zakończenie jest takie jak życie - zaprzepaści rodzinę dla chlania. Pić trzeba z głową i wiedzieć kiedy powiedzieć STOP
Ja w dość inny sposób interpretuje zakończenie od pozostałych, otóż do bohatera przyszła wiadomość tęsknie potem bardzo. Na początku nic nie pił po tęsknie pił szampana po wiadomości bardzo dał w palnik. Interpretuje to jako że główny bohater bardzo tęsknił za alkoholem zdobył okazje wraz z kolegami i wykorzystał by się napić.
Bardzo fajna interpretacja - głód alkoholowy się w nim odzywa. Tym bardziej, że pisze: "Tommy by nam kibicował", a Tommy jest przecież ofiarą nałogu. Chyba tak przebiegle właśnie działa głód alkoholowy. Bywa, że gra na emocjach.
Z tych wszystkich dywagacji stwierdzam, że Twój komentarz, a zarazem wyjaśnienie jest najsensowniejsze.
Rozzjaśniłeś mi wizję zakończenia. Żadne tam smsy od żony tylko właśnie "wiadomości" od nałogu. Skok na końcu jest symbolem, że już z tego alkoholizmu nie wyjdzie.
Niby piękne zakończenie. Każdy się cieszy i świętuje, a przede wszystkim Martin. Ale co będzie po zakończeniu filmowym? Każdy wróci do swego domu i prawdopodobnie będzie tak samo jak przy wcześniejszym osiąganiu nirvany.
Moim zdaniem zakończenie tego filmu polega na tym. Rób to co ci sprawia radość ducha i daje chwilę zapomnienia. Tak wnioskuje ostatnią scenę filmu. Żyj jak chcesz żyć. Nie daj się szufladkować.
Ja odebrałem zakończenie jako słodko-gorzkie. Słodkie - bo część spraw się zaczęła prostować, a przed Martinem szansa na odzyskanie żony. Gorzkie - bo jednak ulegają oni alkoholowi. Ostatnia scena trochę przypomina tezę, że alkoholikiem pozostaje się na zawsze. A skok do wody - to skok w kierunku, w którym odpłynął przyjaciel - zatem ku straceniu. Ale skąd te mieszane uczucia?
Żeby zrozumieć zakończenie, ważne wydaje się to, co pojawia się wcześniej - na egzaminie chłopaka - pytanie o porażkę u Kirkegaarda. Chodzi o to, by ją zaakceptować, tylko wtedy można w pełni żyć (umieć tańczyć mimo porażek wokół).
Jedyną postacią, która nie zaakceptowała porażki w filmie jest WF-ista, który mówi o swojej wpadce w szkole: "zdarzyło się, ale jutro już będzie normalnie", nie rozumiejąc, że to koniec jego kariery (a nawet życia). Nie zaakceptował on swojej porażki z alkoholem. Natomiast reszcie się to udało i sprawy zaczynały się polepszać.
Ciekawe w tym kontekście jest to, że akceptacja problemu i porażki (w tym wypadku alkoholizmu) to jeden z najważniejszych kroków "wychodzenia" z nałogu wg psychologii. A wg Kirkegaarda - akceptacja porażki to jedyny sposób, by kochać i w ogóle żyć (w pełni) - mimo porażek. Zakończenie filmu jest dokładnie takie, jak wniosek filozofa - słodko-gorzkie.
Dzięki, bardzo trafne spostrzeżenia. Mieszane uczucia głównie wzięły się u mnie z przyzwyczajenia, do innego ujmowania tego tematu. Niemniej obraz ukazany w "Na rauszu" wydaje się bardzo zbliżony do tego co mam okazję obserwować w życiu. Romanse z alkoholem mają słodko-gorzki smak.
Moim zdaniem żaden z nich (oprócz Tommiego) nie wyrwał się faktycznie z nałogu. Na samym końcu (na pogrzebie i krótko po) widzimy ich po prostu w sytuacji kiedy brak alkohol nie dał jeszcze o sobie znać. To w jaki sposób prowadzili ten eksperyment pokazuje, że nie będą wstanie tego kontrolować. Nasi bohaterowie cierpieli z powodu rutyny dnia codzienniego. Ten marazm, który ich złapał w szpony, łapie wielu ludzi. Zaczynamy żyć trochę jak roboty – jedziemy na automacie dzień w dzień ta sama historia. Nie potrafimy się z tego wyrwać bo nie wiemy jak, boimy się albo nie mamy na to siły. Potrzebujemy zmiany. W domyśle oczywiście zmiany na lepsze ale tak naprawdę jakiejkolwiek zmiany. Ten eksperyment z założenia trochę absurdalny to właśnie taką zmianę zaoferował. Myślę, że dlatego na to przystali. Sama teoria o „brakującym” 0,5 promila jest dość ciekawa. Pewnie większość z nas przyzna, że jeśli coś robi się na luzie a nie na spince to lepiej wychodzi. Tak było z tym uczniem – on znał materiał ale był tak zestresowany, że nie mógł się odblokować. Jednak jak pokazują dalsze eksperymenty alkoholizm to równia pochyła. Sama faza 2 gdzie próbowali ustalić indywidualny promil dla każdego jeszcze się broni ale faza 3 gdzie dochodzą do wniosku, że skoro 0,5 promila im pomogło to narąbanie się prawie do utraty świadomości zrobi z nich supermanów totalny absurd. No ale tak to działa. Alkohol w zbyt dużej dawce zaburza racjonalne myślenie. Co do zakończenia to myślę, że żaden z nich nie wychodził na prostą. To tylko pozory. To tak jakby alkoholik stwierdził, że już nie pije, wytrzymał jeden dzień a my widząc to stwierdzamy, że wychodzi na prostą. To tak nie działa bo na drugi dzień znowu może być napruty jak świnia. Bohaterowie tak naprawdę mieli wybór między brnięciem dalej w to co robili – ich życie się zmieniło, początkowo na lepsze a później zaczęły pojawiać się problemy lub rzucić to i wrócić do starego życia. Do tego marazmu z którego tak bardzo próbowali się wyrwać. Myśle, że odpowiedź dla nich była jedna. Martin chyba nie tyle pogodził się z utratą, żony bo on ją stracił już dawno. On jako jedyny miła przebłysk świadomości, że ta droga nie jest dobra. Próbował nawet z tym skończyć ale nie był wystarczająco silny. Ten smutek po stracie przyjaciela, plus sytuacja z żoną myślę, że go trochę otrzeźwiły ale SMSy pogorszyły sprawę. Po przeczytaniu, że jednak jest nadzieja a żona go nie przekreśliła zrodziła w nim myśl, że może jednak to co robił nie było takie złe i dała niejako przyzwolenie, żeby się jednak może trochę napić? Dla alkholika każdy powód jest dobry. Bardzo spodobał mi się też pomysł z poprzedniego wpisu Polaq_filmaniak. Tak trochę pół-żartem pół serio. Skąd wiemy, że to żona do niego pisała?:) A może to już były jego omamy związane z alkoholem – być może to właśnie alkohol dawał mu znać, że bardzo tęskni za nim i znów chciałby się spotkać?:) Generalnie zakończenie dla mnie to jak ktoś pisał skok w otchłań. Nie ma już powrotu z tej drogi. Nie wrócimy do starego nudnego życia. Jedziemy dalej i zobaczymy co będzie.
Właśnie dlatego lubię ten film i jego zakończenie - potrzeba do niego mądrego widza. Dzięki za wyczerpującą odpowiedź. Dzięki takim ludziom jak Wy nie czuję się osamotniona :)
Dla mnie też jak dla większości zakończenie było słodko - gorzkie. Wprawdzie bohaterzy tymczasowo rozwiązali swoje problemy, ale pewnie niedługo znowu dopadnie ich marazm i co wtedy? Pewnie znowu sięgną po alkohol bez żadnego eksperymentu. Tak naprawdę tylko muzyk realnie zmienił coś w swoim życiu. Pozytywnym zakończeniem byłoby dla mnie gdyby główny bohater wrócił do robienia doktoratu, na kurs tańca i poszedł na terapię z żoną
Ja rozumiem tak, że wszystko z umiarem jest dla ludzi. Co by nie mówić o szkodliwości alkoholu to jednak w pewnych aspektach pomaga w relacjach międzyludzkich, a nawet potrafi natchnąć. Oczywiście nie piszę tu o piciu do nieprzytomności lub utraty kontroli nad sobą.
Według mnie końcówka jest bardzo, bardzo pesymistyczna.
Zwróćcie uwagę na kilka szczegółów, trzeba końcówkę obejrzeć kilka razy. Moja interpretacja jest następująca:
1. Tych SMSów od żony nie było. Ne widzimy ekranu telefonu - tylko tekst oraz emocje Michela. Na pierwszy rzut oka wydaje się oczywiste - żona chce do niego wrócić, on zadowolony, świetlana przyszłość. Po pierwsze: emocje Michaela to wcale nie musi być zaskoczenie - równie dobrze mógł otrzymać jakąś straszną wiadomość, typu dokumenty rozwodowe, wyrzucono go ze szkoły. Na końcu widać ulgę - ma nam się wydawać że to ulga w związku z informacjami od żony, a jak dla mnie to może być ulga w stylu "teraz to już mi jest naprawdę wszystko jedno..."
2. Dlaczego to nie SMSy od żony? Zwróćcie uwagę - żona go zdradziła, on mimo to chciał wrócić: no trudno o lepsze zakończenie! Wiemy jednak że żona nie chce wrócić, czyli naprawdę nic do niego nie czuje, a wręcz go odpycha. Nie podejmuje próby naprawy, ignoruje jego wyznania, chce tylko rozmawiać o szczegółach technicznych urodzin syna, w dodatku osobno. Wychodzi, gdy rozmowa przechodzi na osobisty tor. Nie ma jej na pogrzebie przyjaciela. Więc jak miałbym uwierzyć, że nagle, tak hop-siup, zmienia podejście o 180 stopni i nagle chce wrócić? Że najpierw razi go lodowatym spojrzeniem, minimalizuje spotkanie zamawiając zimne wino, ucieka od stolika a potem nagle wysyła słodko-pierdzące SMSki?
3. Przez chwilę w tańcu siada na ławce i wyciąga telefon. Przez chwilę patrzy i ... rusza w szalony taniec. Czy to nie wygląda Wam na scenę "a, tam, to już koniec, mam wszystko w doopie!"
4. Zwróćcie uwagę, ile emocji i energii wkłada w taniec. Żadnych zahamowań, czysta energia, żadnych ograniczeń. W końcu przełamał się, wrócił do swoich marzeń. Ale uwaga: czy to aby nie jest zachowanie typu "to już koniec, robię to ostatni raz, niech ten raz będzie najlepszy, niech mnie takiego zapamiętają"?
5. Masz problemy z alkoholem, próbujesz to ukryć i idzie całkiem nieźle. Twój przyjaciel przesadził z alkoholem i utopił się. Idziesz na jego pogrzeb i niesiesz trumnę. Czy może być zatem bardziej dobitnie pokazane "chłopie, rzuć picie, a przede wszystkim unikaj pływania po pijaku!". I co się dzieje po dosłownie kilku chwilach? Najpierw drinki w pubie, potem szampan pity z butelki, potem piwo z puszki, potem znów lejący się szampan. Wszyscy wiedzą że to mieszanka wybuchowa. I co robi nasz bohater? Z rozpędu skacze do wody, dokładnie tej w której przez picie utopił się jego przyjaciel, którego właśnie pochował. Czy to po prostu nie wygląda na zwyczajne samobójstwo, i to takie "z przytupem"?
6. I parę drobnych szczegółów. Czy naprawdę trzeźwo myślący człowiek skacze do wody mając telefon w kieszeni? Chyba trochę szkoda niszczyć telefon z czułymi gorącymi SMSami od żony.... Czy bawi się z uczniami? Nie, tańczy solo, a w zasadzie z puszką piwa. Trochę dziwne jak na imprezę absolwentów. Zwróćcie jeszcze uwagę: absolutnie każdy w tej scenie trzyma alkohol - puszkę czy butelkę. Nawet na największej imprezie zostawia się butelkę, a tutaj wszyscy coś mają w ręku - jest to co najmniej niepokojące, a na pewno symboliczne. I w tej scenie nasz bohater po raz pierwszy może bez żadnych oporów wlać w siebie alkohol, bo będzie to całkowicie legalnie, całkowicie akceptowalne i dopuszczalne i można bawić się tak jakby, hmmm, jutra nie było.
Najważniejsze żyć chwilą tu i teraz. Odważyć się brać to życie w pełni. Nawet jeśli czasem ma poważne konsekwencje.
Wg mnie nie ma tam jakiegoś ukrytego przesłania. Pokazuje to co cały film, że alkohol nie musi być zły jeśli jest pity z umiarem i w odpowiedniej sytuacji. Również mieliśmy idealnie przedstawione jak szybko z 0.5promila można przejść do totalnego upodlenia. Mamy złe i pozytywne aspekty spożywania, bo takie również istnieją. Życie nie jest czarno białe i tak również jest z piciem. Trzech z czterech potrafiło się powstrzymać, jeden niestety nie, alkohol był silniejszy. Ale to przecież przejście całego alkoholowego epizodu, z dotknięciem dna włącznie, pozwoliło Martiniwi zresetować się i odnaleźć to czego mu brakowało.
Bardzo dziwią mnie tak liczne komentarze z interpretacją negatywną. Ja w ogole z tego filmu nie wyniosłem wniosku, że bohaterowie (poza wuefistą) są uzależnieni od alkoholu. Zaliczają parę fatalnych w skutkach popijaw, fakt. Ale ja w ogole nie odebrałem tego jako alkoholizm. Po prostu upijali się na smutno, na umór, żeby zapomnieć i uciec od problemów. Finałowa scena to w końcu radość towarzysząca alkoholowi. Pierwszy raz upijają się ze szczęścia, a nie z desperacji. To że ktoś pije, czy nawet bywa pijany to nie znaczy, ze jest uzalezniony. Widocznie wielu komentujących jest bardzo anty alko, albo ma złe doświadczenia skoro alkohol w ilosciach większych niż dwa łyki uważa za staczanie się na dno. Ja tego tak nie interpretuje. W finale bohaterowie są w końcu szczęśliwi a Martin perfekcyjnie wykonuje taniec który próbowali odtanczyc przez cały film ale im nigdy nie wychodziło. To moim zdaniem najwymowniejsza metafora.
Nie rozkminialbym aż tak bardzo tego zakończenia,wydaje mi się że sam taniec pokazuje ile tak naprawdę alkohol daje nam luzu...
Zakończenie jest moim zdaniem w dużym stopniu zainspirowane zakończeniem filmu Zapaśnik. Choć tematyka obu filmów jest na pozór różna, obaj bohaterowie walczą o to by przywrócić siebie z czasów swojej świetności. Pod koniec wszystko wskazuje na to, że osiągają sukces bo z powrotem są na szczycie - Randy stacza wymarzoną walkę, a Martin zatraca się w tańcu. W kulminacyjnym momencie robią dokładnie to samo - oddają skoki a film kończy się, gdy są jeszcze w powietrzu. I w obu przypadkach jest to zrobione w tym samym celu - aby otworzyć przed bohaterem 2 ścieżki: jedną radosną i jedną tragiczną, które nie należą już do tej historii. W przypadku Randy'ego wiemy, że miał bypassy, wiemy że w kulminacyjnym momencie podniosło mu się tętno i że jego skok wiązał się z ryzykiem śmierci. Mógł więc albo efektownie zakończyć walkę i stać się bohaterem, albo paść martwy na deski. Z kolei Martin skacze pijany, w ubraniu do wody. I albo się z uśmiechem wynurzy, dając przed gronem maturzystów dowód odzyskania swego młodzieńczego wigoru, albo utonie jak jego kolega. Obaj reżyserzy nie dają odpowiedzi na to pytanie, robią ze swoich bohaterów "kota Schrodingera" - jednocześnie żywych i martwych.
Skok do wody miał wymiar symboliczny, transcendentalny. Jest on chrztem, oczyszczającym z grzechu pierworodnego nie picia(NPi) ludzi, którzy rodzą się bez niezbędnego pół promila alkoholu we krwi, przeszkody na drodze do raju utraconego i do katharsis. Zdrowie!
Zakończenie nie jest jednoznaczne, ale moim zdaniem po prostu trzeba podejść do tego w miarę logicznie i trochę wyjaśni nam się czy to był happy end czy nie.
Martin dostał smsa od żony
(pierwszy raz od bardzo dawna)
Napisała mu, że tęskni itd i K A Ż D Y zdrowo myślący facet poleciałby migiem do ukochanej, by nie zaprzepaścić takiej szansy...
On odczytał, zastanawiał się, ale finalnie poszedł do kolegów
(a tak naprawdę do alkoholu)
Dostał kolejnego smsa, chwila zastanowienia i znów wybrał % ...
Moim zdaniem nie było tu absolutnie żadnej przemiany u żadnego z bohaterów, dalej byli bardzo uzależnieni, a ta końcowa scena
(smsy jak i skok do wody) miała to tylko podkreślić.
Kto normalny nosząc chwilę wcześniej trumnę kolegi na barku, który się zachlał/utopił (po części z ich winy) wpada na pomysł, by się uchlać i skoczyć do wody?
Na końcu po prostu oszukują samych siebie, że jest niby lepiej
(alkoholicy bardzo często tak robią)
, a w rzeczywistości główny bohater udowodnił, że nałóg nadal jest na 1 miejscu nawet przed szansą na odzyskanie żony/miłości.
P. S
Jeśli ktoś tłumaczy sobie, że czasami mniej lub więcej alkoholu pomaga w codziennym życiu
(tak jak głównym bohaterom)
to bez urazy, ale to może oznaczać, że też macie problem z alkoholem) .
Pamiętajcie...
Nie ma na świecie, ani jednego szczęśliwego alkoholika.
Bardzo dobry film, solidna 8!