Policjanci z warszawskiego Wydziału Zabójstw nawiązują kontakt z Worwzakonnikiem (Ryszard Filipski), który w świecie przestępców pełni rolę „sędziego”. W warszawskim półświatku działa Said (Waldemar Walisiak), odpowiedzialny za liczne porwania i morderstwa ormiańskich handlarzy. Said ukrywa się za granicą. Wor chce go wyeliminować rękami policjantów. Do tego celu wybiera oficera Wydziału Zabójstw Despero (Marcin Dorociński), któremu wystawia córkę Saida – Dżemmę (Weronika Rosati). Jedna noc niespodziewanie przeradza się w romans… Zwabiony Said wraca do Warszawy…
O filmie
Postać Saida jest autentyczna. Obecnie odsiaduje on wyrok w polskim więzieniu. Temat filmu i jego fabuła powstały na podstawie materiałów, które reżyser Patryk Vega zebrał podczas realizacji programów dokumentalnych dla TVP. To, czego nie można było pokazać w telewizji zostało zawarte w filmie. PitBull to opowieść o życiu i pracy policjantów z warszawskiego Wydziału Zabójstw, którzy niczym nie przypominają znanych z seriali supermanów. W tej pracy nie ma samotników. Łączy ich zawodowa solidarność i często – przyjaźń. Wciąż dokonują wyborów. Decyzje podjęte w pracy odbijają się na ich życiu osobistym. Muszą spotykać się i współpracować z bandytami, wtapiać się w środowisko przestępców. Płacą wysoką cenę za uprawianie tego zawodu. W zamian za to dostają pensję, która nie starcza ani na alimenty, ani na dom spokojnej starości po przejściu na emeryturę. Właśnie ci policjanci są często o krok od przejścia na drugą stronę barykady… a tak naprawdę są blisko nas. Zajmują się sprawami, które są tuż obok.
Rozmowa z Marcinem Dorocińskim
Kim jest Despero? Sławomir Desperski, 34 lata, kawaler, Sekcja Kryminalna Wydział ds. Zabójstw. Człowiek o silnym, ugruntowanym charakterze. Jak wyglądały twoje przygotowania do roli? Bardzo ważnym elementem w przygotowywaniu się do tej roli były próby z reżyserem i kolegami aktorami. Moim zdaniem, właśnie tak powinno być przy każdej produkcji. Praca przed zdjęciami odnosi efekty. Aktorzy czują się pewniej. Jeżeli reżyser wie, co chce zrobić i ustali pewne pryncypia, wtedy się łatwiej i lepiej pracuje. Dużo mi pomogły spotkania z prawdziwymi policjantami. Zobaczyłem, choć przez chwilę, jak wygląda ich praca. Jak układała się współpraca z reżyserem? Współpraca z reżyserem nie zawsze była kolorowa, natomiast dla mnie - bardzo wartościowa, dająca mi dużą szkołę, nauczkę i duże doświadczenie. Nie zawsze było łatwo, ale Patryk Vega jest osobą, która wie, co chce zrobić i bardzo mi się to podobało. Wydaje mi się, że każdego aktora potrafi przekonać do tego, co on sam chce osiągnąć. Środki jakimi to uzyskuje są różne. Jestem pod wrażeniem tego młodego człowieka. Niesamowite! Dobrze, że go tu nie ma, bo mu słodzę za bardzo… Granie scen intymnych… Nie mam dużego doświadczenia w graniu scen intymnych. W filmie zagrałem takie sceny może dwa razy. To jest trudne, bo zawsze jest coś takiego jak wstyd… normalny wstyd człowieka, który nie jest ekshibicjonistą. To bardzo dziwne doświadczenie. Patryk, jako jedyny przekonał mnie, że to watro tak zrobić. Zajęło to sporo czasu, ale udało mi się całkowicie odblokować. Byłem strasznie zły na Patryka, bo musiałem się wywnętrzać, ale… skubany… podszedł mnie jakoś tak… Wydawało mi się, że nie da się mnie podejść, że nie ze mną te numery, a jednak… osiągnął swój cel… Ale jestem pewny, że on wie, czego chce i użyje tego prawidłowo. Nie zrobiliśmy sceny dla sceny, czy żeby pokazać goliznę. Na pewno nie! Zdarzały się jakieś trudne momenty w pracy na planie? Praca z reżyserem nie należała do najłatwiejszych. Dla mnie najtrudniejsza aktorsko była intymna scena z Weroniką i scena śmierci Benka. Patryk musiał mnie wyprowadzić mnie z równowagi, i udało mu się to, a niewielu osobom się to udaje… Na szczęście Patryk ma ważną cechę, która bardzo mi się podoba u reżyserów… to znaczy… lubi aktorów. To ważne, bo jeżeli ktoś nie lubi aktorów, powinien robić filmy animowane… Jednocześnie Patryk ma dobre podejście do ludzi. Słucha ludzi, obserwuje, potrafi rozmawiać. To chyba samo mówi za siebie. Jestem bardzo zadowolony z pracy z nim i ze wspaniałymi kolegami na planie. „PitBull” to kolejne doświadczenie, które buduje mnie w moim zawodzie, który przecież nie jest kolorowy. Jak oceniasz swoją pracę? Pracowało mi się trudno, ale dobrze, więc mam nadzieję, że polubię siebie jak to zobaczę. Trudno mi oceniać czy moja postać będzie wiarygodna. Myślę, że o to trzeba zapytać reżysera. Spotykałeś się z prawdziwymi policjantami? Moi dwaj rodzeni bracia są policjantami - Pozdrawiam Mirka i Krzyśka! - więc wiem, że jest to bardzo trudny zawód. Oni nie są ani w sekcji kryminalnej, ani ds. Zabójstw. Kiedyś też chciałem zostać policjantem. Gdybym nie został aktorem być może… Wiem na pewno, że chciałbym tak pracować… albo… być strażakiem. Chłopaki robią trudną i bardzo potrzebną robotę. Dla potrzeb filmu zmieniłeś swój wizerunek…. Tak. To prawda. Spiłowałem sobie zęba, miałem inną fryzurę. Niektórym się to bardzo podoba. Nie wydaje mi się to żadnym „aj waj”, żadnym poświęceniem. Spiłowałem sobie zęba, bo jak rozmawiałem z chłopakami z policji, to mieli braki w uzębieniu. Jest to bardziej realistyczne... To był mój pomysł, który Patryk zaakceptował i wydaje mi się, że dobrze, bo już dość mam grania amantów...
Rozmowa z Andrzejem Grabowskim
Jakie było pana pierwsze wrażenie po przeczytaniu „PitBulla” ? Kiedy po raz pierwszy czytałem scenariusz „PitBulla” nosił on tytuł „Policja”. To było kilka lat temu. Wtedy dostałem propozycję zagrania Gebelsa. Scenariusz i postać Gebelsa bardzo mnie zafascynowały. Ta rola jest inna od tych, do których ostatnio przyzwyczaiłem moich widzów. Grywałem już podobne role, tylko że nośność teatru czy teatru telewizji jest mniejsza, niż nośność serialu, szczególnie komediowego. Zafascynowała mnie także geneza scenariusza „PitBulla”. Powstał on na podstawie autentycznych doświadczeń i przygód Patryka Vegi. Moje wrażenia były bardzo pozytywne. I bardzo czekałem na taką rolę… Kim jest pana postać? Nie można jej scharakteryzować kilkoma zdaniami. Jacek Goc jest szefem sekcji Wydziału ds. Zabójstw – to jego funkcja. A jakim jest człowiekiem? Przekonamy się po obejrzeniu filmu, bo ja sam nie wiem, co z tego wyszło. Chęci, oczekiwania a wyniki tych oczekiwań, często są bardzo różne. Myślę, że jest dosyć twardym facetem, ale także niezmiernie wrażliwym. Ma dwa oblicza: policjanta Gebelsa, i drugie – człowieka, który ma problemy rodzinne, z żoną, z dzieckiem… Jego wątek jest bardzo ludzki i mam nadzieję, że będzie wzruszający… Spotykał się pan z policjantami? Prywatnie nie miałem okazji poznać policjantów z Wydziału Zabójstw, ale Patryk, który jest doskonale przygotowany w tym względzie, bo przecież spędził z nimi kilka lat, dużo mi o nich opowiadał. Poza tym obejrzałem jego filmy dokumentalne o pracy policji oraz ich ocenzurowane fragmenty, które okazały się dla mnie ciekawsze, niż sam film. To pierwszy film Vegi, a już ma opinię profesjonalisty. Jak panu się z nim pracowało? Patryk jest bardzo wymagający. Ta ilość dubli, którą on robi na planie jest czasami niesamowicie duża. Ale to dobrze! Oczywiście człowiek się czasami denerwuje, bo wydaje mu się, że nic więcej nie da rady zrobić, oprócz tego, co zrobił. Ale jednak przy następnym dublu okazuje się, że można pokazać coś inaczej, dodać coś nowego. Ta rola była dla pana wyzwaniem? Sam pan przyznał, że widzowie przyzwyczaili się do innego pana wizerunku… Myślę, że ta rola będzie większym wyzwaniem dla publiczności, która nagle zetknie się z postacią zupełnie inną, niż te, które ostatnio kreowałem. Nie sądzę, żeby jedna rola w filmie odmieniła wizerunek serialowy, niemniej ten, kto obejrzy mnie w „PitBullu” będzie zaskoczony. Taką mam nadzieję… ale może sobie za dużo wyobrażam? Dla potrzeb „PitBulla” ogolił pan głowę i nie ma pan wąsów… Podoba się panu nowy wygląd? Na pewno nie pozostanę łysy. Cieszę się, że mogę powrócić do mojego starego wyglądu. Niewiele ról mógłbym zagrać z tak charakterystyczną fryzurą. Najbardziej dokucza mi brak wąsów. To zmieniło mnie najbardziej. Przyzwyczaiłem się do nich przez 30 lat. Jak się tak nagle odsłoni górną wargę to człowiek sam siebie nie poznaje. Nagle okazuje się, że robi się jakieś grymasy, dziwne miny… Myślę, że zmiana mojego wizerunku to dobry pomysł. Z tym wyglądam nawet bliscy koledzy mnie nie poznawali…
Rozmowa z Rafałem Mohrem
Kim jest postać, którą kreujesz w filmie Patryka Vegi „PitBull”? Nielat jest młodym, 25 – letnim policjantem, pracuje w Wydziale ds. Zabójstw. Jest dwa lata po studiach, czyli staż w policji ma niewielki. W związku z tym ma też małe doświadczenie zawodowe. Nielat to facet z problemami? Tak. Ma dosyć dużo problemów osobistych, a to rzutuje na jego problemy zawodowe. Największym jego kłopotem są narkotyki. Nielat pali heroinę Nie wiedziałem jak zachowują się heroiniści, zadzwoniłem więc do ośrodków, które leczą narkomanów. Trafiłem w Monarze na przemiłą Panią, która umówiła mnie z terapeutą, pracującym z ludźmi uzależnionymi. Heroina strasznie wciąga i praktycznie nie ma od niej odwrotu. Jak pracowałeś nad rolą? Chciałem zobaczyć jak wyglądają i zachowują się narkomani. Razem z chłopakiem z Monaru poszedłem na Dworzec Centralny. Ten chłopak codziennie o godzinie 11 i 14 wymienia zużyte strzykawki narkomanów na czyste. Wiele się wtedy dowiedziałem, wiele zaobserwowałem. To było przejmujące doświadczenie. Czy któraś ze scen w filmie była dla ciebie wyjątkowa trudna? Każda scena w tym filmie była trudna. Poziom emocji jest bardzo wyrównany i bardzo wysoki. Ta rola wymagała ogromnego zaangażowania. Miałem skomplikowane sceny, które wymagały ode mnie zimnej krwi i opanowania, np. scena morderstwa tirowca, wizyta u jego żony, sekwencja scen w deszczu. Jak układała się Twoja praca na planie? Z Patrykiem pracuje się fantastycznie, ale to nie znaczy, że łatwo. Patryk jest bardzo wymagającym reżyserem. Nie przepuszcza żadnego dubla, żadnej mikroreakcji. Bardzo mi się podobało zdanie Patryka "Kochani, skupmy się!". Myślę, że na długo je zapamiętam. Czy Twój policjant istnieje w realnym świecie? Wydaje mi się, że nie można rozgraniczać postaci, które są w naszym filmie na te, które istnieją i nie istnieją. Nielat ze swoim charakterem i problemami mógłby odzwierciedlać jakąś realną postać. Myślę, że są tacy młodzi policjanci, którzy mogą mieć podobne problemy w pracy. Myślisz, że „PitBull” spodoba się policji? Sądzę, że środowisko policyjne przynajmniej w części zgodzi się z tym, co zobaczy na ekranie. Mnie jest trudno powiedzieć, jakie jest środowisko policyjne, bo z nim nie obcuję na co dzień. Z tego, co słyszałem od kolegów, którzy są tajniakami i pracują w Wydziałach ds. Zabójstw czy Narkotykowym, to... policyjne środowisko takie właśnie jest. W naszym filmie jest nagromadzenie i postaci, i problemów. Nie wiem czy w życiu zdarza się tak wiele problemów w takim krótkim czasie, tak nawarstwione, i tak gęsto... ale na pewno te problemy istnieją i nie są one wymyślone. Sprawy, o których opowiada „PitBull”, są w 100% prawdziwe.
Rozmowa z Krzysztofem Stroińskim
W filmie Patryka Vegi „PitBull” gra pan jedną z głównych postaci - policjanta z Wydziału Zabójstw. Tak, starszego inspektora Mirosława Saniewskiego, dla kolegów – Metyla - wiąże się z problemem alkoholowym. To dziwny, słaby człowiek, o rozchwianych emocjach. Wytrącają go z równowagi drobiazgi i bywa, że traci nad sobą kontrolę. Poznajemy go w charakterystycznym dla wielu policjantów momencie, kiedy w praktyce zawodowej następuje, mniej więcej po 10 latach służby – wypalenie. Ujawnia się skłonność do psychicznych załamań i brak gotowości do codziennego zderzania się z ludzkimi tragediami. Metyl właśnie przechodzi taki kryzys. Staje się niewrażliwy na przejawy pewnych ludzkich dramatów. W innych angażuje się - z zawodowego punktu widzenia - po niewłaściwej stronie. Jest bardzo powściągliwy w mowie. Pewnie i ma coś do powiedzenia, ale jest gadaniem zmęczony. Naprawdę nie wie, co ze swoim życiem począć i nie odważyłby się na żadną próbę opisania tego stanu. Na czym polegały przygotowania do roli? Rozmawialiśmy z reżyserem o sposobach reagowania ludzi w trudnych życiowych sytuacjach. Szukaliśmy możliwie niebanalnych rozwiązań, niekoniecznie dotyczących zawodu policjanta. Metyl przez większość czasu ekranowego jest pijany, a jeśli nie jest pijany, to jest w jakimś innym ekstremalnym, odbiegającym od normy stanie. Sposób grania pijanego ustaliliśmy podczas pierwszej rozmowy. Założyliśmy, że wszystko, co kojarzy się z powszechnym, zewnętrznym opisem człowieka nietrzeźwego, powinno nas mniej interesować. Staraliśmy się myśleć kategoriami człowieka, który jest w stanie upojenia nie okazjonalnie, lecz ciągle. Metyl ma umiejętności maskowania się. Jest rutyniarzem i jego picie nie jest zbyt spektakularne. Przewraca się i bełkoce tylko w samotności. On w końcu dość sprawnie pracuje. Paradoks tej postaci polega na tym, że to, co rujnuje mu życie, w jakimś sensie pomaga mu w pracy. Metyl jest bardzo błyskotliwym człowiekiem, odnoszącym zawodowe sukcesy. Czy praca z Patrykiem Vegą, który do tej pory reżyserował filmy dokumentalne, była dla Pana stresująca? Kiedy rozpoczęliśmy zdjęcia nie miało dla mnie żadnego znaczenia, czy Patryk debiutuje czy nie. Miałem do niego całkowite zaufanie. Posiadł ogromną wiedzę na temat, którego dotyczy ten film. Był autorem scenariusza, scenariusza napisanego wspaniale. I spapranie tak napisanej roli, byłoby dla mnie nieszczęściem i nietaktem wobec autora. Już podczas prób w sposób bardzo klarowny, prosty i jednocześnie dość bezwzględny przedstawił ramy, w których miała się zamknąć moja rola. Ja wyobrażałem sobie Metyla inaczej i chwała Bogu, że w tym okresie wstępnym, przed realizacją, Patryk w sposób oczywisty przekonał mnie, że moje myślenie o tej postaci było banalne. Jak reżyser egzekwował od pana zagranie pewnych emocji? Jak wspomina pan pracę na planie? Patryk ma dość ujmujący sposób egzekwowania ustaleń… Z uporem używał, przynajmniej w stosunku do mnie, komendy "skup się!". I w momencie, kiedy byłem przekonany, że jestem już najbardziej skupiony, okazywało się, że zawsze jest jeszcze pole do skupienia. W „PitBullu” miałem do zagranie kilka świetnie napisanych scen, takich, co to się drugi raz nie trafiają. Kiedy się gra trzeba wierzyć, że właśnie robi się to najlepiej jak się umie. Ale na ile udało nam się przekroczyć barierę schematu? W końcu takie filmy już były… I czy udało nam się powiedzieć coś nowego? Chciałbym, żeby bezwzględność Patryka nie poszła na marne.
Rozmowa z Januszem Gajosem
Kim jest postać grana przez Pana? „Benek, młodszy aspirant Zbigniew Chyb, pierwsza sekcja operacyjna Wydziału ds. Zabójstw,52 lata, rozwiedziony, 29 lat służby w policji, wykrywalność: 86%, liczne odznaczenia,2 miesiące do emerytury.” Tak w scenariuszu brzmi urzędowa charakterystyka postaci, którą zagrałem w tym filmie… Do tej charakterystyki należałoby dodać, że tuż przed emeryturą Benek nie posiada nic poza nieudanym życiem osobistym i perspektywą nędznej przyszłości. Zgodził się Pan zagrać u debiutanta… Dla aktora pierwszym komunikatem o reżyserze jest scenariusz. To o czym i w jaki sposób zamierza opowiadać. W wypadku scenariusza autorskiego ten komunikat zawiera dodatkowe informacje. Właściwie podejmuję decyzję na podstawie tych pierwszych komunikatów. Naturalnie rozmowa po lekturze scenariusza potwierdza lub nie, słuszność naszych przypuszczeń. Czy ta rola wymagała od Pana poznania środowiska policyjnego? Przy pewnym doświadczeniu zawodowym przygotowania nie muszą iść zbyt daleko. W każdym wypadku gramy człowieka uwikłanego w jakąś sytuację życiową. Akcja PitBulla rozgrywa się w środowisku policyjnym, a więc należy zadbać o to, żeby wszystko co charakteryzuje tych ludzi było bardzo prawdziwe. Mam na myśli obcowanie ze sprzętem takim jak, broń, radiostacja i.t.p. Mamy tu również do czynienia ze slangiem, który trzeba sobie oczywiście w pewnym stopniu przyswoić. Przed zdjęciami obejrzałem film dokumentalny „Prawdziwe Psy”. Bardzo mi to pomogło. Które ze scen były najtrudniejsze, najmniej przyjemne? Zdjęcia robiliśmy przeważnie nocami. Duża dawka nocnych zdjęć nie należy do przyjemności, jeżeli w ciągu dnia ma się sporo obowiązków. Niektóre obiekty n.p. prosektorium nie były miejscami, w których chętnie się przebywa. Czy PitBull jest filmem sensacyjnym? Urok i trudność tego, co robimy polega na prawdziwym pokazaniu kawałka życia szeregowego pracownika najniższego szczebla policji kryminalnej. Nie graliśmy filmu o „policjantach i złodziejach”. Staraliśmy się pokazać prawdziwych ludzi operujących w najbrudniejszych rejonach ludzkiego życia. Nie są to kryształowi przedstawiciele społeczeństwa. Mają sporo grzechów na sumieniu, a życie plącze im się w rożny sposób. Po przeczytaniu scenariusza odniosłem wrażenie, że zanurzę się w czarnych kolorach.