Straszny farmazon. Zapowiadał się nieźle, ale im dalej w las, tym, paradoksalnie, bardziej ten film pustynnieje. Próba przekazania jakiejś głębi czy nadprzyrodzoności, przy jednoczesnym wymyślaniu "posłańców" w stylu "Miasta aniołów" jest niepoważne. Brzmi raczej jak drwiny ze sfery sacrum i rzeczywistości metafizycznej. Poza tym gra Malkovicha była dokładnym przeciwieństwem tego, czego bym mogła oczekiwać. Rozumiem, że zamysł był taki, że jest człowiekiem, który doświadcza więcej, głębiej, dotyka transcendencji, ale wyszedł z tego całkowicie beznamiętny, drętwy, smętny potworek, w którego ustach teksty scenariusza brzmiały jak jeszcze bardziej puste frazesy. I to puste spojrzenie, pozbawione empatii i pozbawione wszelkiej głębi. Jedna z gorszych ról tego aktora.