Jedyne, co mi się nie podoba w tym filmie to tytuł. Uważam, że zamiast snu powinno być marzeń gdyż to znacznie lepiej obrazuje historię przedstawioną w filmie.
Według mnie tytuł bardzo pasuje do filmu. Requiem to modlitwa / utwór pożegnalny, ku pamięci zmarłych. Na końcu tego obrazu, umiera sen dla całej czwórki bohaterów. Żadne z nich nigdy nie zazna już tego stanu, kiedy mogli usnąć w spokoju i ukojeniu. Całe ich życie stało się czymś, czego wcześniej nie wyobrażali sobie w najśmielszych fantazjach. Ich życie stało się koszmarnym snem, a koszmarny sen rzeczywistością. Świata, w którym oni się znaleźli, nikt nie chciałby nigdy zobaczyć zamykając oczy i dlatego - żegnaj śnie ! Dla mnie nie ma ukojenia, znalazłem się w piekle i nawet sny mnie z niego nie wyciągną.
(A poza tym - marzenie = sen, kto wie, co miał autor tłumaczenia na myśli ? Bez wątpienia lepiej brzmi "Rekwiem dla snu", aniżeli "Rekwiem dla marzeń". Z takiego powodu sporo ludzi nie lubi "ambitnego kina", bo żeby coś z niego mieć, nie można tylko biernie patrzeć na zmieniające się obrazy, ale wysilić mózg, dużo się domyślać, zagłębiać w każdy szczegół, bo każdy szczegół może okazać się conajmniej potrzebny, o ile nie wymagany, do zrozumienia całego dzieła).
moim zdaniem Requiem dla snu lepiej oddaje treść...sny to też marzenia tylko podświadome, zresztą cała czwórka głównych bohaterów przez 95% filmu jest w narkotycznym śnie, są naćpani, a ten stan najarania trudno nazwać marzeniem...to jest jakś chory sen...