Pattison świetny, kilka dobrych motywów, ale całość wypada bardzo średnio. Moim zdaniem przegadany, zdecydowanie za dużo słów. Poza tym coś chyba nie tak jest w strukturze filmu: niepotrzebne wątki - tej drugiej dziewczyny Pattisona czy kumpla Pattisona. Dp tego miałem wrażenie, że reżyser chciał jeszcze pokazać jakąś scenę i ją dorzucał, choć psuła ona płynność i rytm filmu. Może w książce to się bardziej kleiło. Dla mnie takie 6/10, po twórcy Parasite spodziewałem sie więcej.
Dokładnie te same odczucia. Pierwsze 30 minut było intrygujące, ale w połowie filmu zadawałam sobie pytanie dokąd ten film zmierza. Po co są te sceny? Co tak właściwie będzie główną fabułą? Temu filmowi bliżej do karykaturalności Snowpiercera, niż wybitnemu moim zdaniem Parasite.
Nie każdy film musi być popcornowym filmem akcji bez dialogów dla idiotów. Film ma dużo głębszych znaczeń i przemyśleń, dla ludzi którzy potrafią myśleć i chcą coś więcej z tego wynieść. A side kicks były po to żeby pokazać różne emocje i pokazać jakie te postaci są 100% i co nimi kieruje.
Pierwsze Twoje zdanie prawdziwe. Sam film natomiast nie jest specjalnie skomplikowanym esejem, wszystko jest klarowne, reżyser nawet dodaje narrację z offu, żeby było takie jeszcze bardziej. Moim zdaniem pomysł się gdzieś rozlazł w samej realizacji i dobrze, że na pokładzie był Pattison, który wyciągnął za uszy całość.
Tutaj trochę jest tak, że z książki, która spokojnie mogła być opowiadaniem, ktoś stwierdził, że zrobi ponad dwugodzinny film. Rozwleczenie historii do rozmiaru książki broni się tylko tym, że oprócz samej fabuły mamy dużo egzystencjonalnych i filozoficznych rozważań autora (narracją Mikiego) na temat życia, śmierci i całej reszty. Ten film zdecydowanie nie musiał być aż tak długi.