Już pierwsza scena rozgrywająca się w takt piosenki rockowo-popowej wzbudziła mój niepokój. Szybko został on jednak rozwiany - film wgniótł mnie w siedzenie i wycisnął łzy. Do czasu. Bo niestety im bardziej w głąb, tym gorzej. Film zmierzał po równi pochyłej w otchłanie kiczu. Wszystkiego było tu zbyt wiele. Przesada goniła przesadę. Czy to ma być coś na kształt antycznej tragedii z jakimś katharsis na koniec? Nawet, jeśli tak, wyszło to niestety dosyć żałośnie i utknęło w tanim sentymentalizmie. Film w początkowej części bardzo rozbudził moje nadzieje, by potem w wyjątkowo bolesny sposób je zawieść. Z kina wyszedłem zdenerwowany, że ktoś chciał mnie zrobić w bambuko. Wielka szkoda!
Nie byłbym aż tak surowy dla tego filmu, ale faktycznie więcej on obiecuje niż w rzeczywistości daje. Jako całość sprawił na mnie wrażenie zbyt wykalkulowanego, no i ostatni zwrot akcji, choć kluczowy dla filmu, przepełnił czarę goryczy... Ale muszę tu jednak dodać na obronę "Pogorzeliska", że obie panie grające główne role znakomite.
A tak poza tym to ja właściwie chciałem tu tylko napisać, że ta piosenka to "You And Who's Army?" grupy Radiohead z płyty "Amnesiac". Jak na rockowo-popową całkiem fajna (jak i cała płyta)....
Tak, znam Radiohead i bardzo lubię - od razu rozpoznałem. Ale nie o to chodzi. Ta muzyka zupełnie nie pasowała i do sceny i do filmu - jak mi się jeszcze wówczas zdawało. Upodobniło to pierwszą, dosyć przejmującą (choć także przeestetyzowaną scenę) do jakiegoś wideoklipu. To był bardzo nieprzyjemny zgrzyt. A aktorki rzeczywiście utalentowane i do tego piękne!
Skojarzenie z wideoklipem jak najbardziej słuszne, ale że filmy często otwierają takie właśnie wideoklipowe sceny, nie zgrzytnęło mi tutaj - tym bardziej że tekst piosenki nawet fajnie dopełniał to co widać na ekranie. Ale owe przeestetyzowanie było bolączką całego filmu - mnie nie przekonała w tej historii próba wciśnięcia jej na siłę we wspomniane przez Ciebie ramy antycznej tragedii.
Estetyka wideoklipu czasem w filmie się sprawdza, ale w tym jakoś zupełnie mi nie pasowała. Poza tym wszystko tu jakoś tak za bardzo wydumane. Choć pewne sceny na pewno na długo zostaną mi w pamięci.
Zgadzam się z tezą, równia pochyła, a szkoda bo mogło to być bardzo dobre kino antywojenne, ale niestety zostało przyćmione przez melodramatyczną historię rodem z telenoweli. Zdjęcia - bardzo miłe dla oka, aktorsko przyzwoicie, scena zatrzymania autobusu z muzułmanami - fenomenalna. Przeplatanie historii matki i jej dzieci, oraz zastosowanie fikcyjnych miejscowości i nie zdradzanie gdzie dzieje się akcja by nadać jej bardziej uniwersalnego charakteru (chociaż skojarzenia z Libanem są nieuniknione) też było udanym pomysłem. Ale co z tego, skoro rozwiązanie fabuły... eh. Co prawda wydźwięk zostaje ten sam - destrukcyjny wpływ wojny na ludzką psychikę, która potrafi dosięgnąć nie tylko tych którzy doświadczyli jej na własnej skórze, tylko gdyby nie te zbiegi okoliczności, za dużo ich.