Film zapowiadał się świetnie, ale wszystko popsuła przerysowana gra aktorów. Tytułowy sadysta z wyglądu przypomina krzyżówkę Jamesa Deana z rozgotowanym kalafiorem (obleśny jest - to fakt), z zachowania natomiast Beaky Buzzarda (niedorozwinięty sęp) z Królika Bugsa (nawet wysławiają się podobnie). Postać ta jest wykoślawiona do granic możliwości (dodatkowo koleś permanentnie wali miny jakby walczył z ostrym zatwardzeniem - taki próbuje być zły), w związku z czym trudno brać na poważnie wydarzenia rozgrywające się w filmie. Reszta aktorów również nie ratuje sytuacji, zwłaszcza panna nauczycielka prezentuje twardy kawał sosnowego drewna. Szkoda, bo można było z takiej historii wskrzesić coś zjadliwego, a tak wyszła groteskowa kupa na ciepło.