Dobry film, być może kończący karierę Clinta Eastwooda choć patrząc na jego jakość to chciałoby się więcej. Opowiada on o tym jakie problemy mogą trapić wymiar sprawiedliwości w USA i wydaje się że jego celem jest przekaz do osób z nim związanych że jeśli będą mieć takie wątpliwości co do winy oskarżonego to żeby brali je pod uwagę, a nie w imię robienia kariery czy zadowolenia społeczeństwa brnęli w proces w którym przypuszczają że jednak oskarżony może być niewinny. W filmie mamy naprawdę dobrze dobranych aktorów, co obecnie nie zdarza się za często, w ogóle nie odczuwa się że ktoś został wepchany na siłę w imię dywersyfikacji obsady. Fabuła jest ciekawa i wciąga widza w wydarzenia w filmie tak że przeżywa on wraz z głównym bohaterem jego rozterki co do sytuacji w procesie sądowym. Jedynym momentem gdzie można mieć zastrzeżenia do scenariusza (przynajmniej tyle mi ich utkwiło w głowie po seansie) to wizyta przysięgłych na miejscu zdarzenia i nagła zmiana tak że ich decyzja była już jednomyślna kiedy wcześniej nie mogli dojść do porozumienia, było to za mało uzasadnione. Ogólnie film dla mnie to 7,5/10, jeden z lepszych ostatnio od Clinta i gdyby na nim zakończył karierę to byłoby to zakończenie w dobrym stylu.