Przeżegnałem się kolanem.
Nowy film francuskiego "mistrza" (nie chcę wiedzieć, jak według tak myślących ludzi wyglądają filmy kogoś mniej zdolnego od Bessona), to kicha jakich mało, jakością zbliżona do niesławnej "Piranii 3D".
ADIN. W świetle kolejnych chyba najmniejszy grzech Bessona - niekonsekwencja. Raz nie pokazuje ciosów, z myślą o przedszkolakach, a kiedy indziej świeci cyckami Adeli.
DWA. "Adventures..." to bezczelna zrzynka z kilku filmów. Indiana Jones chociażby. Ale najbardziej irytujące jest podczepianie się pod Jauneta. Besson cały czas próbuje kopiować jego pomysły - nie udaje mu się to ani przy okazji zdjęć, ani przy okazji narracji. Wychodzi z tego nieumiejętnego korzystania z dorobku lepszych żenująca błazenada.
TRI. Zmaterializowanej fabuły tego filmu mógłbym użyć najwyżej jako papieru toaletowego, gdyż jest gówniana po całości, w każdym najdrobniejszym elemencie. Brak pomysłu na pociągnięcie tego przeznaczonego do kasacji auta bije po oczach. Najpierw oglądamy Adelę gdzieś w egipskiej piramidzie, później pterodaktyla ożywionego przez szalonego naukowca w centrum Paryża, później ożywają mumię, a w międzyczasie dowiadujemy się, że wszytko to dlatego, że siostra bohaterki przebiła sobie kiedyś mózg spinką do włosów i stała się warzywkiem. Tyle w tym wszystkim logiki.
Pominę już efekty specjalne wyjęte z taniej gry komputerowej z końca lat 90. Dziwi mnie jedynie, jak w to bagno dał się wciagnąć Mathieu Amalric, ostatnio ceniony przeze mnie aktor (reżyser po części również).
Nawet przemiana siostry Adeli z warzywka w fajną dupę nie zasłania innej przemiany - bo nie mogę podsumować tego filmu inaczej niż, cytując klasyka: "Besson się z ch**** na głowy zamienił".
1/10
Nie wiem jak można od filmu utrzymanego w tak żartobliwym tonie oczekiwać logiki, prawdy historycznej,. spójności? Dla mnie ten film jest przede wszystkim wariacją na temat FORMY, niemal GENIALNĄ w kwestii scenografii, charakteryzacji i - też a 'ch' - charakterologii. Najbardziej jednak podobało mi się, jak do tego 'śmiesznego' filmu przemycono ból, który ukazano bardzo prawdziwie. Nie byłam fanką Bessona, ale ten film nastawil mnie 'pro' Twórczości tego Pana.
Tak jak mnie<3 Bardzo mi się podoba moda paryska z tamtych czasów. Film jest po prostu uroczy i nie dla tych, którzy mają "płaskie" poczucie humoru.
A propos niekonsekwencji - silisz się na intelektualną krytykę tego filmu, broniąc tym samym kinematografię przed bylejakością, posługując się jednocześnie słowami używanymi zazwyczaj przez stojące pod latarnią panienki. A całość podsumowujesz nazywając siostrę Adeli "fajną dupą". Co za styl! Prawdziwy kulturalny kinoman!
Mi się film podobał i to z dokładnie tych samych powodów co Mahosi - owe rzekome "zrzynki" i "brak pomysłu" to nie ukryte wady, które tylko najbystrzejsi (i najkulturalniejsi) widzowie dostrzec mogą - ale to materiał, środki użyte przez reżysera do zabawy filmową materią. Muszę przyznać, że przeraża mnie myśl, że ktoś TAKI film bierze na serio! Równie dobrze można by krytykować Daliego za to, że jego topniejące zegary nie mają prawa chodzić, a płonące żyrafy - przeżyć. No ale jeśli ktoś traktuje życie aż tak bardzo na serio, to po co sięga po taki film? W sztuce mamy Realizm, na ekranie - dokument, dramat. To jest KOMEDIA. Powiedziałbym komedia z wkładką - bo poza zabawnymi tekstami mamy też zabawę tworzywem.
Jeśli ktoś oczekuje dowcipnych dialogów i celowych (czego niektórzy nie widzą) nawiązań do innych dzieł czy twórców - polecam. Poszukującym przygodówek w rodzaju Tomb Rider i/lub poważnych, ciężkich dramatów z egzystencjalnym tłem - odradzam.
"A całość podsumowujesz nazywając siostrę Adeli "fajną dupą""
To tzw. ironia: http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=20561
"najkulturalniejsi"
Ganisz mój styl, wywołany zniesmaczeniem i negatywnymi emocjami oraz chęcią jak najszybszego zostawienia tego badziewia za sobą, a tymczasem sam tworzysz jakieś bliżej mi nieznane neologizmy. Może chodziło ci o "najbardziej kulturalni", a może sam nie wiem o co, w końcu jestem tylko mało inteligentnym nieukiem, siejącym anty-bessonowską propagandę na filmwebowskich forach.
"nawiązań do innych dzieł czy twórców"
Pustosłowie. Jakie dzieła, jacy twórcy.
To wulgaryzm.
Bliżej Ci nie znane??! A to dobre! - nie chodziłeś do szkoły?
http://www.sjp.pl/co/najkulturalniejszy
Nawiązałem tylko do TWOJEJ wzmianki o Jaunecie (i Amelii?). Ale skoro twierdzisz, że to było tylko pustosłowie...
Niestety film jest rzadki. Nie wiem czy chwalenie sie ze film wyrezyserowal Luc Bessson to dobry pomysł. Film ma potencjal ale humor i akcja leży :(. Szczerze powiedziwszy gdyby nie Lousie Bourgoin, która mi sie spodobała to po pół godzinie bym dał sobie spokój. NIe trzyma się to kupy i nie chodzi nawet o absurdy hiasoryczne czy coś ale rezyser nie potrafil zrobic nic ciekawego :(
"NIe trzyma się to kupy (...)". - Zależy czym dla kogo jest kupa.
To film głównie o tym, jak trudno jest 'pozwolić' odejść najbliższej osobie. Elementy kina akcji (na których, o dziwo, wszyscy się skupiali i warunkowali nimi ocenę filmu) to przejaskrawiona, dosłowna forma stwierdzenia, że 'gdybym mógł, zrobiłbym wszystko, by cię ocalić ...". Niby zabawny, lekki, a kiedy pojawia się postać Agathy, to tak jak by ktoś nam w twarz dał, i zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy w kinie na komedii, ale na pogrzebie. Pogrzebie uczucia, które nie chce umierać. A żeby film sztampowym nie był, Besson zamiast mortyfikować Agathę przywraca ją w końcówce światu żywych. Choć mnie ta końcówka wydała się raczej projekcją umęczonego umysłu Adele, która to projekcja miała wreszcie ukoić ból i położyć kres walce. Wskazywałoby na to zmienione 'tempo' końcówki. W końcu Besson to specjalista w tworzeniu obrazu balansującego na cienkiej granicy między rzeczywistością a jej wypaczonym obrazem tworzonym przez wyczerpany cierpieniem umysł. Piękny film.
popieram słowa _000_
mz trzeba mieć tupet by ten film ocenić na zero (chyba że ktoś nie sili się na znawcę kina tylko ocena ma na celu swoistą, prywatną zemstę nietrafionego widza, co dziwne)...
Maruder film na 1 nie zasługuje.
ps. wodze iż głosujesz jak reszta dzieci na IMDB 1 albo 10
Aczkolwiek rację autorowi tematu trzeba przyznać. Taki film podpisany nazwiskiem "Besson" to wstyd. Jakby Mark Dippe go wyreżyserował, to bym się nie zdziwił, ale Besson... kurcze pieczone, przecież ten człowiek genialne filmy tworzył i pisał niesamowite teksty.
Ten tutaj wytwór jak w temacie wspomniano jest miałki, mało oryginalny, niekonsekwentny i prymitywny. Nie mówcie mi, że jakąś formą się tutaj bawił autor, bo po prostu dał kilka elementów z różnych gatunków, żeby jakoś zamaskować nieatrakcyjność fabuły. W "Piątym elemencie" była zabawa z formą i do maksimum uwydatnione elementy kina akcji i science-fiction. Tutaj niby podobny miał być humor, lecz wszystko jest gdzieś z pięć klas niżej. Postacie są sztampowe i wcale nie zwariowane. Gdy pojawia się postać Agathy to reżyser chce dać elementy czarnej komedii, ale co najwyżej można zostać zniesmaczonym. Mam poważnie brać jak ktoś szpilkę wbił sobie podczas gry w tenisa? W dodatku ile osób ta Adela zabije, żeby ożywić swoją siostrę?
Tak beznadziejnej głównej bohaterki dawno nie było. Całe szczęście, że zatonęła na Titanicu.
A mnie się wydaje, że Twój wpis tylko potwierdza klasę i wszechstronność Besson'a - Adele zrobił dla mnie, a Piąty Element dla Ciebie, bo wg mnie ten film to porażka.
1. dla mnie to były piersi, wydaje się że przedszkolaki nie poczują się urażone ich widokiem... co do ciosów? hmm, nie wiem po kiego mi one w tym filmie
2. osobiście film mi przypominał klimatem trochę Jumanji a nie Indianę, heh... od początku filmu widać jaki on będzie i można wyłączyć po 5 min. jeśli ktoś za nim nie nadąża... ;]
3. fajnie, że opowiadasz film... szkoda, że używasz żenującego języka... :]
na koniec... film jest w znacznie lepszym tonie niż pierwszy post, ten tu zupełnie nie nadaje się do dyskusji... "cycki", "fajna dupa" i zasłanianie się cytatem by dorzucić coś na deser zupełnie mnie nie przekonują choć za to mocno się kojarzą z nickiem autora tego wątku... hmmmm.... znacznie wolę lekki humor filmu
na koniec jakiś cytat by tu nie wracać i się nie taplać: "bez odbioru"
po edycji tekst powinien wyglądać tak (góra do skasowania):
1. dla mnie to były piersi, wydaje się że przedszkolaki nie poczują się urażone ich widokiem... co do ciosów? hmm, nie wiem po kiego mi one w tym filmie
2. elementy innych filmów są kopiowane z pełną świadomością i traktowane z humorem, dziwi mnie więc obruszanie się na bezczelną "zrzynkę" pomysłów... ogólnie wydaje mi się, że prawie od początku filmu widać jaki on będzie (mało poważny że tak powiem) i można wyłączyć po 5 min. jeśli komuś taka forma nie odpowiada... osobiście film mi przypominał klimatem trochę Jumanji...
3. fajnie, że opowiadasz film... szkoda, że używasz żenującego języka... :]
na koniec... film jest w znacznie lepszym tonie niż pierwszy post, ten tu zupełnie nie nadaje się do dyskusji... "cycki", "fajna dupa" i zasłanianie się cytatem by dorzucić coś na deser zupełnie mnie nie przekonują choć za to mocno się kojarzą z nickiem autora tego wątku (nie wiem czy to przypadek)... hmmmm.... znacznie wolę lekki humor filmu
na koniec jakiś cytat by tu nie wracać i się nie taplać: "bez odbioru"
po edycji tekst powinien wyglądać tak (góra do skasowania):
1. dla mnie to były poduchy i cycule, wydaje się że szkolaki nie poczują się urażone ich widokiem... co do członków? hmm, nie wiem po kiego mi one w tym filmie
2. elementy innych penisów są kopiowane z pełną świadomością i traktowane z humorem, dziwi mnie więc obruszanie się na bezczelną "zŻynkę" pomysłów... ogólnie wydaje mi się, że prawie od początku filmu widać jaki on będzie (mało długi że tak powiem) i można wyłączyć po 65 min. jeśli komuś taka forma nie odpowiada... osobiście gil mi przypominał klimatem trochę DŻumandżi...
3. fajnie, że opowiadasz piłę... szkoda, że używasz zielonego języka... :]
na koniec... adwent jest w znacznie lepszym tonie niż wielki post, ten tu zupełnie nie nadaje się do dywersji... "drągale", "fajne naleśniki" i zasłanianie się cytatem by dorzucić coś na ser zupełnie mnie nie przekonują choć za to mocno się jarzą z dickiem autora tego wątku (nie wiem czy to przypadek)... hmmmm.... znacznie wolę lekki stupor filmu
na koniec jakiś cycek by tu nie wracać i się nie taplać: "bez moczenia sutów"