PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=38115}

Powrót muszkieterów

The Return of the Musketeers
1989
6,4 2,1 tys. ocen
6,4 10 1 2068
6,0 2 krytyków
Powrót muszkieterów
powrót do forum filmu Powrót muszkieterów

Hmm, w sumie całkiem fajny film, ale... Niestety pozostaje jakieś ale. W końcu to produkt firmowany przez p. Lestera, twórcę 'Trzech i Czterech Muszkieterów', a nawet jego kontynuacja, więc i oczekiwania nie były małe. Nie mogę powiedzieć, żeby film mi się nie podobał, bo był całkiem fajny. Świetne kreacje aktorskie. Jak dla mnie na uwagę zasługuje Philippe Noiret i jego kardynał Mazarin, diametralnie różny od znanego z wcześniejszych części- Richelieu'go. Nie ma w nim tej 'grozy majestatu', wytworności i powściągliwości, za to mamy nieco rubasznego, wywołującego wręcz uśmiech Włocha, który jak to Włoch jest przede wszystkim bankierem, kupcem, czyli 'wszystko obraca się wokół kasy'. Scenarzysta trochę przesadził chyba w ukazaniu pazerności imć p. Mazarina, nie tylko pieniądzem żyje wszak człowiek... jest jeszcze władza...
Doskonale przypomnieli o sobie także czterej amigos. Moim ulubionym był zawsze Aramis. I tu sprawdził się świetnie. Zresztą aktorzy typu :Michale York, Oliver Reed, R. Chamberlain i Frank Finnlay są klasą samą dla siebie. Aha, i jeszcze niezastąpiony Planchet-Roy Kinner, któremu zadedykowano ten film (zmarł na planie).
Aby lepiej zrozumieć fabułę i tzw. wątki poboczne dobrze jest otrzeć się o historię Francji wieku XVII. Można wiele smaczków zobaczyć. Np. madame de Chevrouse (chyba pomyliłam pisownię), która wróciła na dwór po śmierci Richelieu'go. Albo żelaznobocy w armii Cromwella. W ogóle świetny wątek 'angielski', Karol I pierwsza klasa, jakby wyjęty z portretu. I ci okropni purytanie. A teraz pozostaje mi nic innego, jak ponarzekać- otóż p. Lester zaczął w pewnym momencie zbliżać się do autoparodii, co filmowi nie wyszło na dobre. Chodzi mi o scenę z pułapkami Justine de Winter. Zupełnie niepotrzebne, a i kupy się nie trzymało. Jak na mój gust za dużo było scen bijaktykowych, bo jak tu nazwać pojedynek na worki i wszystko, co z pojedynkiem nie ma wiele wspólnego. To się doskonale sprawdzało we wcześniejszych filmach, ale było tego znacznie mniej. Tu reżyser podwoił albo i potroił liczbę pojedynków i te zaczęły gdzieś w połowie filmu nużyć. Średnio udany był także motyw balonowy, który- patrz wyżej.
Nie wiem, czy ktoś się pokusi o przeczytanie tej recki, słyszałam, że po 150 słowach ludzie rezygnują. Tu jest trochę więcej, ale nie mogłam się powstrzymać. Uwielbiam serię muszkieterską p. Lestera i na ten film czekałam chyba od 10 lat. Się doczekałam, trochę zawiodłam, ale zawsze lepszy taki zawód niż szlag, który może trafić po zobaczeniu najnowszych filmów o muszkieterach

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

No, jeśli chodzi o Pana Tadeusza; jestem całkowitym wrogiem filmu. Pomimo gwiazdorskiej obrazy i wysokiego budżetu, ogląda się bardzo ciężko i nieprzyjemnie. Przenieść poezję na ekran to niezwykle trudna praca. Raz się Wajdzie udało, "Wesele", ale kolejne filmy już nie miały tej lekkości. Natomiast u Hoffmana obaj wielcy aktorzy wykorzystali swój potencjał. Filmy Hoffmana może są prostsze od Wajdy, ale mają rewelacyjny klimat i jako nieliczne w Polsce, ukazują dobrze wielkie bitwy. Ze współczesnego polskiego kina historycznego, doskonale wyszedł Wołyń. Kunsztownie zrealizowany i przede wszystkim wierny historii obraz. Słyszałem o tym głosie królowej Elżbiety. Muszę koniecznie obejrzeć więcej filmów o tej monarchini; dobra była interpretacja Cate Blanchett, chociaż trochę za młodo wyglądała. A Śląska miała prawdziwą klasę, dystynkcję; brakuje teraz takich kobiet w polskim filmie. Dziękuję bardzo za opinię, zapewne obejrzę wobec tego film z wachmistrzem w roli Marszałka. :-) Początkowo odrzucał mnie tytuł, który sugerował że film negatywnie się odnosi do rządów sanacji. Olbrychski był charyzmatyczny, jako Piłsudski; jedynie u Zakrzeńskiego był lepiej oddany wileński akcent. Aczkolwiek Polonia Restituta uznawała wielkość Naczelnika, to skupiała się przede wszystkim na wątku socjalistycznym, chciano chyba wzbudzić także sympatię środowisk lewicowych do Piłsudskiego i zarazem nie podpaść władzy. Ale serial jest świetnym fabularyzowanym dokumentem. Tak, o to dokładnie chodzi. Pomimo, że to doskonały aktor; nie ma aż takiej mocy, wojskowej energii jak tamci dwaj. Mundur ładnie leży na Zapasiewiczu, gra na wysokim poziomie, ale mnie się zbytnio kojarzy ze spokojnym kapitanem Wagnerem z CK Dezerterzy :-).
Hah. Słuchałem metalowych piosenek i coverów, które u kresu życia nagrał Lee. To był prawdziwy człowiek- księga, setki filmów, niesamowite role, kariera w wywiadzie wojskowym, dorastanie w kręgach arystokracji, znajomości wśród wielkich pisarzy. Szkoda, że nie powróci już jako Saruman w Silmarillionie. Mnie się podobają wszystkie te role w fantastyce, sam Lee twierdził, że jego najlepszym filmem był Kult. Zgadzam się, filmy Conan były znacznie uproszczone. Najwspanialsze były opowiadanie Howarda, niesamowity talent, barwne przygody, bitwy, prawdziwa magia. Pozostali pisarze i reżyserzy o Conanie nie mogli się już równać z twórcą. Nie inaczej, w tym okresie biedy i kryzysu; filmowcy starali się ze wszystkich sił; by tworzyć sztukę na wysokim poziomie. Podobnie zresztą z ówczesną muzyką. Niestety, germanofobia rzucała się w oczy, natomiast oprócz Rosjan, w ogóle nie można było mówić o konfliktach z demoludami. Dlatego trzeba było zaczekać do lat 90 z realizacją Ogniem i Mieczem.
Moim zdaniem Gajos jest najlepszym polskim aktorem filmowym. Mimo, że często nie gra głównych postaci; to każda rola jest magnetyczna. W Akwarium np. idealnie sportretował pułkownika GRU. Ekstradycję gorąco polecam 1 i 2. Pierwszy sezon przypomina Psy klimatycznie, również posiada tę mroczność, drapieżność w ukazaniu trudnych czasów rodzącej się demokracji, skupia się na wartkiej akcji, ale jest nieco krótki. W drugim już mamy wielowątkową historię mafijną, międzynarodowe strefy wpływów, wojny gangów, machinacje polityczne, plejada gwiazd. Policja schodzi nieco na boczny tor, kosztem czarnych charakterów. Ale za to go cenię, jakby powiedział Rewiński, mają rozmach... :-). Trójka natomiast o klasę niżej, planowano chyba jeszcze większe dzieło, intrygi na wyżynach władzy, działalność terrorystyczną, ale nie do końca wyszło. Widać spore braki w scenariuszu; nie ma aż tak mrocznego klimatu. Ale nadal ważna problematyka i mnóstwo słynnych nazwisk oraz ciekawych postaci. Ja też, kiedyś oglądałem w tym filmie tylko same sceny z Ferencym i Bolszewikami :-).
Zatem ten wizerunek Mycrofta jest dość wierny książkom. Tam też pomimo mądrości, był sympatyczny i budził sympatię. Czytałem obie książki Mario Puzo i są rewelacyjnie napisane. Najwyższy czas obejrzeć serial o Rodzinie Borgiów, bo trylogia Godfathera już znana na pamięć.
Bardzo trafne obserwacje na temat władców. Rzeczywiście tak to wyglądało w oczach poddanych. Tęsknota za nieobecnym królem- rycerzem. Polsce niestety brakowało silnych polityków, władcy odwdzięczali się szlachcie za wsparcie. Moim zdaniem powodem takiej patologii ustroju, była równość stanu szlacheckiego. W innych państwach istniała prosta hierarchia i wyłaniano jednostki o największym talencie. O, przydałby się mąż stanu jeszcze jak.
Doskonała charakterystyka dygnitarzy, ten wątek był ciekawy. Zawistny Miraz podobnie jak Skaza padł ostatecznie ofiarą własnych zauszników i szlachetny bratanek wygrał bez krwi na rękach. Warto nadmienić, że w książce baron Sobiepan znajdował się na miejscu Glozella jeśli chodzi o charakter. Natomiast podstępnym ambitnym spiskowcem, który zabił Miraza był Podlizar. No i Glozell został wysłany na Ziemię do korzeni Telmarów, wraz z (o ile się nie mylę) lady Pretenjonatą i jej synem których wziął po opiekę. Ciekawi mnie bardzo, co się mogło stać z żoną i synem Miraza w książce; nie wyjaśniono chyba tego wątku. Zaletą dwóch pierwszych filmów o Narnii, jest rozwinięcie aspektów politycznych i wojennych i postarzenie niektórych, przez co można je oglądać z nieco większym zaciekawieniem.
Zgadza się, o ile w powieściach Piotr był najdoskonalszym i najszlachetniejszym z rodzeństwa; w filmach Edmund wypada o wiele lepiej. Jest rozsądniejszy i inteligentniejszy. Po prostu oni nie mogą kręcić przygody, dla samej przygody. Musi być zawszę akcja, ratowanie świata, patos. Na przykład Alicja z Mią Wasikowską. Filmy były wspaniale wykonane, ale brakuje stylu Carrola, tych uroczych zagadek, gier słownych, absurdu, abstrakcji. Te filmy są przyjemne i proste, oczywiście świetne postacie, ale brakuje tej niezwykłości pisarza. Jadis była dobrze bardzo zagrana, ale nie podoba mnie się troszkę, że pokazują ją w każdym filmie. W końcu "kto umarł ten nie żyje". -) Jeśli o mnie chodzi, zawsze marzyłem o starszej siostrze; tak 4-5 lat różnicy, która byłaby mentorką. To jest po prostu absurdalne. Po pierwsze Kalormen to nie Arabowie, bardziej Hindusi z politeistyczną wiarą i potężnymi książętami. Po drugie- w książkach są bardzo ciekawi: cywilizacja na najwyższym rozwoju w Narnijskim uniwersum. Prawda tisrokowie i ich satrapowie są bezwzgędni i megalomańscy, ale czy było inaczej w takim Imperium Osmańskim? Natomiast są postaci bardzo pozytywne, budzące sympatię czytelnika: Arawis i kpt Emet. Nie powinni nic tu poprawiać. Ciekawi mnie też ukazanie wędrówek między światami. Ach, ta mania na Czarnych strasznie bije po oczach. Widziałem niedawno Legendę Miecza, Londyn z VIII wieku pełen "kolorowych" rycerzy i zabójców, to przecież drwina za przeproszeniem.
Straszne, jak można w taki sposób obrażać króla powieści przygodowo- historycznej; satanizm... Racja, młodzież powinna podczas rozwoju być niezależna i zbuntowana. Przyznam, iż sam przez kilka lat wczesnej edukacji fascynowałem się socjalizmem, ale głównie pod względem silnego państwa, sprawującego kontrolę i zapewniającego ład. Później spłynęła wiedza, iż największa praworządność i porządek społeczny zapewnia monarchia dziedziczna. Faktycznie, zadziwiający był ten kontrast w czasach średniowiecznym, miłość eros szła w parze agape. Niestety nie poznałem najstarszych podań, a warto by było.
Podzielam w pełni to zdanie. Równość wobec prawa i sprawiedliwość w ocenianiu zasług i przewinień. Ale żadnej ingerencji w gospodarkę być nie może, oprócz podstawowych konieczności. Władzę należy zawsze darzyć szacunkiem, podobnie jak obowiązujące prawo; rewolucja jest przeciw naturze. Ale autorytet musi też być zapewniony, a monarcha właśnie z dożywotnią legitymacją, reprezentuje wszystkich poddanych, a nie wyborców, od dzieciństwa uczy się także sztuki rządzenia. Tak, Folwark Zwierzęcy to chyba moja ulubiona antyutopia. Doskonałe zobrazowanie historii ZSRR. Majętność, mądrość i wiedza zobowiązuje. Społeczeństwo to mimo wszystko organizm, który powinien się wspierać. Ale domiary, które się stosuje w niektórych krajach to zbrodnia. Ten cytat, idealnie ukazuje, kim się można stać, zdobywając fortunę bardzo szybko i awansować o kilka klas wzwyż. Trzeba uważać, by nie zatracić siebie. Racja, to niezwykłe. Uczciwy i sympatyczny niemiecki fabrykant i jego przyjaciel, budzący odrazę, zimny i wyrachowany Polak. Ach, ta moralność. Gwiezdne Wojny nigdy nie były filmem dla całej rodziny. Kategoria 12+ dopuszcza odsłonięty tors kobiety :-). Bardzo dobre były powieści Lindgren ukazujące młodzieńczą przyjaźń. Aczkolwiek moją ulubioną była zawsze seria Karlson z Dachu, zwłaszcza II tom :-). Nie, w żadnym wypadku nie ma tu wulgarności. Te sceny muszą uroczo ukazywać pierwsze zauroczenia, zbliżenia młodych bohaterów, tej pięknej poznawanej wtedy tajemnicy nie powinno się nikomu odbierać. Jako przeciwnik Brunner był doskonały. Bezcenne ich sceny toksycznej przyjaźni z Hansem, zwłaszcza rozmowy w ostatnich odcinkach. Prawda, przebiegły SSowiec zawsze umykał karze, podobnie jak Kloss. W Stawce Większej Niż Śmierć; bardzo mnie się podobało starcie pod koniec i ponowna ucieczka Brunnera, który w ostatniej scenie strzelił do Klossa w telewizorze i obiecał że gra nadal się toczy :-) Lothar był także bardzo dobrą postacią. Jedyne czego mnie w Stawce brakuje, to właśnie nieco większej dawki brutalności, choćby na poziomie Polskich Dróg. To prawda, oglądałem 2 odcinki i jest strasznie powolny. Prawie w ogóle nie ma rozmów, tylko słynne myśli na głos Stirlitza, jeszcze opowiadane przez narratora, albo oglądanie przez Stirlitza kronik wojennych xDD. Ale żarty stały się równie sławne, jak te o Chucku Norrisie, w końcu sowiecka wersja Agenta 007.

niwrok_2015

Jeśli chodzi o "PANA TADEUSZA", to mam trochę inne zdanie w tej sprawie, bo moim zdaniem film jest naprawdę dobry, choć uważam, że jednak film jest trochę za krótki, za mało się narrator odzywa, a pierwsza połowa filmu miesza ze sobą wydarzenia z różnych ksiąg i nie pokazuje ich chronologicznie, jak w książce np. widzimy powrót Tadeusza, potem spotkanie Hrabiego z Gerwazym, potem ucztę w zamku, a podczas niej Telimena opowiada anegdotę petersburską. To mieszanka wydarzeń z Ksiąg I i II. Zamiast chronologii mamy mieszankę. Po co? Nie można po kolei pokazać, jak w książce? I do tego Marek Kondrat jako Hrabia. Uwielbiam Marka, ale mimo wszystko to myli widzów np. moja mama oglądając ze mną film myślała, że Hrabia był w wieku Telimeny i była zdziwiona, gdy jej powiedziałem, że Hrabia był niewiele starszy od Tadeusza. Oczywiście niektórym aktorom taki numer się udał np. Jean Marais w "HRABIM MONTE CHRISTO" dał sobie radę zarówno jako Edmund Dantes, jak i hrabia Monte Christo, nie widać po nim jego wieku, ale już Aleksandra Śląska nie dała sobie zbytnio rady, co potem sama przyznawała. Będąc po pięćdziesiątce doskonale pasowała do roli Bony, ale... tej dojrzałej. Z kolei młoda Bona powinna być grana przez inną aktorkę, a jest też grana przez panią Aleksandrę, a jej wiek, mimo całej masy charakteryzacji widać. Widać wyraźnie, że nie jest młodą dziewczyną, którą gra. To już sprawia dość dziwne wrażenie. "WESELE" moim zdaniem to dobry film, ale osobiście uważam, że jest trochę zbyt mrocznym filmem. A poza tym sceny, jak ukazuje się Hetman, gdy widzimy potem w jednej chwili Pana Młodego w pozie Rejtana z obrazu Matejki... Co to niby ma być? Rozumiem, że chcą w ten sposób pokazać, że Hetman to Branicki - jeden z tych łajdaków, co sprzedali Polskę carycy, a którym sprzeciwiali się tacy ludzie jak Rejtan, ale... trochę to dziwnie wygląda. Jak ktoś nie zna dobrze historii, to nie zrozumie aluzji. Albo pojawia się Upiór, czyli Jakub Szela i widzimy scenę z rabacji galicyjskiej - dla człowieka, który nie ma dobrej wiedzy o historii Polski, ale takiej naprawdę dobrej, to nie zrozumie, o co tu chodzi. Oczywiście - to ma być film dla ludzi znających polską historię, ale mimo wszystko... A przy okazji te duchy... One są dziwnie pokazane. One były naprawdę, a film z kolei pokazuje je tak, jakby goście weselni się upili i tylko im się wydawało, że duchy tam są. A przecież one były naprawdę. A zakończenie? Nie ma nawet chocholego tańca, który jest genialnym zakończeniem sztuki. Prócz tego jedno pytanie. Skoro oni się upili i tylko wydawało im się, że widzą duchy, to czemu zamarli jak zahipnotyzowani, gdy zjawił się Jasiek? Czemu wszyscy są jak zaklęci i nie ruszają się, ani nawet nie reagują na jego widok? To wygląda wyraźnie na magię, ale film nam sugeruje, że tych duchów nie ma i ich magii także. Więc jak jest naprawdę? Film zdaje się zaprzeczać sam sobie, chociaż... Może tylko ja tak to widzę, ale w każdym razie tak uważam.
Zgadzam się, Hoffman ma prostsze filmy, ale za to genialne i z klimatem. Poza tym, jak słusznie mówisz, aktorzy dają z siebie wszystko. Uwielbiam Hoffmana, a zwłaszcza oprócz Trylogii też "ZNACHORA" i "TRĘDOWATĄ". Piękne filmy pokazujące, że pan Jerzy umie nakręcić coś innego niż tylko batalistyczne filmy. Choć dziwi mnie scena w tym drugim filmie - scena pod koniec filmu, jak jest bal zaręczony ordynata Michorowskiego i Stefci Rudeckiej. Jak Stefcia zostaje na chwilę sama, a nagle wszystkie postacie zakładają maski, gaśnie światło, a oni krzyczą do bohaterki "TRĘDOWATA". Co to za scena? Jak mamy ją interpretować? Ja osobiście widzę to tak: bohaterka była zadręczona okrutnym bilecikiem od swej rywalki, która dała jej do zrozumienia, że ich sfera nigdy jej nie przyjmie i dla nich będzie trędowata. I bohaterka tak się tym zadręcza, że gdy tylko zostaje sama, ma zwidy i wydaje się jej, że wszyscy, którzy teraz się do niej uśmiechają, na boku gardzą nią. I dlatego załamana ucieka na deszcz, przez co dostaje zapalenia płuc i umiera. Bo można by jeszcze tę scenę interpretować jako spisek zebranych tam osób, ale... Trudno trochę w to uwierzyć. Bo spiskowcy musieliby przewidzieć, że ordynat na chwilę wyjdzie i Stefcia zostanie sama. A do tego mam uwierzyć, że około sto osób zebranych na sali takie coś wprowadza w życie i liczy na to, że się to nie wyda? Raczej więc obstawiam wersję z imaginacją Stefci. Ale szkoda, że Hoffman nie uzasadnił tego lepiej. A jeśli chodzi o Hoffmana, to nie lubię, jak pozmieniał "STARĄ BAŚŃ". Zamiast nakręcić świetną ekranizację książki Kraszewskiego pokazuje nam swoją własną wizję, a szkoda, bo przecież to powinna być ekranizacja i to wierna książce. To mi się już nie podoba.
Jeśli chodzi o Elżbietę I Wielką, to bardzo mi się podobał serial BBC i zdubbingowany po polsku, z Aleksandrą Śląską podstawiającej głos Elżbiecie. Moim zdaniem doskonale pasuje i głosem i nawet fizycznie jest do aktorki grającej królową Anglii podobna. Cate Blanchet sprawdza się w rolach królowych - Galadriela i Elżbieta I zostały przez nią świetnie zagrane. Choć sprawdziła się też w roli Iriny Spalko w "INDIANIE JONESIE I KRÓLESTWIE KRYSZTAŁOWEJ CZASZKI" oraz hrabiny Tremaine - macochy Kopciuszka w filmie Disneya "KOPCIUSZEK". W każdej z tych ról gra genialnie. I w każdej z nich ma wiele godności i budzi szacunek, nawet gdy gra złą postać, to ma w sobie TO COŚ, czym budzi szacunek widza. To nie jest czarny charakter nerwowy, chamski i bezmyślny, którego można lekceważyć. Jej czarne charaktery to przeciwnik godny szacunku. Nie ma sprawy - film "ZAMACH STANU" rzeczywiście trochę za mocno szkaluje sanację, choć należy zauważyć, że przy wnikliwej ocenie zobaczysz, że samą demokrację też nie chwali. Można by powiedzieć, że nie staje po żadnej ze stron pokazując, iż każda ma swoje racje, każda ma słuszność w tej lub innej sprawie, ale też każda popełnia poważne błędy. Piłsudski zaś w moich oczach sprawia wrażenie jednego z niewielu ludzi naprawdę przejmujących się tym krajem, ale też bezwzględnego w realizacji swych idei i planów. Ale jego przemyślenia, jego uczucia, którym daje wyraz w kilku rozmowach z przyjaciółmi poruszają serce i trudno go nie podziwiać za tak przenikliwe i słuszne uwagi na temat polskiej polityki. Ryszard Filipski moim zdaniem jest rewelacyjnym Piłsudskim. Pod tym względem wachmistrz Soroka przebił swego pułkownika, a nawet udało mu się oddać wileński akcent Marszałka. Janusz Zakrzeński również to osiągnął i masz rację - rzeczywiście podkreślane sam tam lewicowe sympatia Piłsudskiego z tamtych czasów, choć on sam był socjalistą tylko tymczasowo. "POLONIA RESTITUTA" bardzo mi się podobał, a sceny z Piłsudskim genialne. Zakrzeński przykuwa uwagę, w każdym razie moją i kradnie wszystkim innym aktorom show, że tak powiem - w każdym razie dla mnie. Inni ludzie u jego boku zdają się nieraz bardzo mali, zwłaszcza Żeromski ze swoimi ideałami, które rozumiem, ale też widać w rozmowach jego i Piłsudskiego, że ten drugi właśnie jest rozsądniejszy i wie, że polski kraj zbuduje powoli, a Żeromski sprawia wrażenie człowieka, który widzi w Piłsudskim romantycznego Mesjasza z "DZIADÓW CZ. III" i jest zawiedziony, że Piłsudski chce powoli wszystko robić, a nie szybko i gwałtownie, czego niemalże pan Stefan się domaga. Nawiasem mówiąc podoba mi się tu obsada aktorska - Ignacy Gogolewski jako Żeromski też jest genialny, choć Zakrzeński jako Piłsudski budzi największy podziw w obsadzie, bo ma charyzmę godną Marszałka. I tak, niestety Zapasiewiczowi rzeczywiście trochę jej brakuje. Świetnie wygląda w mundurze, dobrze gra Piłsudskiego człowieka, ale jako Piłsudski polityk wypada nieco gorzej - choć lubię jego rozmowy z dziennikarzem, jak uzasadnia swoje poglądy i robi to w sposób naprawdę dobry. Tak dobry, że trudno mu zaprzeczyć. He he he - kapitan Wagner. Uwielbiam tę postać i Zapasiewicz ukazał go idealnie. Zwłaszcza ten jego ironiczny uśmieszek, jaki rzuca von Nogayowi w rozmowie z nim, gdy mu zapowiada, że może go wysłać na front wschodni. A jak z gniewem, ale też godną osobistą mówi: "Niech pan stąd wyjdzie, bo ja nie mogę na pana patrzeć, bydlaku", to po prostu ma się go ochotę uściskać. Wspaniała scena, wspaniała postać i wspaniały aktor. Nawet drani grał zawsze z klasą. Podobała mi się jego kreacja w "ZIEMI OBIECANEJ". Gra drania, to prawda, ale... Trudno go nazwać bydlakiem. Miał pewną klasę godną wielkiego pana, choć potem w walce z ojcem Zosi, którą się zabawił wyszło jego prawdziwe oblicze - gdy bezwzględnie wrzucił mężczyznę do tej maszyny, ale sam też do niej wpadł. Mówią, że w gniewie człowiek często ukazuje prawdziwe swe oblicze. Tutaj Zapasiewicz dobrze to ukazał.
A słyszałem, że Christopher Lee był w wywiadzie, ale nie byłem pewien, czy to aby nie plotki. A jednak to prawda. I ponoć znał osobiście Iana Fleminga oraz J.R.R. Tolkiena. I potem zagrał w filmach na podstawie książek obu tych pisarzy. Bo wszak zagrała pana Scaramangę w "CZŁOWIEKU ZE ZŁOTYM PISTOLETEM" - uwielbiam ten film, Scaramnga jest genialnym wrogiem, a do tego uwodzi dziewczynę Bondowi, choć i tak potem ona staje po stronie 007. Nawiasem mówiąc uwielbiam Mary Goodnight z tego filmu. Urocza blondyneczka o niebieskich oczach. A Lee nieźle ją tam uwodził w ramach zemsty za to, że Bond wcześniej uwiódł mu kochankę. Niezła zemsta :) Prócz tego Lee miał genialny głos - może to głupie, ale w wielu swoich filmach jako drań przypomina węża, który próbuje zahipnotyzować, udawać przyjaciela, a naprawdę oplata się wokół swej ofiary, aby jej odgryźć głowę, gdy nadejdzie pora. A do tego jego jadowity uśmiech, który miał jako Saruman czy Rochefort... Rewelacja :) Właśnie, filmy o Conanie były dość mocno uproszczone, a serial animowany z czasów mego dzieciństwa był naprawdę ciekawy i przyjemnie się go oglądało. I wiem, że był w dużej mierze wzorowany na opowiadaniach Howarda. No widzisz, był kryzys, była często bieda, a Polska w pewnym sensie była w sowieckiej niewoli, a ludzie umieli stworzyć piękne dzieła, jakby chcieli stworzyć dzieła będące wyrazem polskości. Jakby tworząc te dzieła chciano stworzyć nimi zalążek wolnej Polski. No właśnie, była wtedy spora germanofobia - wszystko, co złe zawsze na Niemców i nie mówię, że wszystko było kłamstwem, bo wiele z tych zarzutów to sama prawda, ale też... pomijanie krzywd wyrządzonych nam przez ruskich braci ze Wschodu był dowodem na to, że jeszcze Ruscy mieli wielką pozycję w Europie i się ich bano. Dopiero od niedawno zaczęto leczyć to i pokazywać złych Ruskich w takich filmach jak "STAWKA WIĘKSZA NIŻ ŚMIERĆ" czy nawet "WOŁYŃ". Albo chociażby w "PUŁKOWNIKU KWIATKOWSKIM", gdzie przecież Ci źli, to są Ruscy i popierający ich Polacy.
Muszę więc koniecznie zapoznać się z serialem "EKSTRADYCJA", bo pomijając to, że widziałem go kiedyś tylko raz, to już dawno go nie widziałem. Naprawdę warto go poznać. Prócz tego to jedna z najlepszych ról Marka Kondrata, który jeszcze wtedy nie musiał reklamować banków czy wydurniać się jako Adaś Miauczyński. Oczywiście Kondrat był też genialny w "C.K. DEZERTERACH". Uwielbiam go w tej roli. Adam Ferency przykuwa swoją postacią uwagę w "BITWIE WARSZAWSKIEJ". Uwielbiam go w tym filmie i podoba mi się właśnie sposób, w jaki mówi. Taki prostak, który stał się wielkim panem, a także będący wręcz fanatycznie oddany nowemu systemowi, ale też mający swoje własne zasady. Genialnie zagrana rola, podobnie jak pułkownik Kizior. Drań i gnida, ale można go oglądać bez przerwy, tak dobrze gra.
Charles Grey doskonale oddał postać Mycrofta w serialu z Brettem. Jest gruby, nieco już siwy, dość leniwy i powolny w ruchach, ale posiada nieco więcej sympatycznego charakteru niż sam Sherlock. I do tego częściej się uśmiecha. I wydaje się być bardziej wyrozumiały do Watsona. I dlatego lubię odcinki, w których on się pojawia. Poza tym to postać, o której nie wiemy zbyt wiele, a często mniej znaczy więcej i w tym wypadku tak właśnie to działa. Jego postać sprawia, że im mniej o nim wiemy, tym lepiej chcemy go poznać. Tak to działa. Tak, Mario Puzo genialnie obie książki napisał. Do tego film z Marlonem Brando doskonale nakręcony. I ten słynny głos Marlona - taki niski, z wypchanymi czymś policzkami, co potem parodiowano w "ZEMŚCIE RÓŻOWEJ PANTERY", a także w kilku bajkach np. w "ZWIERZOGRODZIE" Disneya parodiowano postać Vitto Corleone. A ponoć im bardziej jakąś postać parodiują, tym bardziej jest ona popularna. Im więcej parodii, tym większa popularność. I chyba coś w tym jest. Serial o rodzinie Borgiów sam muszę zobaczyć - tę wersję z Jeremym Ironsem w roli Aleksandra VI. Bo widziałem kiedyś kilka odcinków innego serialu o Borgiach, ale mało mi się podobał. No właśnie - to przecież sama prawda o Ryszardzie Lwie Serce i Janie Bez Ziemi. Jan się nie sprawdził, bo już za czasów jego ojca baronowie się rozbestwili, a Jan nie umiał na to poradzić, musiał wręcz im nadskakiwać, aby ich sobie zjednać, więc cóż... Prosty lud widział w Ryszardzie ideał władcy, silnego króla, który poskromi szlachtę i da sprawiedliwość ludowi, bo wszak to król rycerz, a rycerz broni pokrzywdzonych. Ale cóż... To niestety nie było tak. Dokładnie - szlachta w Polsce była sobie na tyle równa, że byle szlachetka miał się za wielkiego pana. We Francji już np. d'Artagnan czuł respekt przed Atosem, hrabią de La Fere. Co prawda Atos nigdy się nie wywyższał ponad przyjaciół, ale jego przyjaciele darzyli go szacunkiem nie tylko ze względu na jego mądrość i doświadczenie, ale też dlatego, że był z najlepszego z nich wszystkich rodu. W przypadku Atos ród sprawiał, że chciało się być go godnym i zachowywało się jak najlepiej, aby przodkowie byli z nas dumni. Myślę, że jak Atos tak myślało wielu. A w Polsce? Wielu magnatów było prostakami, a wielu szlachciców mimo, iż poza tytułem i szablą nie miało nic, robiło z siebie wielkich panów. Cytując Kmicica "Każdy sobie panem w naszej Rzeczypospolitej, kto ma szablę i lada jaką partię zebrać potrafi". I cóż... To chyba mówi samo za siebie? Aż się taka samowola szlachecka prosiła o Richelieu, który ich poskromi.
Tak, pod tym względem "KSIĄŻĘ KASPIAN" przewyższył nieco książkę, bo doskonale oddał ten charakter politycznych zagrywek na dworze Miraza. A tak, to prawda - w książce to hrabia Podlizar był głową spisku, a hrabia Sobiepan jego pomocnikiem i to Podlizar zabił Miraza za to, że ten podczas narady nazwał go tchórzem. A przy okazji Podlizar w oryginale nazywał się Glozelle, jeśli się nie mylę. A w filmie Glozell jest szlachetnym generałem, a Sobiepan przejmuje rolę Podlizara i staje się głową spisku, który obala Miraza. Ale trochę bardziej mi się podoba spisek w filmie. Jak Edmund sugeruje, że Miraz boi się walki z Piotrem, potem Sobiepan dwuznacznie sugeruje to samo, a Glozelle nagle gra na ambicji Miraza mówiąc, że Miraz nigdy by nie odmówił walki jeden na jednego, bo skorzysta ze sposobności, aby się wykazać odwagą wobec swego ludu. W książce zaś obaj spiskowcy sugerowali królowi odrzucić wyzwanie Piotra z powodu obawy przed jego siłą, czym rozdrażnili Miraza, który uznał, iż zarzucają mu tchórzostwo i aby dowieść im, że się nie boi przyjął wyzwanie. Też dobre, ale w filmie to wyszło lepiej. Dokładnie - w powieściach Piotr jest tym najlepszym i najbardziej budzącym szacunek, w filmach zaś tę rolę stopniowo przejmuje Edmund, zwłaszcza w drugim filmie, gdzie nieraz góruje nad Piotrem rozsądkiem i spokojnym podejściem do sprawy. Choć to akurat plus filmów, bo zawsze bardziej lubiłem Edmunda. No i właśnie to jest przykre - nie może być przygoda dla samej przygody, musi być patos i ratowanie świata. Choć film Burtona "ALICJA W KRAINIE CZARÓW" uwielbiam mimo, iż brak mu nieco tego absurdu książek Lewisa Carrolla. Tutaj wydaje się być wszystko dojrzalsze i rozsądniejsze, chociaż może to wiąże się z tym, że Alicja jest już dorosła. Ale już druga część to jedna wielka pomyłka - bo jedynkę uwielbiam, a dwójkę trawię, ale z trudem. Bo w jedynce Alicja miała wpływ na to, co się dzieje, a tutaj? Niby ma wpływ na losy Krainy Czarów, a jednak na końcu wszystko praktycznie wraca do punktu wyjścia, a Alicja chcąc pomóc tylko szkodzi, a ten cały Czas... Okropna postać. Niby tam Alicji w końcu pomógł, ale przez cały jej tylko przeszkadzał i swoim zauroczeniem Czerwoną Królową o mało nie zniszczył całej Krainy Czarów. OK, niby mamy z tego morał, że przeszłości nie zmienisz, ale możesz wyciągnąć z niej wnioski, ale to Kraina Czarów! Tu wszystko powinno być możliwe. A okazuje się, że nie jest. Wiesz, jedno z moich opowiadań o Ashu i Serenie nawiązuje do powieści Carrolla. Tam Ash i Serena wpadają do studni i trafiają przez nią do świata absurdu, gdzie wszyscy ich przyjaciele są postaciami z książek Lewisa Carrolla. Opowiadanie to było bardzo chwalone za to, że udało mi się oddać klimat książek o Alicji, a wiele tekstów rozbawiło czytelników do łez np. "Poezja nie musi mieć sensu! Ona powinna mieć przede wszystkim rymy, a reszta sama się znajdzie" :) Albo kucharka wrzuca do kotła z zupą buty. Serena pyta, na co to, a kucharka na to: "Żeby zupa dawała kopa" :) Osobiście zachwyca mnie ten absurd świata Lewisa Carrolla i widzę go np. w filmie "WILLY WONKA I FABRYKA CZEKOLADY" gdzie tytułowy bohater jest mądrym i sympatycznym człowiekiem, ale też chwilami nieźle stukniętym, choć prawdę mówiąc za to też właśnie go bardziej lubimy. Nawiasem mówiąc Gene Wilder doskonale odegrał tę rolę. Johnny Depp w remaku tego filmu już nie ukazał tak dobrze tej postaci - pewnie dlatego, że Burton miał inną wizję tej historii i samej postaci i ta wizja jest bardziej mroczna i dość groteskowa, a za mało bajkowa. He he he - znowu Linda się odezwał: "A kto umarł, ten nie żyje". Stara prawda, choć podobało mi się w dwójce, jak chciano ożywić Jadis. To dobrze wyszło, choć w książce nie ukazał się jej duch - ci dobrzy nie dopuścili nawet do tego. Ale w trójce już chyba trochę na siłę ją dali. Coś mi też mówi, że Tilda Swinton zagra Zieloną Czarownicę ze "SREBRNEGO KRZESŁA" i pewnie jeszcze wymyślą, że jest ona reinkarnacją Jadis. Jak iść po bandzie, to na całego :) W sumie racja - Kalormeńczycy są o ile dobrze pamiętam, ciemnoskórzy, a Arabowie mają białą skórę, podobną do nasze. Hindusi mają już ciemniejszą karnację. Myślę, że Kalormeńczycy to połączenie różnych kultur ze Wschodu, choć stroje i w ogóle przypominają te arabskie, a Tisrok (oby żył wiecznie) to przypomina sułtana. I chyba jest tam urząd wezyra. A tak, to prawda. Tisrok i satrapowie są megalomanami i w ogóle, ale też ich cywilizacja jest rzeczywiście wysoko rozwinięta. I tak, masz rację - są tam pozytywne postacie, jak choćby Arawis, choć początkowo jej postać mnie drażniła i chyba wiesz, dlaczego. To jej wysokie mniemanie o sobie, gardzenie innymi ludźmi niższego stanu... Ale taka miała być i miała się zmienić i to się udało. Też mnie ciekawi to, jak ukażą przejścia między światami. Ciekawe - a ja miałem wręcz przeciwnie. Chciałem mieć młodszą siostrzyczkę, aby być jej mentorem. Liczyłem, że opiekując się nią sam też stanę się lepszy, mądrzejszy, będę odpowiedzialniejszy i mniej egoistyczny :) Poza tym mama zawsze mi mówiła o swoich marzeniach, aby mieć kochającego starszego brata, a potem męża, który by był jej rycerzem jak np. Staś dla Nel czy Tomek dla Sally :) I ja chciałem być takim rycerzem dla młodszej od siebie dziewczynki. Ale siostry nie mam, za to mam kilka młodszych kuzynek, z którymi się bawiłem, gdy byliśmy dziećmi i wiem, jakie to cudowne uczucie być szefem takiej gromadki dziewczynek :) Ale zawsze w bajce czy filmie zachwyca mnie to, jak się starszy brat młodszą siostrą opiekuje. Odwrotnie mnie już to nie zachwyca, więc cóż... W moich książkach unikam takiego rodzaju sytuacji. Starszy brat - młodsza siostra, jak najbardziej. Odwrotnie u mnie nie ma. Ale cóż... To cały ja. To ja chciałem być mentorem dla kogoś, a sam chciałem mieć za mentora kogoś takiego jak pan Kleks czy Albus Dumbledore :) Tak, no właśnie. Ostatnio chcąc być poprawnym politycznie obsada się czarnoskórych aktorów wszędzie, w każdej produkcji, nawet takiej, w której akcja się dzieje w czasach, w których Murzyni znaczyli tyle, co bydło. Najbardziej za to krytykuje się "PIĘKNĄ I BESTIĘ" Disneya - filmową wersję. Bo co? Pastor Mulat? Mulatka na dworze Księcia/Bestii jako śpiewaczka? I to są wszyscy wolni ludzie. A akcja się dzieje we Francji w XVIII wieku, gdzie wolny Murzyn to była abstrakcja. Co najmniej.
No sam widzisz. A jednak można było Dumasa tak obrazić, dodając do jego powieści satanizm. Rozumiałbym, gdyby to była ekranizacja horrorów Dumasa. Bo te przecież też pisał. "BIESIADA WIDM" albo "KOBIETA Z AKSAMITNYM NASZYJNIKIEM". Pierwsza to powieść pełna żywych trupów, gadających głów, duchów, a nawet wampirów. A druga ukazuje romans mężczyzny z kobietą, która okazuje się być zombi. Serio! Ale to miały być horrory, wtedy każdy pisarz napisał choć jedną taką książkę i Dumas nie był wyjątkiem. Więc gdyby nakręcić ekranizację tych książek, satanizm by pasował. Ale do ekranizacji "TRZECH MUSZKIETERÓW"? To jest obraza i profanacja w jednym. Ja nigdy nie miałem skłonności do socjalizmu, bo moja mama zawsze mi mówiła o czasach komunizmu w Polsce i tłumaczyła, że to z socjalizmu się wywodzi. A potem jeszcze przyszła wiedza z książek historycznych i naukowych. A do tego powieści Orwella... Więc cóż, o socjalizmie, komunizmie itd. zawsze miałem złe mniemanie. Poza tym zawsze lubiłem historię o rycerzach i muszkieterach, więc mnie dziwiło, jak można takich ludzi zabijać czy pozbawiać majątków, aby dać to ciemnym ludziom, którzy nawet nimi nie umieją rządzić? A poza tym jaka to sprawiedliwość, że się zabije jednego i zabierze mu wszystko, co miał, aby dać innemu? To potrafi byle zbój. Człowiek światły, chcący pomagać ludziom potrzebującym powinien potrafić dokonać czegoś więcej. Poza tym zawsze będą bogaci i biedni, a socjalizm tego nie zmienił, ani tym bardziej komunizm. Przecież wtedy właśnie wybili się partyjni, a biedni dalej byli biedni, tyle tylko, że mieli nieco większe prawa, ale za to ci bogatsi z rodzin bogatych, szlacheckich itp. byli prześladowani za to tylko, że są tym, kim są. Jaka to sprawiedliwość? A że ja zawsze lubiłem historie z walką o sprawiedliwość, to takie coś, co głosili socjaliści wydawało mi się bardzo niesprawiedliwe. Poza tym też podobały mi się historie z królami i w ogóle, więc dziwiło mnie, jak można było królów usunąć lub zmarginalizować ich rolę do minimum. Monarchia dziedziczna, ale taka, gdzie króla się od dziecka uczy, jak być sprawiedliwym królem - to jest coś. Bo Burbonowie niestety zawalili sprawę, o czym na pewno dobrze wiesz z lekcji historii i książek Dumasa ojca. Ich władcy w dużej mierze byli żałośni, skupieni na własnych rozrywkach. Poza Henrykiem IV nie było za bardzo w tej dynastii królów dbających o lud. Pozostawiali te sprawy ministrom, a jedni sobie radzili jak Richelieu czy Colbert, a inni już nie. Ale czy to oznacza, żeby ciemnemu ludowi dawać widły i pochodnie i pozwalać im obalać pałace i mordować bestialsko na ulicy ludzi, którzy im nie pasują? Właśnie - zadziwiający kontrast. Miłość zmysłowa, pełna szczerego uczucia szła w parze z miłością erotyczną. Osobiście uważam, że nie ma w tym nic złego, bo seks z miłością jest jedną z najpiękniejszych rzeczy na świecie. Problem w tym, że jednak w tych eposach średniowiecznych erotyka jest często po prostu wulgarna. Często polegało to na zwykłym zaspokojeniu cielesnych potrzeb, a im bardziej miłość była zakazana, tym piękniejsza i ciekawsza. Coś podobnego mamy w romantyzmie, gdzie tak, jak w średniowieczu kochankowie są zwykle parą, gdzie ona ma męża, a on jest żonaty lub kawalerem, ale poznawszy ją zapomina o wszystkim i wszystko poświęca miłości. Nawet u Dumasa jest taka miłość - choćby w "TRZECH MUSZKIETERACH" albo w "KAWALERZE DE MAISON-ROUGE", albo w "KRÓLOWEJ MARGOT". Małżeństwo tam jest wymuszone przez rodzinę, a szczęście znajdzie kobieta czy mężczyzna tylko w romansie z kimś innym, zwykle też zajętym. Ciekawe, prawda? W obu tych epokach małżeństwo było tak prozaiczne, że nie łączono go z miłością. Choć mogę to zrozumieć - wtedy wielu ludzi żeniono ze sobą tylko z powodów politycznych czy interesu. I znajdowano ukojenie w romansach. Ale w przypadku Tristana i Izoldy, to moim zdaniem trochę wulgarna para. Bo jak nazwać parę, co przyprawia rogi szlachetnemu królowi tylko z powodu eliksiru miłosnego? Jakby chcieli, umieliby znaleźć remedium na ten eliksir i zaznać spokoju. A zamiast tego woleli wiecznie się ukrywać, uprawiać seks po krzakach i pod nieobecność Marka, a także krzywdzić bliskie sobie osoby - Tristan też przecież miał potem żonę i podle ją zdradzał. Prócz tego zawsze publicznie wypierali się swej miłości, nawet wtedy, gdy ich przyłapano na gorącym uczynku. Jednym słowem: brak honoru, brak godności osobistej, brak szacunku do bliskich sobie osób, które się krzywdzi bez liczenia się z ich uczuciami. Co w tym szlachetnego? Historia ciekawa, ale wzniosła? Podobnie Lancelot i Ginewra. Te starsze wersje legend arturiańskich też warto poznać. W kilku przypadkach są nawet lepsze od nowych, choć lubię w nowych złą Morganę, dobrą Panią Jeziora i dwa miecze króla Artura. Ale w starych Merlin ma lepszą historię, w starych wersjach też znamy jego przeszłość z czasów zanim pojawił się w życiu Artura. To też ciekawe.
Rewolucja jak Saturn zżera własne dzieci. Tak miał ponoć powiedzieć George Danton, który doskonale wiedział, co mówi, bo sam się przekonał o tym na własnej skórze. Poza tym rewolucja to rozlew krwi i może obala władzę, ale potem wywołuje anarchię, którą potem zastępuje dyktatura. Tyrana obalić, dobra rzecz, ale z głową i znaleźć godnego następcę, a nie dawać władzę ciemnym ludziom, którzy nawet nie wiedzą, co i jak mają robić. Zawsze będą bogaci i biedni, to się nigdy nie zmieni. Musi być zawsze jakaś władza i jej prawa, które trzeba respektować. A prawo też powinno być zawsze takie, że wszyscy są wobec prawa równi i zgodnie ze swoimi poczynaniami sprawiedliwie nagradzani i sprawiedliwie karani, bez względu na swój status społeczny. Niestety, jak obaj dobrze wiemy, tak nie jest i nie będzie. Bo prawo tworzą bogaci, a oni tworzą je na swoją korzyść. Ale w takim wypadku trzeba prawo zmienić, a nie obalać cały system. System ma błędy, więc się je poprawia, a nie niszczy wszystko, aby budować nowe na gruzach starego. "FOLWARK ZWIERZĘCY" uwielbiam. To najlepsza powieść Orwella i zawiera najlepszą krytykę ZSRR. Knur Napoleon jako odpowiednik Stalina to zło wcielone, a jego system, który doprowadził do tego, że ze wszystkich przykazań zwierząt pozostało jedno: "Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre zwierzęta są równiejsze od innych". Nawiasem mówiąc znasz bajkę "TABALUGA"? To najbardziej polityczna bajka na świecie. Mamy tu dwa systemy polityczne: łagodną anarchię z cechami demokracji i monarchii, gdzie wszyscy mieszkańcy dbają o swój kraj, a także dyktaturę, gdzie satrapa rządzi krajem, a jego poddani drżą przed nim i jego zwolennikami. A w jednym odcinku pojawia się żmija Serpentyna, która mówi do Tabalugii i jego bliskich, że chce nimi rządzić. Oni jej mówią, że to niemożliwe, bo tu panuje demokracja i wszystkie zwierzęta są równe. Na co Serpentyna odpowiada: "Tak, ale niektóre zwierzęta są równiejsze od innych. Na tym polega polityka". Chyba nie muszę wyjaśniać, do czego to nawiązanie :) Z polityki nieźle się nabijają w najnowszym serialu o królu Julianie, gdzie mamy bardzo wiele politycznych żartów np. w odcinku, jak król Julian rywalizuje o tron z jednym starym lemurem Zygmuntem Leciwym i ten wynajmuje grupkę lemurzyc i ich dzieci i te udają, że są ex-dziewczynami Juliana, a ich dzieci są jego. Celem tego oczywiście jest ośmieszenie kontrkandydata :) Albo w innym odcinku król Julian pozyskuje sobie lemury bojkotujące przeciwko niemu organizując darmowe rozdanie mango i publicznie całując dzieci każdego z poddanych xD A tak, to prawda - jak ktoś z biedaka zostanie nagle panem łatwo może się w tym zatracić i potem zapomnieć, kim był kiedyś. Zatracić się łatwo. No właśnie - "ZIEMIA OBIECANA" to ciekawy kontrast trzech przyjaciół. Niemiec jest uczciwy i sympatyczny, Żyd jest cwaniaczkiem i mataczem, ale mimo wszystko nawet budzi sympatię i jest dobrym przyjacielem, Polak z kolei to kanalia, łajdak i egoista nastawiony tylko na własny zysk. Nic dziwnego, że niektóre środowiska, a zwłaszcza endeckie krytykowały tę powieść.
No właśnie, ja też tak uważam. "GWIEZDNE WOJNY" to filmy dla starszej widowni, więc nazywanie tego filmem dla całej rodziny jest przesadą i brakiem znajomości fabuły. Więc krytykowanie tego pod względem moralności jest głupotą. Podobnie jak filmów na podstawie książek Astrid Lindgren. Same książki krytykuje się do dziś głównie za postacie Pippi czy Karslona - bo podobno propagują one anarchię i brak poszanowania do zasad świata dorosłych. Głupie, co nie? A filmy wielu krytykuje głównie za sceny "demoralizujące". Choćby to, jak w "RONJI, CÓRCE ZBÓJNIKA" Ronja i Birk kąpią się nago ze sobą. Weź zobacz, jak to moralnie wygląda w "SIOSTRZEŃCU CZARODZIEJA" - Diggory idzie się kąpać, Pola czeka, potem Diggory ubiera się i wraca, a Pola idzie się kąpać, a Diggory czeka. Wszystko zgodne z moralnością. A tu nie - Ronja i Birk kąpią się nago mimo, iż są dziećmi różnej płci, a po kąpieli Birk bawi się czule włosami Ronji, patrząc na nią i jej nagą postać z miłością, bo od dawna ją kocha, a ona z czasem odwzajemnia to uczucie. Bo widać, że nie są TYLKO przyjaciółmi. I przeciwnicy takich scen uważają to za propagowanie erotyzmu u dzieci i przedwczesne zainteresowanie seksem. Ale powiedz sam - co jest lepsze? Moralność i niedopuszczanie do dzieci myśli o własnej płci i seksie czy może uczenie dzieci od chwili, gdy się zaczną interesować tajemnicami swojej płci o tym, na czym polegają te tajemnice? Ile rodzi się nieślubnych dzieci w tzw. moralnym społeczeństwie, gdzie "o tym się nie mówi"? A ile rodzi się w społeczeństwie, gdzie się o tym mówi i dziecko wie, o co chodzi i wie, czego unikać? Poza tym uważam, że nawet jeśli relacje takich postaci jak Ronja i Birk mają w sobie coś erotycznego, to jest to piękny erotyzm, taki, który uzupełnia ich psychiczną miłość. Podobnie mamy w tak często krytykowanym filmie "BŁĘKITNA LAGUNA"? Znasz ten film? Tam mamy coś podobnego - chłopiec i dziewczynka znają się od najmłodszych lat, dorastają na bezludnej wyspie, gdzie często widzieli się nago nawzajem (choćby podczas kąpieli), a potem ich przyjaźń przeradza się w piękną, dojrzałą miłość. Z jednej strony trochę naiwną, opartą na prostych zasadach, a z drugiej w swej prostocie jakże dojrzałą i piękną, bo pozbawioną fałszu, zakłamania i egoizmu. Wiesz, ostatnio ciekawi mnie bardzo temat miłości dzieci w bajkach i filmach. Interesuje mnie to, jak to twórcy pokazują. Przykładowo widziałem niedawno odcinek serialu animowanego "RODZINA RABATKÓW" o rodzeństwie antropomorficznych królików. W tym odcinku najstarszy z rodzeństwa, Bratek - okularnik pochłonięty literaturą i nauką - poznaje dziewczynkę okularnicę o podobnych zainteresowaniach. Zakochuje się w niej od pierwszej chwili i to z wzajemnością. Podobają mi się jego relacje z nią. Jak ją widzi pierwszy raz, jest zdumiony, zachwycony i umie się wysłowić, potem widząc, iż ona ma taką samą książkę, jak on, zaczyna z nią rozmawiać i szybko znajdują wspólny język. A potem Bratek prowadzi małe śledztwo w sprawie złodzieja, a Paula (ta dziewczynka) pomaga mu i jest wyraźnie zafascynowana jego pomysłowością i mądrością, co motywuje Bratka do bycia jeszcze lepszym, aby jej móc dalej imponować. Sam też się nieco chwali tym, co on potrafi, aby być lubianym przez nią. A jak dostaje od niej buziaka, to się rumieni i chwieje na nogach pod wpływem zachwytu :) To jest genialne! To jest prawdziwe i urocze zarazem. A potem w innym odcinki Bratek i Paula znowu się spotykają i już jawnie okazują sobie, że się kochają, ale w każdej miłości jest przeszkoda i tu też - jest nią przyrodni brat Pauli, wiecznie chodzący za zakochaną parą i chcący spędzać z nimi czas, co doprowadza Bratka do szału, a to skutkuje awanturą. Paula za obraża się na Bratka, a ten chce ją przeprosić i dać jej kamień z Księżyca, więc buduje rakietę i chce lecieć po ten kamień, ale nie trafia na Księżyc, a na plac budowy i traci przytomność, ale pomaga mu ojciec, który ratuje go i potem radzi, aby był po prostu sobą. Bratek przeprasza Paulę i zaprzyjaźnia się z jej bratem, a Paula wyznaje mu, że go kocha mimo jego zazdrości. To piękne i urocze, w każdym razie jak dla mnie. Uważam, że dziecięce miłości są piękne, a potem wychodzi z nich piękna miłość dorosłych. Ale szkoda, że w życiu jest różnie i obecnie młodzi ludzie łatwo zmieniają swoje uczucia. Ale chyba za to kochamy bajki - bo dają nam to, czego nie znajdziemy w prawdziwym świecie.
Brunner był genialnym przeciwnikiem i fałszywym przyjacielem Klossa, bo przecież trudno go nazwać prawdziwym przyjacielem. A ten jego fałsz i obłuda są chwilami aż zabawne. He he he - ja się z tej sceny strzelenia do telewizora zawsze śmieję :) Lothar to jedna z najlepszych postaci, a Krzysztof Chamiec zagrał go idealnie, a ten jego zimny, stoicki spokój jest rewelacyjny. A ja właśnie cieszę się, że tej przemocy tu nie ma. "POLSKIE DROGI" mnie dobiły tą brutalnością i tym, że główny bohater na końcu ginie. Po tylu przygodach i wychodzenia cało z opresji i tak zginął. A więc jednak Stirlitz ma dość nudne przygody. Kloss miał ciekawsze :)

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Przyznam, że nie byłem nigdy wielkim fanem twórczości Mickiewicza, ale jego chronologia była dokładnie przemyślana. Zmiana kolejności na pewno nie wpłynęła na odbiór filmu. Więcej narracji? O, nie; trzecioosobowe narracja nie zawsze się sprawdzają. Ja uważam, że mogłoby dobrze wyjść, gdyby nie gra niektórych aktorów. Świetnie sprawdził się Olbrychski i Trela; ale już Szapołowska nie- jej gra była zdecydowanie zbyt wzniosła i poważna do odegrania kochliwej Telimeny, jak należy. Żeby nie było, lubię tę piękną aktorkę, lecz przyjęła swoją osobistą manierę w wielu filmach. Kondrat jest rewelacyjnym aktorem, ale zupełnie nie pasował do opisanego fizycznie hrabiego. Fakt, widać zmarszczki u pani Śląskiej, na szczęście razi to tylko początkowo,bo serial wkrótce przechodzi do okresu pełni siły królowej, gdzie Aleksandra jest idealna. Bardzo trafne obserwacje. Wajda zrezygnował z bezpośredniego przedstawienia świata duchów, zamiast tego poszedł w kierunku monomachii. Możliwe, że chciał wyjść na większego realistę, niż Wyspiański. Co do zakończenia, zgadzam się; było dość dziwne, ale Chochoła trudno zaprzeczyć dobrze "zagrał" Niemen :-). Ja uwielbiam Hoffmana. Oprócz tych podniosłych romansów, ciekawa była też komedia "Gangsterzy i Filantropi". Trędowatej już nie pamiętam zbyt dobrze, oprócz rewelacyjnej sceny bankietu i walca. Ale warto odświeżyć, bądź co bądź to chyba najlepsza organizacja tej powieści. Stara Baśń rzeczywiście została bardzo pozmieniana, widać wpływ poprzedniego filmu, Ogniem i Mieczem. Trochę szkoda, bo książka była jedną z lepszych Kraszewskiego. Muszę koniecznie obejrzeć. Tak, Cate również czy gra złą postać, czy dobrą; zawsze budzi respekt i pewną aurę. Bardzo podobał mi się dramatyczny film Elizabeth, o trudnej historii dojścia do władzy. Zaś sequel- Elizabeth: Złoty Wiek, pomimo wspaniałego potencjału: wojny z Hiszpanią, konfliktu z Marią Stuart; zmarnował 2/3 na bezsensowny romans z marynarzem. Chociaż przyznam, że końcówka z Wielką Armadą wbijała w fotel. Indiana Jones... kolejna wspaniała seria, do której można ciągle wracać. :-). Niestety ostatnia część to już nie to samo. Spielberg przedobrzył green screenem, Indiana nie ma już tego dawnego uroku, no i Ruscy nie zastąpili Niemców według mnie swoją mrocznością i czarnym humorem. Zgadzam się, sceny z Żeromskim skłaniały do przemyśleń. Ogólnie obsada tego serialu wyśmienicie dobrana, żałuję tylko że nie był dłuższy. Ach te sceny- Wagner i von Nogay. Kapitan poskramia "buszmena", a potem mierzy do niego z rewolweru, naładowanego landrynkami :-)). Moją jedną z ulubionych było też odznaczenie Kanii.
To był jeden z lepszych filmów o Bondzie. Osobiście uważam, że najlepszym 007 był Timothy Dalton. Jego oryginalność, męstwo, zimna krew, wspaniały humor i pomysłowość; wyróżnia na tle poprzedników i następców. Niestety tylko 2 filmy z nim powstały. Oj, to prawda. Lee często gra fałszywego przyjaciela lub fałszywego mentora. To słynne: "My friend.", wypowiedziane przez Sarumana do Gandalfa lub przez Dooku do Windu. Tak, no i jeszcze Ekstradycja. Historia walki dzielnych policjantów i orłów z UOP z potężną rosyjską mafią. Wołyń bardzo szanuję za prawdziwy przekaz. Każdy, kto uważa że Ukraińcy są nam bliscy; powinien obejrzeć ten film i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Podobnie, jak Katyń w odniesieniu do Moskali. Szczerze polecam Ekstradycję, obok Stawki i Gliny- mój ulubiony polski serial. Tylko można przemyśleć obejrzenie trzeciego sezonu. Wiele rzeczy wyjaśnia i kończy, ale jest takie spowolnienie akcji w porównaniu z genialną jedynką i dwójką, że warto rozważyć. Hm. fakt trochę się wydurniał w Dniu Świra, ale jego gra była naprawdę wyjątkowa. Nie wiem, kto by lepiej odtworzył ten scenariusz. Ja widziałem chyba ze 30 jego filmów i szczerzę żałuję, że się pożegnał z zawodem. Jego rówieśnik i przyjaciel Boguś Linda, cały czas gra i jest w wyśmienitej formie, ale to jednak nie aż tak wysoka liga mimo wszystko. Zatem koniecznie muszę obejrzeć tego Sherlocka; skoro tak dobrze oddano Mycrofta. Brando stał się żywą legendą, dzięki temu filmowi. A Vito stał się wzorcowym obrazem mafijnego bossa, do którego niezwykle często nawiązywano. Chociaż osobiście przyznam, że zawsze większe wrażenie robił na mnie Michael. Jego postać jest bardziej złożona i doszła też do nie porównanie większej władzy. Chyba największy Napoleon podziemia po Moriartym :-) Ta scena z Clusoe, jako Donem "Benvenuto, Al Pacino".
Niestety, tak właśnie było. Ponadto często handlowano tytułami lub fałszowano rodowody. Model drabiny we Francji, czy w Rosji był natomiast bardzo dobry i zapewniał stabilizację. A, czyli Podlizar był Glozelle, zatem wszystko jasne. Ja w książkach bardziej lubiłem początkowo Piotra, zawsze lubię potężnych :-). Ale Edmund był zaraz po nim z męskich postaci. Natomiast w filmie, od początku był o wiele lepszą postacią. Co prawda, była wzmianka że Sprawiedliwy król był rozsądniejszy od brata, ale za bardzo to chyba przejaskrawili. Żeby nie było, ja też uwielbiam Alicję Burtona. Film jest piękny plastycznie, ma świetną obsadę, doskonałą muzykę, charakteryzację; słusznie dostał Oscary. Dobry wątek dorastania i spełniania marzeń Ale mimo tego wszystkiego dzieła Carrola są znacznie bardziej wyjątkowe, pionierskie i głębokie. Alicja stała się tak inspirująca dla artystów, w tylu książkach były odniesienia że trudno zliczyć i nie bez powodu. A kontynuacja Po Drugiej Stronie Lustra, równie niezwykła i magiczna. Te wszystkie odniesienia kulturowe i polityczne, symbolika szachów, bezcenne dialogi. Filmowej drugiej części nie nazwałbym nieporozumieniem. Nadal gra plejada, budżet bardzo wysoki i klimat jedynki, ale wszytko, co napisałeś jest prawdą. Nie ma takiej konsekwencji, no i rzecz jasna poza tytułem i jedną sceną z szachami nie ma najmniejszego odniesienia do książki. Nawiasem mówiąc, czy znasz może inną adaptację Po Drugiej Stronie Lustra? O, jakie to ciekawe. Wygląda, że rzeczywiście udało się odtworzyć ten niezwykły klimat, na pewno dołączę do czytelników. :-) Tak, Burton pełnił tę funkcję w świecie kina. Bardzo lubię jego duet z Deepem, a Charlie był fantastyczny.
Heh, tyle razy przeżywałem Psy i Kilera, że często się posługuję cytatami nawet bezwiednie :-). Trochę zbytnio wyolbrzymiają role Tildy. Mam nadzieję, że jednak nie zagra w Srebrnym Krześlę, Zielona Dama powinna być w końcu młodsza od Jadis. Faktycznie, Lewis inspirował się różnymi kulturami Azji. Ale bądź, co bądź nie uważam ten obraz za krzywdzący i powinien być wiernie oddany. Jednego możemy być, pewni Kalormenowie na pewno nie byli Murzynami, bo przeczą temu rysunki. Bardzo słusznie, rola przywódcza zawsze najbardziej rozwija. Cóż, wstyd mi bardzo tego. Ale to był naprawdę wczesny okres, ok 10-13 rok życia. Podobnie, też wychowałem się na prawdziwych informacjach o relacjach polsko- radzieckich, na tradycji niepodległościowej, przykładach dobrych władców. Jednak wskutek stronniczych informacji ze starych filmów kronikarskich i książek historycznych, wypożyczanych niekiedy z biblioteki lub zamieszczanych w takiej prasie, jak Polityka, zrodziła się fascynacja "bohaterskimi" czynami Che Guevary, Josifa Broz Tito, walki z kolonializmem i faszyzmem. Na szczęście, po przeczytaniu bardziej rzetelnych autorów, takich jak Sołżenicyn, czy Norman Davies wrócił zdrowy rozsądek. Logiczny Milton Friedman ukształtował pogląd na gospodarkę, a klasyczni politolodzy nawrócili do monarchizmu. Może i było to potrzebne, poznanie czym się różni tania propaganda, od faktów pozwoliło na pełne ukształtowanie się światopoglądu. Albus Dumbledore, zdecydowanie jeden z moich ulubionych bohaterów literackich po Sherlocku :-). Skandal, i tak najlepszą Piękną i Bestię zrobiła wytwórnia Disneya. Klasyk, podobnie jak inne animacje z wspaniałego tego czasu. Zgadzam się z tą koncepcją monarchii, uważam że najdoskonalsza forma monarchii była nigdzie indziej jak w Niemczech. Duża władza dziedzicznego króla/cesarza, silna rada ministrów z kanclerzem i nadrzędna regulująca prawa konstytucja. Gdyby nie wojenne ambicje Wilhelma II, myślę że to państwo przetrwało by do dziś. Wielka Brytania też ma bardzo dobry ustrój, ale niestety Izba Lordów ustąpiła kompetencje Izbie Gmin; czego rezultaty widać dziś.
Tak, Burbonowie inspirowali licznych historyków i artystów, ale to fakt; większość z nich była nieudolna, a wielu miało złe cechy władcy. "Ciekawe" czasy zawsze są symptomem złej sytuacji kraju. Czym tłumaczyć tę wulgarną erotykę? Prawdopodobnie komercją. Czytelnicy przypominali pod pewnymi względami obecnych, lubili mocne wrażenia, emocje, ryzyko, zakazany owoc zawsze był kuszący. Ja nigdy nie byłem zwolennikiem legendy Tristana, czy innych romantycznych podań. Szukałem w nich przede wszystkim barwnych przygód, wspaniałych bitew, pojedynków, wątków magicznych. Jeśli chodzi o postaci najbardziej zawsze lubiłem Galahada i Lancelota- dwóch największych rycerzy. Choć Lancelot nieco stracił po tym niegodnym romansie, nadal kibicowałem mu w pojedynkach z Gaweinem ze względu na nadludzką odwagę. Prawda, brakował trochę tej historii Merlina i jego konfliktu z Morganą. Świetnie obrazuje to serial Przygody Merlina.
Podpisuję się pod Twą diagnozą polityczną. Tyrana można obalić wówczas, gdy jest tym zainteresowany jego następca w sukcesji, bądź inny godny pretendent. Wzorcowym przykładem jest Chwalebna Rewolucja w Anglii, gdy Jakuba II zastąpiono Marią II i Wilhelmem III. Cały kraj później prosperował. To było wspaniale przedstawione, tylko denerwuje trochę imię Napoleon dla tyrana. Tak, znam ten serial; ale tak dawno oglądałem że nie pamiętam tych politycznych aluzji. Król Julian był bardzo dobry i miał wiele ciekawych, dających do myślenia fragmentów. Jeszcze lepszy był chyba Pingwiny z Madagaskaru, genialne odniesienia do szpiegowskich klasyków. :-)
To jest bardzo ciekawe o Reymoncie. Ja właśnie słyszałem z pewnych źródeł, że książka miała endeckie, konserwatywne przesłanie i krytykowała zmiany w narodzie polskim. Zaś Wajda zniekształcił go, na użytek lewicowej władzy, jego obraz był podobno prostszy.
No, Lewis zawsze zawierał w książkach głęboko moralne i religijne wartości. W przeciwieństwie do Tolkiena, który dawał zakamuflowany głęboko obraz Boga, Lewis podawał aluzje na tacy. Choćby sama Łucja, jawnie wzorowane na św Łucji. Podobnie opis stworzenia i apokalipsy Narnii. Cóż, trudno się dziwić, że był tak żarliwy; jak każdy neofita, czytałem że nastąpiło to pod wpływem właśnie Tolkiena- jego przyjaciela.
No, naprawdę wielkiej posiadasz obeznanie w literaturze, mnie się nie równać z tyloma przykładami :-). Ale zgadzam się w pełni z tymi wszystkimi obserwacjami, młodzież powinna mieć podawane wzorcowe przykłady bohaterstwa, miłości i szlachetności. Absolutnie nie ma potrzeby tego zmieniać. Tak, to była dość burzliwa "przyjaźń" :-). Należy wyraźnie zaznaczyć różnicę między scenami z przemocą, a smutnymi scenami. Te pierwsze mogą być dobre w kinie wojenno- szpiegowskim, drugie nie, zwłaszcza pod koniec. Dlatego nie wracam do Polskich Dróg, ze względu na ten finał. Zaś Stawka jest rewelacyjna i bije na głowę Stirlitza.

niwrok_2015

Ja bardzo lubię dzieła Mickiewicza, choć muszę szczerze przyznać, że Słowacki bardziej krytycznie i nawet może bardziej realistycznie się wyrażał o Polakach, z kolei Mickiewicz trochę za bardzo ich gloryfikował. A prócz tego Słowacki napisał wiele genialnych dramatów, a Mickiewicz z dramatów poprzestał tylko na słynnych "DZIADACH". A jeśli chodzi o "PANA TADEUSZA", to właśnie to przestawienie chronologii wydarzeń w pierwszej połowie filmie moim zdaniem źle wpływa na odbiór akcji. Szapołowska nie była taka zła jako rozpustna Telimena. Rozpustna i zmienna, bo przecież zmieniała często obiekt swoich uczuć :) Ja mówię o tej narracji, bo uwielbiam głos Kolbergera jako Mickiewicza i żałuję, że nie ma go trochę więcej. Aktorzy grają wspaniale, a zwłaszcza tzw. stare pokolenie, czyli przede wszystkim Seweryn, Olbrychski, Linda, Trela i Bińczycki. Uwielbiam ich w ich rolach i oglądać ich to sama przyjemność. Żebrowski już nieco blado przy nich wypada, choć gra bardzo dobrze, ale to pewnie dlatego, że Tadeusz Soplica to dość blada postać - taki młodzik, który dopiero pod koniec książki ma się stać mądrym i godnym szacunku patriotą. Kondrata bardzo lubię, ale zdecydowanie na Hrabiego był za stary, choć dobrze go grał, nawet bardzo dobrze, ale wiek... Wiek się nie zgadza. Tak, to prawda - Śląska jako Bona była rewelacyjna, choć w pierwszych odcinkach, gdy gra młodą Bonę widać, że jest trochę stara jak na 20 lat. Ale faktycznie, potem już serial pokazuje ją dojrzałą i jej wiek jest odpowiedni do wieku postaci. Podoba mi się też porucznik Zubek jako Zygmunt I Stary. Rewelacyjnie zagrana rola. A Piotr Fronczewski jako Stańczyk... Też rewelacja, ale szkoda, że mało go pokazywali. Chętnie bym zobaczył w serialu scenę, jak odcina się królowi w sprawie tego, iż uciekał przed niedźwiedziem jak błazen, a nie rycerz - jak mu odparł, że większym błaznem jest ten, co mając niedźwiedzia w klatce go wypuszcza na swoją szkodę. Szkoda, że nie pokazali tej sceny w serialu - wszak dotyczyła wydarzenia z niedźwiedziem, przez które Bona poroniła Olbrachta Jagiellona i potem nie mogła mieć więcej dzieci. Dziwne, że nie pokazali tej sceny, tylko o niej wspominają. Niedawno oglądałem właśnie "WESELE" w reżyserii Wajdy i zwróciłem na to uwagę - bo tu naprawdę zjawy sprawiają wrażenie, iż nie są zjawami, a jedynie pijackimi widziadłami wywołanymi nadmiarem alkoholu. Ale skoro tak, to czemu na końcu wszyscy zamierają w bezruchu? Rozumiem, że czekali na Wernyhorę, ale przyjechał Jasiek. Powinni się poruszyć na jego widok, zdziwić się, zapytać co i jak... A tego nie zrobili. A poza tym skoro to były tylko pijackie wizje, to skąd złoty róg? On był naprawdę. A może róg też się wydawał istnieć? Ale jeśli tak, to znowu pytanie - czemu zamarli w bezruchu i potem nie ruszyli się na widok Jaśka, nie okazali zdumienia ani nic, tylko stali jak zahipnotyzowani? No i brakuje mi chocholego tańca. Choć zgadzam się - Czesław Niemen jako Chochoł jest genialny i sposób, w jaki śpiewa: niczym echo czy wiatr na polu. A widziałem też Teatr Telewizji, gdzie już zachowano większą wierność sztuce i tam chocholi taniec jest, a Chochoła gra Henryk Talar i gra taniec Chochoła pod melodię: "Stary niedźwiedź mocno śpi". Nawiasem mówiąc ciekawi mnie, czy naprawdę Wyspiański pod tą melodią napisał słowa "Miałeś chamie, złoty rób"? Chyba tak, ale czy wobec tego ta melodia była ludową melodią, do której potem dopisano słowa dziecięcej piosenki? Nie mogę znaleźć źródeł na ten temat, ale mogło tak być - skoro "BÓG SIĘ RODZI" napisano pod rytm poloneza, to czemu nie miano by napisać piosenkę dla dzieci pod ludową melodię? A jako ciekawostka - w filmie "MAZEPA" Gustawa Holoubka na podstawie sztuki Słowackiego bohaterowie tańczą poloneza właśnie tego, który posłużył za melodię do kolędy "BÓG SIĘ RODZI" :)
Hoffman świetny reżyser, ale niestety właśnie w tym problem jest ze "STARĄ BAŚNIĄ" w jego reżyserii, że nie ma ona zbyt wiele wspólnego z książką. Właśnie, jedna z najlepszych powieści Kraszewskiego, a zobacz, jak kiepsko ją nakręcił. Znaczy może nie tyle kiepsko, co po prostu tak małą wierność książce zachował. Tak, już w "OGNIEM I MIECZEM" postawił na dość sporo zmian, ale najbardziej boli mnie to, jak poskracał "POTOP". Książka ma trzy tomy, więc i trzyczęściowy film być powinien, a wyszło to, co wyszło. Spora część książki w ogóle nie jest pokazana. Myślę, że to wielka szkoda. Cate Blachet bardzo mi się podobała w każdej roli, w jakiej ją widziałem. Nawet wtedy, gdy grała czarny charakter, bo nawet wówczas umie zachować coś w rodzaju dumy, charakteru i respektu, co sprawia, że trudno jej nie szanować jako przeciwnika. Podobała mi się jako hrabina Treimane, czyli macocha Kopciuszka w filmie Disneya "KOPCIUSZEK". Naprawdę dobrze zagrała swoją postać. Pluła jadem na milę, a jednak trudno się nie uśmiechnąć, gdy się ją widzi w akcji. Zwłaszcza, iż mimo bycia gnidą ma w sobie to coś. Tak, film "ELIZABETH" jest naprawdę był dobry, a z kolei już sequel nie był tak dobry i chyba faktycznie za bardzo tam się skupili na romansie Elżbiety I Wielkiej z tym swoim korsarzem. Uwielbiam przygody Indiany Jonesa, nawet kupiłem sobie książki na podstawie wszystkich czterech filmów o nim oraz dwie książki o jego innych przygodach, nie ukazanych w filmach - przygody z czasów przed tymi, które ukazano w filmie i są bardzo dobre. Wiem, że jest ich więcej i chętnie poszukam jeszcze kilku, jak mi się uda :) Czwórka jest dobra, ale jak słusznie zauważyłeś - to już nie to samo. Ale nie może być to samo, bo Indy ma już swoje lata, inne czasy, jego epoka minęła bezpowrotnie, wielu bliskich mu osób nie żyje, a on jest sam i zgorzkniały. Ale to moim zdaniem dobrze pokazali. Ruscy to wiadomo, nie naziści, ale dobrze sobie dają radę. Najbardziej mi się nie podoba syn Indiany Jonesa - za bardzo narwany, zbuntowany i głupi. Nie tak bym widział syna i następcę wielkiego poszukiwacza przygód. Ale pomysł z odnalezieniem rodziny przez Jonesa mi się podoba. A wiem, że na Indianie Jonesie były wzorowane dwa filmy o Allanie Quatermainie z Richardem Chamberlainem. Wiadomo, postać Allana powstała dużo wcześniej niż Indy, ale wizja tej postaci w wykonaniu Chamberlaina była wyraźnie wzorowanego na Indym, a jego przygody były inspiracją dla twórców tej wersji przygód Quatermaina. Podobieństwa są zbyt wielkie, aby można tu mówić o przypadku. I oba te filmy są boskie - uwielbiam je :) Jeśli chodzi o "POLONIA RESTITUTA", to też uważam, że serial mógłby być dłuższy, ale jest i tak dobry i dobrze nakręcony. Podobają mi się zwłaszcza rozmowy Piłsudskiego z Żeromskim. Widać różnice poglądów i taką nieco idealistyczna wizję pisarza, która nie rozumie realistycznej wizji polityka, który wyraźnie chętnie by zrealizował wizję pisarza, ale... wie, że to niemożliwe. Gogolewski jest świetny jako Żeromski. Lubię tego aktora - a najbardziej jako barona Kiana w "HRABINIE COSEL". O wiele lepszy niż jako Antek Boryna. Oczywiście ta rola jest genialna, ale... wolę jednak arystokratę o bardzo spokojnym i dość mizantropicznym charakterze niż narwany chłop :) "C.K. DEZERTERZY" to jeden z naprawdę udanych filmów. Uwielbiam go, a sceny z kapitanem Wagnerem są boskie. To, jak oznajmia Kanii, iż zostanie odznaczony, to bawi do łez, a zwłaszcza, jak mówi, że zna wszystkie pytania i wszystkie odpowiedzi, ale one i tak go nie obchodzą, a jeśli zadaje pytania, to znaczy, że jest to niestety jego obowiązek. A jak poskromił "buszmena", to jest perełka filmu - zwłaszcza to, z jaką ironią mówi do von Nogaya, że może go wysłać na front wschodni dzięki wujowi generałowi :)
Zgadzam się, że najlepszy 007 to zdecydowanie Timothy Dalton, bo najlepiej oddał charakter Bonda z książek. A poza nim George Lazenby tego dokonał, a pozostali zawsze coś pozmieniali - a zwłaszcza podejście do kobiet, dość chwilami prymitywne, a z książek wynika wyraźnie, że podchodził do nich o wiele bardziej po dżentelmeńsku. A np. w filmie "CZŁOWIEK ZE ZŁOTYM PISTOLETEM" Bond zamyka w szapie spragnioną go Mary, aby przespać się z kochanką Scaramangi (oczywiście celem wydobycia informacji), a potem nie przeszkadza mu to przespać się z Mary na końcu filmu, która... oczywiście mu tamten incydent wybacza xD Albo w innym filmie M przyłapuje na końcu Bonda z dziewczyną podczas ten-tego w kapsule kosmicznej... Albo w jakieś kapsule ratunkowej na środku morza... Nie ma co, zabawne sceny, ale niezgodne z książkami. Podoba mi się u Daltona to, że korzystał głównie z własnej pomysłowości jako 007. Connery i Moore albo Brosman mają masę gadżetów, a on wolał własny rozum i to też wielki plus. Podoba mi się też to, jak w wersji z Daltonem podkreślono przyjaźń Bonda z Felixem Leiterem, w książce też bardzo ważny był wątek ich przyjaźni - wszak często razem współpracowali. Lee i ten jego okrutny, zły uśmieszek... To była rewelacja, a do tego połączona z genialnym, mrocznym głosem. Tak, Lee sprawdzał się w roli takich fałszywych przyjaciół, upadłych mistrzów i łotrów z klasą, których aż strach się bać. A podobno pierwotnie ubiegał się o rolę Gandalfa :) Co do "WOŁYNIA" , to jest to ciężki film i to bardzo, ale... przyznaję Ci rację, że warto go znać, bo naprawdę jest monumentalnym dziełem. Oj tak, to sama prawda - film pokazuje nam prawdziwe oblicze przyjaźni polsko-ukraińskiej, choć uczciwie przyznać należy, że polskie zapędy nacjonalistyczne i wywyższanie się wielu Polaków mieszkających na tych ziemiach zrobiło swoje. Oczywiście powodów niechęci Ukraińców do Polaków było o wiele więcej, ale i Polacy swoje dołożyli do tego, aby ta niechęć istniała. Ale niechęć niechęcią, ale żeby ludziom, z którymi się znali od dawna, takie coś robić... STRASZNE. Sąsiedzi ich, żyli nieraz jak brat z bratem. A potem na tego brata... Aż strach pomyśleć, co się wtedy działo. Najstraszniejsza dla mnie była scena rozerwania końmi polskiego emisariusza. Albo wsadzenie kobiety do stogu siana i spalanie jej żywcem. A powiedz mi, jak interpretować zakończenie filmu? Główna bohaterka jednak ocalała? Bo ja nie bardzo rozumiem końcowej sceny - ona przeżyła i jedzie na końcu wozem wieziona przez ukochanego, który ją odnalazł i wywozi stamtąd? Czy może po prostu kona w rowie i to jej się wydaje? Chociaż ja obstawiam to pierwsze. Jakby konała i widziała coś pięknego, to chyba widziałaby coś piękniejszego niż to, że jedzie osłabiona wozem poza granice Ukrainy. Muszę koniecznie więc zapoznać się lepiej z "EKSTRADYCJĄ", a zwłaszcza z jedynką. Kondrat się już pożegnał z karierą aktorską? Trochę szkoda, bo był jednym z najlepszych polskich aktorów. Niejedną swoją rolą mnie rozbawił - np. jako naczelnik więzienia Mieczysław Klonisz. A jako Kania... To nawet nie ma co mówić, jego rola w tym filmie to prawdziwa wisienka na torcie wszystkich jego ról. I doskonały duet ze Zborowskim :) Boguś Linda to zwykle grywa twardzieli, ale podobał mi się strasznie jako Petroniusz w "QUO VADIS". Sposób, w jaki mówi, jaką mimikę przy tym stosuje, a także jego ruchy czy gesty... Rewelacja. I do tego wielka kultura osobista - i pomyśleć, że to ten sam wulgarny Franz Mauer, którego chyba każdy Polak kojarzy :) Choć świetny Linda był też w filmie "SARA", chociaż to film dość na wpół żartobliwy, ale Linda połączył tam twardziela i komika. A w filmie "TATO" Linda był też genialny - pokazał, że umie być kimś więcej niż tylko twardzielem z bronią. Doceniam właśnie najwięcej takie jego role - jak Petroniusz czy Wieniawa-Długoszowski albo ksiądz Robak. Gdzie widać pełnię jego talentu aktorskiego. W serialu z Brettem moim zdaniem Mycroft jest wręcz żywcem wyjęty z książek Doyle'a. A sam aktor Charles Grey naprawdę rewelacyjnie gra tę postać. Ale nie tylko on się tu sprawdza. Brett jako Sherlock - geniusz. Obaj aktorzy grający Watsona - też geniusze. I chyba najlepsza wizja Moriarty'ego. Eric Porter bodajże go gra. Jego twarz wyraża czyste zło już samym spojrzeniem. Tego gościa po prostu trzeba się bać. A scena rozmowy z Holmesem na Baker Street genialna - zwłaszcza, jak widać po jego twarzy, iż ma ochotę skoczyć detektywowi do gardła, ale chce zachować godność, więc tego nie robi. Serial Granady naprawdę warty jest poznania dla prawdziwego fana Holmesa :) Vitto Corleone to zdecydowanie ciekawa postać. Wiadomo, szef mafii, ale.. taki z klasą, który jednak ma pewne zasady, a szczególnie ceni sobie rodzinę i widać, że woli nie posuwać się do przemocy, kiedy nie musi. I postać tę wiele razy parodiowano - choćby w "ZEMŚCIE RÓŻOWEJ PANTERY". Nigdy tego nie zapomnę, jak nasz inspektor udawał szefa mafii :) A bajce Disneya "ZWIERZOGRÓD" występuje jawna parodia Vitto Corleone - ryjówka mafioso Pan Be, który mówi cienkim głosem i ma niedźwiedzie polarne za goryli, a także ukochaną córcię, dla której zrobiłby wszystko. Od razu podbił serca wielu widzów :)
Dokładnie tak, a do tego jeszcze wielu magnatów zachowywało się jak prostacy. Najlepszym przykładem tego może być postać Karola Stanisława Radziwiłła "Panie Kochanku". W polskim folklorze pozostał on jako człowiek sympatyczny, wesołek i gawędziarz. Ale też mało ludzi pamięta o tym, iż był pijakiem i gwałtownikiem, a do tego miał coś z głową. Na swoich przyjęciach zachowywał się po prostu żałośnie i bawił gości swoim żałosnym zachowaniem. Francuscy magnaci mieli już więcej godności, choć słyszałem np. o Filipie Orleańskim Młodszym, że lubił orgie i zabawy erotyczne z grupką wiernych kompanów. A jego córeczka - jak czytałem w "CUCHNĄCYM WERSALU" Elwiry Watałły, pozwalała sobie na wiele np. na siadanie mu nago na kolanach, gdy coś pisał. Ich relacje pachniały kazirodztwem na milę, choć prawdopodobnie po prostu córcia była rozpieszczona i pozwalała sobie z tatusiem na więcej niż powinna, co rodziła plotki na regenta Francji z czasów Ludwika XV. A za restauracji Burbonów to się pojawiło wielu pseudoarystokratów, a Dumas w "HRABIM MONTE CHRISTO" nieźle ich skrytykował w osobach Danglarsa czy de Morcerfa. Ja czytałem, że Podlizar po angielsku zwał się właśnie Glozell - mogę się mylić, może coś źle przeczytałem, ale cóż... To by wyjaśniało, czemu w filmie też są dwaj spiskowcy, jak i w książce. Tak, w pierwszej części serii jest zaznaczone, że Edmund jako król był o wiele spokojniejszy niż Piotr, ale masz rację - w filmie za mocno to podkreślono, za to dość mocno zepsuto postać Piotra. Chcieli mu chyba nadać większej głębi, ale coś kiepsko im to wyszło moim zdaniem. A więc też lubisz film Burtona? Nie dziwię Ci się, bo naprawdę jest jednym z lepszych jego filmów. Wątek dorastania Alicji i to, co się nauczyła w Krainie Czarów, jest naprawdę dobrze ukazane. Do tego podobają mi się Kapelusznik i Kot, moje ulubione postacie. Uwielbiam ich, tę ich ironię, te zabawne teksty w ich wykonaniu... A jedna z moich ulubionych scen to jest ta, jak Skazeusz mówi "Jesteście nienormalni", a Zając na to "Bóg zapłać" :) Albo jak Czerwona Królowa krzyczy na Skazeusza, bo ten nie rozumie, że jej faworyta nazywa się "Ym z Ymska" :) Albo jak Mniamałyga mówi: "Kocie! Ty psie!" :) Dwójka już nie udała się. No tak, rzeczywiście - obsada dobra, postacie całkiem ciekawe (a w każdym razie te z poprzedniego filmu), ale już brak wpływu Alicji na wydarzenia, postać Czasu ukazana tak żałośnie, a także to, że niby Kraina Czarów, a jednak nie wszystkiego można w niej dokonać, to już poważne wady. A znam - mam w swej kolekcji filmów musical "ALICJA W KRAINIE CZARÓW" z 1985. Film ma dwie części. Pierwsza część jest na podstawie pierwszej książki o Alicji, a druga na podstawie drugiej. Choć film sugeruje, że zaraz po Krainie Czarów Alicja trafiła do Krainy Lustra, a w książkach to minęło około pół roku od pierwszej podróży. I trochę za mocno straszą w tym filmie dzieci postacią Dżabbersmoka, który jest tu uosobieniem strachu Alicji, który dziewczynka musi pokonać. Ale pomijając to film jest super, uwielbiam go, oddaje klimat książek, ma fajne piosenki, a Alicja... Przesłodka. Słodka, mała blondyneczka w odpowiednim wieku - ani za stara, ani za młoda. W sam raz :) Jeśli nie widziałeś, polecam. A tak, napisałem opowiadanie z serii "ASH I SERENA NA TROPIE", jak w jednym właśnie tytułowi bohaterowie trafiają do świata Krainy Czarów i spotykają swoich przyjaciół jako postacie ze świata Lewisa Carrolla. Zdaniem czytelnikiem doskonale oddałem klimat tych książek oraz ich absurd. Więc jeśli zechcesz się zapoznać, będzie mi bardzo miło :)
No, jak już cytować, to tylko naprawdę dobre filmy, a jeszcze bardziej dobre polskie filmy, które są warte tego, aby je cytować :) No, zobaczymy, jak to będzie z Panią w Zielonych Szatach, która okazała się być potem Zieloną Czarownicą. Mam jednak takie jakieś dziwne przeczucie, że zagra ją Tilda Swinton, ale może dadzą szansę innej aktorce, młodszej i równie utalentowanej. Ciekawi mnie, jak wypadnie Rillian - w książce jest napisane, że przypominał Hamleta. Ciekawe, jak im to wyjdzie. Wychodzi z tego, że jesteśmy obaj podobnego rocznika :) Ja właśnie też byłem wychowywany wtedy, kiedy już można było mówić prawdę historyczną o przyjaźni polsko-ruskiej. Już wtedy można było to mówić, a przy okazji jeszcze była to epoka kaset video i magnetofonów, kiedy w telewizji leciały naprawdę ciekawe i wartościowe filmy. Szkoda, że wielu z nich już nie puszczają w telewizji ani w Internecie ich nie można znaleźć. Powspominałoby się stare czasy :) Od matki nauczyłem się, że komunizm nie był wcale piękny, jak propaganda głosiła, podsuwała mi mądre książki do czytania, a jak już się raz zapaliła we mnie chęć do czytania do poznawania historii, to już nie zgasła we mnie ta chęć. I potem już sam sobie zacząłem dobierać lektury i sam zostałem miłośnikiem Piłsudskiego, a także nabrałem nieufności do poglądów głoszących tworzenie idealnego świata. Historia pokazała nam aż nadto dobitnie, czym się takie poglądy kończyły. Ludobójstwem, rewolucjami, wojnami domowymi, a kto na tym cierpiał najmocniej? Niewinni ludzie. Oczywiście świat z czasów tych wszystkich rewolt itp. wymagał wprowadzenia zmian, ale... żeby w taki sposób? A potem okazywało się, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane, bo szlachetne intencje dawały władzę psychopatów i okrutnikom. I jaką niby sprawiedliwość i równość społeczną oni ludziom dali? Taką, że byli równi i równiejsi, czyli wszystko zostało po staremu, a potem patrzysz i nie wiesz, czy to świnia, czy człek - jak na końcu powieści Orwella, gdy zwierzęta już nie widzą różnicy między knurem Napoleonem a siedzącymi obok niego ludźmi. To, co mówisz mi nieco przypomina przeszłość Wokulskiego - poszedł walczyć za kraj, wierzył w utopie, a potem otrzeźwienie przyszło i świadomość tego, jaki ten świat naprawdę jest. Ja w sumie też miałem kiedyś wielkie ideały, ale potem w czasach studiów przyszła brutalna rzeczywistość i świadomość tego, czym się różni realizm od młodzieńczych marzeń. Ale myślę, że masz rację, iż ten okres marzeń z młodzieńczych lat był potrzebny, aby lepiej wszystko obecnie rozumieć. Nie ma co, mentorów mieliśmy jako dzieci wielu. Moim był głównie pan Kleks, a także uwielbiałem m.in. kapitana Nemo :) A tak, to prawda - tzw. II Rzesza miała naprawdę bardzo dobry ustrój, ale chyba Bismarck ma tu największe zasługi. Taki niemiecki Richelieu. Bez niego cesarz nie dokonałby tak wiele. A tak, to prawda: Izba Lordów ustąpiła kompetencji Izbie Gmin i nie wiem, czy dobrze Wielka Brytania na tym wyszła. Czyli lubisz Albusa Dumbledore'a? Naprawdę bardzo mi się podoba ta postać - a wiesz, że Rowling miała możliwość zapoznać się z Polonią w Brytanii i poznała "AKADEMIĘ PANA KLEKSA"? I Dumbledore mocno był inspirowany postacią pana Kleksa. "PIĘKNA I BESTIA" Disneya to jedna z moich ukochanych bajek Disneya. Do dziś ją uwielbiam. Filmowy remake tej samej wytwórni też się udał, choć do bajki mam nieco większy sentyment. Może to dlatego, że znam ją dłużej :) A w filmie to niestety przesadzili z tą poprawnością polityczną. Czarnoskóre postacie o statusie wolnego człowieka tu niezbyt pasują - XVIII wiek to jeszcze nie czasy wolności rasowej.
Burbonowie rzeczywiście inspirowali wielu artystów i o ich czasach rozpisuje się wielu pisarzy i tworzą najwięcej o nich filmy. Ale nie można zaprzeczyć temu, że jako władcy byli raczej nieudolni, skupieni na własnych rozrywkach, a władzę pozostawiali już ministrom. A Ludwik XIV niby taki wielki władca, ale jaki mały człowiek - seksoholik i duże dziecko przeświadczone o swej wielkości i o wielkim ego. Bez Colberta by sobie nie poradził jako król. W sumie racja - czytelnikom czy widzom (kiedyś teatru, obecnie kina) chcieli mocnych wrażeń. No i erotyzm był chyba zawsze ceniony w sztuce. Prawdę mówiąc w losach Tristana i Izoldy jestem tym samym zainteresowany, czyli pojedynkami, przygodami, magią, intrygami i w ogóle... W losach króla Artura i jego rycerzy tego samego szukałem. To jest przecież najlepsze, a co do Ginewry... To sam nie wiem czasami, co mam o niej myśleć. Co mam myśleć o kobiecie mającej kochającego męża, a która tego męża zdradza z jego najlepszym przyjacielem? Pyta się czasem człowiek, czego takiej kobiecie brakuje, że męża zdradza? Historia Merlina jest w starych właśnie legendach i jest ona ciekawsza niż w nowszych, gdzie Merlin zjawia się w sumie znikąd, a w starych wersjach są ukazane też jego losy zanim poznał Artura. Z kolei Morgana w nowych wersjach jest niezłą intrygantką i zarazem ciekawszą postacią niż w starych legendach, gdzie ledwie się pojawia. Poza tym imię tej złej czarodziejki przylgnęło do zjawiska o nazwie Fatamorgana. A wiesz, propos tych wrażeń czytelników czytałem, że Szekspir napisał swoją najbrutalniejszą sztukę - "TYTUSA ANDRONIKUSA" właśnie pod publikę, aby się wybić. Wiedział, czego chcą widzowie i to im dał: obcinane kończyny, gwałcone dziewczyny, mordowanie niewinnych, okaleczanie, matki jedzące ciasto z mięsem własnych dzieci... Ale potem więcej takiego dzieła już nie napisał. Wybił się i potem już pisał łagodniej :) Widzę, że mamy takie samo zdanie, co mnie cieszy. Nie ma co - tyrana można obalić, a wręcz się powinno obalić, lecz na jego miejsce musi przyjść godny następca, a nie pierwszy lepszy szaleniec lub ciemny lud, który teraz, mając okazję się odegrać na panach, utopią kraj we krwi i gnoju. Obalenie Jakuba II rzeczywiście było słuszne, bo on nie był dobrym władcą. I jego następcy sobie lepiej poradzili na tronie, to pewne. Tylko szkoda, że potem Szkoci robili rebelie, aby przywrócić na tron jego, a potem jakiegoś jego potomka. Ale cóż... Stuartowie już nie wrócili na tron. Nawiasem mówiąc naprawdę ten ród był bardzo pechowy i korona Anglii nie dała im szczęścia. Król Julian jest boski, podobnie jak jego teksty - niektóre jawnie kpiące z polityki. Film "PINGWINY Z MADAGASKARU" był całkiem dobry, ale wolę serial pod tym samym tytułem, bo jest tak doskonałą komedią, że można się popłakać ze śmiechu oglądając go :) Ja właśnie czytałem, że wszyscy czepiali się Reymonta. Lewica narzekała, że mało pokazał on biedę ludu pracującego, a prawica, że za bardzo szkaluje Polaków ukazujących ich jako gorszych niż Niemcy czy Żydzi. Roman Dmowski też mało lubił tę powieść. Żeromski też nie miał lekko z "PRZEDWIOŚNIEM" - oskarżano go wręcz o to, że ma sympatie komunistyczne.
Oj tak, C.S. Lewis zawarł w swoich książkach naprawdę bardzo wiele religijnych przesłanek, a zwłaszcza tych chrześcijańskich. Aslan to Jezus Łucja nawiązuje właśnie do św. Łucji z miejscowości Narnii, opis stworzenia i zniszczenia Narnii - sam powiedziałeś, nic więcej nie trzeba dodawać. Tolkien ponoć nawrócił Lewisa ateistę, ale ku jego rozpaczy Lewis pozostał anglikaninem, a Tolkien był katolikiem. I do tego Tolkien mocno skrytykował pierwszą część "OPOWIEŚCI Z NARNII". Tak mocno, że Lewis na kilka lat odłożył pisanie, ale potem się przemógł, napisał książkę jeszcze raz i napisał dalsze części. Dziękuję za komplement. Widzisz, coś za coś. Nie miałem wielu przyjaciół w życiu, dzieciństwo mi upłynęło na książkach i filmach, obecnie też dużo czytam i dużo filmów oglądam, to wiedzę pewną mam. Ale wciąż jeszcze uczę się czegoś nowego, nawet w rozmowach z Tobą :) Tak, wydaje mi się, że kiedyś młodzież miała większe wartości przed sobą, a mądre książki i mądre filmy umiały naprawdę piękne idee do głów wpleść. A dzisiaj co? Już tych książek dobrych brakuje i dobrych bajek i filmów. Dlatego tym chętniej wracam do tego, co było dobre kiedyś i jest nadal dobre. Do klasyków, a one są wieczne, jak obaj dobrze wiemy :) I umiały przekazać nam piękne przykłady i dobre wzorce. Wiesz, jeśli chodzi o przemoc, to w filmie "KAMIENIE NA SZANIEC" widziałem za dużo scen przemocy. Ta scena, jak przesłuchują Rudego... Straszne. Bicie go, przygniatanie palców, przypalanie mu otwartych ran papierosem... Straszne! Ja wiem, że tak było, ale musieli tak dokładnie to pokazywać? "POLSKIE DROGI" mi się nawet podobały, ale zakończenie mnie dobiło i z tego powodu też wolę do tego nie wracać. "STAWKA" była zaś rewelacyjna, choć ponoć też Klossa chcieli uśmiercić, ale na szczęście z tego zrezygnowali.

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Bez wątpienia spojrzenie Słowackiego było bardziej realistyczne. Wizja niepodległości oparta na współdziałaniu narodu i czynie zbrojnym. Nie jest wobec tego zaskoczeniem, że był to artysta tak ceniony przez Marszałka Piłsudskiego. Tak jest, stara gwardia zawsze trzyma poziom. Żebrowski nie jest geniuszem aktorstwa, ale prawda- pan Tadeusz był młodzieńcem o dość wąskich horyzontach. Moim ulubionym bohaterem eposu był właśnie odważny, inteligentny Hrabia z artystyczną duszą. Kondrat jednak po pierwsze był zbyt posunięty w latach, po drugie nie pasował fizycznie do opisanego; wysokiego blondyna. O, wielki król Zygmunt Stary idealnie był sportretowany przez Zubka :-). Można zarzucić temu władcy politykę nadmiernie asekuracyjną, ale kontynuował wielkie dzieło swojego ojca- zapewnienie krajowi sojuszników i stabilnego rozwoju gospodarczego. Za jego czasów był prawdziwy złoty wiek Polski. Królowa Bona jednakże z perspektywy cudzoziemki widziała wszystkie wady tego państwa, ułudę demokracji i znała też prawdziwe zamiary Habsburgów, którzy podporządkowali jej ojczyznę. Gdyby Bona miała większą władzę na dworze, zapewne by się udało poszerzyć pozycję króla w stronę absolutyzmu. Niestety; najbardziej kochliwy z Jagiellonów Zygmunt II zmarł bez syna; Niemcy i Turcja dokonali rozbioru Węgier, a Prusy się faktycznie wyzwoliły spod czyjejkolwiek władzy zwierzchniej. Serial ukazuje w sposób smutny, ale prawdziwy; jak wszystkie plany tej wielkiej żony stanu, która rzucała wyzwanie największym mocarzom na kontynencie zostały zaprzepaszczone przez nieudolnych polityków. Fronczewskiego bardzo lubię w każdej roli, ale Stańczyka nie grał- po prostu nim był, idealnie oddał mędrca- trefnisia. Szczerze żałuję, że nie było z nim więcej scen, zwłaszcza tych najbardziej znanych, o których wspomniałeś. To wszystko prawda, zapewne film Wajdy wymaga głębszej interpretacji; ale mnie się podoba mimo wszystko autorski sposób prezentacji dzieła. Ogląda się to o wiele ciekawiej, niż arcy poprawnego Pana Tadeusza. Bóg Się Rodzi to wyjątkowa kolęda, zwłaszcza z uwagi na ten patriotyczny charakter i rytm klasycznego poloneza. Ogniem i Mieczem uważam za lepiej zekranizowaną powieść od Potopu. Sam film Potop ma może lepiej ukazane bitwy, lepszą pracę kamery i montaż; sprawia wrażenie monumentalnego. Ale Ogniem i Mieczem jest znacznie wierniejsze oryginałowi. Rzeczywiście uchwycono wszystkie praktycznie wątki, Potop skupił się niemal tylko na Kmicicu, strasznie okrojono pana Zagłobę i Konfederatów; nie było Skrzetuskich, Ketlinga i wielu innych postaci. Ogniem i Mieczem natomiast to najbardziej epicka produkcja lat 90 w Polsce ze świetną obsadą i muzyką. Jedyne, czego mi brakowało to większego wątku ks Wiśniowieckiego i pokazania zbrodni buntowników. Ale nikt chyba już nie zrealizuje Trylogii lepiej od Hoffmana.
Z Indiany Jonesa, zdecydowanie najbardziej lubię Ostatnią Krucjatę. Mistrzowski humor, kopalnia kawałów i cytatów, porywająca akcja, scena z Hitlerem, najładniejsza dziewczyna Jonesa i wspaniały Sean Connery. Nie rozumiem jedynie, dlaczego oni nie stali się pod koniec nieśmiertelni. Myślałem, że skoro zostawili kielich w świętym miejscu, przysługuje im nieśmiertelność. Oczywiście pierwsza część na równi z 3, klasyka klasyków i bezcenna scena finałowa- Arkę zbadają najlepsi eksperci :-).
Zgadza się, Gogolewski bardziej się sprawdzał w rolach inteligentów, niż chłopów.
W takim razie mamy to samo zdanie na temat Agenta JKM. Dalton był najbardziej rzeczywiście wierny oryginałowi. Lezenby był może trochę za młody. Natomiast pozostali z Bondów grali już inną konwencją, bardziej komediową. Nie inaczej, sam John Tolkien typował Lee, do zagrania Gandalfa i później była to jego wymarzona rola. Cóż, niektóre nacje mają większą skłonność do zbrodni i przemocy, co zweryfikowała historia. Wywyższanie się, szykany podatkowe, brak wsparcia państwa dla Cerkwii - to prawda. Ale okrutne masowe pogromy, 350 metodami, których nie powstydziłby się sam Tamerlan?? Absolutnie to czyny obce polskiemu cywilowi. Podobnie jak masowe przystępowanie do NKWD i Waffen SS, czy zamachy na własnych prezydentów i ministrów. Zresztą, jak Ukraińcy postępowali w XVII wieku, podczas powstań za Zaporożu? Bitwa pod Batohem nie przez przypadek zwana małym Katyniem (po bitwie nastąpiła rzeź polskich setek jeńców), nie jest odosobnionym przypadkiem. Hm... mój odbiór był bardzo podobny. Najbardziej wstrząsająca właśnie scena z egzekucją posła; ten fałszywy uśmiech mordercy, gdy kapitan mówi "Czytałem Pańskie wiersze oficerze, nawet bardzo dobre. Ale wolna Ukraina nie przebacza", daje do myślenia. Uważam podobnie, że pozytywne zakończenie było prawdziwe, za czym przemawiają podane przez Ciebie argumenty. Tak, Marek odszedł 10 lat temu :-(. Po roli w Rysiu, zajął się prowadzeniem winiarni. Boguś Linda ma tę rzymską urodę, przez co był idealny do Petroniusza. Mnie się zawsze kojarzył fizycznie z Marlonem Brando, który także grał za młodych lat rzymskich dygnitarzy. Sara- uwielbiam, wciągające, bogate kino akcji, z najlepszymi chyba w polskim kinie scenami walki i strzelania. Dobra odpowiedź na Mission Impossible i wzruszająca, ale śmieszna jednocześnie scena na końcu :-). Pełnię talentu tak, aczkolwiek Franz Maurer (przynajmniej w jedynce), też wymagał dużego talentu. Nie ma aktora, który lepiej by wypowiedział niektóre kwestie :-D. W Sarze też oglądano kilka razy Ojca Chrzestnego. A w Rodzinie Soprano, niemal w każdym sezonie bohaterowie rozmawiają o wybranych scenach z Ojca Chrzestnego lub równie wybitnych Chłopców z Ferajny. Nawiasem mówiąc Goodfellas, Scorsese jest według mnie kompletnym arcydziełem gangsterskim. Chyba jedyny film, który mógłbym oglądać po 100 razy z niegasnącym zapałem.
Niestety, w kręgach najbogatszych i największych dostojników, zawsze występowały zdegenerowane jednostki, które budowały negatywny obraz. A, tak Dumas w genialny sposób sportretował nuworyszy, którzy często pod fałszywymi herbami wdarli się na salony za Ludwika Filipa. Bardzo lubię tę wersję Alicji i oryginalne poczucie humoru. Uczynić Carrola nieco bardziej jasnym i zrozumiałym dla młodzieży, ale jednak nie odebrać mu niezwykłego uroku- z powodzeniem to wyszło. Ja jednak wystawiłem 7, Po Drugiej Stronie Lustra z powodu sentymentu, aktorów i nadal bogatej Krainy Czarów. Fakt, Czas powinien być potężniejszą postacią i bardziej władczą. O, dziękuję bardzo za pozycję. Od dawna szukałem adaptacji filmowej tej świetnej powieści. Wygląda, że będzie bardzo dobra; drobne zmiany nie grają roli :-).
Te fantastyczne pojedynki, wątki magiczne nigdy nie przestają interesować. Moja pierwsza przygoda z tymi czasami, jeszcze przed królem Arturem- były to podania o księciu Gotfrydzie. Bardzo dobre wprowadzenie w etos rycerski. Ginewrę należy według mnie potępić, za działalność godzącą w stabilną pozycję dynastii- jednakże palenie na stosie było w mojej opinii sporą przesadą. Nie czytałem jeszcze Tytusa Andronikusa, ale się przymierzam od pewnego czasu, w końcu najmocniejszy dramat polityczny epoki.
Oj, bardzo mi pochlebiają takie porównania; ale prawdę mówiąc, to ja jestem w tej rozmowie stroną, która nabywa wielkie porcje wiedzy i dowiaduje się, jak wiele jest jeszcze wartych poznania dzieł sztuki i biografii. Jeśli chodzi o wiek, to aż wstyd przyznać; ale jestem dopiero w tym wieku, co d'Artagnan, gdy przeżywał swój chrzest bojowy na początku oblężenia La Rochelle. ;-) I miną jeszcze dłuuugie lata, zanim się zbliżę do Twojego poziomu wiedzy literackiej i historycznej. (Tak, jak ten bohater do Atosa.) Ale mimo to droga, a przynajmniej dotychczasowy etap ma faktycznie dużo podobieństw. :-)
To wszystko prawda, studia są bardzo dobrą szkołą życia i prawdziwe poglądy, poznaje się dzięki szeregowi doświadczeń i eksperymentów. Nie ma nic złego w powracaniu do klasyków, wręcz przeciwnie nieraz można z nich więcej wyciągnąć. Kamienie Na Szaniec, faktycznie miały za dużo przemocy nawet jak na mój gust, w książce też były takie niektóre opisy. Tak, Klossa miano chyba uśmiercić w odcinku Żelazny Krzyż, nigdy nie zdemaskowany miał zginąć z rąk ludzi Dibeliusa, by zakończyć śledztwo. Bardzo dobrze, że zarzucono ten zamysł.

niwrok_2015

Dokładnie, bo Mickiewicz niby też pisał o tym, że zjednoczony polski naród może odzyskać niepodległość, jednak Adaś nieco zbyt idyllicznie to sobie wyobrażał, z kolei Słowacki już bardziej realistyczniej podchodził do sprawy narodu polskiego. Najlepszym tego przykładem jest "KORDIAN", gdzie mamy np. scenę, jak Diabeł tworzy Polaków z czasów powstania listopadowego: Józefa Chłopickiego, księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, Jana Zygmunta Skrzyneckiego, Joachima Lelewela i Jana Krukowieckiego, którzy niestety, co tu dużo mówić - wywalczyć niepodległości Polsce nie umieli. Albo postawa Kordiana - chce on wyzwolić Polskę zabijając cara i jego rodzinę, ale kończy na słowach, gdyż sam zamach go przerasta. To chyba mówi samo za siebie, czyż nie? A tak, Piłsudski uwielbiał Słowackiego, a ponoć jego poemat "BENIOWSKI" znał cały na pamięć :) Oczywiście, że stara gwardia aktorów zawsze trzyma w filmach poziom. Aż miło ich zobaczyć pomiędzy nowymi gwiazdami - widać, że nad nimi wiele razy górują. Żebrowski moim zdaniem najlepszy był jako wiedźmin - bo jego postać jest najciekawsza ze wszystkich, jakie Żebrowski zagrał. Sam Tadeusz Soplica to zdecydowanie postać, z którą mało kto chce się utożsamiać - lekkomyślny młodzik, łatwo się zakochujący, dumny i dość zarozumiały, ale też patriota chlubiący się swoim pochodzeniem. Podoba mi się jego podejście pod koniec książki - gdy nie chce poślubić Zosi bez jej zgody, jak chce na nią zasłużyć, a jak idzie do wojska, nie chce się z nią zaręczyć uważając, że Zosia może pod jego nieobecność pokochać innego, a on nie ma prawa więzić jej woli. I potem, gdy wraca zanim się oświadcza wypytuje Zosię, czy jest pewna swoich uczuć do niego. No i potem postanawia uwłaszczyć chłopów - przemiana godna pochwały, choć tak prawdę mówiąc wzięła się w sumie znikąd. Co prawda Tadzio był w wojsku i tam się nauczył dojrzałości, ale zanim jeszcze wstąpił do wojska, podjął dojrzałe i mądre decyzje, które niezbyt mi tu pasują. Wszak jeszcze niedawno romansował z Telimeną i chciał uciec do Księstwa Warszawskiego przed nią. Skąd więc nagle takie dojrzałe decyzje? Hrabia rzeczywiście jest ciekawszą postacią - mimo tego, iż często się chwalił swoją przygodą pod Birbanderoocko, a prócz tego był beznadziejnym romantykiem, to jednak waleczności i pomysłowości mu nie brakowało. Jest taką jakby lepszą wersją Papkina z "ZEMSTY", bo Papkin wszak był żołnierzem samochwałą, lecz bez prawdziwej odwagi, a Hrabia odwagę posiadał i był człowiekiem honorowym - wolał wstąpić do wojska niż wykupić się z więzienia za udział w bitwie o Soplicowo. Tak, Kondrat dobrze zagrał Hrabiego, ale wiekiem i wyglądem nie pasuje do tej postaci. He he he - nawiasem mówiąc Zubka, a zwłaszcza jego rozmowy z Borewiczem, kiedy ścierały się często ich sprzeczne podejścia do życia: Zubek jako konserwatysta i uosobienie cnót i moralności, a Borewicz liberał lubiący niezobowiązujące romanse, a prócz tego stosujący pomysły, które Zubek krytykuje. Ale jako duet byli po prostu rewelacyjni :) I Zubek jako Zygmunt I Stary bardzo mi się podobał. Pasował idealnie do tej roli. Właśnie, wielu uważa, że przedostatni Jagiellon na tronie był słabym pantoflarzem ulegającym władczej żonie, ale to krzywdząca opinia. Bona wszak, mimo swego despotycznego charakteru miała wiele racji w ocenie polskiej polityki i społeczeństwa - gdyby była mężczyzną i rodowitym Polakiem, polska szlachta mogłaby ją szanować. A tak jako Włoszka i to jeszcze kobieta była gardzona i oskarżana o trucicielstwo i wszystko, co najgorsze. A prawda jest taka, że polska szlachta była rozwydrzona i powinna czuć nad sobą bat, jak szlachta francuska za Richelieu. Nawiasem mówiąc czasy Ludwika XIII to jeden z raczej spokojnych okresów Francji - znaczy pod względem rozwydrzonej szlachty, która znała swoje miejsce i nie podskakiwała królowi, a jak który próbował, to stracił głowę i reszta się bała. No i nie było żadnych poważniejszych wojen poza udziałem w wojnie trzydziestoletniej, ani żadnych poważniejszych buntów, bo ten markiza Cinq-Marsa trudno uznać za poważny bunt zagrażający monarchii. A walka ze zbuntowanymi hugenotami w La Rochelle też nie była poważnym buntem - a i tak Richelieu okazał łaskę buntownikom. Nawiasem mówiąc zawsze mnie bawi to, jak Portos mówi: "Coś mi mówi, że lepiej by było, gdybyśmy pilnowali Milady zamiast strzelać do tych biednych protestantów, których jedyną winą jest to, że śpiewają po francusku te same psalmy, które my śpiewamy po łacinie". Dość dowcipne, ironiczne i jakże prawdziwe stwierdzenie. I przy okazji widać, że Portos nie był idiotą, za jakiego brali go niektórzy np. Milady (w rozmowie z Rochefortem nazywa Portosa "nieszkodliwym głupcem"). W ogóle żartów religijnych mamy u Dumasa wiele, jak choćby to, że Mousqueton wspomina, iż jego ojciec był zbójem i wychował jego na katolika, a jego brata na protestanta, aby zaspokoić chęć bycia członkiem obu religii :) A propos religii Polska nie bez powodu była nazywa krajem bez stosów, choć i tutaj zdarzyło się spalenie kogoś za herezję czy czary, ale to były tak rzadkie przypadki, że hej. Nawiasem mówiąc Zygmunt II August dostawał propozycje od szlachty protestanckiej, aby iść w ślady Henryka VIII i wprowadzić własną religię będącą połączeniem katolicyzmu i protestantyzmu i stanąć na jej czele jako głowa Kościoła Polskiego. Myślę, że trochę szkoda, że nie odważył się na to. Ale i tak wprowadził ogromną tolerancją religijną i to tak wielką, że potem za elekcji Henryka Walezego - syna Katarzyny Medycejskiej odpowiedzialnej za rzeź hugenotów w Noc Św. Bartłomieja - polska szlachta zawiązała konfederację warszawską, aby wymusić na Heniu zachowanie tej tolerancji religijnej, co im się udało. A tak, serial "KRÓLOWA BONA" jest genialny i moim zdaniem powinno powstać więcej takich produkcji. A tak, zgadza się - Fronczewski nie grał Stańczyka, on nim był, choć ja właśnie bym chętnie zobaczył więcej scen z nim. Chętnie bym zobaczył figiel Stańczyka udającego ból zęba ze słynnej anegdoty. Nawiasem mówiąc Fronczewski jako Stańczyk nawet bardzo przypomina Stańczyka z obrazów Jana Matejki - dobra charakteryzacja to kolejny plus jego roli. A Anna Dymna jako Barbara Radziwiłłówna... Uwielbiam ją w tej roli. I nie wstydziła się pokazać nago na ekranie. Nic dziwnego, że Jerzy Zelnik się w niej kochał - sam się w niej kochałem :)
W sumie, jak się tak nad tym zastanowić, to faktycznie "WESELE" w reżyserii Wajdy jest dziełem wielowymiarowym i widma można odbierać jako duchy lub jako pijackie wizje Polaków, którzy o Polskę nie umieją walczyć, tylko wspominać to, jak byli silni kiedyś - słynna scena ze Stańczykiem mówi to najlepiej. A przy okazji Franciszek Pieczka gra Czepca i zagrał go też w "WESELU" w wykonaniu Teatru Telewizji. Ciekawe, prawda? Widać reżyserzy obu tych wersji nie wyobrażali sobie kogoś innego w tej roli :) A tak, kolęda "BÓG SIĘ RODZI" jest najbardziej polską kolęda. W końcu padają w niej słowa "Błogosław ojczyznę miłą" i w ogóle w całej trzeciej zwrotce wręcz prosi się o błogosławieństwo dla Polski. A melodia poloneza też dodaje polskości temu dziełu. Mnie z filmowej "TRYLOGII" najbardziej podoba się "PAN WOŁODYJOWSKI", moim zdaniem najlepiej nagrana część. I do tego obsada rewelacyjna, a Madzia Zawadzka jako Basia... Kocham ją w tej roli :) "OGNIEM I MIECZEM" faktycznie dość wiernie oddał książkę, choć pewne fakty znacznie uprościł np. nie pokazano elekcji Jana Kazimierza i pobytu Wołodyjowskiego i Zagłoby w Warszawie - tam wszak doszło do pojedynku z Bohunem, a nie jak w filmie, w okolicach przydrożnej karczmy. Podoba mi się też obsada, a Bohdan Stópka jako Chmielnicki... rewelacyjny. Budzi mieszane uczucia i można czasami nawet go rozumieć, ale tylko czasami. A Andrzej Seweryn jako niecackający się z wrogami książę Jeremi Wiśniowiecki to perełka filmu. Wojciech Malajkat jako Rzędzian nie do końca pasuje do roli Rzędziana mającego w powieści zaledwie szesnaście lat, ale trzeba mu oddać - Malajkat nie wygląda w filmie na swój wiek, choć na nastolatka też nie wygląda, ale bardzo dobrze gra, podobnie jak Zbigniew Zamachowski jako Wołodyjowski. Choć kontrowersje budzi scena końcowa, gdy Helena ma taką minę, jakby zastanawiała się, czy dobrze wybrała :) Tak, "POTOP" za mocno okrojono i pominięto wiele ciekawych postaci: Skrzetuskich, Ketlinga, Rzędziana i Anusię Borzobohatą-Krasieńską. Roch Kowalski też ciekawszą i większą rolę odgrywał w książce niż w filmie, gdzie odgrywa niewielką rolę poza sceną, w której Zagłoba robi go w konia. A potem tylko ledwie się przewija na ekranie, nie mówiąc ani słowa.
W sumie racja, "OSTATNIA KRUCJATA" jest najlepszą częścią przygód Indiany Jonesa, choć uwielbiam jedynkę za postać Marion, kobiety pyskatej i zadziornej, a także wojowniczej i w sumie była najbardziej oddana Indy'emu i najbardziej pomagała mu w walce. Prócz tego "POSZUKIWACZE ZAGINIONEJ ARKI" ma najwięcej kultowych scen - ucieczka przed kamienną kulą albo zastrzelenie Araba z maczetą :) Ale zgadzam się, trójka ma najwięcej zabawnych żartów, a Sean Connery jako ojciec Indiany rewelacyjny. I podoba mi się, że pod koniec filmu zrozumiał, jak skrzywdził syna - chciał go uczyć samodzielności, ale zamiast tego nie okazywał zainteresowania jego życiem i pokazał mu, że jest mniej wart niż ludzie, którzy zmarli tysiące lat temu. I nic dziwnego, że potem Indy sam bał się małżeństwa i założenia rodziny. Ale strasznie mnie bawi, jak wyszło na jaw, że ojciec Indy'ego też spał z Elsą :) A gagów jest tu rzeczywiście wiele: np. Jones senior przez głupotę wywołuje pożar, pożegnanie "po austriacku" i "po niemiecku", niechęć Jonesa seniora do szczurów, wyrzucenie Niemca ze sterowca, bo "Nie miał biletu" :) Albo "Dobry duchu renowacji, wróć nam siłę po libacji". Boskie po prostu. Sallah i Marcus Brody jako kompanii Indy'ego też genialni. Albo końcowa scena: "Pies? Masz imię po psie?!" :) Wiesz, może się mylę, ale moim zdaniem woda wypita ze Świętego Grala dawała nieśmiertelność, ale... tylko wtedy, gdy się ją piło regularnie. Jeden łyk przedłużał życie na jakiś czas i jak widzieliśmy, leczył też wszelkie rany. Ale żeby zyskać nieśmiertelność, trzeba by pić wodę z Grala co jakiś czas i siedzieć cały czas w tej jaskini. Poza nią chyba Gral by nie działał. Tak w każdym razie ja to widzę. Tak, Arka Przymierza zbadana przez najlepszych specjalistów - którzy zamknęli ją w skrzyni i wsadzili do magazynu między tysiące podobnych skrzyń, aby świat o Arce zapomniał. A pamiętasz, jak w czwórce Indy trafia do tego samego magazynu? I w jednej scenie widzimy Arkę, gdyż skrzynia z nią została częściowo zniszczona i widać w niej Arkę, chociaż... Ruscy jakoś nie zwrócili na nią uwagi :)
Właśnie. Zauważ, że jak znawcy kina kojarzą Ignacego Gogolewskiego jako Antka Borynę, a przecież zagrał on jeszcze wiele znakomitych ról. Porucznik Rupert ze "STAWKI WIĘKSZEJ NIŻ ŻYCIE" czy tytułowa rola w "BOLESŁAWIE ŚMIAŁYM". A baron Kjan w "HRABINIE COSEL" to rewelacja. Uwielbiam Gogolewskiego w roli inteligentów. Ma świetną dykcję i mimikę twarzy. Tak, to prawda - najlepszy Bond to zdecydowanie Timothy Dalton. George Lazenby faktycznie nieco za młody, ale też gra w tym samym stylu, co Dalton - ten styl Bonda z książek Fleminga. Z kolei Connery czy Moore już rzeczywiście bardziej byli komiczni i trochę też tacy... Nieco szowinistyczni, jeśli to dobre słowo. A do tego te ich gadżety... Za dużo ich używali. Brosman tak samo - taki nowoczesny, gadżetów pełno i ciągle niszczy swoje bryki :) Aha, a więc sam Tolkien uważał, że Christopher Lee idealnie pasowałby do roli Gandalfa? No cóż, a jednak doskonale się sprawdził jako Saruman Biały. Bo był w tej roli doskonały - ten uśmieszek, ten głos, ten fałsz i słynne "Bądźmy rozsądni, przyjacielu". To "przyjacielu" ma w sobie tyle fałszu i zakłamania, że po prostu lepiej zagrać tego nie było można :) Dokładnie tak - wiele narodów jest bardziej skłonnych do przemocy i nawet ludobójstwa. I coś mi mówi, że im dalej na Wschód, tym dziksze tereny i bardziej brutalne. Właśnie, bitwa pod Batohem zasługuje na miano "małego Katynia". Chmielnicki, jeśli mnie pamięć nie myli, wydał wszystkich polskich jeńców Tatarom, a ci ich bez wahania wymordowali. I chyba Kozacy też swoje dołożyli. Brat Jana III Sobieskiego - Marek Sobieski - zginął podczas tej rzezi, co nawiasem mówiąc zwiększyło nienawiść przyszłego króla Polski do tego narodu i przekonało go, że tych ludzi na wojnie trzeba bezwzględnie zwalczać. Czyli zakończenie "WOŁYNIA" też odbierasz tak samo? Bo moim zdaniem główna bohaterka ocalała odnaleziona przez swego ukochanego i na końcu odjeżdża wozem poza granice Ukrainy. Film mnie chwilami przerażał, choć mam dość mocne nerwy i mało co może mnie na ekranie przestraszyć czy wręcz zaszokować, a tutaj się to udało. A scena zabicia polskiego emisariusza... Straszna. Rozerwanie końmi jak w XVII wieku... No i tak, jak mówisz - ten fałsz malujący się na twarzy oprawcy... Jeśli zrobić listę najstraszniejszych scen na ekranie, ta byłaby na tej liście i nie wiem, czy nie na jednym z pierwszych miejsc. Marek Kondrat najbardziej mnie bawi w Teatrze Telewizji "IGRASZKI Z DIABŁEM". Widziałeś? Uwielbiam go w roli diabełka Lucjusza :) Boguś Linda faktycznie ma rzymską urodę i na patrycjusza z czasów Nerona doskonale się nadał. Poza tym udało mu się doskonale oddać klasę swojej postaci. A wiele kwestii, które wygłasza spokojnym, ironicznym tonem po prostu wywołuje uśmiech na twarzy. Przyznam Ci się, że Petroniusz wydaje mi się o wiele ciekawszą postacią niż sam Winicjusz. Ma bogatszą osobowość i jest ponad to wszystko, co się dzieje w Rzymie. Uwielbiam film "SARA", choć ma może nieco naiwną fabułę, ale za to dowcipne teksty Lindy połączone z tym jego twardym charakterem, który wcale nie zaprzecza istnieniu jego wrażliwej natury sprawia, że przyjemnie się ogląda Bogusia w tej roli. Prócz tego tak samo, jak Franz Maurer, tak Leon postępuje "w imię zasad". A tak, w "SARZE" oglądają kilka razy "OJCA CHRZESTNEGO" i gangster Józef grany przez Perepeczkę mówi, że tamtejsza mafia ma klasę - nie to, co u nas :) "CHŁOPCÓW Z FERAJNY" jeszcze nie widziałem, ale muszę koniecznie zobaczyć. W końcu to klasyka kina, a klasyka jest warta poznania i ma to do siebie, że wiecznie jest genialna :)
To prawda, na najwyższych szczeblach drabiny społecznej zawsze trafiały się zdegenerowane jednostki o dość dziwacznych upodobaniach - pijacy, seksoholicy, dewianci itp. którzy wiedzieli, że są bezkarni dzięki swej pozycji. Warto w tej sprawie poczytać Elwirę Watałłę, której książki już Ci poleciłem. W starożytnym Rzymie było takich ludzi chyba najwięcej. A wielu z nich miało takie dewiacje, że niewielu zdołało ich przebić - takim wyjątkiem był np. słynny markiz de Sade, któremu mało kto dorównał w jego chorych dewiacjach. Dumas ojciec był moim zdaniem prawdziwym mistrzem w ukazywaniu satyry na ludzkie zachowania. Umiał doskonale kpić sobie ze szlachty, królów, duchowieństwa, mieszczan i w ogóle każdego. "TRZEJ MUSZKIETEROWIE" mają najwięcej takich satyr - np. jak pan Coquenart ugaszcza u siebie Portosa i to jak najgorszym obiadem dowodzącym jego skąpstwa (choć śpi na pieniądzach), a do tego częstuje go winem z tak wielką domieszką wody, że z każdym wypitym kielichem było tam coraz mniej alkoholu :) To chyba trochę nawiązanie do Moliera, również wielkiego satyryka - w "SKĄPCU" wszak mamy scenę, jak Harpagon każe słudze przygotować najskromniejszą ucztę zaręczynową, jaką się tylko da, a potem resztki, jakie zostaną odesłać do sklepu, aby choć trochę koszt uczty się zwrócił. A nawiasem mówiąc w "WICEHRABI DE BRAGELONNE" pojawia się Molier i udając krawca zdejmuje zabawnie miarę z Portosa na jego nowy strój i potem wpada na pomysł napisania sztuki "MIESZCZANIN SZLACHCICEM", gdzie Portos jest pierwowzorem pana Jourdain :) To podobnie, jak w serialu o młodym Indianie Jonesie, jak Indy wykonując zadanie dla alianckiego wywiadu musi założyć sobie telefon, ale... musi przebyć masę formalności, co skutkuje tym, iż dostaje szału i wyraża swoją złość krzykiem. Wówczas lituje się nad nim młody urzędnik, który pomaga mu przebrnąć przez to szybciej niż normalnie i założyć w swoim mieszkaniu telefon. Tym urzędnikiem był... Franz Kafka, który po tej przygodzie wpada na pomysł napisania swej słynnej książki "PROCES" ukazującej absurd systemu prawnego, w którym musi żyć :) Wersja Burtona rzeczywiście jest bardzo dobra, Kraina Czarów jest tu co prawda bardziej mroczna, ma wiele ciemnych barw i czarnego humoru - typowego dla tego reżysera - ale nadal jest zachowany absurd wielu spraw w tym świecie. Ja, przyznam Ci się - oglądając ten film prawie cały czas się uśmiecham, tak ten film pozytywnie na mnie działa. Druga część mocno mnie zawiodła, a zwłaszcza przez postać Czasu, którego nie tak sobie wyobrażałem. Bardzo serdecznie Ci więc polecam tę wersję "ALICJI W KRAINIE CZARÓW" - musical dwuczęściowy, pierwsza część jest na podstawie pierwszej książki, druga na podstawie drugiej. Alicja jakby żywcem wyjęta z oryginalnych ilustracji do tej książki, postacie świetnie ucharakteryzowane i dobrze grają, rewelacyjne piosenki dodające klimatu historii, a do tego absurd książek Lewisa Carrolla doskonale ukazany. Moim zdaniem najlepsza ekranizacja :)
Ja pierwszą przygodę z królem Arturem miałem dzięki bajce Disneya "MIECZ W KAMIENIU", gdzie Merlin pomaga sir. Hektorowi wychować młodego Artura, który na końcu bajki wyciąga miecz z kamienia i okazuje się być prawowitym władcą Anglii. Uwielbiam tę bajkę, a zwłaszcza Merlina, który tutaj zna przyszłość i dużo podróżował w czasie, dzięki czemu ma w swym domu miniatury przyrządów zbudowanych wiele lat później np. model lokomotywy czy zabawkę-samolocik. I zawsze mnie bawi to, jak Merlin się obraził na Artura i poleciał na Bermudy w XX wieku, a potem wrócił, gdy Artura koronowano. Wrócił... w bermudach, koszulce hawajskiej, czapce z daszkiem i okularach przeciwsłonecznych :) Nawiasem mówiąc znam serial animowany "PORAŻKI KRÓLA ARTURA", który doskonale parodiuje legendy arturiańskie. W seriali Artur zaleca się do Ginerwy, która obiecuje, że "MOŻE" za niego wyjdzie, jeśli spełni jej kaprys, a Artur jak kto głupi pędzi na złamanie karku, aby to zrobić, w czym pomaga mu wierny, choć gamoniowaty Merlin :) Świetna parodia, można się popłakać ze śmiechu. Ciekawa jest też bajka "KRÓL ARTUR I RYCERZE OKRĄGŁEGO STOŁU" z 2002 roku, gdzie Ginewra w przeciwieństwie do legend nie zdradza króla z Lancelotem, bo kocha Artura, a Lancelota jedynie lubi i traktuje go jak brata, który jest tu oddany jej i królowi i wraz z Merlinem chroni Camelot przed intrygami Morgany i jej syna Mordreda. Tak, bardzo to smutne, że Ginewra zdradzała Artura z Lancelotem, choć jej zdrada według różnych wersji wyglądała różnie. W jednych Ginewra jest ukazana jako dobra i szlachetna, która wbrew honorowi kocha Lancelota, bo to silniejsze od niej... W innych z kolei jest wredna, kapryśna i zarozumiała, a dla jej kaprysu raz Lancelot pozwala sobie przegrać turniej, aby dowieść, jak bardzo ją kocha. Tak, zdecydowanie potępić ją należy, ale zgadzam się, iż palenie na stosie to już przesada. "TYTUS ANDRONIKUS" to zdecydowanie jedna z najlepszych sztuk Szekspira, choć zarazem najbardziej krwawa - bardziej krwawego dzieła Szekspir nie napisał. Warto je poznać, bo przy okazji pokazuje, jacy ludzie potrafią być chorzy, gdy w grę wchodzi zemsta. Tak, klasyka jest wieczna i jeśli chodzi o mnie, to ja z największą przyjemnością zawsze do niej powracam. Tak, to prawda - "KAMIENIE NA SZANIEC" miały opisy, w jaki sposób przesłuchiwano Rudego na gestapo, ale w filmie trochę zbyt dokładnie to pokazali. Zbyt brutalnie to wyszło. Aha, to ciekawego. A więc to w odcinku "ŻELAZNY KRZYŻ" Kloss miał zginąć? Tak, dobrze, że z tego zrezygnowano. Nie wyobrażam sobie takiego zakończenia przygód J-23 :)
Dziękuję, naprawdę bardzo przyjemnie mi to słyszeć. Tym milej mi się więc z Tobą rozmowa, bo lubię służyć wiedzą, ale i od Ciebie dowiedziałem się wiele. No proszę. A ja z kolei jestem wiekiem zbliżony do Atosa, gdy ten poznał d'Artagnana - według pierwszej części miał on na początku akcji 33 lata. Ja jeszcze tyle nie mam, jestem kilka lat młodszy, ale faktycznie porównanie nas do Atosa i d'Artagnana jest tu jak najbardziej adekwatne. Myślę, że już masz ogromne pokłady wiedzy i obaj możemy swoją wiedzę uzupełnić naszymi rozmowami :)

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Zgodzę się w odniesieniu do Wiedźmina, Żebrowski dobrze oddał tę rolę, nawet nieco cieplej niż w książce; ale nawet jego świetna gra nie zamazała śmiesznych potworów. Tak, hrabia podobnie jak Papkin był marzycielem i poszukiwaczem przygód, ale okazał się dobrym patriotą i skutecznym oficerem. Stanowił przykład dla pośledniej szlachty, tak jak powinien każdy magnat. Zdecydowanie bardziej szanuję ród Horeszków, niż Sopliców właśnie za niezłomne oddanie Polsce i brak uległości dla zaborcy. Rozumiem także doskonale postępowanie Gerwazego, który jak nakazywał honor, szukał zemsty za zamordowanie seniora. Niestety poloniści w szkołach, wpajają ustaloną odgórnie interpretacje- Stolnik miał kamienne serce, sędzia był czcigodnym tradycjonalistą, a nadzieją jest Tadeusz. Dzieło dużo traci, jako lektura- niewielu jest młodych czytelników którzy podchodzą do niego jak należy. Podobnie jest zresztą z innymi lekturami. Chociażby niezwykle mądra i wartościowa powieść "Jądro Ciemności", znienawidzona przez młodzież, która jej nie rozumie.
Cytat Portosa rzeczywiście skłania do refleksji, nad bezsensownością wojen religijnych; gdzie rodacy składali z siebie krwawe ofiary na ołtarzach. Ale kardynałowi chodziło przede wszystkim o autorytecie władzy królewskiej, który nie mógł zostać zakwestionowany w tak kluczowym okresie. Tak, baron du Vallon w żadnym razie nie był głupcem. Po prostu gardził intrygami, był wiernym przyjacielem, człowiekiem czynu i działania. Haha, cała historia Muszkieta bawiła. :-). Rzeczywiście, pozycja Polski mogłaby być silniejsza, gdyby Zygmunt poszedł w ślady władców Anglii w polityce religijnej. Był to szczególnie odpowiedni na to okres, gdyż wszystkie państwa Europy wykorzystywały słabość Kościoła do swoich celów. Niestety, obawy przed kastą szlacheckich wyborców jak zwykle były silniejsze niż wola działania. No tak, teraz powstają za to takie perełki jak Korona Królów... Oglądałeś może? Jeśli nie, to naprawdę wielkie szczęście.
Franciszek Pieczka od początku był idealny do roli Czepca ze względu na śląskie pochodzenie i akcent. Racja, że Pan Wołodyjowski najbardziej trzyma się i oddaje ducha powieści; ale mimo wszystko nie miałby mojego pierwszego miejsca. Ostatnia część Trylogii, nie oszukujmy się, najmniej ma rozmachu, polityki i działań wojennych. Skupiona jest na jednym bohaterze (prawda że wspaniałym) i większość to wątki romantyczne. Dlatego może najbardziej udała się ekranizacja. Ja z filmów najbardziej chyba lubię Ogniem i Mieczem, a z powieści... prawdopodobnie Potop, chociaż to strasznie trudno zdecydować. Książę Jeremi Wiśniowiecki i Bohdan Chmielnicki to chyba najbardziej barwne postaci polityków z serii, ale w Potopie są rewelacyjne opisy bitew i tła politycznego. Jeśli chodzi o hetmana Zaporożczyków, w filmie jego postać uszlachetnili. Pokazany jest, jako idealista, który walczy o niepodległość. Powieść ukazuje wahania Chmielnickiego, który szybko otrzymał wielką władzę i długo szuka prawdziwego celu politycznego, wspomniany jest też problem alkoholowy. Najbardziej szkoda Rocha Kowalskiego. Wątek z próbą rehabilitacji i zabicia w walce Karola Gustawa był bardzo dobry, tak jak późniejsza szlachetna śmierć bohatera.
Haha, mamy dokładnie te same ulubione sceny w Indianie. Nic dodać nic ująć do obu filmów :-). Racja, postaci Marcusa i Sallaha dodawały kolorytu. Aha, teraz już rozumiem. Zatem dla nieśmiertelności trzeba było pozostać w jaskini, trochę szkoda bo początkowo łudziłem się, że Jones i jego ojciec będą odporni na starość. Oczywiście, pamiętam tę scenę z Ruskimi. Okazuje się, że nawet Amerykanie nie są w stanie zabezpieczyć należycie swych skarbów. Faktem jest, że Niemcom najbardziej zależało na gromadzeniu zabytków i starożytnych artefaktów. Liczne źródła wspominają o tej obsesji Hitlera na punkcie mistycyzmu. Sowietom zaś zależało przede wszystkim na przewadze w wyścigu zbrojeń.
Szowinistyczni, niestety to prawda. Bardziej cechowała ich brutalność, niż postawa gentelmana, jak u oryginalnego Bonda. Zaś Brosman był po prostu jednoosobową armią- wysadza czołgi, samoloty, kosi dziesiątki żołnierzy z karabinu i wychodzi z marynarką bez jednej zmarszczki :-). Później niestety poszli radykalnie w drugą stronę- dostaliśmy rudego Craiga z kamienną twarzą, który nie raz otrzymuje ciężkie rany lub zagląda do kieliszka.
Prawda to, wschodnie ludy wychowywane zostały w zupełnie innej kulturze. U Słowian Wschodnich bardzo widać wpływy tatarskie. II Wojna Światowa zwłaszcza była czasem, w którym każdy naród ujawnił swoje najgorsze lub najlepsze cechy. Szczególnie przykuwa uwagę, że żołnierze rosyjscy lub japońscy niemal w ogóle nie znali paniki, czy tremy wojennej; co wzbudzało niedowierzanie rasy germańskiej. Podobnie, jak ich postępki w obozach (bardzo często członkowie SS wyręczali się kolaborantami). Prawdziwa pogarda dla śmierci.
Taak, oglądałem dawno temu kilkakrotnie Igraszki z Diabłem i sztuka jest bardzo dobra. Zawsze się doskonale bawię zwłaszcza przy scenie, jak Marcin gra z diabłami w karty. :-) Lubię bardzo motyw Złego w filmie i literaturze, ale niezwykle rzadko jest pokazany jak należy, tak jak w Mistrzu i Małgorzacie, czy Doktorze Faustusie.
Mam takie samo zdanie. Petroniusz to najciekawsza postać Quo Vadis i najbardziej inspirująca. Prawdziwy oświecony, wspaniałomyślny magnat- Linda się sprawdził idealnie.
Chłopców z Ferajny naprawdę gorąco polecam. Nawet, jak nie jest się fanem filmów o mafii, ten po prostu oczaruje obsadą, klimatem i kunsztownym realizmem, sporo też czarnego humoru. Dumas faktycznie nawiązuje do Moliera. Ach, scenę u prokuratora czytam dziesiątki razy i zawsze bawi do rozpuku. Podobnie, jak postać Harpagona i jego rozsądna oszczędność. Louis de Funes jest w takich rolach, jak znalazł :-). Nie wiedziałem, że w serialu o Jonesie też były takie ciekawe aluzje. Tym bardziej muszę go niebawem obejrzeć, do czego się już od dawna przymierzam. Skoro wersja jest lepsza nawet od Burtona i bliska oryginałowi, to z pewnością niedługo obejrzę. Interesujące parodie Artura i warte uwagi.
Również bardzo się cieszę z naszych bogatych rozmów. Tak trudno o nie w ostatnim czasie na Filmwebie.

niwrok_2015

To prawda, te potwory w "WIEDŹMINIE" chwilami wołają o pomstę do nieba. Ale aktorzy moim zdaniem grają bardzo dobrze. Żebrowski jest doskonały i jak słusznie zauważyłeś, że nawet bardziej ciepły. Lubię odcinek 9, jak Geralt poznaje Ciri i zaprzyjaźnia się z nią. Zamachowski - choć fizycznie niezbyt pasuje do roli Jaskra, to go uwielbiam. A do tego Żebrowski i Zamachowski najpierw w "OGNIEM I MIECZEM", a potem w "WIEDŹMINIE" jako duet są genialni. A Jaskier w wykonaniu Zamachowski bardzo mnie bawi - a zwłaszcza w odcinku 7, w scenie, jak Vespula wyrzuca go z domu. To jest tak zabawne, że hej. A potem scena w karczmie, jak wychodzi na jaw, że Jaskier spędził poprzednią noc... z Dudu pod postacią Vespuli (co strasznie rozbawiło Geralta, zwykle poważnego i nie rzucającego żartami) xD
Właśnie czytałem w kilku opracowaniach lektur, że Hrabia był porównywany do Papkina z zaznaczeniem, iż umiał on jednak walczyć, kiedy trzeba, bo Papkin tylko w gębie był mocny, a z działaniem było różnie. Jeśli chodzi o mnie, to muszę się przyznać, że moja praprababka ze strony ojca była szlachcianką ziemską, ale potem jakieś tam sprawy zaszły i cóż... Już majątek przepadł, ale wielkopańskie maniery u niektórych członków mojej rodziny pozostały. I to niestety nie jest coś pozytywnego - bo trudno nazwać pozytywnym wywyższanie się i robienie z siebie wielkiego pana. Ale to taka mała dygresja z mojej strony. Więc tak czy siak ja to mam lekką słabość do takiej ubogiej szlachty, która słynie z waleczności. Ale też z drugiej strony uboga szlachta często tak, jak mówiłem - robiła z siebie wielkich panów, choć wręcz im słoma z butów wychodziła. Ale mieli się za panów, bo co szlachcic, to szlachcic. A z kolei magnat mający się za wielkiego pana może drażnić, ale przynajmniej jest panem z urodzenia i wychowania, a jaśnie pan mający tylko kawałek roli (a niekiedy nawet i tego nie miał), szablę i wąsy od ucha do ucha to po prostu zwykły szlachetka, a ma się za jaśnie pana, bo może głosować i więcej znaczy od chłopa, co budzi mniej godne szacunku uczucia. Powiem tak: nie cierpię wywyższania się kogokolwiek, ale rozumiem jeszcze pana z urodzenia i wychowania, bo taki człowiek zwykle ma jakąś godność osobistą. A gość, który wczoraj był nikim, a dzisiaj jest wielkim panem i wywyższa się, budzi politowanie. Więc częściowo podzielam Twoje zdanie, choć nadal uważam, że Stolnik postąpił nie fair wobec Jacka, bo po prostu go wykorzystał, aby kaptować zwolenników na sejmie. Co prawda kaptował ich w celu zawiązania konfederacji w obronie Konstytucji 3 Maja, ale zawsze nie fair postąpił wobec Jacka. To wyglądało, jak w powiedzonku: Murzyn zrobił sobie, Murzyn może odejść. Może przesadzam, ale jestem w stanie zrozumieć Jacka - zwłaszcza, że miał taką popularność wśród szlachty i powodzenie u kobiet, a tu nagle taki afront. Dla dumnego szlachcica to była ogromna uraza. Poza tym kochał szczerze Ewę. Trudno mi go potępić. Ale też łapać za broń i mierzyć do Stolnika nie powinien - co prawda nie pociągnął za spust, broń wypaliła sama, ale... Tak czy siak Gerwazego też rozumiem, bo w końcu kochał Stolnika, był mu oddany, a Stolnik zasłużył na jego miłość, więc Gerwazy miał prawo się mścić. Choć mordowanie niewinnych członków rodu Sopliców - pięciu wszak zabił, wielu innych poranił. I za co? "Że ktoś miał wariata, banitę bratem, to co? Karać go za brata? To mi po chrześcijańsku?" - pytał Bartek Prusak. Moim zdaniem obie strony w tej stronie są winne. Bo Horeszko tym, że wykorzystał Jacka doskonale wiedząc o uczuciu łączącym jego i Ewę, a Jacek tym, że trochę za dużo sobie wyobrażał i dość naiwnie dał się wmanewrować w gierki Stolnika, a potem z powodu urażonej dumy zmarnował życie matce Tadeusza poślubionej tylko z zemsty na Ewie, która nie walczyła o ich miłość, a potem zabijając Stolnika. Moim zdaniem Tadeusz i Zosia mogli jednak pogodzić dwie zwaśnione rodziny i dać nadzieję na zażegnanie na zawsze wszystkich konfliktów między nimi.
W sumie widać pewną sporą różnicę między panem z urodzenia czy panem z awansu społecznego. Bo zobacz Atosa i Portosa. Obaj byli wielkimi panami, ale Atos był z pochodzenia i wychowania i zobacz, z jaką godnością się zawsze zachowywał. Z kolei Portos był panem dzięki ożenkowi i jego popisywanie się budziło raczej śmiech. Nawet sama Anną Austriaczka mówi do d'Artagnana (gdy ten stawia jej warunki Frondy, za których spełnienie obiecał uwolnić Mazarina), że Portos, jak zostanie baronem, tylko wzbudzi śmiech sąsiadów. Na co d'Artagnan odpowiada, że Portos zabije kilku w pojedynku i reszta sama przestanie się śmiać, co zresztą (jeśli mnie pamięć nie myli) miało potem miejsce. Ale Portos zdecydowanie głupcem nie był, Milady nim gardziła pewnie z powodu jego popisu w kościele, gdy na złość swej kochance właśnie Milady podał wodę święconą. To było jawne popisywanie się, co mogło wzbudzić w Milady negatywne uczucie. Ale prawda jest taka, że jak mówisz - Portosowi były obce intrygi, wolał wszelkie spory czy starcia z wrogami rozstrzygać walką i zawsze uczciwą, a w intrygach się nie orientował, co też stało się jego zgubą, bo Aramis to podle wykorzystał potem w sprawie Żelaznej Maski. Ale tak, cytat Portosa o bezsensie wojen religijnych jest trafny. Na szczęście Richelieu to nie Katarzyna Medycejska, nie zwalczał hugenotów z powodów religijnych - chodziło o ich separatystyczną działalność i chęć wymuszenia tego i owego na królu, a dla kardynała władza królewska musiała być respektowana. I tak potem okazano obrońcom La Rochelle łaskę - żmija Kasia z Medyceuszy by ich wszystkich powywieszała i podziwiała ich zwłoki, jak to zrobiła ze zwłokami znienawidzonego admirała Gasparda de Coligny. Richelieu to zdecydowanie nie ten typ polityka i budzi mój szacunek przez to. A w sprawie religii ja nie miałbym nic przeciwko królowi stojącemu na czele polskiego Kościoła, któremu państwu płaci podatki, a nie Watykanowi - moim zdaniem Polska o wiele lepiej by na tym wyszła. Zygmunt II August niestety na to się nie zdobył, a Henryk VIII tak. Nawiasem mówiąc wiele łączy tych władców. Obaj popełnili coś w rodzaju kazirodztwa - Henio poślubił wdowę po bracie, a Zynio siostrę swej pierwszej żony. To były kazirodztwa, na których pozwolenie wydawał papież. No i obaj poślubili swoje kochanki - Henio Annę Boleyn, a Zynio Barbarę Radziwiłłównę. No i obaj zmarli w wieku zaledwie po pięćdziesiątce, nie dożyli sześćdziesiątki. I wiele wskazuje na to, że obu zabił syfilis, a już na pewno naszego króla. Zwróciłeś na to uwagę?
Oglądałem kilka pierwszych odcinków "KORONY KRÓLÓW", ale przestałem to robić, kiedy okazało się, że to po prostu telenowela historyczna, a nie porządny serial. Podobała mi się aktorka grająca żonę Kazimierza Wielkiego - prześliczna i w moim stylu: blondynka, niebieskie oczy i ładne piegi na buzi. Ale cóż... To nie nadrabia braków w fabule, a te są niestety spore. Takie perełki dzisiaj powstają. Polska się chyba wypaliła w kręceniu dobrych dzieł historycznych. Właśnie, słyszałem nieraz, że Franciszek Pieczka jest Ślązakiem, ale nie byłem pewien czy to prawda. A jednak. I jako Czepiec był genialny - i w filmie Wajdy i w teatrze telewizji. Poza tym jako młody miał w sobie coś z chłopa chętnego do bijatyki. No, a co do Trylogii, to się zgadzam - ostatnia część ma najwięcej z romansu, a najmniej z batalistyki, choć akurat moja mama, lubiąca romanse właśnie za to najbardziej ją lubi :) A pan Wołodyjowski to jej wielka miłość z dawnych lat xD Inne panie się kochały w Azji czy Kmicicu (obaj wszak grani przez bożyszcze kobiet Olbrychskiego), a ona nie - Łomnicki "Wołodyjowski" to był jej idol. Ale jeśli chodzi o części Trylogii, to cóż... Myślę, że faktycznie "POTOP" jest najlepiej opisany. Ma najwięcej przygód, najciekawszą fabułę i w ogóle. Poza tym Kmicic i Oleńka to para o wiele ciekawsza niż Skrzetuski i Helena, którzy kochają się w sobie, choć... ile się widzieli na całą historię? Ile się znali? Parę dni? Kmicic i Oleńka przynajmniej mieli więcej czasu na rozwój swego uczucia. Poza tym Kmicic to zawsze ciekawsza postać niż uosobienie wszelkich cnót Skrzetuski - prawdziwy Skrzetuski był o tyle ciekawszą postacią, że był pijakiem, awanturnikiem i w ogóle nieźle narozrabiał. Nic mu nie było straszne, więc bez wahania wymknął się ze Zbaraża, aby zawiadomić króla o sytuacji obrońców. To dopiero ciekawa postać - jakby ukazać go bliższym prawdy historycznej wyszła by ciekawa postać zamiast wzoru do naśladowania... i dzieciorób (zrobił żonie 12 synów - moja mama zakrztusiła się, jak w jednej rozmowie jej o tym powiedziałem xD). A przy okazji prawdziwy Skrzetuski był z moich stron. No, prawie z moich, ale w ich sąsiedztwie mieszkał, więc jakby nie patrzeć, to był ktoś w rodzaju mojego krajana :) Właśnie, Chmielnicki w filmie jest ukazany trochę zbyt idealnie, jako człowiek walczący może nie tyle o wolność, co wręcz godność Kozaków. A w książce faktycznie był już bardziej skomplikowaną postacią. A nawiasem mówiąc wiesz, że powstanie Chmielnickiego w pewnym sensie wywołała Helena? Ale nie Kurcewiczówna, tylko inna, o którą walczyli Chmielnicki i Czapliński. Ale pewnie słyszałeś tę historię i to, jak ta pani smutno skończyła, bo wszak koniec jej żywota trudno nazwać radosnym. Ale cóż, jak się kto z Kozakami zadaje, to potem niech się nie spodziewa głaskania po główce za taką przewinę jak przyprawianie mężowi rogów z młodym kochankiem xD Jeremi Wiśniowiecki z kolei w powieści i filmie to już jest tak samo idealny i godny podziwu, jak Czarniecki i Sobieski. A jak już o wodzach mowach, to powiem Ci, że Janusz Radziwiłł tak nie do końca zasłużył na łatkę zdrajcy chciwego na koronę i nędznego sprzedawczyka. Boguś to inna sprawa, ale motywy Janusza była bardziej skomplikowane. Jednak jak się pisze powieść ku pokrzepieniu serc musi być porządny zdrajca do zwalczania, a Janusz pasował idealnie. Nawiasem mówiąc Hańcza zagrał go fenomenalnie, choć wiekiem nie pasował do tej postaci - Janusz zmarł mając czterdzieści-parę lat, a aktor był po siedemdziesiątce grając go. Ale cóż... Wielki aktor z niego był i uwielbiam go w tej roli. Poza tym ten charakterystyczny głos to też rewelacja. Rocha Kowalskiego mnie też bardzo żal - szkoda, że musiał go Sienkiewicz uśmiercić. Zauważ, że w każdej części Trylogii mamy jakiegoś siłacza, który potem ginie. Longinus Podbipięta, Roch Kowalski, a potem pan Muszalski - o którym mówią, że tylko Podbipięta siłą mógł mu dorównać. Zauważyłeś to? Ja na to zwróciłem uwagę za którymś razem - Sienkiewicz powracał w każdej części do jakiegoś schematu: siłacz o dobrym sercu ginie, wielki wódz prowadzi bohaterów po zwycięstwo, a w tle trójkąty miłosne.
Tak, pod względem humoru i wartkiej akcji, to jednak trzecia część jest najlepsza. Marcus Brody ciekawie ukazany, a Sallah równie genialny, co w pierwszej części, a w sumie nawet jeszcze lepszy. A ojciec Indiany Jonesa rozbawił mnie do łez swoimi wieloma tekstami. Ale czego innego można oczekiwać, gdy gra go Sean Connery, który do wielu swoich postaci dodał niesamowite poczucie humoru i genialne żarty. W wielu filmach tak ma i tutaj również. Po prostu jest perłą tego filmu i tworzy świetny duet z Fordem. No, ja tak właśnie zrozumiałem z tego, co mówił rycerz strzegący Grala - że ceną nieśmiertelności jest pozostanie w tej jaskini do samego końca i wiele wskazywało na to, że z Grala trzeba było pić regularnie. A co do starości, to zauważ, że Gral nie dawał przecież wiecznej młodości - rycerz wszak był już bardzo stary, po prostu miał siłę, aby żyć i tyle. To nie to samo, co odporność na starość. A więc zauważyłeś tę scenę podczas walki z Ruskimi - fragment Arki Przymierza wystający z jednej skrzyń po jej częściowym uszkodzeniu. Właśnie, Niemcy wiązali swoją władzę z religią i tym, że należy im się ona od Boga, z kolei Sowieci wiązali swoją władzę z ideologią i kultem swego wodza jako jedynego bóstwa na tej ziemi. No i naziści chcieli mieć symbole religijne do uzasadnienia swej władzy, a Sowieci po prostu potężną broń do podboju świata. Jakby nie patrzeć, to ciekawe różnice, dlatego z obydwoma walka Indiany była bardzo ciekawa. Choć sekta Thugów też niczego sobie - mieli wszak ambicję zawładnąć światem. Ale w sumie czego oczekiwać po szaleńcach? A po I wojnie światowej zdaje się, że przybyło ich bardzo wielu.
No dokładnie, sam bym tego lepiej nie ujął. Connery jako Bond chyba najwięcej używał przemocy. Co prawda można powiedzieć, że się nie cackał z wrogami, ale mimo wszystko czasami to wygląda tak, jakby Wielka Brytania chciała pokazać, że ich agenci są najlepsi i nikt ich nie pokona. Moore miał podobnie, choć łączył z tym jeszcze sztywne, brytyjskie maniery dżentelmena i dość ironiczne poczucie humoru. Dalton i Lazenby mieli najwięcej emocji w swojej roli Bonda. No i ich Bond nie był szowinistą zaliczający każdą panienką, jak tylko napotka na swojej drodze. Tak, z Brosmanem trafiłeś idealnie. Ostatnio obejrzałem "GOLDEN EYE" i cóż... Mamy tam rewelacyjnie zabawną scenę, jak Bond ściga swoją dziewczynę porwaną przez Ruskich jadąc za porywaczami... czołgiem! A jak! Demoluje pół miasta, robi rozróbę na całego i nawet się przy tym nie zadrapał. Normalnie ubaw po pachy człowiek z tego ma. To brzmi jak komedia, a nie poważny film o Bondzie. No i to, co mówisz - jednoosobowa armia, podobnie jak Legolas we "WŁADCY PIERŚCIENI" oraz "HOBBICIE" - sam jeden wykosi całą armię, robi zamieszanie na całego, demoluje pół okolicy, a potem wychodzi otrzepując ubranie. Nic dodać, nic ująć. A Craig... Mnie jakoś on do roli Bonda fizycznie nie pasuje. I jakby trochę za stary.
Właśnie, wpływy tatarskie naprawdę są ogromne w Europie, nawet w Polsce. Wydaje mi się, że te szable, jakie polska szlachta używała, to były właśnie w stylu tatarskim. No, a co do ludów na Wschodzie... Kozacy chyba niewiele ustępowali Tatarom w okrucieństwie wobec jeńców, jeśli w ogóle im ustępowali, w co wątpię. Aż chce się zapytać, kto się od kogo uczył okrucieństwa. Czy Kozacy od Tatarów, czy vice versa. Choć w sumie... Chyba jednak Kozacy od Tatarów. W końcu Tatarzy jako pierwsi i to już w XIII wieku najechali Europę i zalali ją niczym powódź. Szli jak taran i gdyby nie to, że ich chan zmarł i mieli problem z wyborem następcy, to by się nie wycofali i w Polska by mogła cała zostać zalana tą zarazą. Islam był zawsze agresywny i okrutny wobec wrogów. I chyba sporo z tego okrucieństwa na europejskie ludy Wschodu. Im bliżej azjatyckich krajów, tym gorsze okrucieństwo. Oj tak, Japończycy wykazywali się wielkim okrucieństwem i bezwzględnością podczas II wojny światowej. A do dzisiaj w bajkach i filmach japońskich dominuje wątek walk o coś i nie zawsze dobra ze złem, bo często po prostu chodzi o zwykłą rywalizację. Ale w sumie to czego oczekiwać po kulturze, która wyrosła na samurajach czy ninja?
Ja po prostu kocham tę sztukę. "IGRASZKI Z DIABŁEM" to jedna z moich ulubionych sztuk. A scena, jak Marcin gra z dwoma diabłami - Gajosem i Prochyrą - to perełka sztuki. Podobnie jak wizyta w piekle w pałacu Belzebuba i jak Kasia z widłami przeraziła diabły i chciała "chłopa" xD Poza tym doskonale dobrana obsada robi swoje. Plejada polskich aktorów to wielki atut sztuki. Rozumiem z Twojej wypowiedzi, że lubisz "MISTRZA I MAŁGORZATĘ", czy się mylę? Bo ja bardzo lubię. Woland to rewelacyjna postać. A widziałeś wersję polską z 1988 roku? Genialna ekranizacja tej książki, a do tego z całą plejadą polskich aktorów. Zaś Gustaw Holoubek jako Woland to wręcz perełka produkcji. Jak wypowiada swoje kwestie, to robi to w iście szatańskim stylu i szatańsko uroczym uśmiechem :) Anna Dymna jako Małgorzata jest rewelacyjna, Władysław Kowalski jako Mistrz idealny, a Zbigniew Zapasiewicz jako Piłat też nie odstaje w tyle za nimi. To prawdziwe gwiazdy polskiego kina i przyjemnie się je ogląda. A czy mówisz teraz o sztuce "FAUST" Goethego? Bo jeśli tak, to ją też bardzo lubię, choć bardziej pierwszą część, bo druga jest zbyt polityczna i za mało romantyczna moim zdaniem. Nie jest zła, jest bardzo dobra, ale bardziej pierwsza część do mnie przemawia. Poza tym uwielbiam postać Małgorzaty. A tak nawiasem mówiąc Bułhakow sporo się wzorował na tym dziele, gdy pisał swoją powieść. Już samo imię ukochanej Mistrza mówi samo za siebie, czyż nie? :) Dobre ukazanie diabła to rzeczywiście nie lada zadanie i nie każdy pisarz sobie z tym poradził. Mnie się podoba wizja szatana nie jako kogoś złego i podłego, ale jako uzupełnienie Boga, kogoś raczej figlarnego i bardzo pomysłowego, karzącego złych ludzi.
Petroniusz naprawdę to moja ulubiona postać z "QUO VADIS" i do tego w filmie Kawalerowicza Linda zagrał tę postać wprost rewelacyjnie. Odpowiednio wybrali aktora do roli. Przerasta talentem wszystkich innych aktorów u swego boku. "CHŁOPCÓW Z FERAJNY" więc muszę poznać, bo choć nie jestem co prawda wielkim miłośnikiem kina mafijnego, to jednak "OJCIEC CHRZESTNY" mi się spodobał, więc ten film także mi się spodoba.
Dumas ojciec to był mistrz i nawiązywał do innych mistrzów - w "HRABIM MONTE CHRISTO" nawiązał wszak do Szekspira, bo przecież Maksymilian i Walentyna to wyraźne nawiązania do Romea i Julii. Do Moliera też nawiązał i nawet ukazał jego postać w "WICEHRABI DE BRAGELONNE". He he he. Mnie ta scena obiadu u prokuratora też strasznie bawi, a najbardziej chyba to, że gospodarz doskonale wiedział, kim jest Portos dla jego żony, a mimo to udaje, że jest inaczej, a Portos udaje, że tego nie dostrzega. Istna gra pozorów :) Harpagon z kolei najbardziej mi się spodobał w wykonaniu de Funesa - a zwłaszcza w scenie, jak zakonnica chce od niego datek w kościele podczas mszy, a ten nie chce dać jej pieniędzy i musi przed nią wiać, bo ta nie zamierza ustąpić. I jeszcze na samym końcu też go goni :) A tak, w serialu "PRZYGODY MŁODEGO INDIANY JONESA" pojawia się wiele postaci historycznych, właściwie to w każdym odcinku pojawia się jakaś postać historyczna, która zawiera znajomość z Indym. I cóż... W jednym były niezłe żarty związane z biurokracją, gdzie Franz Kafka pomaga Jonesowi rozwiązać jego problem, a po tym wszystkim wpada na pomysł, aby napisać "PROCES" :) Tak, ten musical o Alicji w Krainie Czarów i po Drugiej Stronie Lustra jest naprawdę bardzo dobry i oddaje ducha książki i to bardziej niż wersja Burtona. Uwielbiam wersję Burtona, jest boska, ale nie można zaprzeczać, że cóż... Ma w sobie trochę za dużo mroku typowego dla Burtona. Ale cóż... W sumie ten mrok tutaj pasuje. Fabuła jest dość mroczna, a luźny i uroczy świat dzieciństwa wraz z dorosłością Alicji traci wiele uroku - tak, jak ludzkie życie. Nie sądzisz? :) Ale tak czy siak wersję musicalową Ci serdecznie polecam. Do tego mała słodka blondyneczka w roli Alicji z miejsca podbija serce widza. Moje podbiła :) He he he - tak, te parodie przygód króla Artura są godne uwagi, ja je osobiście po prostu uwielbiam. Zwłaszcza, jak w "PORAŻKACH KRÓLA ARTURA" Ginewra rzuca swój kaprys, Artur pyta: "Czy wtedy wyjdziesz za mnie?", a ona znudzonym tonem: "MOOOOOOŻE", a on się cieszy jak idiota i leci spełnić jej kaprys xD
Tak, to prawda. Ostatnimi czasy na Filmwebie dość trudno o bogate rozmowy na poziomie. Ale tym milej mi się z Tobą dzięki temu rozmawia. Bardziej doceniam takie rozmowy :)