Jednak brakowało mi Riddicka. To taka dziwna postać. Bo choć poszukiwany przestępca, to jednak ma dobre serce i lepiej go mieć po swojej stronie, o ile to w ogóle możliwe. Co do samego filmu to Pitch Black lepszy. Z drugiej strony Kroniki Riddicka nie przypadły mi do gustu, zatem powrót do starych klimatów wyszedł na dobre. Najciekawszy w filmie był sam początek. Moment jak pokazali Riddicka w opłakanym położeniu i ta jego walka o powrót do korzeni, do czasów, kiedy był nieucywilizowany. Końcówka już niestety słabsza. Uratowanie skóry Riddickowi przez szeryfa Johnsa - nie tego się spodziewałem. Ale i tak cieszę, że jeszcze raz zobaczyłem Riddicka w akcji. Pozdro dla fanów Riddicka.
No widzisz, mam tak samo - z tym że "Kroniki" bardziej lubię niż "Pitch black". "Riddick" tak sobie (delikatnie mówiąc), Riddick - wymiata. :)
U mnie Z "Kronikami" to jest tak, że jak pierwszy raz oglądałem, to z trudem dotrwałem do końca, ale później zacząłem coraz bardziej przekonywać się do "Kronik" i je lubić. A Pitch Black od początku pokochałem - lubię takie klimaty. "Riddick" może jest trochę za podobny do "Pitch Black" i to wpływa na jego odbiór. No cóż ale jestem sentymentalny i brakowało mi tego twardego gościa:-) Dodam, że z pozostałych postaci "Riddicka" Santana to naprawdę taka wredna postać, której nie żal jak ginie, ale idealnie wpasowała się do klimatów trylogii, bo pozostałe postacie już nieco gorzej się prezentują.