Początek XX wieku. Do gorącego Tyflisu przyjeżdża zagadkowa para - Sofia Przybyszewska, towarzyszka życia Edwarda Muncha, Augusta Strindberga i była żona Stanisława Przybyszewskiego, oraz jej towarzysz, Eszenbach. Dzieli ich wszystko: ona - "królowa berlińskiej cyganerii", piękna, spontaniczna, bywalczyni artystycznych salonów adorowana przez tłumy wielbicieli. On jest jej przeciwieństwem: zimny, podejrzliwy i szaleńczo zazdrosny. Zderzenie dwóch tak odmiennych światów zakończy się tragedią.
Ode mnie Muza dostaje 8/10 czyli całkiem dobry dramat, polecam wielbicielom gatunku.
Odnośnie opisu od osoby świeżo po seansie: czy dzieli ich wszystko? Oboje są przekonani o swojej wyjątkowości. Ona, jako tytułowa muza, gwiazda, ktoś lepszy, nauczony wywyższania się przez sfery, w których żyła. On: krzewiciel żelaznych zasad, niemal ostatni sprawiedliwy, walczący o wybawienie kobiety upadłej. Studium zamknięcia w konwenansach, rozpadającego się układu, który nie może pozostawić po sobie niczego dobrego czy pięknego.