Odwrócona historia edypalna. Nie przeszkadzało mi w końcówce wyłożenie wedle formuły kawa na ławę, co podnoszone było parokrotnie we wcześniejszych postach, bo bardzo szybko się domyśliłam, o jaki układ między bohaterami chodzi. Co nie przeszkodziło mi również, a może nawet pomogło, w delektowaniu się każdą poszczególną sceną, łącznie z żyjątkiem na talerzu ;-)
Zdziwiła mnie natomiast frekwencja. Na sali w Muranowie było ledwie 6 osób. Chyba nie za sprawą WFF? Z drugiej strony taki komfort oglądania wielce mi odpowiada.
Dosłowność była, bo była, jednak droga do niej prowadziła ścieżką krętą, i zaludnioną przez nader wyglansowane demony :-)
A najciekawsza przecież i tak była wytwarzająca się w sposób nagły zależność między ofiarą a oprawcą. Do jakiego upodlenia gotów jest człowiek, gdy targa nim poczucie grozy, karając siebie w sposób absurdalnie straszny, tym bardziej, że nie zasłużony.
Moje pierwsze skojarzenie, gdy usłyszałam o 15 letnim przetrzymywaniu w odcięciu od świata, to „Kobieta z wydm” Abe Kobo, drugie skojarzenie, gdy systematycznie stosowano gaz usypiający, to „Śpiące Piękności” Kawabata Yasunari, trzecie permanentne skojarzenie: to Kill Bill 2.
Frekwencja? Wszyscy byli na pokazach przedpremierowych. Kiedy ja poszedlem na Oldboya sala wypelnina byla do ostatniego miejsca a w powietrzu unosil sie zapach strachu, zmęczenia i obrzydzenia : )
‘Gdy się śmiejesz, świat śmieje się razem z Tobą,
Gdy płaczesz, płaczesz w samotności’
‘Old Boy’ pokazuje jak nagle w jednej krótkiej chwili cały nasz świat może ograniczyć się do rozmiarów jedynego, małego pokoju, w którym przyjdzie nam spędzić 15 niekończących się lat, po przeżyciu których już nigdy nie będziemy tacy sami, co nieszczęśliwie przydarzyło się głównemu bohaterowi O Dea-Su. ‘Nawet ziarnko piasku i kamień idą na dno’ mówi oprawca do swojej ofiary, dając mu niespełna 5 dni na znalezienia odpowiedzi na pytanie kim jest i dlaczego go uwięził, co okaże się nad wyraz okrutnym sprawdzianem i ogromną próbą sił.
To film we współczesnym, montechristowskim duchu, wymykający się wszelkim definicjom i podziałom, na każdym kroku zaskakujący i pozostawiający widza z uczuciem ogromnego dyskomfortu i mnóstwem pytań o granicę poniżenia drugiego człowieka. W całym obrazie najbardzie poruszyła mnie perfekcyjna dbałość Parka o wszystkie szczegóły oraz jego niesamowite wręcz wyczucie, który od początku do końca ‘nie wyłączył wyobraźni’, lecz stworzył misternie skonstruowaną fabułę, w której to, co najbardziej nieprawdopodobne staje się możliwe, a my zostajemy wciągnięci w niesamowitą, przyprawiającą o prawdziwy zawrót głowy mieszankę gatunkową będącą połączeniem tragedii i czarnego humoru, dosłowności i poetyckości, brutalnej ostrości i ‘krainy łagodności’, niebanalnie ukazanej, trudnej miłości oraz niszczącej, ślepej nienawiści.
Przychylam się w całości do Twoich skojarzeń, z tymże ‘Kill Bill’ vol. 2 jawi mi się teraz jak niemal igraszka w porównaniu z tym, co pokazał na ekranie Park. Nie umniejszając nic świetnemu dziełu Tarantino, od którego koreański reżyser z całą pewnością czerpał inspirację, myślę że ‘Old Boy’ jest filmem głębszym, pokazującym jak bardzo można złamać życie drugiego człowieka, karząc go za winy, które nie popełnił i jak daleko można się posunąć aby się na nim zemścić.
Na mnie również pełna napięcia i grozy konfrontacja bohaterów zrobiła ogromne wrażenie, jak również samo obserwowanie jaki przyjmie obrót oraz w jaki sposób ostatecznie zakończy cała ta niebezpieczna ‘gra pozorów’. Fenomenalne są zwłaszcza ujęcia wspomnień O Dea-Su, scena walki i muzyka, od której nie sposób się wprost uwolnić. To wszystko sprawia, że film Parka przeradza się prawdziwą, wielowymiarową przypowieść o zemście i jej bolesnych konsekwencjach.
Żyjemy ponoć na najlepszym z dostępnych nam światów.
Niech żyje cudowna chan-wook parkowska przewrotność! Bo to ona króluje w tym filmie stanowiac równocześnie ledwie jedną z warstw. Niech żyje przewrotność nie w życiu oczywiście, ale w kinie! To tylko kino, angol2, odpręż się... Poczułeś się zdeprawowany, urażony, znękany? Co zabolało Cię w tym fantastycznym obrazie? Dla mnie był olśniewający. Niezwykle mnie też zaintrygowało podejście do ukazania w tym filmie czasu. Bohater ma ledwie 5 dni, a mimo wszystkich masakr i poszukiwań wcale nie odczuwamy jakiegoś zatrważającego tempa. Nastrój iście kontemplacyjny, jest miejsce nawet na łzę w Penthouse, przy muzyce, przy być może jakiejś szczególnej asanie.
Tak, rzeczywiście ten zacytowany przez Ciebie dwuwiersz powtarzał się parokrotnie. Jakże nie tyle może prawdziwy, co dotykający głęboko, i oddziałujący również jak kontrapunkt, żeby nie zagubić się w tym fikcyjnym świecie, lecz odnaleźć właściwą perspektywę. Dla mnie ten dwuwiersz był bardzo porządkujący, zarazem cenny. Bardziej skierowany do widza, chociaż i do bohatera, by nie do końca pogrążał się w ciemności cierpienia.
Rzeczywiście świat może ograniczyć się do jednego pokoju, czy też kanału, niemniej nasz wspaniały, po prostu przepysznie nam zaprezentowany Oh Dae-su, nie zasypuje gruszek w popiele. Doskonali, po krótkim okresie zwątpienia (krótkim w odniesieniu do okresu 15 lat), przez te wszystkie lata w odcięciu od zewnętrznego świata, sztukę walki. A jak wiadomo, doskonalenie którejkolwiek z dziedzin życia, podlega efektowi przeniesienia na pozostałe. Więc jakże odmieniony staje się Oh Dae-su po wyjściu na wolność, nie tylko w sensie pragnienia zemsty, co w ogóle wychodzi uszlachetniony, i nie w efekcie cierpienia, jak przyjmuje się potocznie, lecz właśnie nastawienia na permanentne doskonalenie.
Wiem, że przesadzam, przerysowuję, ale robię to świadomie, bo dzięki temu zyskuję ostrzejsze postrzeganie.
Żeby skorygować ciut, dear cherry, oprawca stawia inaczej pytanie. Mówi do Dae-su: dlaczego pytasz, za co cię więziłem, spytaj raczej, w jakim celu wypuściłem cię na wolność? Bo odpowiedź na to właśnie pytanie jest tym, co druzgocze Dae-su ostatecznie, co doprowadza do pragnienia zeszmacenia samego siebie.
Oprawca działa bezdusznie, co nie znaczy że nie posiada duszy. Oczywiście jego zachowania są powiedzmy stricte psychotyczne, niemniej, to też człowiek, który cierpi, który zagłusza swoje cierpienie.
Nie ma w tym filmie zwycięzców. Nie ma szafowania schematem czarno-białym. Jest cudowny melanż, jak melanżem jest każdy z nas, nawet jeśli nie chcemy czy nie umiemy tego dostrzec.
Naiwniaczek i lekkoduch (chociaż nie pięknoduch) Dae-su przechodzi wspaniałą metamorfozę aż po zrozumienie spraw ostatecznych, po zrozumienie samego siebie, swoich ograniczeń, lęków granicznych.
Przewrotny w każdym calu, cudowny.
Witaj!
Oh Dae-Su podczas spędzenia tylu lat życia w całkowitej izolacji, nie tylko doskonali się w walce, aby móc zemścić się na swoim prześladowcy i poznać przyczynę swojego 15-letniego uwięzienia, lecz również przekonuje się ile jest w stanie znieść oraz jakie są granice jego psychicznej i fizycznej wytrzymałości, wystawionej na tak duża próbę czasu. Nie jestem przekonana czy rzeczywiście wychodzi uszlachetniony, na pewno bogatszy o bardzo ekstremalne i bolesne doświadczenia, które zostały mu narzucone i które go poniekąd na nowo ukształtowały.
Dziękuję Ci za skorygowanie postawionego, wieloznacznego pytania, które istotnie dotyczyło prawdziwego celu uwolnienia, bo oprawca od początku wypuszczenia O Dae-Su kontroluje wszystkie jego poczynania, prowadzi z nim przemyślą, okrutną grę i celowo dąży do wspólnej konfrontacji, co staje się jego swoistą obsesją.
Tak naprawdę jednak nie może zaznać spokoju, gdyż osoba Oh Dae-Su przez cały czas przypomina mu o tym, czego się dopuścił i cały swój gniew, wstyd, poczucie winy i wyrzuty sumienia przenosi na człowieka, którego jedynym błędem było znalezienie się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Ostateczne starcie twarzą w twarz uświadomi mu jak bardzo się pomylił myśląc, że zemsta przyniesie mu ukojenie, gdyż jeszcze intensywniej odżywają w nim dawne wspomnienia, od których do końca życia nie będzie w stanie uciec, choćby nie wiem jak poniżał swoją ofiarę. Tak samo Oh Dae-Su zemsta nie przyniesie spodziewanej ulgi ani spokoju, natomiast przekona się, że w ten sposób nie rozwiąże swoich problemów, lecz zyska nowe i stanie się kimś znacznie gorszym niż własny wróg.
Zgadzam się z Tobą, że w filmie nie ma zwycięzców, bo u Parka nic nie jest jednoznaczne, ani białe ani czarne, o czym wcześniej czy później przekonują się jego bohaterowie, którzy się boleśnie ranią, ale i równocześnie ogromnie cierpią, zarówno kat i jego ofiara.
Równie interesujący wydał mi się w filmie motyw, czy można w całości zaprogramować uczucia, np. poprzez hipnozę, czy też jest to jeden z tych aspektów życia, nad którym tak naprawdę nie da się niepodzielnie zapanować, bo podlega zupełnie innym prawom. Bo jak się okazuje nawet taki, jak to świetnie ujęłaś ‘naiwniaczek i lekkoduch (chociaż nie pięknoduch) Dae-su’ nie pozostaje na uczucia obojętny.
To, co do mnie również w Parku przemawia, że pomimo przeważającej w filmie ciężkiej atmosfery i tragicznego wydźwięku całej swojej opowieści, nie odmawia jej przewrotności, stając się prawdziwym mistrzem w umiejętnym dozowaniu emocji, powagę równoważąc przez śmiech, a momenty zabawne zabarwiając silnym ładunkiem emocjonalnym. To sprawia, że ‘Old Boy’ tak niesamowicie oddziałuje i już po pierwszym obejrzeniu, nie można się spod jego wpływu uwolnić.
Witaj, witaj,
Myślę, że każdy wyszedłby uszlachetniony, każdy kto by to przy zdrowych zmysłach przetrwał. Dae-su ma dość czasu na poznanie swoich możliwości i ograniczeń. Brak konfrontacji z okrucieństwem klawiszy jest czynnikiem nie bez znaczenia, czego nie uniknąłby np. w zwykłym więzieniu. Po roku wyszedłby wściekły, może nawet szalony. W poźniejszych latach miał już plan, który go motywował do przetrwania – ucieczka i zemsta.
Nigdy nie jesteśmy w stanie poznać siebie do końca, bo nawet wyobrazić sobie trudno wszelkie życiowe niespodzianki a co dopiero zostać z nimi skonfrontowanym. Niemniej tak wspaniałą okazję do poznania siebie któż z nas ma – a Dae-su owszem – ma ją i korzysta z niej. Ale w tym okresie właśnie nie jest poniżany, nie nękają go problemy natury egzystencjalnej, na pewno brakuje mu uczucia i nie tylko, zwykłej fizyczności, co wyraźnie widać w scenie na dachu, kiedy jego palce „chłoną” fizyczną bliskość zdecydowanego na samobójstwo mężczyzny.
Przed porwaniem Dae-su był prostaczkiem, po wyjściu na wolność już nim nie jest. Jest świetnym pełnym pasji mężczyzną, a nie misiowatym mułem, szczającym w pijanym widzie po kątach.
Witaj Shen Shi!
Z całą pewnością są różne rodzaje uszlachetnienia, a z tym wspomnianym przez Ciebie w takim ujęciu się zgadzam. Trzeba bowiem być człowiekiem o niezwykle silnej woli i niezłomnym charakterze, aby móc przetrwać trwające 15 lat piekło i po uwolnieniu jeszcze szukać zemsty. Oh Dea-Su wyszedł z tego uwięzienia jako już zupełnie inny człowiek, z jednej strony dążący do ściśle wytyczonego celu, z drugiej jednak głęboko zraniony mężczyzna, spragniony naturalnej bliskości z drugim człowiekiem, czego dał upust choćby we wspomnianej przez Ciebie, świetnej scenie na dachu.
To prawda, że trudno jest nam postawić się w sytuacji głównego bohatera, bo nie wiadomo jak my samy byśmy się wówczas zachowali oraz w kogo byśmy się przeobrazili. Bo nie sposób po takich ekstremalnych przeżyciach powrócić do życia bez jakiegokolwiek uszczerbku na ciele czy umyśle. Jednak jak pokazuje przykład Dae-Su człowiek potrafi znieść naprawdę wiele, zwłaszcza gdy ma po co żyć, nad czym m.in. zastanawiał się jego prześladowca, który po dokonaniu zemsty stracił główny cel całej swojej przepełnionej obsesją uwolnienia się od przeszłości egzystencji. Jak się jednak przekonał zemstą nie da się w żaden sposób zmazać własnych win, a tym bardziej zrzucić za nie odpowiedzialność na kogoś innego.
Hi Cherry,
Oh Dae-su jest naprawdę Człowiekiem wspaniałym! Z bon viveur odmieniony i nadal odmieniany, dzięki bolesnej konfrontacji ze swoim odwiecznym prześladowcą, w Człowieka poznającego najgłębsze zakamarki poranionej duszy. Ilu z nas mogłoby to o sobie powiedzieć? O ile czlowiekiem słabszym okazuje się jego oprawca, hołubiący cierpienie, wykorzystujący swój majątek na tropienie ofiary a w ostatecznej rozgrywce jednak nie wytrzymujący „ciśnienia”, nie znajdując już innej kolejnej ucieczki manifestującej się, jak napisałaś, w „zrzucaniu odpowiedzialności na innych”, odpowiedzialności za swoją własną małość, kruchość, igranie z ogniem. Tego oprawca nie przewidział, że 15 lat uwięzienia może niepomiernie wzmocnić Dae-su, do takiego stopnia, iż będzie bardziej skłonny do utraty części plugawej cielesności niż śmierci – jak mówią Pisma, jeśli gorszy cię twoje oko wyłup je, jeśli gorszy cię twoja ręka odrąb ją. Jeśli gnębią cię nieznośne myśli – by pociągnąć tę kwestię jeszcze dalej – spróbuj je przetransponować, abyś za życia do cna nie obumarł.
Jeszcze dopowiem cytatem z artykułu autorstwa Piotra Kletowskiego za mieszczonego w październkowym KINIE a zatytułowanym "Park Chan-wook i jego mroczny świat":
Hiperbrutalny "Old Boy" przywraca sztuce filmowej moc wywołania katharsis - momentu oczyszczenia. Kiedy na światło dzienne wychodzą ponure grzechy bohaterów, za które zmuszeni byli cierpieć, zostają nie tylko pognębieni, tak fizycznie, jak i psychicznie, ale i ogarnia ich satori. W terminologii buddyjskiej jest to moment poznania prawdy, która, choćby najbardziej przerażająca, jest lepsza - bo w jakiś sposób wyzwalająca - od pozostawania w niewiedzy, prowadzącej do jeszcze większej zbrodni.
Hmm...
Odnoszę wrażenie po przeczytaniu Twoich opinii o tym filmie, że sama może chciałabyś przeżyć to co główny bohater.
Być może należałoby Ci tego życzyć po to tylko, aby sprawdzić czy zachowałaś swoje dotychczasowe przekonania na temat swoistych metod 'uszlachetniania' człowieka.
/może wówczas miałbym przyjemność przeczytać bardziej dojrzałe opinie twoje na ten temat, zamiast -moim zdaniem- kreślonych piórem słabej ale pozorującej na potęgę dyletantki
Pomimo, że Twój post nie był skierowany osobiście do mnie, to jednak pozwól, że dodam swoje trzy grosze.
Uważam, że każdy ma prawo do własnego sposobu postrzegania danego filmu oraz do wyrażania swoich, całkowicie subiektywnych opinii na jego temat, starając się umotywować swoje zdanie w obrębie tematów jego dotyczących. Na tym właśnie polega istota komentowania filmu, a w tym konkretnym przypadku ‘Old Boya’, czego niestety w Twoich słowach mi zabrakło.
Jak najbardziej każdy może również nie zgadzać się z poglądem innej osoby w danej kwestii, jednak starając się wówczas, używając odpowiednich argumentów przedstawić własny punk widzenia i go bronić, nawet jeśli jest on zbieżny ze zdaniem innych. Natomiast również i tego jakże ważnego elementu, będącego podstawą każdej konstruktywnej krytyki, u Ciebie po prostu nie ma. Wobec tego chciałabym się Ciebie zapytać, dlaczego uważasz Shen Shi za ‘dyletantkę’ skoro wszystkie jej komentarze poparte są solidną i konkretną argumentacją?
Ja życzę Tobie, aby wszystkie Twoje przyszłe komentarze były ‘kreślone piórem’ w tak przemyślany, kreatywny i cechujący się świetnym stylem sposób, którego Shen Shi odmówić z całą pewnością nie można.
Czytając Wasze wpisy (wielopłaszczyznowość, subtelność, mistrzostwo, arcydzieło itp.) ma się wrażenie, że powstał naprawdę nieprzeciętny film. Tymczasem - w moim odczuciu - nic takiego! Mili Państwo - znajcie umiar! ;-) "Wysokie" słowa lepiej zaoszczędzić na prawdziwie piękny film. Jeśli jak hojnie i bogato określacie "Oldboya", to jakimi słowami opisali byście dzieła prawdziwych, a nie papierowych mistrzów kina? Mam wrażenie, że nie znaleźli byście takich słów, wyczerpaliście skalę ;-)
Co takiego niezwykłego znaleźliście w tym filmie? Co nowego, czym nie znudzili by już nas wszystkich mistrzowie blichtru? Współczesne widowiskowe kino często próbuje udawać, że jest czymś więcej, niż jest - dość czczą zabawą (żeby nie było wątpliwości - mi to wystarcza, żeby do kina często chodzić). Dlatego często próbuje się markować jakąś głębię, dodać szczyptę jakiejś (wydumanej) tajemnicy do błahutkiej historii - czy nie po to, by ten haczyk połknęli widzowie z "dobrego segmentu"? Co do mnie - od dawna nie widziałem naprawdę poruszającego filmu.
Pozdrawiam dzieci Quentina ;-)
Na początek dziękuję za pozdrowienia ;-)
Nieprzeciętny Old Boy jest na pewno.
I na pochwałę, może nie aż tak rozbuchaną, niemniej jednak: niewątpliwie zasługuje. Jest daniem pysznym, a nawet przepysznym. Wskaż proszę danie lepsze, lepiej przyrządzone i doprawione, nawet nie tylko z aktualnej oferty filmowej, ale powiedzmy ostatnich miesięcy. Ja ze swej strony mogę wskazać Dziewczynę z Perłą, Kill Bill 2, również Złe Wychowanie, chociaż intensywnością czy grozą, a z drugiej strony wyrafinowaniem i lekkością do Old Boya im daleko. Na upartego można by Old Boya nazwać dziełem eklektycznym, chociaż i tak nie umniejszałoby to jego wartości.
Nawołujesz do umiaru ;-), chociaż nie wiem czemu, bo to cudowne dać się porwać i w takim uniesieniu trwać, jednak skoro dla Ciebie Old Boy jest niczym takim, to wskaż proszę jakieś konkrety, które go dyskredytują. Bo naszą wyliczankę już poznałeś, natomiast sam dla przeciwwagi nie przedstawiłeś ani jednego punktu.
Wszystkie filmy, w moim rozumieniu piękne (patrz wyżej), otrzymały już moje „wysokie słowa”, których nie muszę oszczędzać, bo mam ci ich dostatek. Cały czas mrugasz do nas oczkiem, Angolu, ale „robieniem oka” tak łatwo się nie okupisz. Podejmij rękawicę miast krytykować odczucia, które przecież u każdego są inne. Zgadzam się, że porównanie historii Dae-su do historii biblijnego Hioba, co przytoczyłeś w swoim odrębnym komentarzu jest chybione. Wprawdzie Dae-su zostaje wszystko odebrane, ale też niczego po okresie nękania go przez „szatana” nie zyskuje. A jeśli nawet, to w zbyt przewrotnej właśnie postaci, a i to jakby jedynie na chwilę.
Co znalazłyśmy w tym filmie, jest już w poprzednich postach opisane, wystarczy uważnie przeczytać. Nie znaczy to, że i Twoje postrzeganie ma być identyczne z naszym, ale w takim razie podejmij dyskusję miast wydziwiać nad naszym zaślepieniem. Spróbuj otworzyć nam oczy bez uciekania się do ogólników.
Na pewno się różnimy (żeby nie było wątpliwości – mnie blichtr nie wystarcza, żeby mój czas trwonić w kinie). Być może nie jesteś w stanie spojrzeć na Old Boya świeżym okiem, bo zbyt wiele już obejrzałeś, więc i tu przykładasz podobną miarę.
Nagle mówisz, w sumie a propos niczego, że od dawna nie widziałeś naprawdę poruszającego filmu, a przecież film poruszający może być niejednokrotnie i najzwyklejszym kiczem. Film poruszający nie znaczy wartościowy. Porusza w tobie jakąś strunę, co nie znaczy, że w każdym, a ponadto wcale to nie zaświadcza o tym, że masz przed sobą arcydzieło. I arcydzieła bywają wyklęte.
Dla ścisłości: Old Boy nie jest dla mnie filmem poruszającym, sprawia natomiast, że oglądam go ze skupieniem, a nie wiercąc się z jednego pośladka na drugi.
Filmem poruszającym (dla mnie) były np. Godziny.
Zresztą nawet nie wiem, co masz na myśli mówiąc: poruszający. Jaki miałby być według Twojej definicji film poruszający? Bolesny? Dający do myślenia? I dlaczego film poruszający miałby przewyższać i niby czym (subiektywnym poruszeniem?) obraz, którym się np. rozkoszuję.
Wprawdzie Shen Shi uprzedziła mnie już z odpowiedzią, pod którą się jak najbardziej podpisuję, jednak chciałam jeszcze dodać słów kilka od siebie.
Według mnie we współczesnym kinie nie chodzi tak naprawdę o to, aby powielać dzieła klasycznych, wielkich i uznanych już mistrzów filmu, których skalę talentu można określić w niewyczerpalnej liczbie słów, lecz by wciąż poszukiwać nowych środków wyrazu, nadać schematycznej historii zupełnie inną jakość i opowiedzieć ją w oryginalny i niestandardowy sposób. Bo tak naprawdę bez względu na to, z jakiej szerokości geograficznej dany obraz pochodzi, kto jest jego reżyserem i czy jest ukazany subtelnie bądź dosłownie, najbardziej liczy się przede wszystkim, aby film do nas przemawiał, oddziaływał na emocje, zaskakiwał, bawił ale i pobudzał do głębszych refleksji. Myślę, że wszystko to zdecydowanie można w ‘Old Boyu’ odnaleźć, tak samo zresztą jak w twórczości Tarantino, który również czerpiąc garściami z rozmaitych, nierzadko mało ambitnych obrazów, potrafi stworzyć coś autorskiego i niepodrabialnego.
I chociaż zarówno wcześniej jak i teraz nie uważam filmu Parka za arcydzieło, to jednak z całą pewnością jest to obraz w ‘swojej własnej lidze’ odmienności zdecydowanie nieprzeciętny i warty uwagi, serwując nam wbijające w fotel, prawdziwe wielogatunkowe ‘podwójne uderzenie’;) Jednak oczywiście nie odmawiam Ci prawa do odmiennego zdania, choć swojego będę bronić do upadłego ;)
Gdybym miała polecić Ci jakiś poruszający obraz, to choć nie wiem jakie kino cenisz, to oprócz wyżej wymienionych, z całą pewnością warte obejrzenia są takie filmy jak ‘Między Słowami’, ‘Słoń’, ‘21 Gramów’, ‘Hero’ i właśnie wchodzący na ekrany ‘Przed Zachodem Słońca’.
Pozdrawiam!
Hmm...
-patrz na datę wysłania mojego wcześniejszego postu. Nie odnosi się on do Ciebie.
pozdrawiam ;-)
Hmm...
Mój post zaś był skierowany do ciebie, nie do Cherry.
/niezalogowany/
pozdrawiam ;-)
Hmm...
Dopowiem tylko, że jak spostrzegam niestety, moderator tego forum umieszcza moje wpisy nie w miejscach przeze mie wybranych lecz przez siebie :-(
Ależ nie przejmuj się, bo od razu się zorientowałam, że do mnie jest Twój post skierowany, szkoda tylko, że nawet nie wiem, z kim mam przyjemność. Że dyletantką jestem, to dla mnie nie nowina. Wydaje Ci się, że na tego rodzaju forum masz szansę oczekiwać obcowania z ludźmi o filmowej proweniencji?
Szkoda tylko, że jako kolejna osoba nie przedstawiasz konkretnych przykladów dla przeciwwagi a jedynie pragniesz zademonstrować jakąś bliżej nie określoną rację.
Możesz śmiać się z mojego postrzegania w piąstkę, ale proszę zaprezentuj swój antypowierzchowność i wymyśl coś bardziej nośnego, od mojej wersji, która jedynie ma wskazywać, że kino to dla mnie wielka przyjemność.
Chyba nmnie zresztą należycie nie zrozumiałeś, bo nie piszę powyżej, że należy stosować TAKIE metody 'uszlachetniania', tylko że Oh Dae-su wyszedł z tej bolesnej próby uszlachetniony i umocniony, o czym stale m.in. zaświadczają i odgniotki na jego nadgarstkach.
Pomysł takiego rozwoju wypadków był nie mój lecz scenarzysty. Mój jest tylko komentarz. Pozwól poznać swój. Roztocz swoją wizję tego filmu miast anonimowo podejmować póbę zdeprecjonowania mojego widzenia rzeczy. A przynajmniej się przedstaw, zebym mogła zapoznać się z Twoimi chocby i do innych filmów komentarzami, rozumiem, że pozbawionymi dyletantyzmu. Ja w moim czuję się doskonale, i chyba daję to też odczuć.
Wydaje Ci się, mój anonimowy agresorze ;), że Oh Dae-su nie dokonał wglądu w siebie? że był tylko potworem po tych 15-tu latach odsiadki?
Pozdrawiam i mimo wszystko (a może nawet wbrew uprzedzeniom do mojej osoby) zapraszam do wspólnych rozważań o kondycji Dae-su.
Odpowiadając na kwestię moich rzekomych snów o potędze, doprawdy trudno mi dociec, jak ja sama odnalazłabym się w sytuacji Dae-su. Najprawdopodobniej zostałabym żywcem pożarta przez mrówki ;)
Nie napisałam, że droga filmowego hero była łatwa. Podejmował w tej drodze i próby samobójcze. Być może byłby to i mój los. Być może dopuściłabym się samobójstwa sprawniej, aby nie dało się mnie odratować. Nie wiem i nawet nie chcę wiedzieć. Tak naprawdę nikt nie wie, jak zachowa się w sytuacji granicznej. Musi w niej się znaleźć i dopiero w tedy ma szansę badania załomków swojej duszy. A i tak może niczego dobrego nie dociec.
Eksperymenty wskazują, że człowiek postawiony w pozycji ofiary w roli tej się nie odnajduje wcale, uciekając powiedzmy w chorobę psychiczną lub swoiste odrętwienie, dając się chociażby zakatować na śmierć (jeśli jest po temu okazja, w filmie Parka takiej okazji nie było, Dae-su pozostaje stale sam, udowadnia jednak właśnie tę właściwość w scenie konfrontacji ze swoim gnębicielem), oprawca natomiast w swojej roli ma się świetnie (do momentu aż role się odwrócą), potęgując swoją brutalność, swoją pomysłowość w dręczeniu ofiary. I nie ma tu nagle nic do rzeczy, jakie byśmy wyznawali filozofie czy religie. I to jest właśnie nader zabawne. Można by się wyśmienicie takim eksperymentem przejechać po najmędrszych, najszlachetniejszych (a przynajmniej za takich uznanych) głowach ludzkości, a co dopiero po mojej. Ale sobie wybrałeś cel...
Dzięki za zwrócenie uwagi. Karząc, oczywiście: karząc, IX. grupa koniugacyjna. Żeby to był jedyny błąd ;) Jest ich więcej: np. karygodne "nie zasypuje gruszek w popiele". A przecież powinno być: "nie zasypia gruszek w popiele".
Pozdrawiam :]
Wiesz, też byłam pewna, że Park inspirował się KILLBILL, a dziś właśnie przeczytałam wywiad z tym reżyseram i powiedził on, że nie oglądł wcale KILLBILL [chociaż twórczość Tarantino bardzo lubi; szczególnie RESERVOIR DOGS].
Pozdrawiam;)!
OLDBOY :D!
Nie zastanawiałam się, czy Park znał KILLBILL’a, niemniej za informację dziękuję.
Po prostu: oglądając OLDBOY’a rozmyślałam o podobieństwie do KILLBILL’a.
Nie jest dla mnie rzeczą niezwykłą, że oddziałujemy na siebie wzajemnie, odczuwając czy też tworząc podobne (niekiedy identyczne) rzeczy. Właśnie dzisiaj czytałam np. o mordercy prezydenta Narutowicza. Otóż zapoznany ten artysta, Eligiusz Niewiadomski, pozostając po udanym zamachu w więzieniu, pisał rzeczy tożsame z późniejszym przecież „Mein Kampf“ Hitlera.
Kieślowski natomiast opowiadał, jak natknął się na wiersz Wisławy Szymborskiej, traktujący o sprawach, które on sam przedstawił w Trzy kolory. Czerwony.