Jak dla mnie - Film o tym, że słowa są ważne i mogą być piękne, ale ważniejsze od słów jest okazywane w milczeniu może uczucie. Młodzieniec pisze ksiażkę swego życia - i w pewnym momencie staje się ta książka ważniejsza od żony, od odbudowania życia po smierci dziecka, od uczuć, które trzeba kierować ku innym. Utrata słów boli go w pewnym sensie bardziej niż utrata dziecka. Rory znajduje książkę. Przyjmuje cudze słowa by żona go podziwiała, by pokazac rodzicom, że dał radę, by stać się wreszcie Pisarzem. Używa cudzych słów bo jego okazują się zbyt słabe, bo zbyt mało przeżył, bo siedzi przy biurku zamiast zyć. Ale te cudze słowa niosą zagładę jego szczęściu rodzinnemu, staną się winą i karą równocześnie. Zapomniał, że żona chce jego, Jego a nie jego książek. Że kochałaby go jako stolarza, kreślarza. Byle tylko był prawdziwy. Nie wymyślony. A potem, potem... Potem już za późno by nawet powiedzieć "Przepraszam". Bo to też słowo. Nie czyn. Film ciekawy, tak myślę, nie poszedł w thriller na szczęście choć końcówka nieco rozwleczona, moim zdaniem.
w znakomitej większości zgadzam się. żonie Rory'ego chodziło o niego jako JEGO a nie osobę, którą chciałby być--->młodzieniec, który znowuż był prawdziwym PISARZEM. takim pisarzem z krwi, mięsa i błota, rzemieślnikiem zaślepionym własnymi słowami. podobały mi się retrospekcje w tym filmie, fajnie zagrane opętanie rzeczonymi słowami. Pisarzem się JEST, zaś bywa się skrybą!
Zgadzam sie z interpretacja filmu. Bardzo podobalo mi sie, ze mamy tutaj i wspomnienia tego dziadka jak i glownego bohatera. Wedlug mnie jak chodzi o fabule to dosc prosty, ale ciekawy film. Nie nastawiiny typowo na wyciskanie lez, nie typowo hoollywoodzki i dobrze, a klimatyczny, sklania do refleksji i mnie zasmucil zwlaszcza pod koniec. Oboje stracili ukochane kobiety glowny bohater tylko nie pamietam juz w jaki sposob.