Fabuła taka sobie, ale czego tu się czepiać;
W końcu ma takie samo znaczenie, jak w filmach z Elvisem;
Tam stanowi pretekst do posłuchania kilku piosenek "króla",
tutaj stanowi pretekst do obejrzenia kilku napiędralanek...
Zresztą całkiem niezłych. Ze szczególnym uwzględnieniem
znakomitego finalnego baletu :o)