Prawdopodobnie "Pierwszy reformowany" to film zbyt ciężki dla przeciętnego zjadacza pop-corn'u na sali kinowej. Zwraca uwagę na realne problemy ówczesnego świata i daje sygnał, że może być za późno by pewne zmiany odwrócić. Dziś wiele osób krytykuje ten film i apokaliptyczną wizję świata. A może to kościół sprzedał duszę diabłu? Dzieło Schradera subtelnie krytykuje pogoń kościoła za pieniądzem oraz wielki biznes, na którym zyskuje niewielka grupa sytych kotów, na czym cierpi planeta i przyszłe pokolenia. To film niezwykle potrzebny. Kto wie czy za 10-30 lat ktoś powie: "Cholera, oni mieli rację, a my tego nie dostrzegaliśmy i g**no zrobiliśmy by to zatrzymać"
Filmu jeszcze nie widziałam ale tematyka mnie zachęca i na pewno go obejrzę. Twoje spostrzeżenia na temat gdzie zmierzamy i jak to prawdopodobnie się skończy moim zdaniem są trafne. Nie uważam jednak, że pomoże tu film. Zmian ludzie muszą szukać w sobie a jedyne czego szukają i pożądają to pieniądze...i więcej pieniędzy...
Można tak spojrzeć, choć wciąż kieruję się w stronę wersji, że najważniejsze w tym filmie są uczucia księdza i Mary.
Mi się wydaje, że Mary jest nadzieją w tym filmie. Mimo, że wszystko jest dupy, a człowieka trapią ważne tematy egzystencjonalne to trzeba też brać pod uwagę rzeczy przyziemne.
No, "Cierpienia młodego Wertera" były dla mnie katorgą, może więc dlatego ten film mi nie podszedł?
Nikt tak nie powie. Bedzie sie jedynie propagowac przekonanie, ze to bylo nieuniknione.
temat odświeżony powiedziałabym i dodatkowo sfabularyzowany... szkoda, że takie filmy przechodzą najczęściej bez echa
jeśli komuś spodobał się, polecam Barakę z 1992 r. i Samsarę z 2011 r., gdyby ktoś wcześniej filmów nie znał
tak, aczkolwiek ten zlepek ma sens :) tzn. nie są one dobrane i ułożone w kolejności przypadkowo
'Barakę' z 1992 oglądałam i polecam jako uzupełnienie, w przeciwieństwie do tego filmu sławi piękno świata.
No dobra, ale po co w pierwszym zdaniu obrażasz tych co jedzą pop corn? Taki jesteś lepszy "na dzień dobry"?
Co do samego filmu. Jest trudny i nietuzinkowy, ale w sumie niczego u mnie nie wniósł czego bym już nie wiedział. Tezy w nim zawarte są nie tylko oczywiste ale podane w zbyt delikatny sposób. Jestem przekonany, że więcej duchownych przeżywa podobne rozterki. Sama realizacja filmu z jednej strony zachwyca surowością, ale z drugiej jest nużąca bo 2 godziny serwuje to samo, zaś tezy (jak już pisałem) porusza oczywiste i banalne. Ogólnie jestem rozczarowany. Ale może za dużo pop cornu w życiu zjadłem.
Pośród wszystkich tych kryzysów, które wymieniłaś nie wymieniłaś tego najważniejszego, na którym moim zdaniem skupia się ten film. Człowieka samego w sobie. Człowiek to jeden wielki kryzys i potrafi być strasznie banalny. Cierpienia młodego Wertera tak na prawdę były banalne. Cierpienia i swego rodzaju obłęd pastora to przechylenie się na stronę rozpaczy. Rozpaczy, która współistnieje z nadzieją jeśli chcemy uzyskać równowagę życiową. Zbyt mocne przechylenie się na jedną ze stron czyni człowieka banalnym i pcha do zguby (rozpacz) albo otumanienia (nadzieja). O symbiozie rozpaczy i nadziei pięknie mówił pastor w rozmowie z Michaelem. Jak się okazało pastor miał swoje demony i również przechylił się na stronę rozpaczy.
I to jest w tym filmie zajebiste. To nie jest prosta agitka proekologiczna. To w pewnym sensie obraz jednostki, która jest bezradna wobec nurtu stworzonego przez rodzaj ludzki autodestrukcyjnego świata. Nic tu nie jest proste ani oczywiste, bo chodzi o równowagę. Nie wszystko da się odwrócić. Planeta z jednej strony delikatna na działalność człowieka, z drugiej strony jest skałą uformowaną miliardy lat temu i będzie trwać na długo po tym jak człowiek wyginie, a gdy wyginie wszystko wróci do normy, zawsze tak było, jest i będzie.
Chodzi o to, by nie kalać własnego gniazda, bo zły to ptak co własne gniazdo kala, a jednocześnie zachować umiar w osądach i konfliktach. Potrzebna współpraca, bo pojedynczy człowiek to nie Jezus, nie może cierpieć za całą planetę.
A może chodzi o zwykła agitkę, może to banalne, może przerabiane wielokrotnie, ale coś nie pozwalało mi oderwać się od ekranu. Coś nie dawało mi spokoju. Zastanawiałem się jak głęboko w otchłań spoglądał główny bohater. Czy to postać wiarygodna? Pewnie nie bardzo. Jednak klimat tego filmu osobiście mnie wgniótł w fotel.
Genialnie powiedziane. ja zaliczam się do tych co sami z siebie że tak powiem, wciąż rozmyślają nad sensem swojego życia. Mi te 2 godziny przeleciały bardzo szybko. Film jest smutny i dołujący , jednak zakończenie zaskakujące i dające nadzieję.
Dawno nie oglądałem tak dusznego, melancholijnego kina... Choć treść zupełnie mi nie odpowiadała (synkretyzm chrześcijański ekologizm) to forma była ciekawa i gra aktorska głównego bohatera na duży plus.