Film się nieźle zaczynał i w sumie jego 3/4 się oglądało, muzyka mroczny klimat, intrygująca postać Lisabeth, bo sam główny bohater Mikael trochę bezbarwny. A potem to już jak z przekłutego balonika wychodziła para i film ewoluował w stronę sztampowej brazylijskie czy innej wenezuelskiej telenoweli. Także łzy wzruszenia bohaterów i łzy bezsilności widzów na głupotę schematyzm i cienizm...