Uwielbiam. Spokojnie dorównuje pozostałym . Scena na schodach opery , kiedy Mary
przyjmuje strzał,pada na kolana i umiera a Michael dosłownie wyje z bólu i nagromadzonej
przez lata goryczy, miażdży. Tego już nie zniósł. W tym momencie umarł wielki Corleone.
Umarł król, niech żyje król. Vincent Mancini - Corleone. I tak jak Michael, musiał wybrać, czy miłość czy szefowanie mafii, wybrał to drugie.
Można się domyślać - jest pozycja dająca władzę, pieniądze, siłę, która kusi wiele osób i gdy upada jeden władca, jak w pierwszym filmie Vito Corleone, kolejny sięga po tron. Najpierw Michael, potem w "III" Vincent. Widać było, że jest dobrze przygotowany do bycia Donem, a Michael starał się Vincentowi przekazać najważniejsze rady jak ma kierować "firmą"