam, już nie samej interpretacji sceny, ale jak się nazywa taka forma sztuki. W recenzji przedstawienia napisali nawet, że to nie glina tylko ciasto i w sumie seems legit :)
Ja to widzę tak:
Przy biurku siedzi biurokrata. Nieszczęśliwy człowiek,, który pracuje mnóstwo godzin dziennie z własnej, lub cudzej woli. Dookoła tacy sami ludzie, którzy jak już ktoś wspomniał, przypominają w tym co robią roboty. W takiej pracy nie możesz być sobą, musisz być posłuszny, a więc zakładasz maskę - uśmiechasz się do szefa, mówisz wszystkim, że wszystko jest w porządku, że jesteś szczęśliwy - ale pod maską kryje się Twoja prawdziwa twarz, a kłamstwa prowadzą do frustracji, szału, aż w końcu całkowicie opadamy z sił.
Mniej więcej tak to widzę.
Dla mnie scena z mężczyzną w połączeniu z poprzedzają i następującą w których ukazuje się roboty o twarzach niemalże idealnie ludzkich obrazuje współczesną tzw. "kulturę zachodu" i zatracające się społeczeństwa. Mężczyzna za biurkiem wpada w szał gdy tymczasem wytwory technologii zdają się być bardziej "normalne" niż sami ludzie.
co oznacza ten mężczyzna? To, że na planie filmu powinien jednak znaleźć się dobry psychiatra i tyle
ciekawe, co tu piszecie, ale wydaje mi sie, że w tej scenie przedstawiony został po prostu rodzaj performance art, akcjonizmu. ot co
film genialny, mnie jednak masakrycznie poruszyło przejsćie scen, człowiek który szuka, uśmiech robota i maszyna miasto