PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=523230}

Prometeusz

Prometheus
2012
6,3 189 tys. ocen
6,3 10 1 188963
5,7 63 krytyków
Prometeusz
powrót do forum filmu Prometeusz

Obejrzałem nie dawno wielce wychwalany film o Batmanie i szczerze mówiąc
rozczarowałem się nim, ale nie o tym chciałem napisać. Interesuje mnie dlaczego tak
wielu "znęca się" nad Prometeuszem za pewne fabularne niedociągnięcia, chociaż
nowy Batman wcale nie jest pod tym względem lepszy. Mroczny Rycerz Powstaje ma
całą masę błędów fabularnych i to wg mnie większych niż w Prometeuszu. Prometeusz
jest filmem science fiction, filmem tajemniczym, pełnym Celowych niedomówień, więc
takie fakty jak: "Dlaczego David otruł Charliego, a potem pomaga Elizabeth?", "Jakim
cudem Elizabeth tak szybko wyzdrowiała po operacji?" można logicznie wytłumaczyć
(oczywiście nie wszystkie, ale sporą część owszem). Ale nowy Mroczny Rycerz ma
kilka poważniejszych wpadek, o których fani nie chcę wspominać "Bo to arcydzieło,
pozbawione wszelkich błędów", np "Cała policja, lub przynajmniej jej 99,9%+
antyterroryści dała się uwięzić w kanałach, i tak sobie przez 5 miesięcy siedziała pod
ziemią, bez wody i jedzenia i nie starała się nawet uciec", "Jaki sens w ogóle ma misja
Bane, skoro miasto Gotham na przestrzeni 10 lat mocno się poprawiło, przestało być
miastem bezprawia jak w jedynce.", "Jakim cudem więźniowie się nie skapnęli, że
dziecko które u nich się urodziło i dorastało jest tak naprawdę dziewczynką?",
"Dlaczego w ostatecznej bitwie o Gotham, terroryści, policja i antyterroryści zamiast
strzelać ze swojej broni woleli wyskoczyć masowo na środek ulicy z gołymi
pięściami?". TDKR ma wiele innych błędów, ale nie chce mi się już wymieniać. Zanim
zaczniecie krytykować jakiś film i jego fanów, spójrzcie wcześniej na swoje ulubione
filmy.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 1
per333

O prominencji przeczytałeś?))))))))))))))))))))))))))))))

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
mag_roc

Masz rację. A jeśli chodzi o fanów nowego Batmana: Film jest przez wielu tak uwielbiany, bo to Batman Nolana, a przecież bardzo wiele ludzi uwielbia jego Nietoperza. Ich miłość (że tak to nazwę) do tej marki jest tak wielka, że nie zwracają uwagi na wszelkie wady, a wszelkie plusy wyolbrzymiają. Jest to reakcja całkiem normalna, szkoda tylko, że nie umieją się przyznać do wad swojego ulubionego filmu (przyznać się nie musi się wiązać z obniżeniem oceny, czy coś;)), a tych którzy myślą inaczej krytykują. Podobne zjawisko miało miejsce w przypadku ostatniej części Harrego Pottera, i pewnie również tak będzie w przypadku kolejnych części Avatara.

ocenił(a) film na 5
mag_roc

Rozumiem rozczarowanie czesci widzow, ktorzy odruchowo oczekiwali "nowego Aliena". Moje rozczarowane wyplywa jednak z czego innego i bardziej odnosi sie do kwestii technicznych i merytorycznych. Nie podobal mi sie montaz, niektore ujecia sa jakby rwane. Brakuje filmowi plynnosci, harmonii, czegos co nazywam "melodia". W warstwie scenariusza razi powierzchowne i lekko niestaranne przedstawienie bohaterow. Niektore postacie jak np. geolog sa - jakby to powiedziec - niewiarygodne psychologicznie. Owszem, mozna wstawic postac zachowujaca sie jakkolwiek, niemniej mnie jako widza trzeba jeszcze do tej postaci przekonac. Prometeusz jest w oczywisty sposob duzo bardziej wielowatkowy niz Alien i ja osobiscie nie traktuje Prometeusza jako czesci cyklu. Podszedlem do tego filmu jak do odrebnego obrazu, a moje oczekiwania wyplywaly ze znajomosci warsztatu Scotta. A poniewaz nie wszystko sie zgrabnie ze soba dopasowalo, to pewien niedosyt pozostal. Po wyjsciu z kina mialem uczucia mieszane, do stanu zachwytu naprawde bylo mi daleko.
Bylo zbyt duzo drobiazgow lekko lub srednio irytujacych, zarowno w formie jak i w tresci. Widzowi przedstawia sie obraz wypelniony grupa naukowcow, ktorzy nijak sie nie zachowuja jak naukowcy, co najwyzej jak amatorscy pasjonaci. Ktos tu porownal Prometeusza to The Thing Carpentera. Tamte postacie, tamci bohaterowie, tamci aktorzy grali swoje role wiarygodnie. Dalismy sie przekonac, ze to baza naukowa a w srodku ludzie, ktorzy znaja sie na swoim fachu i nie sa tam przypadkowo. Nagle zostaja postawieni w ekstremalnej sytuacji (nie mowiac juz o tym, ze mieszkaja w ektremalnych warunkach), ale zachowuja do czasu racjonalny, chlodny osad swojej sytuacji, probuja wszystko ogarnac i sie jakos po ludzku zorganizowac w obliczu nieznanego. W Prometeuszu mamy bardziej bezglowe kurczaki miotajace sie bezladnie, bez zadnego spojnego planu i zachowujace sie albo irracjonalnie albo absurdalnie.

ocenił(a) film na 8
per333

myślę, że 'niemeledyjność' montażu jest zamierzona, sporo scen było kręconych 'z ręki', co jeszcze podkreśla chaos w który wpadli ludzie w obliczu domniemanego 'stwórcy'. bohaterowie Carpentera z The Thing są naukowcami, którzy spędzili w bazie badawczej dłuższy czas razem. palą jointy, piją z gwinta, są ludzcy. w Prometeuszu są to najemnicy, wyrobnicy korporacji, którzy muszą się podporządkować - geolog pojechał na wyprawę nie by się zaprzyjaźniać, a by zarobić pieniądze. najciekawszą postacią na statku wydaje mi się być David - robot o humanoidalnej empatii i tu zaczęło się dla mnie robić w tym filmie ciekawie, a nie odwrotnie - maszyna, twór ludzki wykazuje się największą wiedzą i przydatnością w misji. ludzie (poza super-power-Eliz, dziewczyny kochają Scotta za tworzenie kreacji kobiecych;-) wydają się być bezbarwni, nudni, zawodzą, kierują się swoimi małymi interesami - jeśli inżynierowie stworzyli człowieka, a człowiek stworzył androida, to na ile ten android jest ludzki, a na ile my w takim układzie jesteśmy maszynami? jasne, że Scott chciał opowiedzieć za dużo i przeładował fabułę wątkami filozoficzno-teologicznymi w poszukiwaniu koncepcji powstania świata, otarł się o różne teorie naukowe i paranaukowe, ale czy to źle? najbardziej uśmiałam się przy krytyce, gdzie autor napisał - Scott dokonał sekcji zwłok własnego dzieła, a wszystko zanurzył w czarnym szlamie obcych i krwi bohaterki, możliwe że tu i tam przegiął, a gdzie indziej nagiął, a Carpenter nie? i to jak pięknie! możliwe, że Scott zarżnął gatunek, ale może tchnął nowego ducha w kulejący ostatnimi czasy gatunek SF, zobaczymy, mają być kolejne odcinki...boję się tylko, by nie spaprał Blade Runnera, nawet wolałabym by się za to nie brał, a co wmyśli w następnym Prometeuszu jest mi zupełnie obojętne ;-)

ocenił(a) film na 5
mag_roc

Nie wiem jakie byly intencje rezysera, niemniej ja to oceniam z perspektywy zwyklego widza - "chropowatosci narracyjnych" bylo sporo i nie przypadly mi one do gustu. Brak plynnosci narracyjnej nie byl specyfika tworczosci Scotta, on nigdy nie mial takiego "stylu", wiec mam podstawy doszukiwac sie tu bledow montazowych.

Jestem troche nie w temacie - o co chodzi z Blade Runnerem? Ma byc remake? Tez ma to rezyserowac Scott?

ocenił(a) film na 8
per333

czytałam, że to nie ma być ramake Blade Runnera, a kontynuacja/sequel z Harisonem Fordem!

ocenił(a) film na 5
mag_roc

Ciekawe. Dick nie napisal zadnej kontynuacji i raczej juz tego nie zrobi. To troche tak jakby napisac kontynuacje "Zbrodni i kary". Ale ok, poczekamy, zobaczymy, potem ocenimy.

ocenił(a) film na 8
per333

w wywiadzie Scott powiedział, że historia Deckarda może być opowiedziana do końca i to mnie szczerze zaniepokoiło, bo każdy kto widział director cut uwielbia ten film właśnie za nie dostarczenie na tacy gotowych odpowiedzi i wieloznaczność..hmmm dlatego też dałam 9p Prometeuszowi (ps. 'coś' spowodowało, że Ci komentarze wyżej zablokowało?! z 'coś' się nie dystktuje, to się ignoruje, albo traktuje miotaczem ognia jak u Carpentera ;-)

użytkownik usunięty
szmyrgiel

Niedopieczony Nietoperz.

Każda opinia jest subiektywna. Dotyczy to również recenzji filmowych. Nie kierujcie się tym, co napisałem poniżej. To po prostu moje zdanie i nic więcej. Są rzeczy ważniejsze niż filmy:) Moje wnioski na temat nowego Batmana napisałem trochę w sposób, ktoś powiedziałby szyderczy. Nie miałem na celu obrażania fanów Batmana. Skupiłem się tylko na tym, co w filmie mi się nie podobało. O muzyce, efektach, scenografii, czyli o pozytywnych stronach filmu, pisać nie będę. Budżet nowego Batmana wyniósł „tylko” 250 milionów dolarów, co doskonale widać na ekranie. Trzeba naprawdę mocno się postarać żeby za takie pieniądze zepsuć stronę artystyczną filmu. Pod tym względem na szczęście „Rises” nie zawodzi, z jednym wyjątkiem …

*Niedopieczony „Nietoperz”
Podczas oglądania „Rises” odniosłem wrażenie, że ekipa od montażu nie spisała się najlepiej. Nie mieli czasu? Byli pod presją? Czegoś tam brakuje. Film nie jest płynny, tempo i dynamika nie takie, jak np. w „Batman Begins”. Może to tylko moje wyobrażenie, ale nowy „Nietoperz” wygląda trochę na niedopieczonego/niedosmażonego/nieugotowanego (niepotrzebne skreślić pod kątem kulinarnych upodobań). Jest szorstki i surowy (w negatywnym znaczeniu tego słowa), a może taki miał właśnie być?

Reszta zarzutów:

*Bane, gdzie jest moje 8 milionów?
Zgodnie z fabuła filmu w metropolii Gotham mieszka 8 milionów ludzi. Po tym jak Bane ze swoją armią wiernych zelotów siłą bierze w posiadanie miasto-wyspę, te „skromne” kilka milionów mieszkańców nagle jakby „wyparowuje”. Biorąc pod uwagę fakt, że ze strachu przed terrorem siedzą zamknięci w domach, to i tak Gotham wydaje się miastem widmem. Nawet ukrywający się ludzie powinni nadać miastu pozory życia. Niestety pozbawiony realizmy pejzaż miasta tworzy jakikolwiek brak emocjonalnego zaangażowania widza w kontekście finałowego aktu, w którym Gotham ze swoimi „niewidocznymi” mieszkańcami ma wylecieć w powietrze. Błąd karygodny.

*Powrót Batmana?
Nie, tutaj nie chodzi o film „Batman Returns” z 1992 roku, ale o pytanie jak Batmanowi udało się powrócić ze piekielnej studni (film oglądałem w UK, więc nie wiem, jakie jest polskie tłumaczenie tego miejsca) do diablo szczerzonego przez armię Bane’a Gotham? Należy pamiętać, że Batman był już wtedy spłukanym bankrutem i znajdował się w odległym i obcym – zapewne arabskim - kraju.

*Niesmaczny „odgrzewany kotlet”
Nolan znany jest z tego, że lubi w swoich filmach korzystać z usług aktorów będących poza okresem swojej świętości. Nie ma w tym niczego złego, nawet pomimo faktu, że grają oni zazwyczaj role epizodyczne bądź drugoplanowe. W pierwszej części Batmana występuję Rutger Hauer. W „Prestiżu” (jeden z najlepszych obok „Memento”, „Insomii” i „Incepcji” filmów Nolana) w rolę Nikola Tesli wciela się muzyczny kameleon, David Bowie. W „Rises” mamy dwa „kotlety”. Jednym z nich jest Tom Conti znany między innymi z „Merry Christmas, Mr. Lawrence”, w którym zagrał u obok … chwila, znowu ten Bowie? Ta mini rola przypadła mi do gustu, czego nie mogę powiedzieć o drugim „kotleciku”, którtym jest Matthew Modine znany z kultowego “Full Metal Jacket” Kubrick’a. Jego postać (zastępca komisarza Gordona) jest bezwymiarowa, nieciekawa i całkowicie niepotrzebna w fabule filmu, tym bardziej, że pod jego koniec ginie w idiotyczny sposób. Postać zbędna.

*„Kotka” bez pazurów
Choć słowo Catwoman nie pada w nowym Batmanie ani razu, to Selina Kyle grana przez Anne Hathaway przywołuje na myśl komiksową „kocicę”. Daleko jej jednak do prawdziwej femme fatale. Jako „kotkę” wolę pokręconą, ale jednak wyrazistą i charyzmatyczną Michelle Pfeiffer.

*Mroczna tajemnica?
Policjant Blake wie, kim naprawdę jest Bruce Wayne. Cała mroczna tajemnica legła w tej scenie w gruzach, mimo, że widz i tak wie, kim jest Batman. Dla mnie całkowicie niezrozumiały i zbędny wątek.

*Regeneracja Batmana
Rozumiem, że Batman to postać komiksowa i filmy o super bohaterach rządzą się swoimi prawami, jednak Bruce Wayne (zwykły śmiertelnik) to nie Wolverine (mutant). Widocznie poważny problem z kolanem a później jeszcze z kręgosłupem i generalnie ze zdemolowanym ciałem (zasługa Bane’a) nie stanowią problemu dla naszego herosa. To bardzo razi w filmie w oczy, biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie filmy Nolana o mrocznym bohaterze świata DC są bardziej realne niż komiksowy pierwowzór.

*Śmierć Bane’a
Pojedynki między bohaterami a złoczyńcami powinny rządzić się swoimi prawami. Reguła jest następująca: w pierwszej potyczce wygrywa ten zły, żeby później, w drugim pojedynku mógł wygrać ten dobry. Najpierw bohater dostaje przysłowiowo po tyłku, odbudowuję się fizycznie a przede wszystkim psychicznie i powraca na wielki finał, w którym triumfuje nad swoim nemezis w heroicznej i pełnej patosu walce. W pierwszej walce Batmana z Banem kibicujemy z całych sił temu pierwszemu, mimo, że z góry znamy już wynik walki. Między widzem a herosem powstaje nić połączenia będąca sumą współczucia i gniewu. Czekamy z niecierpliwością na rewanż, który zawodzi. Nie ma w nim emocji, epickości i filmowej „logiki”, która powinna zdeterminować ostateczny akt. Pomimo klasycznego pojedynku „face to face”, w którym powinien ostatecznie zatriumfuje nasz heros, mamy za to płaczącego Bane’a, który w sposób nielojalny do swojej szefowej postanawia jednak zabić Batmana. Jak Filip z konopi nagle pojawią się bezpazurzasta „kotka” i w najgłupszy z możliwych sposobów dla filmu zabija Bane’a. Będąc w kinie zrobiłem pewnie najbardziej idiotyczną minę na świecie. Epicki finał został pogrzebany. Ktoś napisze, że Nolan próbował w ten sposób zerwać z tradycyjną konwencją. Nawet jeśli tak, to zrobił to w sposób nieudolny.

To tylko kilka zarzutów pod adresem „Rises”. Do tej listy można dorzucić niepotrzebny w niektórych scenach patos (bohaterowie znajdują czas na gadu-gadu i pocałunek, kiedy za chwilę bomba ma wysadzić Gotham w powietrze), przydługie, bezkonstruktywne i z reguły przegadane dialogi, brak przekonywującego wątku miłosnego (w filmie pojawiają się nawet dwa takie wątki, jeden z nich nawet kończy się „konsumpcją”, ale wszystkie one są jałowe) oraz nie-nolanowe zakończenie (film powinien skończyć się w momencie uśmiechu Alfreda).

Na koniec pozwolę sobie na porównanie do „Prometeusza”, który w swej formie kieruje się zasadą: mniej znaczy więcej. W nowym dziele Nolana mamy do czynienia z zasadą przeciwną: więcej znaczy mniej. Niestety. Oczywiście byłbym ostatecznym hipokrytą gdybym napisał, że nowy Batman jest kiepskich filmem. Nie, to wciąż dobre kino, choć biorąc pod uwagę dorobek reżysera, spodziewałem się czegoś więcej.

Ocena: 6/10

Dobrze powiedziane. Dokładnie też tak uważam. Nowy Batman nie jest zły, ale mnie rozczarował ze względu na absurdalną fabułę, zakończenie niektórych wątków (szczerze mówiąc nie zdążyłem nawet zauważyć kiedy zginął Bane, nie wiedziałem przez chwilę co się w ogóle z nim stało;)) i pewne rozwiązania. Gdyby nie moje nastawienie (te wszystkie opinie i oceny), to może nie był bym aż tak rozczarowany. Ten ponoć najlepszy Batman, jest wg mnie najsłabszy w serii Nolana.

szmyrgiel

Obiektywnie rzecz biorąc Prometeusz jest filmem lepszym od TDKR.