PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=815}

Pozdrowienia z Rosji

From Russia with Love
1963
7,2 51 tys. ocen
7,2 10 1 51044
6,5 26 krytyków
Pozdrowienia z Rosji
powrót do forum filmu Pozdrowienia z Rosji

Zastanawiam się dlaczego wywalono z tego filmu kontrwywiad radziecki? Przecież w książce Fleminga to właśnie Rosjanie byli przeciwnikami Jamesa Bonda a nie Blofeld. A poza tym obsadzenie w roli ''złych'' kontrwywiad obcego państwa (ZSRS) dodawałoby większej autentyczności tej produkcji. Co prawda na wikipedii są takie informacje:

''Film versions of novels where SMERSH appears substituted either SPECTRE or independent villains in order to avoid fomenting hatred of the Soviets, and so contributing to unstable relations with the USSR''

''Ian Fleming's novel was a Cold War thriller, however the producers named the crime syndicate SPECTRE instead of the Soviet undercover agency SMERSH so as to avoid controversial political overtones''.

Nie wiem czemu ale wydaje mi się to trochę nieprawdopodobne. Czyżby w tamtych czasach AŻ TAK bano się Sowietów? Przecież film kręcono w wolnej części Europy (nie komuszej) Nie rozumiem tak tchórzliwego podejścia producentów. No chyba że już wtedy miał miejsce lewicowy trend niekrytykowania Komunistów.

A jakie jest wasze zdanie?

użytkownik usunięty
Jack_Napier

Nie bali się tylko próbowali opchnąć filmy do ZSRR

ocenił(a) film na 10

Stary naprawdę myślisz że Ruscy chcieliby wystawić w swoim totalitarnym państwie filmy o agencie wrogiego kraju? A jeżeli faktycznie liczono na to że uda się Bondy sprzedać w ZSRS to producenci wykazali się wielką naiwnością.

ocenił(a) film na 7
Jack_Napier

pamiętaj, że mówimy tu o zimnej wojnie - momencie, gdy stan napięcia pomiędzy dwoma mocarstwami było jak skóra na brzuchu grubaski. rywalizacja rywalizacją a nie wkurzanie się nawzajem to całkiem inna sytuacja. więc może to nie tchórzostwo a zwykły rozsądek?

ocenił(a) film na 10
dzon

No cóż jeżeli faktycznie producenci filmu zlikwidowali Smiersz z tego powodu aby ''nie drażnić ruskich'' to komuniści naprawdę do perfekcji wykorzystywali strach jako broń. Zresztą co czerwoni mogli im zrobić? Film przecież był kręcony w wolnej części Europy i pewnie skończyłoby się na oświadczeniu Moskwy że w filmie jest ''szkalowany ZSRR i socjalizm" (lub coś w tym stylu) Gdyby producentom nie zależało tylko na ''świętym spokoju" dostalibyśmy o wiele lepszy film. No i zauważyłem też że panowie z EON mieli głęboko w... poważaniu bardziej głębszy aspekt Bonda (co z czasem sprawiło że na świat wyszły takie potworki jak "Moonraker" czy "Diamenty Są Wieczne")

ocenił(a) film na 10
Jack_Napier

Tu nie chodzi o tchórzostwo, tylko akurat stosunki między Zachodem, a Wschodem się ociepliły i nie było sensu pokazywać Rosjan jako agentów Imperium Zła (jak to robił, często przesadnie, Fleming; bazował on zresztą głównie na stereotypach i tym co zapamiętał ze swego jednorazowego pobytu w Moskwie, gdy pisał reportaż z procesu Anglików oskarżonych o szpiegostwo przeciwko ZSRR).

Mnie się obie wersje (Bond vs SMERSH, Bond vs SPECTRE) podobają, z tym, że w książce jakoś bardziej rozbudowano antagonizm Sowietów wobec 007.

ocenił(a) film na 10
Rodion_Raskolnikow

Podejście Fleminga bardzo mi się podobało (ze względu na to że jestem antykomunistą) które jasno pokazywało że to komuniści są tymi "złymi". Niestety problemem zachodu w tamtych czasach było to że kiedy I sekretarzem KPZR zostawał jakiś mniejszy psychol od Stalina zachód witała go z otwartymi ramionami (Boże dzięki ci za Ronalda Reagana) A co do wersji Bond kontra Smiersz to jeszcze przyzwoicie wyglądało to w "Pozdrowieniach" ale w następnych filmach gdzie Blofeld był megalomanem chcącym załatwić świat jest dzisiaj jedną wielką groteską. Zresztą od całego Widma jedzie politycznie poprawną sztucznością (nawet w książkach Fleminga nie przypadli mi do gustu) Pierwsze powieści gdzie to Rosjanie byli przeciwnikami są rewelacyjne tam gdzie jest już Blofeld jest kiepsko ("Żyje Się Tylko Dwa Razy") lub przeciętnie ("W Tajnej Służbie Jej Królewskiej Mości") A w bardziej "widowiskowych" filmach (jak "Diamenty Są Wieczne") Widmo było coraz większą głupotą.

ocenił(a) film na 10
Jack_Napier

W "Diamenty są wieczne" początkowo nie miało być Blofelda i SPECTRE tylko brat-bliźniak Goldfingera, mszczący się za zabicie Aurica, ale ponoć Saltzmanowi czy też Broccoliemu przyśnił się motyw z sobowtórami i stwierdził, że raz jeszcze warto wstawić do filmu Blofelda, który - by uniknąć zemsty 007 za zamordowanie mu żony - będzie miał ich kilku.

Blofeld światem chciał zawładnąć tylko w "Diamentach..." (które są, notabene, jednym z najbardziej kreskówkowych filmów o Bondzie), w pozostałych filmach praktycznie zawsze chodziło o pieniądze z szantażu czy operacji przeprowadzonej dla innego mocarstwa (bo w "Żyje się tylko dwa razy" jest wyraźnie pokazane, że III wojnę światową chce wywołać dla ChRL, a nie dla siebie); wyjątek to "OHMSS", gdzie nagle zamarzyło mu się być hrabią i chciał amnestii i oficjalnego odczepienia się od niego. Z filmowych Blofeldów najbardziej radę dają Pleasence i Savalas - istne inkarnacje zła. Gray, który Blofelda" grał w "Diamentach..." wypada przy nich kiepściuchno.

Co do przedstawienia Blofelda w książkach się nie zgodzę, pokazana jest całkiem fajna ewolucja tej postaci (od geniusza zbrodni, porównywanego do Czyngis Chana czy Aleksandra Wielkiego po zniszczonego tak psychicznie, jak i fizycznie wariata i maniaka zabijania).

A co do przedstawienia Rosjan chodziło mi o to, że Fleming ich celowo przerysowywał (nawet cała narada z "Pozdrowień z Rosji" wygląda jak jakiś zlot szatanów, pochylonych nad magicznym kotłem), mając na ich temat szczątkowe, względnie nieaktualne informacje (co mu zresztą często wytykano - na równi z tym, że jest rasistą, nie ma pojęcia o broni palnej, bo ciągle -o pistolecie 007 - pisze "Biretta", a nie "Beretta" itd.). O ile w książkach i latach 50. było to do strawienia, o tyle w kinie i w latach 60. już mniej - więc dlatego zastąpiono Smiersz SPECTRE.

Natomiast w erze Reagana Rosjanie jako Imperium Zła wrócili, ale jednocześnie zrobiono podział na Rosjan Złych (generał Orłow z "Octopussy") i Rosjan Dobrych, sprzyjających 007 (generałowie Puszkin i Gogol).

ocenił(a) film na 10
Rodion_Raskolnikow

Nawet gdyby w "Diamentach" był brat Goldfingera to zapewne i tak byłby z tego śmierdzący ekskrement ponieważ po porażce finansowej "OHMSS" producenci poszli na całość z durnym humorem i tak powstał jeden z najgorszych Bondów (wraz z "Moonrakerem") A książka Fleminga była świetna (wątek mafii) i był gotowy materiał na rewelacyjny film. Niestety tak jak już to bywa w komercyjnych produkcjach decydenci mają w dupie wartość artystyczną a myślą tylko o forsie (niestety)

Postać Blofelda jest dla mnie po prostu sztuczna (szczególnie w filmach) gdzie dostaliśmy łysego gostka który głaszcze perskiego kota :P Przecież to jest groteska! Fakt wątek WIDMO w "Thundrball" był przyzwoity (ach ten szpiegowski klimat) z tego powodu że to miało ręce i nogi (kradzież atomówek to jednak co innego niż wulkan w "YOLT" czy satelita z "DAF") Ale to nie zmienia faktu że jednak "wojna" między 007 a Smierszem wyglądałaby jednak dużo bardziej realistycznie. A co do roli Pleasencea to faktycznie zagrał to świetnie (ale efekt psuje kryjówka wulkaniczna jak i jego łysina)

Nie dziwie się że Fleming ich tak przedstawiał jak Komuniści wymordowali więcej homo-sapiens niż niemiecki Narodowy Socjalizm (wielu ludzi myśli do dzisiaj tak "komuniści to nie naziści") A co do "rasizmu" to cóż to każdy dzisiaj jest tak nazywany jak nie wierzy w polit-poprawne lewicowe głupstwa.

A Bondy z ery Reagana byłyby lepszymi filmami gdyby nie humor (ma na myśli filmy z Rogerem Moorem)

I na koniec jako wielkiego fana przygód 007 wkurza mnie strasznie to że kilka filmów były tak naprawdę głupimi komediami. Pierwszy taki film to "Diamenty..." kolejny "Człowiek ze złotym pistoletem", fatalny "Moonraker" i "Octopussy" (film pod względem fabularnym miał potencjał) gdzie jest najwięcej głupot. Postać Bonda w tych filmach była baaardzo bliska ośmieszeniu (niczym jak Batman w "dziełach" Schumachera) i szczególnie dzisiaj to widać. A prognozy na przyszłość dla tej serii w moim odczuciu wyglądają źle. Teraz za 007 robi blond goryl o klasie obrażonego na świat nastolatka...

ocenił(a) film na 10
Jack_Napier

"Postać Blofelda jest dla mnie po prostu sztuczna (szczególnie w filmach) gdzie dostaliśmy łysego gostka który głaszcze perskiego kota :P" - w "Pozdrowieniach z Rosji" i "Nigdy nie mów nigdy więcej" (no i w tych nieszczęsnych "Diamentach", że o książkach) ma włosy, w pozostałych... cóż, Savalasowi obawiam się nie opłacałoby się zmieniać swej trademarkowej łysiny (Kojak 8-) ), zaś Pleasence kręcił ten film zdaje się świeżo po "Matni", do której miał głowę ogoloną na zero i włosy mu zdaje się po prostu nie odrosły.

"Ale to nie zmienia faktu że jednak "wojna" między 007 a Smierszem wyglądałaby jednak dużo bardziej realistycznie" - jak chcesz zobaczyć takiego bardziej realnego 007 z tamtych lat to polecam cykl z agentem Harry'm Palmerem (granym przez Michaela Caine'a) .

"Przecież to jest groteska!" - nie większa niż facet z metalowymi dłońmi, z metalowym ramieniem zakończonym szczypcem czy z zębami pokrytymi kobaltem. :P

A co do "rasizmu" to cóż to każdy dzisiaj jest tak nazywany jak nie wierzy w polit-poprawne lewicowe głupstwa" - akurat tu chodziło o to, że Fleming przedstawiał często Murzynów jako gadających slangiem brudasów ("Live and Let Die"), a o Koreańczykach pisał per "małpy" ("Goldfinger").

"Pierwszy taki film to "Diamenty..." kolejny "Człowiek ze złotym pistoletem", fatalny "Moonraker" i "Octopussy" (film pod względem fabularnym miał potencjał) gdzie jest najwięcej głupot." - co do "Diamentów..." i "Octopussy" to się zgodzę (acz "Ośmiorniczka" ma fajnych villainów w postaciach Khana i Orłowa); "Człowiek..." to jest mój pierwszy film o 007, więc może dlatego go tak lubię, ale nawet patrząc bez sentymentów, to film (nie przeczę, bardzo komiksowy) broni się świetnym Christopherem Lee, scenerię i muzyką Barry'ego (mnie tam się ona podoba). A "Moonraker" to całkiem fajnie zrobiona, celowo przerysowana autoparodia, której największe minusy to zrobienie z Jawsa clowna i zbytnia odtwórczość w stosunku do "Szpiega, który mnie kochał".

"Teraz za 007 robi blond goryl o klasie obrażonego na świat nastolatka..." - Craig gra Bonda bliskiego (pod względem psychologicznym) książkom Fleminga, mnie się on bardzo podoba, a póki go znowu jako 007 nie zobaczę, będę się pocieszał jego występami w innych filmach, typu "Cowboys and Aliens". :)

ocenił(a) film na 10
Rodion_Raskolnikow

To że w "Pozdrowieniach" ma włosy nic nie zmienia a to z powodu tego cholernego kota (który jest ciągle pokazywany) A "Diamenty" no cóż am postać Blofelda to bardziej klaun niż groźny przeciwnik.

Jeden film z Harrym Palmer`em widziałem na TCM ("Mózg za milion dolarów" lub coś takiego) gdzie jest to straszna lewacka agitka

To że w "LALD" murzyni gadają slangiem to normalka (w końcu to był harlem a nie Oxford) A co do Koreańczyków to nie zauważyłem tam typowego odrażającego rasizmu. Z tego co sobie przypominam to Goldfinger miał chyba niezbyt dobre zdanie na ich temat (ale to może miała być kolejna negatywna cecha Goldfingera?)

Fakt Christopher Lee jest genialnym Scaramangą a Moonraker to dla mnie najsłabszy film z serii.

Nie zgodzę się z tym że Craig gra Bonda pod względem psychologicznym tego z powieści Fleminga. Najbardziej "książkowym" agentem wg mnie był Sean Connery i Timothy Dalton. Craig to robot który jest marną podróbką Connery`ego (umie się bić ale tego jego kamienna twarz i jakby ciągle chodził obrażony na cały świat)

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 10
Jack_Napier

"A co do Koreańczyków to nie zauważyłem tam typowego odrażającego rasizmu. Z tego co sobie przypominam to Goldfinger miał chyba niezbyt dobre zdanie na ich temat (ale to może miała być kolejna negatywna cecha Goldfingera?)" - no właśnie to raczej Bond się o nich zbyt dobrze w książce nie wypowiada, to właśnie on zwraca się per "małpa" do Odd Joba, no i gdzieś tam Fleming napisał "...a Koreańczyków Bond klasyfikował niżej niż małpy" (cytuję z pamięci, więc może nie być dokładnie, ale sens oddany).

A jeszcze co do Blofelda to nie miałbym nic przeciwko gdyby wrócił w kolejnych filmach (skoro mamy reeboot serii), ale już właśnie - z włosami i bez kota. Nie, żebym tego nie lubił, bo lubię, ale przydałaby się odmiana, a poza tym na chwilę obecną dopiero by to śmiesznie wypadło (zwłaszcza, gdy motyw kota został tyle raz sparodiowany - > "Austin Powers", "Inspector Gadget"). :)

ocenił(a) film na 10
Rodion_Raskolnikow

No cóż Odd Job był lojalnym pomocnikiem Goldfingera (który jadł koty :P) i może stąd ta niechęć 007? Zresztą nikt nie jest święty chociaż Fleming mógł sobie darować te uprzedzenia. A Blofeld nie dzięki powinni go zostawić w spokoju. A tak BTW to również organizację ''Quantum'' krytykuję. Polit-poprawna zbieranina biznesmenów. A gdzie walka między wywiadami różnych państw? Pięknie wyglądałoby jak Bond musi walczyć np z Ruskimi (FSB) którym marzy się imperialna Rosja (picie do Putina) No ale dzisiaj kiedy wszyscy się ''kochają'' to nie ma na to szans. Zresztą film pewnie byłby zbyt kontrowersyjny (a producentom tylko na ''kapuście'' zależy)

ocenił(a) film na 10
Jack_Napier

To raz, a dwa, że szybko by się zdezaktualizował.

użytkownik usunięty
Jack_Napier

"Postać Blofelda jest dla mnie po prostu sztuczna (szczególnie w filmach) gdzie dostaliśmy łysego gostka który głaszcze perskiego kota :P Przecież to jest groteska!"
Dokładnie. Wybrali mu być może najsympatyczniejszą odmianę persa. Jak psychopata chcący władać światem i kot? Nie rozumiem. Pająk ptasznik czy wąż byłby tu na miejscu. Słyszałem,iż w książce nie miał kotów, to prawda????
Dla porównania Drax ze swoimi doberanami jest przekonywujący.
Zgadzam się też, iż W.I.D.M.O jest POprawne POlitycznie i sztuczne. Chyba, że porównamy je do masonerii.

ocenił(a) film na 10

Wg mnie Blofeld nie powinien mieć żadnego zwierzaka, a kota nie było w książkach Fleminga ;) A Widmo do masonerii bym nie porownywał bo jednak masoneria ma swoją ideologię (np lewicowy Wielki wschód Francji) A Widmo było bez ideologii i działali tak jakby chcieli zdobyć władzę dla samej władzy. Szkoda że wątek obcego wywiadu został wycięty z Bondów. Bo jednak Bond jako szpieg w czasach zimnej wojny powinien walczyć z Sowietami a nie milionerami megalomanami i ich szalonymi planami.

ocenił(a) film na 10
Jack_Napier

Goldfingera opłacali Chińczycy, podobnie było z Blofeldem w "Żyje się tylko dwa razy". SPECTRE to niby międzynarodówka zbrodni, ale zaskakująco dużo tam uciekinierów z bloku wschodniego (Rosa Klebb, polski fizyk w "Operacji: Piorun") czy zdrajców-psychopatów (Grant). Tak więc jakoś tam jednak 007 z "czerwonymi walczył". ;)

A co do pomysłów Altmera to dopiero takie zwierzaki przerysowałyby Blofelda. ;) O kocie szefa SPECTRE wspomina się w podręczniku dla scenarzystów "Jak napisać scenariusz filmowy", gdzie wskazuje się na kota jako symbol tajemniczości i niezależności. Coś w tym jest. ;)

ocenił(a) film na 10
Rodion_Raskolnikow

Hmmmm zaciekawił mnie ten wątek z Chińczykami w "You Only Live Twice". Z tego co pamiętam to Blofeld chciał wywołać wojnę atomową między ZSRR a USA żeby przejąć władzę później (przynajmniej ja tak interpretuje jego zamiary :P) Chińczyków kompletnie nie kojarzę w tym filmie. A w "Goldfingerze" był jakiś Azjata (którego Auric zabił za pomocą złotego rewolweru) ale jaka była jego rola to nie pamiętam. Co prawda Klebb była eks pracownicą Smierszu to wspomniano o tym chyba dlatego żeby film był powiązany z książką (znów moja interpretacja :P) A pamiętam jeszcze że z Sowietami walczył Timothy Dalton w "The Living Daylights" i chyba w tamtym odcinku najbardziej wyraziście pokazali starcie Bonda z czerwonymi.

ocenił(a) film na 10
Jack_Napier

Mówcie co chcecie, ale tak dobrze to mi się tych starych Bondów (z Connerym) nigdy nie oglądało. Czysta rozkosz.

ocenił(a) film na 10
Jack_Napier

"A w "Goldfingerze" był jakiś Azjata (którego Auric zabił za pomocą złotego rewolweru) ale jaka była jego rola to nie pamiętam" - "Pan Ling, chiński agent w pańskich zakładach to specjalista od fizyki nuklearnej. No tak! Jego rząd dał panu bombę! (...) Zawarliście bezbłędny układ - Chińczykom uda się wywołać ekonomiczny chaos na Zachodzie, a cena pana złota wzrośnie wielokrotnie" - m.in. dlatego "Goldfinger" był tak źle przyjęty w Chinach.

"Hmmmm zaciekawił mnie ten wątek z Chińczykami w "You Only Live Twice". Z tego co pamiętam to Blofeld chciał wywołać wojnę atomową między ZSRR a USA żeby przejąć władzę później (przynajmniej ja tak interpretuje jego zamiary :P)" - Blofeld nigdy nie był tak głupi, żeby chcieć podbić świat (wyłączywszy pajacowatą wersję z "Diamenty są wieczne". W jednej ze scen w "YOLT" gości Chińczyków, którzy mówią, że są zadowoleni z jego działań, ale i oburzeni tym, że zażądał wcześniejszej zapłaty. Blofeld mówi Bondowi, że światem zawładnie nowe mocarstwo - wątpię, żeby chodziło o SPECTRE, raczej o Chiny (które pewnie dalej korzystałyby z usług Ernsta Stavro).

"A pamiętam jeszcze że z Sowietami walczył Timothy Dalton w "The Living Daylights" i chyba w tamtym odcinku najbardziej wyraziście pokazali starcie Bonda z czerwonymi." - dodaj jeszcze do tego kasowanie żołnierzy Armii Czerwonej w "Ośmiorniczce" i prologu "Zabójczego widoku", gdy 007 odwiedza Syberię (potem powtórka tego będzie w prologu "Golden Eye"), no i wyścig z agentami KGB o system ATAC w "Tylko dla twoich oczu". Choć zawsze w tych filmach jest postać "dobrego Rosjanina", który reprezentuje pierestrojkę i głasnost (Gogol, a potem Puszkin).

ocenił(a) film na 10
Rodion_Raskolnikow

Dzięki za wyjaśnienia odnośnie "Goldfingera" i "You Only Live Twice". Nie miałem pojęcia że byli w to wplątani Chińczycy. Brawo za spostrzegawczość ;) Wiem że w "Octopussy" Bond walczył ż szalonym ruskim generałem ale wymieniłem "The Living Daylights" z Daltonem ponieważ to o wiele lepszy film niż głupkowata "Ośmiorniczka" ;)

użytkownik usunięty
Rodion_Raskolnikow

"A co do pomysłów Altmera to dopiero takie zwierzaki przerysowałyby Blofelda. ;) O kocie szefa SPECTRE wspomina się w podręczniku dla scenarzystów "Jak napisać scenariusz filmowy", gdzie wskazuje się na kota jako symbol tajemniczości i niezależności. Coś w tym jest. ;)"
Przecież Dr No miał wielkiego pająka w klatce, którego nasłał na 007 - przerysowało go?
Co do "głupkowatości" Ośmiorniczki, chodzi Ci o "dobrych Sowietów"? Mnie też rozbawił gen. Gogol który mówi umierającemu "złemu" : "pospolity przestępca". A on sam nie brał udziału w przestępstwie, jakim był ZSRS?

ocenił(a) film na 10

Co do doktora - nie trzymał raczej tego pająka jako maskotki, tak jak robi to Blofeld ze swoim kotkiem/kotkami.

A co do dobrych Sowietów - i Gogol, i Puszkin byli przedstawiani jako osoby dużo sympatyczniejsze niż inni czerwonoarmiśći czy kagiebecy. Bardziej wierzyli w przemiany, mieli więcej tolerancji dla MI6 i Bonda, można by nawet posunąć się do stwierdzenia, że go lubili. Fakt, jest przez to kilka nielogicznych scen (na przykład gdy Gogol ot tak godzi się z faktem utraty systemu ATAC), ale i tak postaci te budzą więcej pozytywnych emocji niż Orłow, który był tak zaślepiony, że chciał wywołać katastrofę nuklearną i kolejną wojnę (w której zginęłoby przecież także sporo jego rodaków) czy Koskow, robiący wodę z mózgu swojej dziewczynie, by potem wystawić ją jako "zdajczynię" i napuszczający Bonda na Puszkina, z którym "żył jak brat z bratem".

użytkownik usunięty
Rodion_Raskolnikow

A ciekawe dlaczego wierzyli w... właśnie, o jakich "przemianach" mówisz?

ocenił(a) film na 10

Bo w czasach polityki Reagana Rosjanie wrócili do roli tych Złych (zresztą nie tylko w Bondach - patrz: "Rambo 2" czy "Red Scorpion"), niemniej trochę śmiesznie wypadałoby pokazywanie wszystkich Rosjan jako jednoznacznie negatywnych bohaterów, więc szefa KGB (Gogol, Puszkin) przedstawiano jako osobę "twardą, pomysłową, oddaną Partii", ale jednocześnie rozumiejącą politykę Gorbaczowa i reprezentującą ocieplenie stosunków. Pisałem już wyżej, że czasami prowadziło to do głupotek na ekranie (wspomniana scena z "FYEO", gdy Gogol odpuszcza Bondowi), ale jednak wyglądało to nieco wiarygodniej niż gdyby dalej przedstawiano wszystkich Rosjan jako ekipę diabłów czy prymitywnych morderców.

A jeśli dalej odnosisz się do sceny z "Ośmiorniczki" z "pospolitym złodziejem" - jako szef KGB Gogol na pewno miał na sumieniu tyle co Orłow, o ile nie więcej (przy czym umówmy się, że M. także :P), ale był na tyle normalny, by widzieć, że plany tego drugiego odnośnie sprowokowania konfliktu zbrojnego z Zachodem są nie tyle nierealne, co niebezpieczne (tak dla Zachodu, jak i dla Wschodu - bo Orłow chciał legalnej III wojny światowej, przy czym nie miał absolutnie żadnej gwarancji, że po wybuchu jądrowym w bazie USA w Niemczech faktycznie nastąpi rozbrojenie i po agresji Rosjan wobec Zachodu nie nastąpi atomowy odwet). Widać też, że Gogol był gotowy pójść na ustępstwa, Orłow nie ("Nie pozwolę, by banda staruchów na Kremlu pozbawiła nas potęgi militarnej!" (...) Generał Gogol mówi za siebie i podobnych sobie zwolenników zacofanych metod - naprawdę muszę przypominać o naszej przewadze nad siłami NATO?!").

użytkownik usunięty
Rodion_Raskolnikow

"niemniej trochę śmiesznie wypadałoby pokazywanie wszystkich Rosjan jako jednoznacznie negatywnych bohaterów, "
Śmiesznie wyszedł "dobry Sowiet" w kręconym przez bolszewika Wajdę "Katyniu". Przecież nawet w ekranizacji Władcy Pierścieni nie pokazano lepszych zachowań ze strony orków, żeby ktoś, kto nie czytał wiedział, jak byli źli. A kilka tych zachowań było. Tymczasem po "Katyniu" czy "Ośmiorniczce" ktoś nie znający naszych realiów(przeciętny obywatel USA np) mógłby POmyśleć że CCCP jest pełne "dobrych Sowietów".

ocenił(a) film na 10

Wiesz, nie sądzę, żeby ktoś tworzył sobie obraz świata na podstawie serii o posiadającym niewidzialne i pływające samochody tajnym agencie, którego zna każdy wywiad świata, a którego wrogami są facet ze stalową szczęką, niemowa z kapeluszem-piłą tarczową czy zabójca strzelający z pistoletu ze złota, które za bardzo do wyrobu broni palnej się nie nadaje ... ;)

ocenił(a) film na 10

Mówiąc o "głupotach" Ośmiorniczki miałem na myśli humor którego było za dużo (Bond w stroju goryla, klauna, ucieczki z dżungli za pomocą lian...) A co do Gogola to był to komuch tylko mniej fanantyczny od Orłowa. Był przestępcą (bo był razwiedczykiem) któremu wystarczała matka Rosja i Europa Środkowo-wschodnia. Postacie które są tak samo umoczone w Sowiecki system. A i nie wiem czy pisałem o tym w tym temacie ale James Bond jako tajny agent powinien walczyć nie tylko z KGB, GRU ale ze służbami innych państw. Mam na myśli wschodnioniemiecką Stasi czy Rumuńskie Securitate. Po prostu jak wielki fan postaci agenta 007 nie rozumiem tego dlaczego niektóre filmy są tak beznadziejne. Zamiast drążyć temat Zimnej Wojny postawiono na głupoty i komedię. Ciekawe tylko czy tak sobie tą serię wyobrażali producenci (Broccoli i spółka) czy też to była wizja reżyserów?

ocenił(a) film na 10
Jack_Napier

Mnie się wydaje, że gdyby przeniesiono opowiadania Fleminga w skali 1:1 na ekran, to dzisiaj nie dałoby się już tego oglądać. Te wszystkie problemy Zimnej Wojny były interesujące wtedy, niekoniecznie zaś sprawdziłyby się teraz. No i książka rządzi się innymi prawami niż film. Poza tym wiele motywów dobrze wygląda w opowiadaniach, ale czy sprawdziłoby się w filmie? Na przykład Leiter z hakiem zamiast ręki poharatany przez rekina (zdaje się, że nawet nogę stracił) - publiczność wyśmiewa różne inne motywy z filmów, to coby było w takim przypadku? Albo problem 'W tajnej służbie...', gdzie w książce, o ile się orientuję, Blofeld chciał skazić drób, krowy itd. Brzmi to dość absurdalnie jak na treść filmu.
Dlatego z perspektywy czasu najwyżej się ocenia właśnie 'Pozdrowienia z Rosji', gdzie wszystko jest wyważone w idealnych proporcjach.

Przede wszystkim Saltzman i Broccoli zrobili film przygodowy, w mniejszym zaś szpiegowski. Właściwie większość odcinków pozbawiona jest elementów kina szpiegowskiego.

ocenił(a) film na 10
wojteczek

No ale postać Jamesa Bonda była ściśle związana z zimną wojną. Myślę że spokojnie dałoby się oglądać zmagania Jamesa z Rosjanami (Smiersz, GRU, KGB) Tak wyglądałoby to o wiele bardziej naturalnie niż "Widmo" i szaleni milionerzy którzy byli przeciwnikami Bonda. A co do wątku Leitera z hakiem czy skażenia zwierząt to można byłoby to spokojnie pominąć (co zrobiomo w "OHMSS") Chodzi mi o to że powinno zostawić się szpiegowski aspekt z książek Fleminga (walka ze Związkiem Radzieckim lub innymi komuszymi krajami) Niestety Broccoli i spółka postawili w pewnym momencie na głupiutkie komedyjki ("Diamenty są wieczne", "Człowiek ze złotym pistoletem", "Moonraker", "Ośmiorniczka") Idealne Bondy to mroczniejsze Bondy jak "Pozdrowienia z Rosji", "Tylko dla twoich oczu" lub "W obliczu śmierci". Chociaż w samych "Pozdrowieniach" powinni wywalić Widmo ;)

ocenił(a) film na 10
Jack_Napier

Dlatego właśnie są to bardziej przygodowe filmy niż szpiegowskie. Spółka Saltzman - Broccoli miała inną koncepcję niż Fleming. W każdym razie, jak ostatnio oglądałem kilka odcinków z Connerym, to coby nie mówić, to film te są nowatorskie. Nigdy wcześniej nie powstało nic takiego (pomijając nawiązania do filmów Hitchcocka). Ale te wszystkie rozwiązania z gadżetami, te wszystkie nowoczesne urządzenia, luksusowe posiadłości itd. To wyznaczyło nowy trend w kinie.
Ale widzę, że Tobie Widmo nie leży ;-)

Muszę przyznać, że ja lubię 'Diamenty są wieczne', właśnie za tę lekkość, komiksowy charakter tego filmu. Ale masz dużo racji - gdyby cała seria była taka jak 'Pozdrowienia...' czy 'Tylko dla twoich oczu' albo nawet 'Dr. No', to ciężar gatunkowy tego cyklu byłby zupełnie inny. Być może lepszy, ale nie tak komercyjnie przyswajalny.

Saltzman w 1966 roku był producentem filmu z Michaelem Cainem 'Teczpka Ipcress', który miał zupełnie inny charakter niż cykl o 007, a również bohaterem był tajny agent - Harry Palmer. Później powstało kilka następnych części - Mózg za milion dolarów, Pogrzeb w Berlinie. Ale w mojej opinii pierwsza, oryginalna część jest najlepsza.

ocenił(a) film na 10
wojteczek

Niestety z początkiem lat 70 filmy z Bondem obniżyły loty. Co prawda były dobre wyjątki jak "Żyj i pozwól umrzeć" lub "Szpieg który mnie kochał" ale zdedydowana większość filmów z tamtego czasu jest po prostu kiepska. Było w nich za dużo humoru i głupot. "Diamenty są wieczne", "Człowiek ze złotym pistoletem" i "Moonraker" które śmieszą z powodu swojej tandetności. A w latach 80 idealnie wkomponowała się w to "Ośmiorniczka" (jedna wielka komedia mimo niezłej historii) I zadaje sobie pytanie dlaczego tak było? Dlaczego w tych filmach było tyle elementów komedii a tak mało mrocznej pracy szpiega? Czy to "wina" lat 70 a więc luźniejsze czasy to i luźniejsze filmy? Niestety tamte produkcje są dla mnie tym samym co Batmany Schumachera. A więc tandetna papka dla mas.

użytkownik usunięty
Jack_Napier

Z tymi gorszymi i lepszymi Sowietami w realu tak być nie mogło - tam nikt nie miał prawa mieć własnych poglądów - jeśli Orłow nie działałby na rozkaz wierchuszki, nie mógłby nic zrobić. A Gogol za ugodowość mógłby zginąć.