PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=291050}
6,3 3  oceny
6,3 10 1 3

Pat vs. Populist
powrót do forum filmu Pat vs. Populist

Walczą:
Nieoświecony, nieoczytany i głupi Amerrozzo kontra oświecony, oczytany i mądry Wilk.

1. NAUKA DLA DUSZY
Dusza wcielona w ciało nie pamięta swoich wcześniejszych inkarnacji. Jest to fakt, który
obserwujemy na co dzień. Jest wprawdzie wiele świadectw osób rozsianych po całym
świecie, często są to dzieci, ale na około 7 miliardów ludzi te nawet kilkaset czy kilka tysięcy
relacji nadal nie zmienia faktu, że większość ludzi nic nie pamięta (a ci co rzekomo
pamiętają, mogą tylko fantazjować). Nauka o reinkarnacji mówi nam, że celem wędrówki
dusz jest oświecenie. W jaki sposób możliwe jest takie oświecenie, skoro nie jest
zachowana ciągłość "wiedzy"? Jeśli dusza nie pamięta swoich wcześniejszych wcieleń,
każda kolejna inkarnacja jest de facto startem od zera. Wędrówka duszy odbywa się na
Ziemi, a zatem to na Ziemi, w cielesnym przebraniu, można osiągnąć oświecenie.

Oświecenie jest wynikiem długiej i żmudnej pracy duszy nad sobą. Jak jednak taka praca
jest możliwa, skoro z poprzedniego wcielenia nie płynie dla duszy żadna nauka (bo o niej
nie pamięta)? Dusza jest świadoma tylko wtedy, gdy jest poza ciałem (moment między
wcieleniami, kiedy czeka na swój nowy przydział). Gdy jest już w ciele, nie pamięta nic albo
pamięta niewiele (jak uczy świadectwo bardzo niewielu ludzi).

Można sobie wyobrazić trzy świetne żywoty z rzędu i czwarty spartolony (i dupa z oświecenia).
Można sobie wyobrazić, że człowiek zakończył żywot z rewelacyjną karmą, w nagrodę
otrzymał nowe, lepsze wcielenie , ale że nie pamiętał o wcześniejszym, to ten nowy żywot
prowadził podług innych wartości, może nawet kierował się pseudowartościami (czyli
wszystkim tym, co oddala od oświecenia).

Załóżmy, że nowe lepsze wcielenie to po prostu lepsze predyspozycje do bycia dobrym. Ale
te lepsze predyspozycje nie mogą zniewalać człowieka, bo odbierałyby mu wolną wolę,
która jest podstawą w tym systemie. Zatem chociaż masz lepsze predyspozycje, to i tak
możesz postępować źle, to wciąż loteria, bo nie istnieje świadomość, że miało się lepsze
predyspozycje i że były one efektem poprzednich wcieleń.

Mój zarzut jest więcej taki, że dusza niczego nie uczy się z poprzednich wcieleń, bo nie jest
zachowana ciągłość wiedzy, nie ma (samo)świadomości, wyłączywszy moment między
wcieleniami, ale akurat ten moment nas nie interesuje, bo oświecenie osiaga się dzieki
życiu na Ziemi, czyli tym życiu nieświadomym istnienia poprzednich wcieleń.

2. BEZSENSOWNOŚĆ PRZENOSZENIA KAR I NAGRÓD
Dusza, która jest nieświadoma tego, że po raz kolejny znalazła się na Ziemi w nowym
cielesnym przebraniu, nie może z pokorą przyjmować wszelkich przykrości losu. Urodziłem
się bez rąk? A dlaczego? Bo dwa żywoty wcześniej zabiłem człowieka? To byłem na pewno
ja? Gdy człowiek zna wyrok, ale nie zna winy, to znajduje się w sytuacji Józefa K. z "Procesu"
Franza Kafki. Nawet jeśli kara jest sprawiedliwa, ale wina (dla skazanego) jest nieznana,
wartość (np. resocjalizacyjna) i sens wyroku jest (dla niego) zerowa. Prędzej zostałbym
zgorzkniałym człowiekiem niż pokornym, bo "zasłużyłem sobie na to wszystko, co mnie
spotkało, choć nie mam bladego pojęcia, cóżem uczynił".

3. CEL BŁYSKAWICZNEGO ŻYWOTU
Wszelkie choroby tłumaczy się tu złą karmą i niewłaściwym prowadzeniem się w przeszłym
żywocie. No dobrze, ale jaka nauka może płynąć dla duszy, która dostaje ciało noworodka,
który umiera przy narodzinach?! Gdzie tu sens? Noworodek nie ma nawet
samoświadomości... Dusza zostaje wcielona w ciało noworodka, który zaraz umiera, i leci
po następny przydział? To byłby szalenie niewydolny system i wielkie marnotrawstwo
energii, bo tego rodzaju żywot jest nie do odczucia przez duszę (chyba że się mylę?), więc
można sobie go było darować. No i jak byłby liczony taki bierny (z pozycji duszy, która nie
dokonała żadnego wyboru, bo ledwie ciało wyszło z łona, umarło) żywot? Na plus czy na
minus? To ostatnie pytanie jest techniczne, ale wkładam je tu, żeby nie rozbijać jednej
myśli, która brzmi: nawet reinkarnacja nie radzi sobie z problemem umierających
noworodków.

4. KARANIE WSZYSTKICH I DETERMINIZM
Nieuleczalne choroby dzieci tłumaczy się złą karmą. Ale choroba dziecka nie krzywdzi
wyłącznie dziecka, ale również najbliższych malucha. Cóż jest winna matka i ojciec, że
dusza, którą przydzielono ich dziecku, zachowywała się we wcześniejszym życiu źle? Jeśli
nie ma w tym ich winy, to dlaczego ukarano także ich? Choroba dziecka to często także
dodatkowe koszty, często rodzice muszą dorabiać na boku, żeby starczyło na lekarstwa, i
zwykłe życie szybko zamienia się w koszmar. Ten system jest więc bardzo chory i
nieprzemyślany.

Można jednak postarać się obronić reinkarnację, tłumacząc, że już w momencie
przydzielania duszy do ciała matki i duszy do ciała ojca jako karę za ich złą karmę
przewidziano, że kiedyś te dusze (gdy ich ciała będą już dorosłe) zejdą się i matka pocznie
chore dziecko, a owa choroba będzie karą od razu dla trzech dusz (największą karą dla
dziecka, nieco mniejszą dla matki i ojca). Wszystko pięknie, ale jeśli już w momencie
przydzielania dusz wiedziano, że akurat te dwie dusze się kiedyś zejdą i zdecydują się na
dziecko, to znaczy, że cały ten system jest zdeterminowany. Ale bez wolnej woli i wolnego
wyboru nie ma karmy, a więc takie tłumaczenie należy stanowczo odrzucić. Zresztą wtedy
system byłby jeszcze bardziej chory, bo karałby ludzi za nic, którzy niczym nie różniliby się od
automatów.

Chyba że system nagród i kar działa na bieżąco i złe prowadzenie się dwóch dusz (matki i
ojca) może zostać już za tego życia ukarane chorobą dziecka. Niestety, i to rozwiązanie
należy odrzucić, bo codzienna obserwacja uczy, iż złe rzeczy przytrafiają się złym i dobrym
ludziom i ciężko doszukiwać się w tym większego sensu. Sens nieobliczalnemu złu miała
nadać reinkarnacja i ciągnący się z przeszłych żywotów system nagród i kar. Jednakże kara
dotyka najczęściej więcej niż jedną osobę (bo często także jej otoczenie), a zatem sensu
nadal nie widać. Tłumaczenie zaś, że już wcześniej założono ukaranie (np. chorobą dziecka)
całej rodziny, prowadzi nieuchronnie do wniosku, że system jest zdeterminowany, bo
inaczej nie sposób znaleźć odpowiedź na pytanie, skąd wiadomo było, które dusze będą w
przyszłości tworzyć rodzinę.

5. PRZYDZIAŁ DUSZ
Czy można być własnym synem? Załóżmy, że Jan Kowalski zrobił żonie dziecko. Nim doszło
do porodu, ojciec zmarł. Czy jego dusza może wejść teraz w ciało syna? Czy dusza znajduje
się w zarodku od razu po zapłodnieniu? Tak czy owak zawsze możliwa jest sytuacja, że ów
ex-Jan dostanie "ciało" innego zarodka i będzie rówieśnikiem własnego syna/córki. A co
jeśli zejdzie się (już w dorosłym życiu) z własnym synem/córką? Chodzi mi o to, że możliwe
są kazirodcze stosunki: dusza zmarłego ojca (J. Kowalskiego) może być w następnym
wcieleniu powabną Agnieszką i może uwieść syna Jana Kowalskiego (czyli swojego
własnego syna). Wiem, że to chore, ale jeśli istnieje wolna wola i wolny wybór to takie
sytuacje są możliwe. Zwłaszcza dziś, gdy wycieczka na drugi kontynent jest rzeczą
normalną, a promiskuityzm ma się w najlepsze.

6. LICZBA DUSZ
Czy liczba dusz jest stała?

7. STAN POCZĄTKOWY
Kiedy zaczyna się wędrówka duszy? Żeby system ten był sprawiedliwy, każda dusza
musiałaby zaczynać od dokładnie tego samego momentu. Jak jednak wiemy: "nie można
dwa razy wejść do tej samej rzeki", nie istnieją (tu, na Ziemi) dwie identyczne sytuacje. A
zatem każda dusza inaczej zaczęła swą ziemską przygodę. Ale nawet drobna różnica w
dłuższej perspektywie przynosi zupełnie odmienne skutki. Pewnie większość słyszała o
efekcie motyla. A zatem każda dusza inaczej zaczęła, a przez to jedne dusze mają dłuższą
drogę do oświecenia niż inne. A to niezbyt sprawiedliwe.

Amerrozzo

Mogłeś se darować te trollerskie zagrywki w tytule.
Nie udało mi się skrócić. Kiedy zasiadłem do skracania, dopisałem tylko jeszcze więcej. A wszystko dlatego, że jesteś zielony jak groszek konserwowy i oprócz tego o determinizm - na które i tak nikt nie zna odpowiedzi - zadajesz nietrafione pytania. Z krótkich odpowiedzi czytelnik niewiele by zrozumiał.

Zakładamy tutaj pewność istnienia po śmierci i poruszamy się tylko na gruncie rozważanej na Zachodzie (bo nie na Wschodzie) opozycji: jedno życie materialne plus wieczny wyrok vs. wiele żyć w procesie rozwoju.
Słów "dusza", "ego" i podobnych używam w rozumieniu potocznym, choć spirytyści określają je inaczej. Unikam terminologii dotyczącej np. części duszy i różnych jej stanów, bo i tak za dużo tego na raz.


0. czyli WSTĘP

Od razu zaznaczę, że nie znam odpowiedzi na pytanie ile jest planu, a ile wolnej woli w ludzkim życiu. To są trudne kwestie, niemal przez każdego pojmowane inaczej. Z grubsza wygląda na to, że istnieje zarówno determinizm (plan), jak element wolnej woli. Nie pytaj mnie - jak. Świat to kwantowy komputer.
Pewien Szwab, którego przypadkiem akurat czytam, używa sformułowań: "forma" (która jest niezmienna, wynika z karmy) i "treść" (którą sami wypełniamy życie w zakresie przewidzianej formy) - ale to tylko głupi Niemiec, który przypadkowo odkrył, że potrafi cofać ludzi w hipnozie do poprzednich wcieleń.

Identyczny problem mają wszyscy, np. chrześcijaństwo - wskazujące na wolną wolę człowieka, a jednocześnie fakt, że bóg zna przyszłość i losy dusz, zaś Chrystus ma już "zapisanych w księdze żywota". A więc z jednej strony sam wybierasz i jest to wybór w tym momencie podobno wolny, a z drugiej gdzieś tam już dawno wiadomo co będzie.
In / determinizm pozostaje kwestią nie rozstrzygniętą w nauce i filozofii. Zapewne nigdy nie da się jej wyjaśnić z "ludzkiego" punktu widzenia na gruncie logiki prostej fizyki newtonowskiej, być może kiedyś uda się na zasadach fizyki kwantowej (przypominam że doświadczenia na poziomie subatomowym już odwróciły pojęcia przyczyny i skutku, albo wykazały zależność zachowań cząstek od faktu obserwacji, czyli w zasadzie - choć nie akcentuje się tego w ateizowanym świecie - naukowo udowodniono prymat świadomości nad materią -- tak jak kiedyś fizyka pierwsza forsowała czysto mechanistyczny materializm, tak dzisiaj pierwsza zaczyna zagłębiać się w ponowny "irracjonalizm", podczas kiedy pozostałe gałęzie nauki i świadomość społeczna pozostają za nią w tyle; zawsze tak było).


1. i 2.
BEZSENSOWNOŚĆ ZAPOMINANEJ NAUKI i PRZENOSZENIA KAR/NAGRÓD

Istnienie to nie kary i nagrody, ani nawet nie jakieś gwałtowne "oświecenie", lecz ewolucja. Rozwój. "Karman" w sanskrycie oznacza zaś dosłownie "Prawo przyczyny i skutku".
Nie ma żadnych kar - oprócz ewentualnie repetowania klas, co oczywiście nie jest karą, a kiepska ocena nie pociąga od razu potępienia. Według niektórych poglądów w skrajnych przypadkach możliwa jest degradacja aż do rozpadu niższej części duszy (która jak wiadomo składa się z siedmiu części znanych i opisanych [być może finalnie ośmiu], odpowiadających siedmiu czakrom w ciele, w tym z trójki wyższej - duchowej, nieśmiertelnej - i czwórki niższej, bardziej cielesnej -- nie chce mi się szukać i piepxxyć z linkami, wpisz w gugle).
Oczywiście nie ma obiektywnego dobra i zła, nie wiadomo nawet czym miałyby one być i z jakiego punktu widzenia. Działania zgodne z biegiem ewolucji duchowej świata są tymi "dobrymi" i skutkują po prostu poruszaniem się we właściwym kierunku, więc z czasem coraz "lepszymi" wcieleniami. Działania niezgodne - "złymi" i te skutkują naciskiem całej potężnej inercji karmy na obranie kierunku właściwego, w przypadku zaś uparciuchów – odpowiednio długotrwałym cierpieniem. Wynika ono jednak tylko z opierania się regule organizującej świat. Co zasiejesz, to zbierzesz, jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz - ale to nie są kary i nagrody. Na świat astralny i przyszłe życia przenosisz np. traumy i wszystkie nieprzepracowane, niedokończone problemy psychiczno-emocjonalne swojego życia (dlatego właśnie samobójstwo nigdy ich nie rozwiązuje, a wręcz potęguje i wiedzą to wszystkie religie) oraz oczywiście skutki swoich działań wobec innych - bo musisz ich następnie sam doświadczyć. Po prostu jeśli nie będziesz miał receptorów bólu i nie poczujesz oparzeń, to następnym razem nie cofniesz ręki przed ogniem, zaś skutków swoich wyborów należy zawsze doświadczyć na własnej skórze; sama tylko teoretyczna wiedza ludzkiego umysłu na ich temat nic by nikomu nie dała.

Rozwój nie następuje na poziomie aktualnego ego i ziemskiego intelektu - powiedzmy sobie otwarcie: dosyć żałosnych - lecz subtelnych elementów jaźni, szczególnie wyższej trójni duszy. Prawdopodobnie głównie w zakresie samoświadomości, empatii, umiejętności wybaczania i panowania nad sobą (na wyższych poziomach świadoma, stara dusza dysponuje mocą - o tym właśnie traktują opowieści Hindusów o światach w astralu: bogów, demonów i głodnych duchów [oderwane niższe czwórki] - wyobraź sobie co by się działo, gdyby chciała się wciąż kierować ziemską popędliwością). Zapewne też w zakresie innych kwestii, których nawet nie potrafimy pojąć. Najprawdopodobniej ewolucja biegnie generalnie od przywiązania do namiętności i wartości cielesnych, materialnych, ku wzmocnieniu elementów duchowych - aż do życia w świecie wyższym niż ten włącznie. Chodzi o rozwój "prawdziwy", dogłębny, nie o coś, co może nawet powierzchownie pojmiesz swoim słabym ludzkim rozumem, ale potem ci się odwidzi.
Nie wynosisz więc z tego wiedzy, którą mógłbyś spisać na papierze, lecz taką, która wrasta w ciebie. W zachowaniach każdego kolejnego życia stosujesz dotychczasowe nauki i podejmujesz wybory duchowe na ich podstawie, choć świadomie zwykle niewiele o nich wiesz. Ile rozumie ze swoich przeżyć i świata np. osobnik niedorozwinięty psychicznie lub umysłowo? Mało lub zgoła nic, a jednak on też po coś żyje oraz podejmuje jakieś działania, a także wpływa na świat i na inne dusze. W koncepcji reinkarnacji przeżywa się i takie żywoty; również mogą być potrzebne tej osobie i innym (natomiast przy hipotetycznym braku reinkarnacji* takie życia NIE MAJĄ W OGÓLE ŻADNEGO SENSU).
To akurat żadna nowość, bo w wielkich religiach jest ogółem podobnie. W chrześcijaństwie Jezus oceni cię nie według tego, co żałośnie ludzko sobie myślisz, czy nawet jak działasz, lecz jaki naprawdę jesteś w środku ("Grzechy przeciwko Synowi i Ojcu będą odpuszczone, ale grzechy przeciwko Duchowi nie będą odpuszczone").
Tyle tylko że w koncepcji wielkich religii monoteistycznych bóg od razu cię takim stworzył, a potem po kilkudziesięciu sekundach czy latach działania takiej kreatury nagradza ją lub karze za swoją własną fuszerkę ;). Jeśli dzieciak od małego lubi torturować żaby i koty, a inny od dziecka kocha każdą muszkę, to są stworzeni jako skrajnie różni już na starcie, jeszcze zanim zaczęli logicznie myśleć i wybierać moralnie. Potępienia pierwszego i nagrodzenia drugiego nie sposób wyjaśnić jakimkolwiek racjonalnym działaniem bóstwa Jahwe, szczególnie gdyby obaj zmarli od razu w dzieciństwie - co się przecież bardzo często zdarza; przez większość czasu istnienia ludzkości najwyżej połowa dzieci dożywała dorosłości.

Pamięć zdarzeń fizycznych z poprzednich inkarnacji jest niepotrzebna, a nawet szkodliwa. Ponieważ znajdujesz się na drodze od dołu do góry, wiele z twoich dotychczasowych wspomnień to traumy i nie wytrzymałbyś psychicznie, gdybyś przypomniał je sobie wszystkie jako zwykły człowiek (np. doświadczenia śmierci i cierpień).
Przede wszystkim zaś nie mógłbyś żyć na aktualnym poziomie i wpisywać się w plan karmy, gdybyś pamiętał życia poprzednie. Nawet w niedoskonałych ludzkich grach starasz się zapomnieć na chwilę o realnym świecie i zatopić całkowicie w wirtualnej rozgrywce, gdzie tylko odruchowo działasz i strzelasz (o ile nagle nie zadzwoni telefon, często nawet ci się to udaje;). Zwróć jednak uwagę, że POMIMO CHWILOWEGO ZAPOMNIENIA grasz JAKO TY, ze wszystkimi swoimi predyspozycjami, które dotychczas w życiu nabyłeś. Gdyby na twoim miejscu usiadł ktoś inny, grałby inaczej, bo znajduje się na innym poziomie rozwoju i jest... kimś innym. Reinkarnacja działa prawdopodobnie na zbliżonej, choć oczywiście wyżej zorganizowanej zasadzie.
Nie mógłbyś też normalnie patrzeć na ludzi i działać, gdybyś wiedział że nielubiany sąsiad kiedyś cię torturował, a lubiany acz pryszczaty był piękną ukochaną. No pomyśl. Chociaż możesz odczuwać podświadomą niechęć lub przyciąganie do niektórych osób i miejsc, to i tak żyjecie po to, żeby kiedyś w końcu "poznać samych siebie" i nauczyć się, że wszyscy jesteście braćmi. Jednak to jest nauka ducha, interaktywny podręcznik który musisz przerobić w całości i opanować na własnej skórze każdą kwestię, niczego nie pomijając, bo inaczej nie pójdziesz wyżej - a nie wiedza dla prymitywnego ludzkiego umysłu.

Jest tak w obu koncepcjach, zarówno "Duszy stworzonej" od razu dla poziomu ludzkiego, jak i "Duszy wzrastającej" od poziomów zwierzęcych (patrz pkt 6) - w tej drugiej oczywiście droga jaką już przeszliśmy byłaby jeszcze o wiele dłuższa.

Nie wiem czy zachowanie lub odzyskanie pamięci przez niektórych stanowi dopuszczany przez konstruktora "luz systemu" (bo najprawdopodobniej resztki pamięci mają wszystkie przychodzące na świat dzieci, lecz tracą je wskutek interakcji ze światem materialnym), czy też zaplanowane zdarzenie. W każdym razie życie osoby coś pamiętającej bez wątpienia też wpisuje się w jej karmę - widocznie takie doświadczenie jest jej do czegoś potrzebne.

O ile mi wiadomo, na wyższych etapach rozwoju wcielenia zaczynają być wybierane coraz bardziej świadomie (dla osobników na niższym poziomie to najczęściej po prostu "karmiczny wiatr", który nami targa plus nasze preferencje i namiętności, do których realizacji podświadomie dążymy, pamięć osób, z którymi chcielibyśmy się znowu spotkać itd. itp.). Całkowicie świadome duchy, które już nie muszą się wcielać, podobno także jeszcze czasami to czynią celem pomocy innym i podźwignięcia świata na wyższe poziomy - są to tzw. boddhisatwowie. Rzecz jasna schodzą w materię naszej gęstości z trudem i obrzydzeniem (tak jakbyś ty musiał wejść w rozkładającego się trupa i jeszcze wcisnąć się do grobu mając straszną klaustrofobię) oraz jak wszyscy działają na Ziemi w stanie otępienia, nafaszerowania narkotykiem naszego matriksa. Dysponują tu więc zaledwie cząstką swojej świadomości i szczątkami wiedzy - mają leczyć dusze, nie umysły - być może takimi osobami byli Budda, Mitra, Horus czy Jezus.

Oczywiście istnieje ogólna ciągłość twojego "ja". Umierając najpierw zmieniasz się niewiele (według Tybetańskiej Księgi Zmarłych większość ludzi w pierwszym momencie nawet nie potrafi rozpoznać, że już umarła), a z czasem zyskując inna niż ludzka świadomość nie tracisz całkowicie poczucia obecnego ego. Reinkarnując znowu w materię i zapominając, także go nie tracisz, zanurzasz się tylko jakby we śnie (terapeutycznym), czy narkozie. Wciąż gdzieś w głębi siebie masz częściową świadomość prawdziwego bytu. Świat materialny (podobnie zresztą astralny) to hinduska "maja", ułuda. W rzeczywistości nie istnieje, a przynajmniej nie w tym stopniu, w jakim nam się odczuwając "twardość" materii wydaje - ponieważ ona też ma podłoże energetyczne, a już nawet ludzka fizyka doszła do faktu, że budujące materię cząstki elementarne składają się w istocie z niczego ** ; są polaryzacją prawdopodobieństwa. Jesteś we śnie. W odpowiednim momencie się obudzisz.
Twoje "ja" zacznie się rozpływać w bogu czy nirwanie dopiero gdzieś tam na najwyższych poziomach. Nie mam pojęcia jak, ale podobno jest to dobre, przyjemne i każdy chce ;)

Co do ciągłości ego spróbujmy kolejnego przykładu. Czy wiesz, że twoja podświadomość pamięta każdą chwilę twojego życia, wszystko co kiedykolwiek czułeś, widziałeś, słyszałeś lub czytałeś? W hipnozie regresywnej można cię cofnąć do dowolnego momentu np. 20 lat temu i zachęcić do dokładnego opowiedzenia, co wówczas robiłeś i jak wyglądał świat wokół. Nie udaje się to w całości ze wszystkimi, ale z kilkudziesięcioma procentami populacji w mniejszym lub większym stopniu się udaje (zresztą przed niektórymi wspomnieniami podświadomość każdego silnie się broni, aż do reakcji fizjologicznych włącznie) - stąd wiadomo, że zjawisko dotyczy wszystkich ludzi. Na co dzień nie pamiętasz nawet jednej milionowej wszystkich tych zdarzeń, ale czy to zmienia fakt, że wszystko je przeżyłeś i że byłeś wtedy SOBĄ? Zapewne trochę podobnie funkcjonuje zapomnienie reinkarnacyjne. Kwestia, że dziś nie pamiętasz co robiłeś 200 lat temu, nie oznacza, że nie byłeś wtedy sobą i że cię to nie ukształtowało.

Porównania - oczywiście daleko niedoskonałe - ze snem i grą dają nam jeszcze jedno ważne wyjaśnienie. Skoro śnimy, nie możemy z naszego poziomu poznać poziomów wyższych, realnych. Docierają do nas tylko odpryski informacji i sygnały, że życie nie jest tym, czym się wydaje, a śmierć go nie kończy. Nie możemy ich natomiast zbadać "naukowo" i wtłoczyć w całości w system naszej logiki, tak jak postać z gry komputerowej nie może w pełni poznać prawdziwego świata twórcy gry.


3. CEL BŁYSKAWICZNEGO ŻYWOTU – pytanie techniczne.

Ależ radzi sobie doskonale! Właśnie w koncepcji reinkarnacji można znaleźć mnóstwo takich wyjaśnień, podczas gdy w koncepcji "jednego życia" nie ma ANI JEDNEGO.
Np. jednym z celów życia jest doświadczenie i nauka, oczywiście jak już wyjaśnialiśmy duchowa. Żeby doświadczyć świata i jego niższych aspektów: cierpienia i przyjemności, miłości i nienawiści, niekoniecznie potrzeba długiego, w pełni świadomego żywota, czasem wystarczą miesiące, czy nawet minuty.

Po drugie, zakładasz wyłącznie system logiczny, bez dziur, dobry i nadzorowany zapewne przez doskonałego boga. Wcale nie musi tak być.
Np. w gnostycyzmie: My jesteśmy tu uwięzieni. Pomijam wszystkie koncepcje mówiące przez kogo i dlaczego, ale każdy żywot i każda śmierć są próbą wyrwania się duszy wyżej, wydostania z bagna materii ogółem, a naszej Ziemi o niskich wibracjach w szczególności. A bagno nie wypuszcza i zasysa z powrotem, przeszkadzając jak może. Jeśli ktoś mógłby mieć dobre perspektywy gdy osiągnie wiek dojrzały, bagno o ile tylko zdoła chętnie utrupi go już w dzieciństwie. Potem czeka go znów astral, będący często czymś w rodzaju czyśćca i ponowne próby, może już na gorszych warunkach - a wydzielaną przy tym wszystkim złą energią karmią się władcy tego świata.

Pomińmy jednak na razie wersje pesymistyczne. W wariancie bardziej korzystnym podstawowe wyjaśnienia są takie:
Ziemskie dusze ludzkie znajdują się zwykle na średnio niskim etapie rozwoju; wiele osób posiada już pewien zakres wolnej decyzji w stanie "poza" i wybiera sobie "przydział" częściowo świadomie (od razu mówię: nie wiem dokładnie jak, istnieją zarówno relacje o żmudnym przechodzeniu przez cały astral w stanie maligny ze wszystkimi słynnymi eventami [głównie o nich mówi przecież TKZ], jak też trafiania od razu po śmierci w kręgi mądre i przyjazne, po czym w pełni świadomego wyboru kolejnego wcielenia - zapewne zależy to od stopnia ewolucji i planu rozwoju danej duszy).
Te nasze niezbyt rozwinięte dusze połączone są z innymi licznymi związkami karmicznymi: miłości, nienawiści, przyjaźni i wrogości, przy czym na naszym poziomie rozwoju negatywne uczucia zwykle jeszcze przeważają liczebnie. Wiele wcieleń ma na celu wyłącznie znalezienie się w pobliżu jakiejś osoby i zrobienie jej dobrze lub źle. A z duchowego punktu widzenia krótka styczność wcale nie musi być gorsza od styczności długiej (nie możemy przykładać do wszystkiego ziemskiej perspektywy fizycznej). Oczywiście większość tych działań duch podejmuje kierowany niskimi pragnieniami, nie świadomym namysłem lub światłą logiką (czytałeś przynajmniej Kardeca, wiesz w jakim stanie umysłu może być prymitywny duch po tamtej stronie - głupi i zły jak tutaj, a do tego jeszcze bardziej zdezorientowany). Ale podobno istnieją też całe "wojny" dusz średnich i ich wielowcieleniowe batalie, zwłaszcza takich, które uzyskały już sporą świadomość, a jeszcze niski rozwój elementów subtelniejszych. W szczególności te niby "dzieci" często reinkarnują tylko po to żeby nawiązać jakąś relację z "rodzicami", w tym - podobno dosyć często, dlatego tyle o tym piszę - zrobienia im krzywdy. Zarówno cielesnej, jak duchowej i karmicznej. Zależnie od stopnia rozwoju bywa to krzywda subtelna lub też prosta jak konstrukcja cepa: szybka śmierć zanim ty się rozwiniesz i przywiążesz, więc bez dużych "strat własnych", za to oni jako dorośli ponoszą znacznie cięższe skutki psychiczne.
Oczywiście karma w dłuższej perspektywie nie nagradza takich zachowań, jednak namiętności są silniejsze. To samo postępujemy zresztą często w życiu ziemskim, choć niby wiemy, że coś jest złe i możemy za to odpowiedzieć. Natomiast świadomość duszy "tam" jest inna niż twój osobowy intelekt "tutaj", te nisko rozwinięte są bardziej kłębkiem namiętności w astralnym półśnie, niż racjonalnie się zachowującą, logiczną osobą.

Nie wierzysz, że mogą istnieć miliony najróżniejszych powodów krótkiego życia? To se przejrzyj to ujeb. se/lqGq ;)
Oczywiście u większości to nie będą aż takie fanaberie, lecz zwykła niechęć do kolejnej inkarnacji. Kiedy musisz wejść do lodowatej wody, często zanurzasz piętę, po czym cofasz się z krzykiem, za drugim razem więcej, ale też nie dajesz rady. Według wielu ezoteryków dusze często próbują rozpocząć żywoty spośród pasujących do ich linii karmicznej po kilka razy, szczególnie kiedy wiedzą, że czekają je przykre rzeczy. Zanurzenie się w cielesność po okresie swobody jest traumatyczne. Niektórzy biorą to na klatę i skaczą do wody z pluskiem, inni zachowują się jak strachliwe pipki i próbują wielokrotnie (przy czym jeśli jako niemowlaki odczują część przypisanych cierpień, to następnym razem mają już zapewne trochę mniej do oczyszczenia). Nic normalniejszego.

Sprawność fizyczna, umysłowa, czy jakość życia nie są w tym wszystkim specjalnie istotne, a wręcz zupełnie drugorzędne. Np. wspomniane w zapytaniu inkarnacje osób niepełnosprawnych lub tracących zdrowie będą tyleż ważne dla nich samych, co dla ich bliskich - przy czym gama doświadczeń może być bardzo szeroka, od zadania bólu psychicznego i rujnacji życia, po zmuszenie do zachowań bardziej empatycznych, nauczenia świadomej trudnej troski, nauczenia dystansu do "spraw ziemskich" itd. itp. Planują to wszystko zarówno poszczególne osoby, mniej lub bardziej świadomie, jak też cały system, największy komputer świata, a właściwie sam wszechświat, czyli karma. - Właśnie dzisiaj, kiedy mamy komputery, łatwiej zrozumieć analogię tych niewiarygodnie poplątanych i delikatnych powiązań karmicznych. Dawniej ludziom trudno było to pojąć, dziś możesz wyobrazić sobie życie jako matrix i gigantyczną grę komputerową - losy & działania wszystkich są ze sobą splątane i co chwila się zmieniają (w dozwolonym zakresie swobody?), a mimo to system w całości nad tym wszystkim panuje ;), każda pozornie nawet nieudana rozgrywka jest zarówno przewidziana, jak potrzebna).


4. DETERMINIZM - Patrz nagłówek i wyżej^. Czy istnieje wolna wola, czy przeznaczenie, czy jakaś ich hybryda, to pytanie na które nie znamy odpowiedzi i problem, którego nie rozwiązano w żadnym systemie filozoficznym, nawet w czystym materializmie, nie tylko przy reinkarnacji. Właśnie reinkarnacja daje jednak stosunkowo najwięcej możliwości i kombinacji. Oczywiście przed inwazją religii semickich pierwotni mieszkańcy Europy byli przekonani o istnieniu reinkarnacji (w tym Grecy - religia misteryjna, Platon, historia żołnierza imieniem Er).
"Dotykanie" losu innych osób jest oczywiście wplecione w system. Tutaj już nie zachowujesz podstaw logiki - jeżeli zdarzenia fizyczne z życia dotykają naszych losów i stanowią element naszej karmy, to tak samo zdarzenia dotyczące innych dusz i ich fizycznych ciał.


5. "KAZIRODZTWO" ETC.
Oczywiście, niby czemu nie? Z tym że najczęściej pomiędzy wcieleniami upływa trochę ziemskiego czasu (astralny czas jest inny, dlatego nie ma reguły), niemniej zdarzają się działający szybko fajterzy, którzy mogą trafiać na żyjących bliskich krewnych. Dotyczy to rodzin i miejsc; np. w folklorze Szkocji znane są "stare dusze", które wielokrotnie powracają do tych samych klanów i domostw / zamków (choć niby od kilkunastu stuleci panuje tam religia wroga reinkarnacji;).
Jeśli odnajdę to w necie, wrzucę ci ciekawy i dość dobrze poświadczony opis przypadku stania się własnym wnukiem ;)
Kazirodztwo to zdarzenie wyłącznie cielesne, a samo zjawisko polega na niechęci natury do krzyżowania zbyt bliskich genów, zaś preferowaniu krzyżówek dalszych. Jego ocena moralna w społeczeństwie wynika wyłącznie z naszych zwierzęcych instynktów, niczego więcej. Z duchowego punktu widzenia to zwykle mało istotne.

Moment wejścia w ciało - Znana badaczka dr Wambach, która przeprowadziła hipnozę regresywną przedurodzeniową u ponad 1000 pacjentów i zaczęła w pewnym momencie pytać o różne rzeczy i opracowywać to statystycznie, podaje dane z grupy badawczej 400 osób - 89% wskazuje, że weszło w płód w 5-6 m-cu ciąży, reszta trochę wcześniej lub nie potrafi wskazać. Nie wszyscy umieją to idealnie umiejscowić i zapewne nie ma reguły - jeśli coś się dzieje wcześniej, można i wcześniej (np. niedawno w Polsce pewien płód pechowo przeżył aborcję i wylazł żywy, media podawały a ja zrobiłem temat na forum, brrr...).


6. LICZBA DUSZ

Prawdopodobnie nie. Oczywiście jest wiele koncepcji, nie jestem pewien żadnej.
Skupmy się na pomyśle inteligentnego (boskiego) projektu rozwoju duchowego wszelkiego bytu. Ostatnio o tym akurat więcej czytałem, nawet przeglądałem rzekome channelingi "dobrych" kosmitów, stojących podobno wraz z całymi swoimi systemami planetarnymi na wyższych poziomach "wibracji duchowych" niż Ziemia. Rzekomo w 2012 weszliśmy, albo z pewną poprawką o cztery lata w 2016r. wejdziemy w nową epokę, w której wibracje naszej Ziemi też się podwyższą (bo na razie to jest bardziej poprawczak dla łobuzów, niż porządna szkoła dla dobrych uczniów). Odrzuciwszy plewy i rojenia, albo ludzi, którzy nawet jeśli coś przekazują, to zniekształcone przez ich własną świadomość, całościowa idea rozwoju świata do mnie przemawia.
Ale miej świadomość, że np. gnoza opisuje to odwrotnie. Tak samo pod względem ogólnej budowy, ale uważając że duch jest uwięziony w materii i ma za zadanie się z niej powoli lub gwałtownie uwolnić. Koło życia i śmierci nie ma w świecie końca, podobnie wszechświaty fizyczne kończą się i powstają wciąż od nowa, a dusza musi się z tego więziennego systemu z bożą pomocą wreszcie wyrwać, gdy będzie już dość świadoma -> gdzieś wyżej (wiele religii, jeśli się mądrze wczytać to chrześcijaństwo między wierszami również, mówi że bezpośrednim panem tego świata jest "zły duch", czymkolwiek by w istocie był). Bardzo podobnie w sumie buddyzm. Nawet większość tego, co zobaczysz po śmierci, również będzie elementem oszustwa lub samooszustwa twojej świadomości, a wszystko po to byś pozostał na zawsze w świecie w kole samsary.

Nawet gdyby liczba dusz byłaby stała, czy też zaplanowana od początku, to oczywiście dla całego wszechświata lub nawet wielości wszechświatów. Nie dla samej Ziemi.

Jak zacząłem pisać już gdzieś wyżej, dusza to nieprosta rzecz. Nie twoja jaźń i ludzkie ja, które nagle obudzi się gdzieś tam w niebie identyczne jak na ziemi (już bardziej naiwnej koncepcji nie można sobie wyobrazić). Zapewne nawet nie cała wciela się w twoje aktualne materialne wcielenie, lecz jej część buja sobie gdzieś w kontakcie z wyższymi aspektami bytu, tutaj zakotwiczywszy jedynie dolną partią, w większym lub mniejszym stopniu.
Według najbardziej prawdopodobnych koncepcji dusza składa się z 7 powoli wzrastających poziomów, odpowiadających 7 czakrom w ciele fizycznym. Przynajmniej taka, która może się wcielać na naszej Ziemi, bo zapewne osiągnąwszy doskonałość, wzlatuje jeszcze gdzieś wyżej - a liczbą doskonałości jest jak wiadomo 8, nie 7 (również świat składa się z 7 poziomów wibracji, a rzeczywistość duchowa w hinduizmie z 7 planów; ale przyjąwszy że na 7-ym poziomie jest sam żywy bóg, mistycy jęczą jeszcze coś o unoszącym się nad tym wszystkim, nawet ponad bogiem, jakimś "duchu świętym" = poziom nr 8 ;), więc analogicznie dusza może wznosić się na samej górze do ósemki). Świat podobno ma budowę fraktalną, te same "boskie" schematy powtarzają się na wszystkich poziomach od góry do dołu. Sformułowanie "jako w niebie, tak i na ziemi" (Hermes Trismegistos) ma sens dosłowny, gdyż każdy niższy poziom stanowi mniej doskonałe odbicie wyższego. Więc wspomniana siódemka, być może wzrastająca do ósemki (doskonałości, nieskończoności), przewija się wszędzie, w każdym aspekcie bytu.

Przeciętna dusza ludzka jest średnio rozwinięta, najsilniej jest więc zakotwiczona w czterech poziomach niższych, a słabo jeszcze buduje trzy wyższe.

A dlaczego musiałem to wszystko opisać? Bo na obrazku masz 7 poziomów dusz - od razu zwierzęcych i ludzkich ujeb. se/utEV
Jak widać, prawdopodobnie istoty niższe z czasem mogą dojrzewać do stanów wyższych (a wyższe po osiągnięciu doskonałości zapewne odchodzić gdzieś do zasygnalizowanej "ósemki", doskonałości). Więc liczba dusz pewnie nie jest stała, choć niczego nie można wykluczyć - ale jakoś nie bardzo wierzę w "stworzenie" duszy jako gotowej od razu do ludzkiego życia z niczego, podobnie jak nie wierzę w kreację i stworzenie przez boga ziemi i stworzeń żywych jak w Biblii. Wyraźnie widać, że w każdym aspekcie bytu przez cały czas zachodzi nieustanna ewolucja, a skoro w świecie materialnym, to zapewne i duchowym (nie wiadomo niestety co jest na samym początku, czy jakieś boskie tchnienie powoduje, że martwa materia się organizuje, czy przeciwnie, w odpowiednio uorganizowanej - jak to w boskim świecie - coś samo powstaje, a może zstępuje, albo też wszystko to jest jakoś powiązane od początku). Wszyscy mający z tym jakikolwiek kontakt - we wszystkich epokach i kulturach - zgodnie zapewniają, że celem bytów duchowych jest nauka i rozwój duchowy. Ewolucja idzie od gęstej materii do subtelnej energii (a wiemy z fizyki, że to dwie postacie tego samego zjawiska, tylko wciąż nie wiemy - czego?), zaś w istniejącej już duszy indywidualnej od rozwoju poziomów najniższych, po doskonalenie najwyższych.

[Natomiast skoro już przy tym jesteśmy - wcielenie duszy człowieka z powrotem w zwierzę chyba nie jest już możliwe. W pewnym sensie dzieje się tak tylko przy samodegradacji, kiedy dolna czwórka na skutek naprawdę ciężkiego zezwierzęcenia "odczepi się" od słabo wykształconej trójki górnej. Ta ostatnia nigdy nie umiera, gdy już powstanie jest nieśmiertelna. Ale dolna, popsuta i zwichrowana, tzw. elementer (nie mylić z elementalem;) może jakby "dogasać" w astralu, opętaniach i być może nawet wcieleniach w byty niższe (zwierzęta) aż do wygaśnięcia -> biodegradacji, hehe].

Odnośnie atralu, który jest miejscem oczyszczenia, odrzucania cięższych elementów życia materialnego, szybciej będzie jak sobie coś sam poczytasz - tego chyba tobie nie wklejałem (znowu staroć opisana przestarzałym językiem, ale być może mnie więcej tak to właśnie jest, bo podobne elementy powtarzają się często u mistyków i ezoteryków różnych kultur – pamiętaj cały czas, że słynny świat astralny jest tym środkowym, pośrednim pomiędzy czystym duchem a materią):
ujeb. se/HjwR
ujeb. se/HnrS


7. STAN POCZĄTKOWY
Było już wyżej, ale mamy jeszcze stwierdzenie: "zatem każda dusza inaczej zaczęła, a przez to jedne dusze mają dłuższą drogę do oświecenia niż inne. A to niezbyt sprawiedliwe."

Sprawiedliwsze niż świat jednego życia i od razu sądu bardzo wymagającego boga. Który gdyby był rzeczywiście sprawiedliwy, musiałby nas wszystkich skazać, bo absolutnie nikt nie spełnia jego wyśrubowanych standardów (nawet Jezus mawiał: "Nie nazywajcie mnie dobrym człowiekiem, dobry jest tylko sam bóg"), a jeśli naprawdę miłosierny, to musiałby nas wszystkich uratować - mimo że kończymy życia na skrajnie różnych poziomach.
[Nawiasem mówiąc, jak już była kilkakrotnie mowa, zaczynamy ludzkie życia też na skrajnie różnych, co przy braku możliwości skorygowania - a wielu jej nie ma - byłoby wprost nieskończenie bardziej niesprawiedliwe.]

Sprawiedliwsze niż świat, w którym jedna dusza JEDYNY RAZ żyje 100 lat, a druga 100 sekund, jedna z pełną ludzką świadomością i bystrym umysłem, a druga jako niepełnosprawna umysłowo lub psychicznie; że już o różnicach fizyczności, chorób, zdarzeń życiowych nie wspomnę. W wielokrotnych wcieleniach to wszystko trochę się wyrównuje; nie wiemy czy idealnie, czy około, raczej to drugie - każdy ma do przejścia pewną drogę, ale od niego głównie zależy, ile mu to zajmie i ile ewentualnie zaliczy po drodze upadków nosem w glebę ;). Cóż może być w ogóle sprawiedliwszego?
Stan początkowy każdej duszy był zapewne prawie idealnie taki sam - pojedyncza żywa komórka. Albo nawet pojedyncza jednostka organizacji materii - i wszystko sobie od tej podstawy ewoluuje do góry, jedno wolniej, drugie szybciej (świat byłby wtedy inteligentną maszyną do produkcji świadomych istot, które kiedyś finalnie staną obok boga).

Życie ludzkie jest skończone (a dodajmy że krótkie, prymitywne i ordynarne). SKOŃCZONE PRZYCZYNY NIE MOGĄ WYWOŁYWAĆ NIESKOŃCZONYCH SKUTKÓW - w postaci np. wiecznego potępienia lub wiecznej szczęśliwości. To nielogiczne i to dopiero byłoby kosmicznie niesprawiedliwe.
Człowiek stanowi istotę zbyt niedoskonałą, by od razu trafiać do niezasłużonego nieba z bożej łaski. Tym bardziej za drobne błędy do piekła (a Ewangelie, rzekoma Dobra Nowina mówią wyraźnie: "wąska jest ścieżka", "niewielu będzie wybranych" itd.). Kto sądziłby inaczej, jest po prostu głupcem. I po cóż bóg miałby w ogóle tworzyć i utrzymywać przez wieczność takie niebo dla prymitywnych istot? Ono ma być niematerialne i doskonałe, a więc nie będzie w nim więcej wyzwań, walki, trudu, nauki - czyli tym samym nie będzie dalszej ewolucji tych istot. Mógłby je uczynić lepszymi sam bóg, ale jaki wtedy sens tego wszystkiego? Gdzie wówczas wolna wola i wybór? Po co byłoby w ogóle życie ziemskie? I dlaczego bóg nie uczyni "lepszymi" po prostu wszystkich swoich tworów, tylko część skarze na wygnanie z nieba? To się z żadnej strony nie trzyma kupy.
Natomiast według koncepcji reinkarnacji każda istota inteligentna posiada w sobie boską iskrę. Należy ją rozwijać. Bóg kocha wszystkie swoje dzieci i stworzył świat takim, żeby je prowadził i uczył aż dorosną do boskiego poziomu (my jesteśmy mniej więcej w przedszkolu, choć niektórzy jeszcze w żłobku;). Żaden normalny rodzic nigdy by nawet nie pomyślał, żeby za dziecinne psoty i bójki skazywać swoje potomstwo na jakieś wieczne potępienia. Z kolei na oddanie takim małpiszonom jak my od razu po śmierci całej chwały, władzy i majątku (wiedzy i mocy) jeszcze baaardzo długo będziemy po prostu zbyt dziecinni.

Długość lub czas drogi zapewne nie są najważniejszymi aspektami. Sprawiedliwość w prostym ludzkim rozumieniu również nie jest istotną kwestią; dzieci często odbierają działania rodziców jako "niesprawiedliwe", choć mają one na celu ich dobro - z punktu widzenia dorosłej mądrości, której nie potrafią jeszcze pojąć. Ziemskie cierpienia i tragedie dla nas są straszne, ale z perspektywy duchowego wszechświata/-ów/ stanowią konieczność i etap w sumie jeszcze bardzo niski - to ból skaleczonego paluszka (czasem złamanej ręki) oraz bijatyki dzieci o łopatkę w piaskownicy. Bogu oczywiście szkoda nawet takich cierpień, zakazuje bicia innych i leczy rany po każdej godzinie lekcyjnej, ale małolaty po prostu muszą przez to wszystko przejść żeby dorosnąć.






---------------------------------------------------------------

* Maurice Maeterlinck, noblista z czasów kiedy to jeszcze coś znaczyło:
"Nigdy żadne wierzenie nie było piękniejsze, prawdziwsze, słuszniejsze, bardziej pociągające i bardziej prawdopodobne, niż doktryna reinkarnacji. Ona jedna ze swą zasadą odpokutowań i stopniowych oczyszczeń tłumaczy wszystkie nierówności fizyczne i intelektualne, wszystkie niedole społeczne i wszystkie ohydne niesprawiedliwości losu."

** Max Planck:
"Materia jako taka nie istnieje, istnieje jedynie ożywiający, niewidzialny, nieśmiertelny duch jako prapodstawa materii..."

SiIverin

^ Ktoś czytał?

Amerrozzo

owszem ;)