co lepiej przedstawiło/ opisało postać genialnego mordercy? książka czy film?
Może to zabrzmi kontrowersyjnie, ale dla mnie to jeden z niewielu przypadków w których film wygrywa. Minimalnie, ale jednak.
Dlaczego oczywiście? Bo książka zawsze jest lepsza od filmu? A to zasada jakaś?
Film jest sztuką, książka jest sztuką. To tak jakby powiedzieć: obraz jest zawsze lepszy od piosenki, bo go widać. Akurat "Milczenie owiec" jest wg mnie jednym z niewielu lepszych od powieści filmów. Książka to moim zdaniem niezły kryminał, ale w miejscach, gdzie autor sili się na filozoficzne wymysły jest kiepsko (i nie mówię tu o monologach Hannibala). Rzeczywistość filmowa też jakoś bardziej mi odpowiada (szyba zamiast nylonowej siatki, podajnik zamiast wózka, wygląd Chiltona, sposób wiązania doktora Lectera, dialogi też lepsze). No i zdjęcia. Fujimoto to geniusz.
Ja oceniam osobno i książkę i film. Film mi się podobał, książka (zależy od momentu), ale w pytaniu chodziło o przedstawienie postaci genialnego mordercy i mimo iż Hopkins jako Lecter jest rewelacyjny, to w książce jest z nim więcej wątków i bardziej można go zrozumieć.
Kocham ten film za niedomówienia właśnie. Za to, że "chemię" między Clarice a doktorem można wyczuć na kilometr, mimo, że nie pada ani jedno słowo na ten temat. Żadnego książkowego "dał się odkryć", coby fanki romansów miały "OMG, to takie romaaantyczneee".
Mimo, że sceny z Lecterem w filmie są skrócone, to jednak wynika z nich mniej-więcej tyle samo informacji, co z tych książkowych. I ciekawiej przedstawia informacje, mam wrażenie.