HEJ!
Na razie powstrzymam moje wywody, bo chciałam Cię zapytać o grę "Enter the Matrix". Może zamiast kupować książkę dołożę trochę forsy i kupię grę (ile kosztuje?). Man nadzieję, że pomożesz mi podjąć decyzję, co do zakupu.
*Powiedz mi czy poza Ghostem (względnie Niobe) i jak już wspomniałeś Persefonką, występują jeszcze jakieś postaci z filmu?
*O co tak w ogóle chodzi w grze? Mam nadzieję, że nie tylko o to by strzelać do wszystkiego co się rusza i nic poza tym?
*Czy są jakieś napisy, czy trzeba "rozumować" po angielskiemu?
*Aha, czy jak się przerwie grę to można ją po włączeniu kontynuować dalej czy trzeba zaczynać od początku?
No i powiedz tak ogólnie czy Twoim zdaniem jest ciekawa i warta zakupu.
NARAZIE.....
nie kupuj, nie warto
---------
Może zamiast kupować książkę dołożę trochę forsy i kupię grę (ile kosztuje?).
---------
W gdańskim EMPiKu widziałem dwa dni temu, że kosztuje 100 zł. Wydaje mi się jednak, że to jakaś promocja, bo miała być droższa...
--------
Czy są jakieś napisy, czy trzeba "rozumować" po angielskiemu?
--------
W sprzedaży jest całkowicie polska wersja. Gra została wydana dopiero teraz, razem z premierą Rewolucji...o tym później. :I
-------
czy jak się przerwie grę to można ją po włączeniu kontynuować dalej czy trzeba zaczynać od początku?
-------
Poważnie chyba nie pytasz. Oczywiście, że można.
-------
Powiedz mi czy poza Ghostem (względnie Niobe) i jak już wspomniałeś Persefonką, występują jeszcze jakieś postaci z filmu?
O co tak w ogóle chodzi w grze? Mam nadzieję, że nie tylko o to by strzelać do wszystkiego co się rusza i nic poza tym?
-------
Fabuła gry jest uzupełnieniem Reloaded. Opowiada o wszystkim, co dzieje się jakby na drugim planie tego filmu, po czym jej zakończenie tworzy pomost pomiędzy Reloaded i Revolutions, zaś początek - pomiędzy Ostatnim Lotem Ozyrysa a Reloaded.
Główni bohaterowie to załoga Logosa - Niobe, Ghost i operator Sparks (fantastyczny gość). Na początku wybierasz postać - Niobe bądź Ghosta, i tą postacią kontynuujesz grę i odkrywasz kolejne fragmenty fabuły. Polega to na tym, że przez cały czas wykonujesz w Matrix różne, dosyć zróżnicowane misje - cała frajda ma oczywiście polegać na doskonałym opanowaniu strzelania oraz walki wręcz w bullet-time. Nudzi się to jednak strasznie szybko, i gra naprawdę w pewnym momencie staje się tylko i wyłącznie przeszkodą w oglądaniu kolejnych filmów. ;)
Pojawiają się w nich głównie postaci z Zion, takie jak Lock, Ballard, Bane i załoga Młota, swoje momenty mają Klucznik, Persefona, jedną kwestię chyba Merowing, dwie kwestie Smith, no i Wyrocznia z Serafinem.
Przede wszystkim, Enter the Matrix powinna była ukazać się DŁUGO przed Rewolucjami. Jest uzupełnieniem Reloaded, w końcówce wyjaśnia nawet parę kwestii z tego filmu, i jak już mówiłem tworzy pomost pomiędzy Reloaded i Rewolucjami. Na końcu jest nawet zwiastun trzeciej części... ;) Granie w to dopiero teraz wydaje mi się absurdalne z tego względu, że sama gra absolutnie nie jest warta tych pieniędzy - jest to niewiarygodnie wręcz inteligentny skok na kasę braci Wachowskich, tym bardziej, że stwierdzili, że aby w pełni zrozumieć Trylogię, należy ją uzupełnić Animatrixem i EtM.
Tak więc, gra (czyli walka z niekończącymi się zastępami policjantów...) robi się szybko repetytywna i nudna. Fabuła jest interesująca, ale tak naprawdę ISTNIEJE jedynie pomiędzy kolejnymi 'misjami'. Jedynym naprawdę pasjonującym fragmentem gry, było penetrowanie zamku Merowinga, ze względu na to, że a) był piękny graficznie ;), b) walczyło się z wilkołakami, które są zdecydowanie trudniejszymi przeciwnikami niż policjanci... Tak więc ta gra istnieje po to, aby: dać fanom Matrix trochę 'igrzysk', czyli bullet-time'u na ekranie komputerów, bijatyki w zwolnionym tempie, kołowrotów z pistoletami maszynowymi, itp.; oraz pokazać cały drugi plan Reloaded i dopowiedzieć wszystkie niuanse fabuły - a jest ich zaskakująco mało i do tego nie wydają się często przekonujące. Po tym długim i mam nadzieję, niezbyt irytującym wywodzie, myślę, że mogę z czystym sumieniem odradzić Ci kupowanie tej gry. ;P
Teraz, po obejrzeniu Rewolucji, kiedy zna się koniec historii, nie wydaje mi się, aby ta gra mogła wzbudzać emocje.... :I
Mogę Ci ją zawsze opowiedzieć... ;)
Pa!
Fabula?
Wtrace sie, bo mimo wszystko jestem ciekaw, co tam wydumali. Opowiadaj w miare wiernie, jesli masz czas.
Moja wlasna teoria - part 1: Nadinterpretacje
To raz jeszcze ja, tak niekulturalnie wtracajacy sie w Wasza dyskusje ;) Przejrzalem cale drzewko dialogowe na zeszlej podstronie i postanowilem wtracic swoje trzy grosze.
Wiec tak. Najpierw chcialem (znow niekulturalnie :P) zanegowac Wasza opinie, jakoby dwojka byla najlepsza czescia cyklu. Jedynka to bylo dzielo dopieszczone w kazdej kwestii - fabuly, konsekwencji, dynamizmu, efektownosci. Dwojka to juz glownie dynamizm i efekty. Ale - zeby byla jasnosc - w zadnym razie nie twierdze, ze Wasze zdanie jest mniej wazne. Po prostu wyrazam swoje. No. Po tym wstepie...
...utrzymujac sie w milej atmosferze wtracania sie i krytykowania, kilka kwestii ze wspomnianego drzewka:
- Väinämöinen, zastanawiales sie ktoregos razu, co moglo oznaczac sformulowanie "Wingless" tj "Bezskrzydly" skierowane do Serafina. Wydaje mi sie, ze wyjasnienie jest banalne i nie ma w nim drugiego dna. Serafini to jeden z typow aniolow. Anioly, jak wiadomo, maja skrzydla. Serafin ich nie ma. Ot caly dowcip :D
- Pocalunki, ciasteczka i kwestie oralne brzmia jak jakas freudowska analiza :P Bez obrazy. Po prostu (znowu) nie szukalbym zadnego podtekstu. Pigulka - Vai' sam wyjasnil. Namierzanie Neo. Podarki od Wyroczni; gdyby cos sie za nimi krylo, zostaloby to pokazane. W jedynce wszystkie "drugie dna" byly w jakis sposob wytkniete. Poza tym w "Reloaded" Neo widzial juz kod a w cukierku nie zauwazyl nic dziwnego. Pocalunek(pocalunki) Persefony - po 2ce tez oczekiwalem czegos glebszego, bardziej zawoalowanego. Ale - podobnie jak ze slodkosciami - nic nam nie pokazano, wiec szukanie w tym glebszej filozofii to uprawianie demagogii i dopisywanie czegos do niczego. Cinema miewa rozne ciekawe pomysly, jak sami zauwazyliscie.
- Dialog miedzy Neo a Smithem z dwojki ("Czego pan chce?" "Tego co pan.") Z moja pamiecia moze byc cos nie tak, ale chyba z ust Smitha padlo tam jeszcze jedno, piekielnie istotne slowo: "Wszystkiego." Nie chodzilo mu o samounicestwienie, bo w zasadzie nikt, takze i ludzie (pomijajac ofkorz wiadome wyjatki), nie robi z tego swojego celu - miedzy smiercia a samobojstwem jest spora roznica. A juz na pewno nie tego chcial Neo. Smith zazdroscil Neo wszechmocy i do niej dazyl. W trojce byl zreszta bliski osiagniecia celu. Prosze Was, nie nadinterpretujcie.
(...)
Poki co ze wzgledu na sily wyzsze musze przerwac, ale bedzie ciag dalszy - "Co wiedzieli agencji i dlaczego cyklu nie bylo" :))))))) Oczekujcie niecierpliwie.
witaj...
Cześć!
To jest w końcu forum, każdy może się spokojnie włączyć do rozmowy jeśli chce. Zawsze przyda się nowe spojrzenie. Jestem ciekawa Twojej opinii na temat trylogii i wszelkich przemyśleń z nią związanych.
Czekamy na Twoje interpretacje........
i'm blushing
Cóż za niespodzianka :]
Szczerze mówiąc, it's freaking cool, że ktoś czyta o czym my tu sobie dywagujemy z Ajvonką. Myślę, że jest nam bardzo miło. ;P
O jedno tylko proszę, bądź uważny - nie proś nas np. o nadinterpretowanie, nie wiem czy Ajvonce to będzie przeszkadzało, ale ja w co drugim poście zwracam uwagę, że nadinterpretacji czegokolwiek NIENAWIDZĘ, i nigdy tego nie robię. Jeżeli już, to INTERPRETUJĘ. Poproszę o konkretne przykłady mojej "nadinterpretacji". Czyżby znowu boks? :I
Jeszcze jedno. Wiem, że to forum i każdy może sobie dyskutować itp. etc. itd. Tyle, że my się tu będziemy raczej przekomarzali, poza tym nic konstruktywnego z tego nie wyniknie, przynajmniej ja nie potrafię sobie tego wyobrazić... To znaczy - wg Ciebie wszystko co powiem będzie nadinterpretacją, bo uważasz, że fabularnie Reloaded i Rewolucje to płycizna; a ja nie rozumiem po co, z tego samego powodu chcesz w ogóle wysuwać jakieś własne teorie, skoro nie ma z czego... Podyskutować sobie możemy, jak już doświadczenie pokazało, o stronie formalnej.
btw, może Ajvonka, jako kobieta, będzie w stanie zluzować napięcie... ;)
Bardzo zabawne z tym Serafinem... Nie będę się tu popisywał wiedzą na temat czym byli 'seraphim', bo rzeczywiście starczy wiedzieć, że to po prostu typ anioła (jaka zabawna fraza ;). Ale widzisz, to jest właśnie ta kwestia, która się pewnie będzie rozchodziła na wszystkie inne - ja jestem skłonny uważać, że on jakoś swoje 'skrzydła' stracił, a Ty, że w ogóle ich nie miał. Poza tym, wiemy, że uciekał przed Smithem (agentem Smithem), wiemy że był bliski Merowingowi...to duży fundament. Doświadczenie jako scenarzysta, tłumacz i gamemaster w rpg podpowiada mi, że na 90% ta historia - Serafina przede wszystkim, ale również Merowinga i Persefony - istnieje, tyle że w formie prospektu na przykład, nie w pełni rozwinięta w głowach Braci czy na papierze. Nie musi. Podejrzewam, że zachowali to wszystko na Matrix Online, albo jeszcze jakieś inne kolejne cudo. Dlatego, że ludzie (fani ;) wciąż muszą być zainteresowani, ciągle muszą istnieć zagadki, po to żeby Wachowscy mogli jak najdłużej zgarniać kasę.
Zresztą Wachowscy to nie żadne buce, tylko wyjebiście (przepraszam, ale dobrze brzmi) inteligentni faceci, którzy wiedzą co robią, i rozumieją że pod szyldem Matrix nie mogą sprzedawać szmiry. Obejrzałem Rewolucje po raz trzeci, i widzę już wyraźnie, że nic w tym filmie nie jest przypadkowe. Ten film zawodzi Ciebie pjotrus, i masę innych ludzi myślących w podobny sposób (czytaj: inny ode mnie, NIE GORSZY, żeby nie było nieporozumień, jestem dyplomatyczny na maksa ;), RÓWNIEŻ dlatego, że jest całkowitym formalnym i fabularnym zaprzeczeniem pierwszego Matrix, którymi byliście (i jesteście) zafascynowani. Nie tylko dlatego, że jest 'patetyczny', opowieść się wlecze, efekty są spektakularne i bardzo pretensjonalne. Dlatego, że nie pobudza do interpretacji, tylko się jej opiera. Żeby zaczął pobudzać, trzeba włożyć w to trochę wysiłku. A Ty nie chcesz - i dobrze! Skoro uważasz, że Wachowscy zaserwowali Ci tak niedobry film, nie ma sprawy. Ale w takim razie bądź ostrożny z wypowiedziami wobec osób, które traktują to wszystko inaczej, ok? Przepraszam, że się tak asekuruję, ale chcę od razu wyłożyć na stół wszystkie karty.
Wracając do mojej myśli, że nic nie jest tu przypadkowe - Wachowscy chcieli zrobić dokładnie taki film, jaki powstał, i wiedzieli doskonale jakie będą recenzje większości - jęk zawodu. Jestem prawie pewien (i to nie jest żadna nadinterpretacja, tylko racjonalne przypuszczenie ;), że chodziło im o to, żeby każdy z filmów był INNY; oraz aby z historią przez siebie opowiadaną wrócić do niszy, z której w ogóle wypłynęli (spójrz jaka garstka ludzi emocjonuje się tymi wszystkimi interpretacjami, itp.) i jednocześnie zarobić na kontynuacji WIELKĄ KASĘ - czyli urobić je pod osobniki o niższym niż standardowy poziomie inteligencji - czytaj: aby Matrix oglądali WSZYSCY. Ocenianie jakości poszczególnych części to już kwestia gustu, a te się różnią, więc daję wam jeszcze jedną odpowiedź na ustosunkowanie się ewentualne i kończymy o preferencjach, bo mnie to już szczerze mówiąc męczy... ;)
Ostatnia przesłanka na której opieram to co powiedziałem - to jak ma wyglądać, i czego dotyczyć, The Matrix Online, CAŁKOWICIE mnie utwierdza w przekonaniu, że Wachowscy to para nie takich frajerów. ;)
Co do Smitha - nie mam pojęcia skąd wziąłeś motyw samounicestwienia. Nikt o tym przecież nie mówił. Poza tym, przepraszam za może dosyć ostre słowa, ale kojarzenie słów "I want exactly what you want. I want everything." z pragnieniem wszechmocy świadczy o tym, że po prostu masz to wszystko w głębokim poważaniu. Nie można opierać jakiejkolwiek interpretacji poczynań fikcyjnego bohatera na jednej, tak ogólnej kwestii, gdy tenże bohater mówił o przedmiocie naszej dyskusji tak wiele. Słowa, które przytoczyłem, same w sobie, świadczą, jeżeli już mamy się do nich w ten sposób odnosić, jedynie o tym, że Smith nie rozumie czego chce Neo. Oczywistym i naturalnym jest, że Neo nie pragnie Wszystkiego. Poza tym i Smith i Neo SĄ wszechmocni. A dla Smitha wszechmoc nie jest celem samym w sobie, on musi ją wykorzystać. Smith powstał z Neo. Istnieje nadal. Wolny. Nie rozumie dlaczego, nie rozumie po co. Nie ma celu. Musi 'zabrać' go Neo... Jest jeszcze, że tak się wyrażę, w Reloaded, bardzo zagubiony... ;)
Kwestia zazdrości Smitha jest skomplikowana, ale nie chcę się w nią wgłębiać, właśnie po to żeby nie wchodzić na tereny 'nadinterpretacyjne'.
O fabule EtM - jutro.
Pokój z Wami.
P.S. Błagam Cię, pjotrus, nie kłóć się. Ja nie mam na to siły, ja nie po to tu jestem. Nienawidzę się kłócić. Chcę rozmawiać. :)
Moja wlasna teoria - part 1a): Nazwijmy to "slepymi zaulkami"
Alez Vai, spokojnie. Ja wiem, ze Ty mozesz nie chciec w to uwierzyc ze wzgledu na moj "chlodny" stosunek do "Matrixa: Revolutions", lecz ja przybywam w pokoju :D Z mojej strony nie ma zadnego napiecia. Nie wszystko o uwazam za nadinterpretacje, o czym pozniej. Nie chce sie boksowac. Od "przekomarzania sie" - jak Ty to nazywasz - mamy osobne drzewko.
A tu naprawde mam ochote pogadac o fabule jako takiej, nie o poziomie jej realizacji. Czemu, to juz moja slodka tajemnica. Zreszta, jak juz napisalem, to, co ja uwazam za "slepe zaulki" - brzydko nazwane przeze mnie nadinterpretacjami (No dobra, to byla prowokacja. W koncu czytalem i widzialem co o tym myslisz. Taki moj wredny charakter :P Ale juz nie bede.), to dopiero czesc pierwsza. Wkrotce napisze druga, w ktorej przedstawie Wam obojgu wlasna teorie na temat fabuly, oparta w pewnej czesci na Waszych przemysleniach ale glownie na faktach ze wszystkich filmow. Byc moze udowodnie ci tym samym, ze nie mam ich wcale w tak glebokim powazaniu i nie uwazam za kompletna plycizne, jak chcialbys myslec. Nad fabula dwojki dumalem troche czasu, o czym dobrze wiesz. Teraz, naturalna koleja rzeczy wynikajaca z siedzenia na tym forum, zaczalem rozmyslac i nad trojka. Ot, przyczyna i skutek :) Ty powienienes to rozumiec :)
Co do Matrix Online - z tego, co kojarze, trudno w takich multiplayerowych masowkach przekazywac jakies prawdy absolutne, jedna historie dla wszystkich. Byc moze Wachowskim sie uda, ale bedzie to piekielne wyzwanie. Ja badz co badz nie potrafie sobie tego wyobrazic.
Serafin - czlowieku, tys mnie kompletnie nie zrozumial. Nie chodzi o to, ze Serafin nie ma ZADNEJ historii. Najpewniej ja ma. Jest jakas szansa, ze zostanie ona wkrotce przedstawiona swiatu - z tym sie zgodze. Ale w kwestii skrzydel akurat unikalbym zbyt dalece idacej interpretacji. Nie zapominajmy, ze Matrix ma jednak symulowac realny swiat i - pomijajac kwestie wampirow, wilkolakow - unikac nadprzyrodzonych zjawisk. Uskrzydlony facet nie jest tak latwy do ukrycia jak para zaostrzonych klow albo zmiennoksztaltny - zawsze mogacy zmienic sie w czlowieka. Jako MG w RPGach i autor opowiadan wiem, jak latwo jednym niewinnym slowem wywolac burze. Na miesiac po puszczeniu mojego opowiadania w prasie mialem juz caly zestaw interpretacji potworzonych przez czytelnikow i, z reka na sercu, zadna nie oddawala w pelni tego, co ja myslalem. Niektore daly mi za to calkiem sporo radochy :D
Smith aspect - ponownie, jego akurat juz najmniej moglbym miec w glebokim powazaniu. Absurdalny pomysl, wybacz mi. Nie tak dawno wspominalem przeciez, ze wlasnie on z calej trojki prezentuje dla mnie najwyzszy poziom. Ale dobrze. Sprecyzuje swoje zdanie.
Motyw samounicestwienia, byc moze blednie, wysnulem z Twojej wypowiedzi, cytuje: "Celem Wybrańca - jako anomalii - jest rozproszenie w Źródle. Naturalnym, nadrzędnym celem każdego ludzkiego życia jest...jego zakończenie. Smith tak odbiera swój nowy cel. Koniec i śmierć. " Sorki, jesli zrozumialem to zle. Sprecyzuje wiec moze, co mialem na mysli.
Poczynan Smitha wybitnie nie oceniam na podstawie tamtej jednej kwestii. Ta kwestia po prostu doskonale pasuje do reszty ukladanki, jaka Smith jest. Jego cele i pobudki jak dla mnie od poczatku do konca sa konsekwentne.
No wiec zgadzam sie z Toba w pelni - Smith nie rozumie, czego chce Neo. Nie swiadczy to jednak o tym, ze NIESWIADOMIE dazy do tego, do czego podaza takze Wybraniec. Znaczy to, ze z blednego zinterpretowania pobudek Neo wysnul swoje wlasne cele. Jak wirus (czy to nie jest dopiero ironicznie?) kopiuje sie, zatruwa kolejnych ludzi, kolejne programy, przejmuje kontrole nad coraz to wiekszymi partiami "Matrixa", by w koncu zostac panem wszystkiego - nie dla samej checi wladzy, o nie. Co ja o tym mysle, wytlumacze w tym obiecywanym po raz n-ty "part 2". Dodam tylko, ze w momencie rozmowy z Neo nie jest wszechmocny, i do konca takim sie nie stal (sam fakt jego zniszczenia jest na to najlepszym dowodem).
Co do oczekiwanych przez Ciebie przykladow przesadnej interpretacji - to chocby pomysl, ze Trinity zostala "zaimplementowana" przez Wyrocznie. Dla mnie po pierwsze, ludzi nie da sie zaprogramowac tak, jak Ty to sobie wyobraziles (nie przytaczaj mi sytuacji z knajpy Merovinga w "Reloaded", to zupelnie co innego), a po drugie milosc jest zbyt spontaniczna, nieoczekiwana a przede wszystkim - obustronna - by mozna bylo ja sprowadzic do kodu w glowce Trinity. Ale jesli chcesz, nazwijmy to interpretacja badz teoria. Jak juz mowilem, nie zamierzam wracac do pewnego drazliwego terminu. W ogole nie musimy wracac do faktu. To tylko taki maly argument na moja obrone :) Najlepiej zostawmy go w spokoju, dopoki nie rzuce swojej teorii, ok? Popraw mnie tylko, jesli cos zapamietalem zle. Praktyka pokazala, ze to potrafi mi sie przydarzyc.
No i na koniec jedno male pytanie, dosc istotne dla mnie w kontekscie czesci drugiej mojego posta - Kiedy Smith uzyl w Reloaded znanie "Everything is happening exactly like before"?
Prosze o szybka odpowiedz, zebym mogl wreszcie podzielic sie moim pomyslem ze swiatem :D
W duchu przyjacielskiej konwersacji pozdrawiam Was oboje,
pjotrus
znów w pośpiechu...
...ale dzisiejszego wieczora, dorzucę jeszcze Wyrocznię w EtM.
Pokrótce więc:
Smith(owie) 'rozważają tę kwestię' ;)) tuż po walce Neo z 'upgrade'ami' i nalocie SWAT na zebranie.
W mojej pamięci zachowało się to tak:
Smith alfa;): That went as expected.
Smith beta;): Yes.
Smith alfa: It's happening exactly like before.
Smith beta: Well, not exactly...
W Matrix Online tzw. główny storyline ma pozostawać JEDEN. Historia Matrix będzie kontynuowana przez Wachowskich, jedynie każdy nowy red pill będzie mógł w tym uczestniczyć - na przeróżne sposoby... Mnie się to - tak przy okazji powiem, i to WIELKIMI - W OGÓLE NIE PODOBA. Za wcześnie technologicznie i umysłowo na taki eksperyment. Chociaż wizjonerski jest, nie powiem.
[ Nie chodzi mi oczywiście o samą ideę Massive MultiPlayer...tylko o stronę emocjonalną całego przedsięwzięcia - każdy z nas będzie uświadamiał kolejne jednostki, każdy z nas będzie mógł nieść 'dobrą nowinę', każdy z nas będzie rzeczywiście uczestniczył w wielkiej akcji uświadamiania ludzi, że ich rzeczywistość jest iluzją. Gracze jak apostołowie... Rozdźwięk między intelektualną podszewką tego wszystkiego, a stanem świadomości grupy, w którą celuje się ten produkt, jest moim zdaniem zbyt duży - jak na nasze czasy. ]
Serafin.
Rzeczywiście, ciężko jest się nam czasem zrozumieć... Ja w ogóle nie twierdzę, że on miał mieć RZECZYWISTE SKRZYDŁA, tylko że był pewnego rodzaju 'aniołem' (inaczej: imię Serafin MA znaczenie fabularne), ale nim już po prostu nie jest. Zresztą mam już też na ten temat teorię, opartą całkowicie na faktach z filmów - a propos Serafina i Merowinga, niby niewiele, ale zawsze więcej niż ogólnie, i często bez sensu, się mówi. Muszę tylko jeszcze pogrzebać trochę w historii i symbolice Świętego Grala.
Smith.
Ok, wszystko jasne, rozwiniemy temat, jak napiszesz część 2.
Trinity.
Pozostając całkowicie spokojnym i miłym - nie wyobraziłem sobie, że można 'zaprogramować' ludzi, a 'kod w główce Trinity' to już prawie insynuacja... ;)
Będę wyjaśniał - ale znowu, po części 2. Zaznaczę tylko, że twierdzę, że to MIŁOŚĆ (a nie Trinity) została 'zaimplementowana' przez Wyrocznię W SZÓSTYM CYKLU. To, że pojawiła się w szóstym cyklu - to fakt. To, że Wyrocznia wiedziała do czego doprowadzi - to drugi fakt. Resztę, jak już mówiłem, będę wyjaśniał - ale po części 2 (po raz n-ty wspomnianej ;).
Czekam więc z niecierpliwością na Twój pomysł - część 2. Będę polemizował inteligentnie i konstruktywnie, zawsze starając się poprzeć swój tok myślenia istniejącym w rzeczywistości fabularnej Matrix dowodem. :))
To na razie.
P.S. Też piszesz i też prowadziłeś (prowadzisz)... No proszę. Jest jakiś grunt porozumienia. ;)
P.S.2 Ajvonko, przecież jesteśmy i rozmawiamy. Podejrzewam, że teraz to dopiero się zacznie - pjotrus położy fundament pod najdłuższe drzewko na forum. Nie przegap. ;)
Odnosnie pospiechu :P
No prosze, co tez z wolnym czasem czlowieka moze zrobic sezon na kolokwia :D Przez caly weekend internet w akademiku lezal, a kiedy wrocil w poniedzialkowy ranek, ja juz musialem sleczec nad zeszytami. Teraz jestem juz po, wiec pozostaje mi tylko poodrabiac zalegle prace domowe :P
Dlatego mojej szerszej wypowiedzi poki co nie uswiadczysz. Tylko domykajac watki dotychczasowe:
Serafin - tu z kolei poczekam ewentualnie na Twoja teorie, jesli takowa zechcesz ujawnic, i zobaczymy jak ma sie do niej "Wingless".
Trinity - nie chce sie klocic, naprawde ;D Ale nadal nie wierze, ze milosc mozna zaimplementowac.
Part dwa ujawnie dopiero, jak bede pewien, ze to, co napisalem, jest spojne, logiczne i poparte dowodami. Sam zdaje sobie sprawe, po jak kruchym lodzie stapam i chce uniknac gafy. Stad opoznienia.
Podzrufka, Pjotr
odn. P.S.2. - Najpozniej w poniedzialek, daje slowo :D
trójkącik? - będzie ciekawie
Hej!
Dołączam się do prośby pjotrusa. Jeśli tylko masz czas i ochotę to opowiadaj...
SPOILER ALERT: fabuła Enter the Matrix
To jest tok wydarzeń w grze komputerowej, w której najważniejsze to dobrze się bawić unikając kul w bullet-time, więc nie spodziewajcie się zbyt wiele... ;)
Gra dzieli się na trzy rodzaje sekwencji: filmowe (kręcone razem z Reloaded i Revolutions), tzw. cinematixy, czyli również sekwencje filmowe, na które nie mamy wpływu, ale generowane komputerowo (z reguły zwykłe, krótkie przerywniki, niektóre tak pomysłowe, że aż szkoda, że nie kręcone w realu ;), oraz czysta gra 'third person perspective', gdzie prowadzimy wybranego na początku bohatera (Niobe bądź Ghost), kładąc pokotem całe mnóstwo biednych policjantów, czyli fellow humans. ;)
Zaczyna się więc w momencie, gdy Niobe odbiera ostatni, zakłócony przekaz z Ozyrysa, w którym o odebranie przesyłki prosi Thaddeus. Niobe i Ghost wchodzą do Matrix, aby odebrać z poczty przesyłkę. Znalezienie przesyłki i ucieczka z poczty to pierwszy 'etap', że się tak wyrażę (podczas ucieczki Firebirdem przez miasto, Niobe prowadzi, a Ghost strzela do samochodów policyjnych, Niobe nie grałem, podobno prowadzenie w tej grze jest koszmarnie toporne... ;).
Przy poszukiwaniu wyjścia i dzwoniącego telefonu pojawiają się agenci, następuje ucieczka po dachach przed agentami. Sparks odłącza bohaterów, następuje film, w którym Niobe kontaktuje się z Lockiem i pokazuje mu odczyty geotermiczne, które przekazała pocztą dziewczyna z Ozyrysa. Poruszony Lock każe jej zwołać wszystkie załogi będące w terenie na zebranie, powiadomić ich o zagrożeniu, po czym powrócić do Zion. Niobe i Ghost wchodzą do Matrix, łączą się z telefonów na lotnisku (gdyż najtrudniej jest wyśledzić stamtąd połączenie) z załogami wszystkich statków na poziomie transmisyjnym i organizuje spotkanie. Okazuje się jednak, że agenci złapali właśnie Axela, członka ekipy Sorena, więc Niobe i Ghost przyłączają się do akcji ratunkowej. Tu ścieżki się zupełnie różnią, tak jak na poczcie nie miało znaczenia, którą postać się wybierze, tak na lotnisku podział zadań występuje natychmiast - Ghost podąża głównym holem, a Niobe pomieszczeniami konserwacyjnymi. Axel zostaje uratowany (po drodze mamy strzelanie ze snajperki w opony samolotu, pogoń samochodem za odlatującym samolotem, walka o przeżycie z agentem na pokładzie, itp.), Niobe, Ghost i Axel dostają się do stacji metra, Axel i Ghost wychodzą na zewnątrz, gdy Niobe chwyta za słuchawkę, pojawia się Kolejarz. Śmieje się, że ostatnim razem Zion wytrwał 72 godziny. Na pytanie kim jest, odpowiada "just a spectator, enjoying the ride..." ;)
Następuje spotkanie w kanałach, znane z Reloaded (świetna scena - Ghost: Has everyone arrived?... Chłopak, który później odbierze od Smitha kopertę: All but the Nebuchadnezzar... Niobe: Figures. Anything for an entrance. :))))
...
Pojawiają się agenci, wszyscy rozchodzą się do wyjść, ale SWAT jest już w kanałach. Trzeba uciec do telefonu pod ostrzałem, w takim wielopoziomowym podziemiu, niezwykłe momenty graficzne, no i wrażenia, np. żeby dostać się do telefonu, trzeba najpierw zdjąć bezszelestnie wszystkich snajperów SWAT, którzy czają się wokół...momenty ta gra ma dobre. Niobe i Ghost wracają więc, ale okazuje się, że Ballard, Malachi i Bane oraz Ice i ktoś tam jeszcze znaleźli się w pułapce, więc znów ruszają na ratunek. Następuje przeraźliwie nudne łażenie i walki w kanałach... W końcu, Niobe, Ghost, Ballard, Malachi i Bane spotykają się, odpierają ataki SWAT, po czym Ballard, Malachi i Bane zmierzają do wyjścia, zaś Niobe i Ghost zostają skonfrontowani z agentem, który zapędza ich w ślpey zaułek. Nagle otwierają się drzwi do białego korytarza (programmer's maintenance passage), Klucznik 'zaprasza' ich do środka i ratuje przed agentem. Mówi Niobe i Ghostowi, że nie mogli umrzeć, ponieważ on ma do spełnienia zadanie - i daje im klucz dla Wybrańca (nazywa też Merowinga 'exile', co ze słowami Wyroczni rzeczywiście rozwiązuje kwestię jego bycia programem :). W tym też momencie, przez inne drzwi wchodzą Kain i Abel, zabierają klucz i wracają do zamku. Niobe i Ghost podążają za nimi.
Następują spotkania Ghosta i Niobe z Persefoną - w zależności od tego, kim się gra, po czym w podziemiu, Merowing niszczy klucz, o którego przeznaczeniu Kain i Abel boją się wspomnieć, Niobe i Ghostowi udaje się jednak wydostać z podziemi dzięki Klucznikowi, który zreflektował, że to jednak nie był odpowiedni moment na spotkanie, i że ten właściwy dopiero nadejdzie. Otwiera im przejście do garażu, gdzie następuje konfrontacja z Bliźniakami. Ucieczka samochodem, wyjście, powrót do Zion.
Następuje seria filmów, które pokazują w zależności od postaci:
a) rozmowę Niobe z Lockiem o Morfeuszu, Neo i zbliżającym się niebezpieczeństwie;
b) pojedynek Ghosta i Trinity w ogrodzie Zen (oczywiście walczy się samemu! ;), małym prywatnym konstrukcie Ghosta, po czym rozmowę o wierze w Neo i samotności Ghosta - widać, że Ghost kocha Trinity, i że to o niej mówiła Persefona.
Potem już pełny film, który łączy nowe sceny ze znanymi - pokazuje w skrócie wszystkie wydarzenia w Zion (oraz mające miejsce w tym czasie), przecinane monologiem Wyroczni do Serafina (dowiadujemy się też, że Serafin ma dług wobec Wyroczni - "I am forever indebted to you.") o tym jak rozszerza się cień, a ścieżka Wybrańca tworzona jest również przez wybory wielu. Widzimy jak Ballard spotyka się i walczy z Serafinem, po czym otrzymuje wiadomość o spotkaniu dla Neo. Smitha kopiującego się do Bane'a. Rozmowę Locka z Niobe - Lock mówi, że przekonał Radę, że Logos nie przyda się w kontrataku, gdyż jego EMP nie ma wystarczającej siły rażenia. Niobe decydującą się na zebraniu, aby ruszyć za Morfeuszem razem z Sorenem. Niepokoje Ghosta i Sparksa, gdy dowiadują się, że wracają na poziom transmisyjny... Podłączają się ponownie, kontaktują z Linkiem ("just follow the sirens..."), wsiadają do Firebirda i ruszają na autostradę. Cel - uratowanie Morfeusza spadającego z ciężarówki. ;)
Sparks marudzi, że powinni wracać, ale wszyscy decydują się na spotkanie z Morfeuszem i Klucznikiem, znane z Reloaded. Następną częścią gry jest wysadzenie elektrowni. Baardzo długie i baardzo męczące. Znowu trochę uciekania przed agentem, i jeszcze więcej policyjnych trupów. W międzyczasie filmy: Bane podcinający sobie żyły, Roland zastanawiający się czy plan wypali, Lock martwiący się o Vigilanta, Nabuchodonozora i Logos. Elektrownia wysadzona - następuje wejście Neo do Źródła.
Na Kaduceuszu Bane uruchamia EMP, po uprzednim wyrżnięciu załogi. Konsternacja na Młocie i w centrum dowodzenia. Sparks odłącza obolałych ale szczęśliwych Ghosta i Niobe, mówiąc, że coś jest nie tak, wszyscy gdzieś poznikali, a plan na pewno nie idzie jak należy. Konsternacja. Dzwoni telefon... Cała trójka patrzy zdziwiona, Sparks tym bardziej, bo przed chwilą mówił, że nie ma z nikim kontaktu. :)
Niobe: Well then, who is that?
Sparks: I don't know.
Niobe: Answer it, then.
Sparks odbiera niepewnie:.........operator?
Serafin: Is this the Logos?
Sparks przełyka ślinę: Maybe?... :)))))
Serafin zaprasza Niobe i Ghosta na spotkanie z Wyrocznią. O czym było, napiszę w osobnym poście, w każdym razie po wyjściu, w białym korytarzu czeka Smith, zawiedziony, "Damn. Not who I was hoping for." :) Następuje ucieczka przed Smithami przez niedokończony wieżowiec. Strasznie trudny i nudny fragment, po którym następuje powrót na statek i ucieczka przed sentinelami (Niobe prowadzi, Ghost strzela). Sentinele w końcu dopadają Logos, Sparks uderza EMP, statek siada. Niobe i Ghost wymieniają ostatnie słowa - i tak ich znajduje Młot w Rewolucjach.
Bardzo pięknie się to wszystko łączy, ale pieniędzy bym za to nie dawał. ;)
Jak już mówiłem, inteligentny skok na kasę...
SPOILER ALERT trwa - Wyrocznia w EtM
Zgodnie z obietnicą:
GHOST
Na początku filozoficzne przekomarzanie się w celu dowiedzenia się, czy to rzeczywiście Wyrocznia...stwierdza ona, że pamięta jak odpowiedziała Ghostowi na pytanie, czy Ona (Trinity) go pokocha - dawno temu - "tylko jak brata, jak przyjaciela". Ghost odpowiada, że poczuł się dzięki temu wolny - od swych oczekiwań. Pogodził się z rzeczywistością. Na pytanie, dlaczego zmienił się jej wygląd, Wyrocznia odpowiada, że dla miłości i dla życia swojego dziecka, dwa programy, którym zawsze ufała, sprzedały kod jej oryginalnej powłoki Merowingowi (czytaj: wydały na nią wyrok śmierci...ciała nie duszy ;). Na pytanie Ghosta, dlaczego na to pozwoliła, odpowiada, że musiała - gdyż wierzy, że dziecko to (mowa o Sati, oczywiście) może kiedyś zmienić przyszłość obu światów... Następuje mały monolog o odwadze, jaką każdy musi w sobie znaleźć w obliczu nadchodzącego 'końca' oraz o tym, że Wyrocznia jest tu po to, by przygotować wszystkich na to co nadejdzie. Piękna ostatnia wymiana, w której Ghost zapewnia, że nauczył się już kochać Trinity, cytując Nietzschego: "One must want nothing to be different. Not forward, not backward. Not in all eternity. Not only to bear what is necessary, but to love it."
:o
NIOBE
Oczywiście również przekomarzanie się - Niobe nie dowierza, że rzeczywiście rozmawia z Wyrocznią. Pada jedno - pozornie nieistotne, ale jednak bardzo ważne zdanie: "I know this won't be easy for any of you. Change never is." Pamiętacie? ;)
Na pytanie Niobe, co się stało, Wyrocznia odpowiada, że Merowing obiecał jej, że pewien wybór będzie ją drogo kosztował - i dotrzymał słowa. Niobe pyta co to za wybór - Wyrocznia odpowiada, że ten sam, przed którym będzie musiała stanąć Niobe: pomóc Neo czy nie. Mówi Niobe, że Neo dotknął Źródła, odseparował umysł od ciała oraz że znalazł się w miejscu ->>pomiędzy<<- oboma światami. Mówi też, że TYLKO TRINITY może go uratować, ale...uwaga: "she will have to fight her way through hell to do it." [To prawdopodobnie jedna z najważniejszych kwestii, po jakich doznałem olśnienia. Ale o tym kiedy indziej. ;]
Niobe pyta czy może więc pomóc - Wyrocznia stwierdza, że po to ją sprowadziła - aby powiedzieć Niobe, że ma nadzieję, że znajdzie ona w sobie odwagę, aby w odpowiednim momencie podjąć właściwą decyzję, która pomoże zapobiec końcowi. Niobe pyta czy chodzi jej o koniec świata - Wyrocznia mówi, że jeżeli nie uda się NAM go uratować, spotka on swój koniec. Niobe pyta, czy to nie Neo ma uratować świat, Wyrocznia na to, że wielu tworzy ścieżkę Wybrańca - ona ma do odegrania swoją rolę, tak samo jak Niobe swoją (zapamiętaj to, pjotrus! ;)
Mniej więcej tak to się wszystko przedstawia.
Potem, jak już mówiłem, ucieczka przed Smithami, potem przed sentinelami...i koniec. Oczekiwanie na Rewolucje. ;)
Moja wlasna teoria - part 2: Filozofia czy filozofie, czyli jak to wlasciwie jest z tym Matrixem
Przyznam sie od razu - to nie jest ten "part 2", ktory mial byc pierwotnie. Ale potrzebowalem napisac cos w tym stylu, zeby moc wskoczyc na wlasciwa teorie bez obawy, ze zostane posadzony o bzdury ;) Nie zamierzam tym postem niczego odkrywac. Wrecz przeciwnie, chce w kilku linijkach zebrac i usystematyzowac to, co do tej pory przewijalo sie po calym tym forum w wypowiedziach roznych ludzi, i nadac temu ksztalt.
A wiec, po pierwsze - jasne jest, ze saga Matrix ma trzy plaszczyzny. Tzn. minimum 3, bo zapewne drazac glebiej daloby sie wyskrobac jeszcze cos, co mozna by nazwac konkretnym planem, ale trzy wspomniane wystarcza, by zlozyc w calosc obraz filmu.
Pierwsza, najwyrazniejsza, to warstwa fabularna - historia Wybranca opowiedziana od poczatku do konca, zakonczona ostatecznie, bo jego smiercia. Do tego kilka watkow pobocznych, czesciowo przeniesionych na filmy animowane, gry komputerowe, a w niedalekiej przyszlosci multiplayerowe masowki i komiksy. Uzupelniajace sie i zakleszczajace, ale zawsze zostawiajace droge do ciagow dalszych. To widza wszyscy.
Nieco glebiej zakopana jest warstwa filozoficzna - o niej troche wiecej zaraz. Grunt, ze czesc ludzkosci jej nie potrafi juz dojrzec, uznajac Matrixa za widowiskowa nawalanke sci-fi.
Najbardziej zawoalowana zas jest sfera aluzji, odniesien i.t.p. - znaczenia ukryte za imionami, za nazwami, za pewnymi specyficznymi ujeciami - jak Neo wzorowany na Tyraela w koncowce "Rewolucji".
Naturalnie probujac zlozyc obraz trylogii w jedna calosc, nie mozna stawiac miedzy tymi warstwami muru. Sfera znaczeniowa, filozoficzna i fabularna przenikaja sie nawzajem, uzupelniajac opowiadana historie. Ale zbytnie zaufanie w ta spojnosc prowadzi do pewnych niebezpieczenstw.
Na przykladzie warstwy drugiej - popularny jest termin "filozofia Matrixa". Termin jest, co tu duzo nie mowic, kapke bledny. Dlaczego? Ponizej krotki przeglad pogladow filozoficznych z trylogii. Urazonych z gory przepraszam za uproszczenia, ale staram sie zachowywac jak na forum, nie wykladzie ;)
"I BELIEVE IT'S OUR FATE TO BE HERE. IT IS OUR DESTINY"
- czyli po pierwsze Morfeusz. Kapitan Nabuchodennezara przez wieksza czesc sagi prezentuje skrajnie fatalistyczne podejscie do swiata. Wszystko zostalo wczesniej zdecydowane, kazdy czlowiek z gory ma przypisana sobie role. Za pewnik przyjmuje slowa Wyroczni.
"YOU'VE ALREADY MADE THE CHOICE. NOW YOU HAVE TO UNDERSTAND IT"
- czyli sposob myslenia Wyroczni. Wszelkie decyzje, jakie podejmiemy, sa z gory zdefiniowane przez nasz charakter, nasza osobowosc. Niepewnosc, ktora mamy przed ich podjeciem, nie wynika z niewiedzy, co robic. Jest jedynie konsekwencja nieznajomosci samego siebie. W ostatecznosci i tak postapimy w sposob, jaki nam dyktuje nasza osobowosc. Trzeba jedynie "poznac siebie".
"CAUSE AND EFFECT"
- zdaniem Merrovingeona licza sie jedynie decyzje, jakie podejmiemy i ich skutki. Robiac cos, musimy wiedziec, co chcemy osiagnac. "Wybor" czy "przeznaczenie" sa jedynie pustymi slowami, wymyslonymi przez tych, ktorzy maja wladze, do kontrolowania swoich poddanych. Wladze nad soba samym zas uzyskujemy dopiero wtedy, gdy nauczymy sie rozumiec efekty swoich dzialan i kierowac nimi tak, jak tego potrzebujemy.
"HARMONY OF MATHEMATIC PRECISION"
- pozornie podejscie Architekta da sie odniesc tylko do Matrixa, ale po pierwsze, nalezy pamietac ze inne osoby; chocby Morfeusz, w duzym stopniu takze polegaja bardziej na swiecie wirtualnym niz realnym i w nim szukaja rozwiazan, a po drugie, na przykladzie filmu "Pi" Aronofsky'ego latwo zauwazyc, ze przy odpowiednim podejsciu takze nasz swiat da sie ubrac we wzory i reguly ("Mathematic is the language of nature"). Dla Architekta swiat - jego swiat - jest rownaniem. Pewne fakty, jak chocby istnienie Wybranca, sa konsekwencja dazenia do zrownania obu jego stron. Mimo, ze Neo ma pewien wybor, to jego konsekwencje zdaja sie zawezac mozliwosc wybranych drog do jednej.
To oczywiscie nie wszystko. Jest jeszcze Smith i jego poglady na swiat i ludzi, jest Rama Kandra. Ale nie w tym sek. Istotne jest, ze Wachowscy sposrod tych filozofii tak naprawde nie wybrali jednej wlasciwej. Ten brak wskazania mozna uznac za szukanie "zlotego srodka" w mieszance, za pozostawienie wyboru widzowi albo za zwykla glebie pozorna, bezmyslne kopiowanie bez wyciagania wnioskow. W gruncie rzeczy to nieistotne. Wazne jest, ze w kazdym z tych przypadkow pamietac musimy, ze brak dania tej odpowiedzi jednoczesnie zamyka droge do zrozumienia fabuly poprzez znalezienie odpowiedzi w warstwie filozoficznej. Wymiana, o ktorej wspominalem, odbywa sie na poziomie pewnych skojarzen - jak przytoczony przez Ciebie, Vai, przyklad Niobe; matki placzacej - ale dla glowngo ciagu fabularnego nie sa to absoluty. W zaleznosci od tego, ktora droge uznamy za wlasciwa, inaczej mozemy interpretowac pewne elementy zakonczenia. W smierci Neo mozna doszukiwac sie dopelnienia cyklu w mysl kultury dalekowschodniej albo smierci Zbawiciela, jesli w tej scenie bedziemy szukac korzeni chrzescijanskich.
Dlatego starajac sie zrozumiec opowiedziana historie, opieralem sie glownie na sferze fabularnej. Filozofia i symbolika moga w tym byc jedynie pomoca ,a nie wyznacznikiem prawdy. To tyle ;)
Teraz pewnie zostane pojechany tak, ze odechce mi sie wiecej odzywac :P
i tym optymistycznym akcentem na razie zakoncze
Pyo
P.S. Wiem, ze jest wtorek a nie poniedzialek. Tak to jest, kiedy nie ma sie wlasnego kompa tylko korzysta z uprzejmosci wspollokatorow... Mialem sciagnac sobie "Matrixy" 2 i 3 w pt a udalo mi sie dopiero wczoraj :( Wiecej nie bede obiecywac niczego, w podobnych kwestiach.
< 4D >
Dziękuję, że wreszcie coś wyskrobałeś, i to w jakim stylu... Tylko się nie przejmuj terminami; jak się jest na studiach (a już tym bardziej naszej Politechnice...), nie można chyba zorganizować sobie życia na tyle, żeby dotrzymywać wszystkich terminów... ;)
Masz mnóstwo racji. :)
Przede wszystkim w tym, że Matrix jest zjawiskiem rzeczywiście trzypłaszczyznowym. Tak jak mówisz: warstwa czysto fabularna - nr 1; warstwa filozoficzna - nr 2; warstwa symboliczno-aluzyjna - nr 3. Tak jak mówisz też - nie może istnieć między żadną z nich mur. Każda z nich przenika się nawzajem, tworząc całość, którą odbieramy organoleptycznie przed ekranem...
Problem w tym, że - według mnie - zaufanie w spójność tych trzech warstw jest JEDYNĄ DROGĄ do właściwego odebrania całego tego zjawiska. Czwartą warstwę tworzą wszystkie pozostałe. Taki czwarty wymiar odbioru... ;)
Zaznaczam - to bardzo ważne - że 'właściwe' nie znaczy tu 'jedyne słuszne'. 'Właściwe' znaczy 'pełne'. Może inaczej. Dopiero w momencie, gdy wkroczymy w ten 'czwarty wymiar', czyli rzeczywiście zaczniemy łączyć każdą z tych warstw w jedno, będziemy w stanie udzielać sobie odpowiedzi na pytania, których to odpowiedzi żadna z tych warstw osobno nam nie zapewni.
I w moim przekonaniu, filozofia i symbolika (a raczej mistyka, jak się przekonuję) są JEDYNYM wyznacznikiem PRAWDY, czyli odkrycia wszystkich złożoności tej historii, dodam - NIEMOŻLIWEJ DO OSIĄGNIĘCIA. Trzeba nauczyć się odczytywać symbole...i mieć do tego odpowiednią wiedzę...a ja sam jej nie mam, nie mówiąć już o umiejętności interpretacji pod tym kątem. Dopiero się uczę - i jest to fascynujące...
Dalej - za jedno jestem Ci bardzo wdzięczny (że to powiedziałeś) i w pełni się z Tobą zgadzam w tej konkretnej kwestii.
Nie ma czegoś takiego jak "filozofia Matrixa".
Nie ma żadnego morału. Nie ma przesłania. Nie ma!
Cały Matrix to zlepek/kolaż/amalgamat całej masy wątków, symboli, rekwizytów, motywów, archetypów, standardów, klimatów i cholera wie czego jeszcze, zlepiona w...oryginalną opowieść. Matrix jest NOWĄ jakością, która nie ma w sobie NIC oryginalnego. Każda część składowa tego świata i tej historii już gdzieś była! Skrojono je tylko tak, aby stworzyły coś całkowicie nowego i świeżego.
I tu leży pies pogrzebany. Matrix jest dziełem, które niczego nam nie mówi - wprost, czy skrycie. To sztuka pozbawiona przesłania i bajka pozbawiona morału. Jest w nim ukryte coś zupełnie innego - ZROZUMIENIE DLACZEGO WSZYSTKO DZIEJE SIĘ TAK A NIE INACZEJ. Matrix to - w moim przekonaniu - absolutnie jedyny taki film rozrywkowy (trylogia), w którym jedynym sposobem na rzeczywiste ogarnięcie wydarzeń mających miejsce w świecie przedstawionym, jest ich rozłożenie na czynniki pierwsze pod kątem ich pierwowzorów - czyli motywów, z których wypłynęły. Bardzo wiele scen - pozornie nic nie znaczących - ma ogromny ładunek symbolizmu, który dla przeciętnego umysłu jest nie do ogarnięcia. Nawet głupi cukierek, który już się tu wcześniej pojawił w naszej dyskusji, ma pewne konkretne znaczenie...w mojej interpretacji. Zresztą moja interpretacja to też taki patchwork rzeczywiście moich przemyśleń i poszukiwań oraz zasłyszanych domysłów, który ciężko nazwać 'moim'...
Wracając do rzeczy - to ostatnia rzecz, którą różnię się od Ciebie - i od absolutnie wszystkich osób, z którymi do tej pory o Matrix w ogóle rozmawiałem - uważam, że błędem jest mówienie o KLUCZU INTERPRETACYJNYM. Nie wiem, czy dobrze rozumiem Twoje słowa, ale napisałeś, że: "W zaleznosci od tego, ktora droge uznamy za wlasciwa, inaczej mozemy interpretowac pewne elementy zakonczenia. W smierci Neo mozna doszukiwac sie dopelnienia cyklu w mysl kultury dalekowschodniej albo smierci Zbawiciela, jesli w tej scenie bedziemy szukac korzeni chrzescijanskich."
Nie ma jednej właściwej drogi interpretacji, nie ma jednego właściwego klucza, który otworzy wszystkie drzwi, za którymi czekają odpowiedzi, nie ma 'złotego środka'. Na przykład, to chyba najbardziej oczywiste i obrazowe: Neo potrafi być naraz (w trakcie trylogii) biblijnym Chrystusem, hinduskim Vishnu i jednocześnie 'po buddyjsku' rozdzielony na dwa przeciwieństwa... ;)
W dodatku, raz jest diabłem, który sprzeciwia się Bogu (komnata Architekta); raz jest Chrystusem Zbawicielem, który wyzwala cały świat od jego własnych grzechów...
To wszystko dzieje się naraz. To wszystko istnieje w tej opowieści jednocześnie, i dopiero umiejętne ich połączenie zaczyna naprawdę wynosić (te)n film(y) na wyżyny...
Puentując: wejście w ten czwarty wymiar, o którym mówiłem, jest możliwe jedynie wtedy, gdy zrozumie się i przede wszystkim - ZAAKCEPTUJE fakt, że Matrix to nie jest żadna ALEGORIA, którą można interpretować na ileś konkretnych sposobów, w zależności od użytego klucza - wybranej drogi. Matrix to opowieść SYMBOLICZNA, która używa masy RÓŻNYCH rekwizytów w jednym spójnym celu.
Dodam, że wejście w Matrix 4D jest całkowicie opcjonalne...i wymaga ogromnego poświęcenia... ;)
Pod pewnymi względami jesteśmy więc po jednej stronie barykady...tylko wnioski wyciągamy inne. :o
Czekam na dalsze rozważania z Twojej strony, bardzo ucieszony tym co do tej pory napisałeś... Trzymaj się na tej Politechnice.
Aha, i wyjaśnij: "Neo wzorowany na Tyraela w końcówce Rewolucji."
Tyraela?... :o
To pa.
P.S. Ajvonka, gdzie się podziałaś?... :(
Moja wlasna teoria - part 2a): Jak w komiksie
Chyba trzeba bedzie pociagnac watek dalej, zeby w pelni wyklarowac swoje zdanie. Ale ciesze sie, ze tak duza ilosc wypowiedzianych przeze mnie kwestii rozumiesz i akceptujesz. To obiecujace :)
A wiec tak - zgoda, odbierac film jak najbardziej nalezy jako calosc. Niech bedzie, ze w postaci czwartej plaszczyzny, bedacej tamtymi trzema zebranymi do kupy. O to mi mniej wiecej chodzilo, techniczne szczegoly sa malo istotne ;) Natomiast Twoje zdanie, ze filozofia i mistyka filmu sa jedynym wyznacznikiem, to tez jakis klucz interpretacyjny. I nie powiem, byc moze jest sluszny. Ale zdecydowanie niesluszne jest zdanie, ze tego klucza nie ma. Dlaczego?
Bo cala te historie tez stworzyli ludzie. A tworzac ja, musieli miec jakis "schemat", wedle ktorego to robili. Bledem jest szukanie jakiegos prostego, klarownego klucza. Ludzie, ktorzy chca uzyskac odpowiedz jednoznaczna na kazde pytanie, naturalnie sa w bledzie. Nie da sie i juz. Ale Wachowscy mieli jakis sposob na napisanie tej historii, i zrozumienie tego sposobu jest sposobem na jej zrozumienie. Inaczej nawet bracia musieliby jej nie "chwytac"... Jak dla mnie, "Matrixy" sa troche jak komiks. Trzeba pamietac, ze Wachowscy przez pewien okres swojego zycia robili scenariusze do komiksow. Nawet trylogia w pewnym etapie jej powstawania byla planowana na historyjke obrazkowa.
I to tez jest istotny element tej ukladanki. Byc moze kolejny plan, potrzebny do jej zrozumienia - "Matrix" od zewnatrz. Nie wiem, co Ty o tym sadzisz? I na ile rozumiesz konkretny sposob przedstawiania swiata i faktow w komiksach - tych dobrych? Czytujesz je? Znasz moze serie "Spawn"? To dosyc znaczace, moim zdaniem. Jak tylko bedziesz mogl, odpowiedz.
A tymczasem, ciagnac dalej: Ze wzgledu na fakt, ze jak i Ty, tak i ja nie szukam tej glebi w filmie, nie staram sie zrozumiec poprzez aspekty filozoficzne historii filmu. ODBIERAM film jako calosc, ale jako takiej go nie INTERPRETUJE. To moje oderwanie filozofii od fabuly przy szukaniu zrozumienia historii, nie ma byc kluczem interpretacyjnym. Cala zabawa polega na tym, ze ogladam film jako calosc, ale szukam odpowiedzi na watpliwosci co do historii wylacznie w tej historii. I dopiero wtedy, chcac zobaczyc, na ile mam racje, wracam do tej calosci, obserwuje, na ile sie ona komponuje.
Scena, o ktorej wspominam, tzn. smierc Neo. Chodzilo mi o to, ze proba odszukania odpowiedzi poprzez te symbole prowadzi do blednego kola. Dlatego dla takich przypadkow odpowiedzi o fabule nalezy szukac w fabule. A jesli nowy puzel pazuje do tej trojwymiarowej ukladanki historia-filozofia-mistyka, to mozna go tam zostawic. Dlatego, jesli jakis konkretny aspekt opowiesci wymagalby wyjasnienia i wyjasnienie tego pod katem fabularnym pasowaloby do pozostalych dwoch plaszczyzn, mozna go tam zostawic. Nie nalezy natomiast traktowac tych dwoch plaszczyzn jako punktu wyjscia do poszukiwan tej odpowiedzi. O to mi chodzilo.
No, w koncu napisane.
Do przeczytania, Pjotr.
P.S. A to pan, jak wnioskuje po obu postach juz ta politechnike ukonczyl? Czy moze sie myle?
P.S.2 Co do wielkich liter - mi to nie przeszkadza. Przeciwnie, w pewnym stopniu to klaruje tekst. Jesli kiedys napisalem co innego, to znow musiala byc czysta zlosliwosc ;)
P.S.3 O Tyraelu to ja Ci duzo nie opowiem, bo sam wiem niewiele... Ale przez pop-kulture/kulture masowa (filmy, gry, i.t.p.) przewija sie obraz aniola, ktorego skrzydla tworza takie ogniste pasma. Neo, lezacy w plataninie kabli jest przedstawiony dokladnie jak Tyrael, kiedy obraz staje sie pomaranczowy. Mam nadzieje, ze udzielilem Ci odpowiedzi na wlasciwe pytanie, bo nie do konca pojalem o co pytasz ;)
k-holes/keyholes
A propos kluczy interpretacyjnych. Rozumiem to w ten sposób - kluczem interpretacyjnym może być na przykład założenie, że Neo jest alegorią Jezusa Chrystusa. I wyjaśnianie wszystkiego co dzieje się w filmach na podstawie tego założenia.
Mówisz, że nie ma prostego i klarownego klucza, ale w ogóle jest, gdyż być musi ->> aby wejść w schemat myślenia / planowania / tworzenia autorów. W pewnym sensie tak, to prawda, że wejście w ten schemat przy interpretacji nastąpi, ale nie jest to interpretacja według klucza. Dlatego, że KLUCZ (strasznie to chyba akademicka dyskusja, bo o technicznym wyrażeniu jedynie ;) MUSI być PROSTY i KLAROWNY. Klucz interpretacyjny działa w alegorii, bądź w nieskomplikowanych utworach symbolicznych jak wiersze o Tatrach Tetmajera.
To w sumie tylko kwestia nazewnictwa, i w samej esencji kwestii wyznajemy podobny pogląd - ale moim zdaniem nie może tu być mowy o kluczu, bo klucz jest sposobem na znalezienie wszystkich odpowiedzi. Klucz jest jednolity ->> prosty i klarowny. W Matrix tak nie jest, ergo moje wypowiedzi o braku klucza w poprzednim poście. ;)
Co do chwytania opowieści przez samych autorów - w mojej opinii, Wachowscy to oczytani i inteligentni faceci, którzy - PODEJRZEWAM - zdali sobie sprawę w pewnym momencie, że symboliczne wizje fabularne, które roztoczyli tworząc Reloaded/Revolutions (a może już po pierwszym Matrix?), stały się 'multisymboliczne', to znaczy, rozpoczęły własne, poniekąd prymitywne, żywoty, prowadzące wielu widzów na manowce interpretacji subiektywnych i niepełnych, ale rozwijanych dzięki oczywistym skojarzeniom. Point is: jedynym sposobem na prawidłowe zinterpretowanie historii - w gąszczu mylnych tropów i skojarzeń prowadzących do ślepych zaułków - jest odnalezienie fundamentu opowieści, jej głównego założenia-spoiwa, tym samym stworzenie TEZY, na której będzie można się oprzeć, analizując CAŁOŚĆ historii.
Aby nie kontrować własnych wypowiedzi, stwierdzę tak:
1. Neo = Chrystus - klucz interpretacyjny, dzięki któremu jesteśmy w stanie dostrzec wiele znaczeń, istniejących w opowieści, nie dających nam jednak żadnych wiążących odpowiedzi.
2. Moja TEZA (pojawiła się jako 'splinter in my mind' po obejrzeniu Reloaded po raz drugi, niestety, spotkałem się już z osobą, która myśli podobnie, i ona była w stanie przelać to na papier, więc trochę ciężko mówić mi, że rzeczywiście jest 'moja' ;): Trylogia Matrix jest opowieścią o Stworzeniu (w domyśle: Nowego Świata - Matrix nr 4; choć tak właściwie, może być po prostu - o Stworzeniu ;) - pojmowanym w najbardziej surowej formie - czyli tej fundamentalnej nie tylko dla chrześcijan, przy ukazaniu efektu kreacji w całkowicie niechrześcijańskiej postaci - lecz buddyjsko-hinduistycznej, tak to nazwę. ;)
Mniejsza jednak o to. To - możliwe - jest właśnie ten schemat, o którym wspomniałeś, lecz wykracza to już kompletnie i absolutnie poza rejony interpretacji cząstkowej (przy użyciu kluczy interpretacyjnych ;). To jest jazda bez trzymanki, wymagająca więcej niż potrafię, i powoli się dopiero przyzwyczajam...
Zagalopowałem się, przepraszam, ale tak chciałem sobie pogadać o tych 'kluczach', no i mnie poniosło. ;)
Co do komiksów... Jestem BARDZO CIEKAW, co masz do powiedzenia na ten temat, gdyż moja wiedza na temat komiksu jako formy i praw nią rządzących jest rzeczywiście cząstkowa (lecz nieskromna i nawet rozwinięta, ale oparta jedynie na najpopularniejszych seriach). Co do 'Spawna', wydawał mi się zawsze jednym z najbardziej interesujących i zdecydowanie najtragiczniejszych bohaterów, swojego czasu ;) miałem kilkanaście albumów, w okresie mojej słabnącej już fascynacji komiksami.
Feel free to expand on the subject as you wish to. ;)
No i - co masz na myśli, mówiąc 'Matrix od zewnątrz'?...
Co do sposobu Twojego odbioru - jasne, oczywiście rozumiem.
Czy mówisz w takim razie - tak wynika - że scena śmierci Neo nie jest wytłumaczalna w CZYSTO FABULARNYM sensie?
Na wszelki wypadek, powiem jak ja to widzę. Powtarzam - czysto fabularny kontekst: Neo pozwala nadpisać na siebie Smitha; Smith i Neo znów stają się jednym; Neo jest już bezpośrednio połączony ze Źródłem; Smith jako program nie mający celu (1. po zniszczeniu przez Neo w pierwszym filmie; 2. po pozbyciu się Neo przed momentem; obie odpowiedzi naraz są prawidłowe, jak również każda z osobna) w momencie nawiązania tego połączenia, zostaje skasowany; Neo nie może przetrwać, gdyż on i Smith są jednym ->> ginie.
Wszystko jasne.
Czekam z niecierpliwością na kontynuację.
Na razie!
P.S. Politechnika...miałem tam mnóstwo znajomych, sam byłem na UG, i bardzo niechętnie wspominam ten czas. Okropność. :(
P.S.2 Tyrael - dziękuję, właśnie o to pytałem. ;)
...
Ciekawe, dlaczego z dnia na dzień rozpoczęło się masowe mnie ignorowanie... :I
Zasłużyłem sobie czymś na miano pariasa?...
nie, nie
Ups :)))
To nie to.
Po prostu dwie rzeczy sie pojawily: masa nauki i swieta, przez ktore bylem w domu. Sorki.
no no, świątecznie...
Ha ha... Ale szybka odpowiedź!
Jak święta? Ja tłumaczyłem esej o Reloaded...było bardzo świątecznie...
Czytam też książkę o hinduizmie, aby lepiej zrozumieć zawiłości matriksowych sequeli... ;)
Ajembak
Swieta lepiej, niz sadzilem. Po trudach i znojach PG powrot do spokojnych, rodzinnych pieleszy jest prawdziwym bozym darem :)) Ale stracilem w miedzyczasie chec na jakiekolwiek dyskusje o "Matrixie". Doszedlem do wniosku, ze skapy wolny czas, jaki mam, lepiej przeznaczyc na dyskusje o filmach, ktore mnie porwaly ("Kill Bill vol. 1") albo zrobily w psychice drobny metlik ("Fight Club"). Wiec tu juz mnie chyba nie uswiadczysz. Przykro mi :(
A odpowiedzialem, jak tylko dostalem powiadomienie na maila :) Wczesniej to po prostu nie pamietalem o wszystkich dyskusjach na filmwebie. Zwlaszcza po dluuugiej swiatecznej przerwie.
do usłyszenia
Zawsze się zastanawiałem, dlaczego tak bardzo miesza ludziom w głowach Fight Club. Absolutnie nic do niego nie mam, zwyczajnie mnie nie wciągnął. I trzeba mu przyznać pewną skomplikowaną oryginalność... A tam - nie ta lista.
To do usłyszenia. :)
Fight Club
A on mi wcale nie zamieszal tak bardzo. Uzylem zwrotu "drobny metlik", z naciskiem na drobny. Z tym, ze ponoc po pierwszym obejrzeniu film do malo kogo dociera w pelni (sounds familiar?). Wiec zamierzam to przewalkowac, obejrzec jeszcze raz... Ot, takie tam :) A w tej chwili, to moge sie z Twoja opinia zgodzic. Tylko, ze ona nie przystaje do opinii ludzi z podobnym do mojego gustem :P
Moze sie na jakichs listach natkniemy jeszcze. Bo po tym, jak obserwuje stopien, w ktorym "Matrix" Cie opetal, to stwierdzam, ze tu to juz nie bylby moj pulap dsykusji ;)
oh yes, we've been here before...
Obejrzałem Fight Club dwa razy, musiałem dla własnej ciekawości, i pogrążyło mi to ten film jeszcze bardziej... ;)
A Matrix wyzwolił we mnie pęd ku wiedzy -- ku oświeceniu. To bardzo pozytywne opętanie...wcześniej tak ogromny wpływ wywarła na mnie jedynie 'Cienka czerwona linia', a w międzyczasie jeszcze 'Hero'. [Mówimy o sztuce filmowej.]
No to pa.
P.S. Kill Bill wymiata. :o
Byc moze...
Byc moze u mnie tez "Fight Club" jeszcze straci po drugim seansie. Skoro za pierwszym wrazenie bylo z lekka negatywne, logika kaze sadzic, ze tak pozostanie. Ale logika zawiodla mnie juz nie raz, wiec nie ufam jej zbytnio ;)
A w kwestii gustu to my jestesmy kompletnie inna parafia. "Hero" byl dla mnie raczej obojetny. Zabawa barwami w poszczegolnych ujeciach, poetyckosc walk a juz na pewno wire dancing nie sa rzeczami, ktory by jakos do mnie trafialy. Szczerze mowiac, te podkolorowywanie ujec juz mi sie troche zmeczylo -- odgrzewany srodek wyrazu -- a wire dancing w taakim stopniu uwazam za nieco komiczny.
Drobna nadzieje na zrozumienie daje jednak Twoja "jedynie sluszna" :P opinia o "Kill Billu".
I jeszcze jedno - nie musimy sie ograniczac tylko do sztuki filmowej. Szczerze mowiac, jestem kapke ciekaw, jakie ksiazki/muzyka sa dla Ciebie istotne. Byc moze tu sie jakos skuteczniej dogada :)
Do przeczytania
skuteczniej
Jedyna słuszna opinia o Kill Bill...no tak. To jest taki film, o którym nie można powiedzieć nic złego w kwestiach formalnych, więc można go uwielbiać, albo i nie. Ja się zaliczam do tych pierwszych.
Heh, co do książek i muzyki...zacznę od lektur, gdyż jest to temat mi średnio bliski, tzn. ja nie czytam zbyt dużo, starannie selekcjonuję sobie książki -- i nigdy nie kieruję się opiniami innych przy wyborze.
Co przeczytałem ostatnio: wspaniałe i przekomiczne s-f o Havilandzie Tufie (tak się nazywał główny bohater, nie pamiętam tytułu ani autora :( ...) oraz "Jeśli zimową nocą podróżny" Italo Calvino; teraz zaś, inspirowany matriksowymi sequelami, czytam "Sto tajemnych zmysłów" Amy Tan (w oryginale, jak tylko mogę, to czytam w inglese) i "Hinduizm" Andrzeja Tokarczyka.
Jak to pokończę i dointerpretuję do w miarę satysfakcjonującego końca ten fenomen, to zabiorę się za Ziemiomorze Ursuli Le Guin, które przeczytałem w wieku 10 lat, a to zdecydowanie za mało jak na takie arcydzieło...już wtedy to czułem -- że to arcydzieło, właśnie -- ale nie za wiele rozumiałem. ;)
Do przeczytania
väi
P.S. Ciekawym, co myślisz o Vanilla Sky (albo o Abre los Ojos, albo o obydwóch). Obejrzałem go sobie wczoraj (po raz drugi, ale pierwszy po matriksach ;) i jestem pod ogromnym wrażeniem faktu, iż film ten (amerykański bardziej niż hiszpański) porusza prawie identyczną kwestię jak Matrix Reloaded. Ostateczna konkluzja jest jednak niejasna -- mojej dziewczynie wydaje się, że film ten (Vanilla Sky) ma pozytywne zakończenie, radosne i dające nadzieję, ja zaś, że jest cholernie przygnębiające. Hm, przepraszam, widziałeś w ogóle ten film?... :]
nie mam czasu wymyslac tematow :)
Ciekawe podejscie do ksiazek, musze przynac. Ja czytam mozliwe najwiecej, sluchajac zdania innych wlasnie albo czytajac recenzje sprawdzonych osob. Ewentualnie "w ciemno" biore pozycje autora, ktory juz sobie na dobra opinie zapracowal :) -- a do tych zaliczylbym Crichtona, Pratchetta (choc ostatnio robi sie kapke powtarzalny), Lema, Zajdla...
Nie znam zadnej pozycji z tych, co wymieniles (z LeGuin wlacznie, jej osoba jakos mnie do siebie nie przekonuje... te sympatyzowanie z Saddamem itp.). Ale szczerze mowiac, tego wlasnie sie spodziewalem :) Muzycznie tez bysmy sie pewnie rozbiegli straszliwie :)
"Vanilla Sky" nie widzialerm - pewnie tez szlo sie domyslac :P I nie do konca rozumiem, o jaka kwestie Ci chodzi. Dla mnie "Reloaded" byl glownie filmem pytan. Pytan, na ktore odpowiedziami ostatecznie nie jestem usatysfakcjonowany :)
kwestia tajemnicza
Co do Pratchetta, zgadzam się, choć "kapke powtarzalny" to eufemizm, nieprawdaż? ;) Ostatnia wspaniała książka Pratchetta to w moim mniemaniu Piramidy, potem już jazda w dół. Po prostu schematyczna konstrukcja fabuł kładzie pokotem wszelkie inne wartości. Nudzi się.
Co do Vanilla Sky i Matrix Reloaded -- kwestia, o której mówię to ostateczny wybór pomiędzy POWROTEM do bezpiecznej symulacji czy rozpoczęcie nowego życia w obcym, aczkolwiek realnym świecie. Może przesadą z mojej strony jest twierdzić, że Vanilla Sky jest właśnie o tym, ale w finale główny bohater ma ten sam dylemat. Jest nawet postać adekwatna do Architekta, z której ust padają takie słowa: "This is your true moment of choice." :]
Wszystko jest oczywiście trochę bardziej skomplikowane, ale nie będę Ci przecież niczego opowiadał...
A co do muzyki, check me, skoro jesteś taki pewien... Jako człowiek oświecony i MUZYK z pasji i zawodu, na pewno cię zaskoczę straszliwie. Możesz na to liczyć. :I
3 po 3
Ja Pratchetta oceniam pod katem zartow - i np. "Panowie i damy" rozbawili mnie, a przy tym zaciekawili historia. Potem "Muzyka duszy", byla slabiutka. "Ciekawe czasy" to Rincewind, wiec zle byc nie moglo :D Kiepsko wypada najnowsza "Maskarada", ale jesli wierzyc statystykom, teraz znow kolej na dobra ;)
Wybor, o ktorym mowisz, to chyba bardziej "Matrix". Tam Neo mial te dwie pigulki do wyboru, i Cypher wlasnie przez ten dylemat zdradzil. Kto w "Reloaded" stawal przed podobnym wyborem?
Muzyka... przez dlugi czas bylem fanem Nirvany. Teraz jest do niej stosunek umiarkowanie cieply. Spora fascynacja Blackmore's Night. Poza tym wszystko, co krazy w okolicach ambitnego rocka - polskiego i zagranicznego, starego i nowego, no matter. Szczegolnie dobrze przyjmuje Pidzame Porno, Hey, REM, SoaD. Lzejszy metal tez trawie bez problemow - Within Tempation, In Flames. Inne gatunki to juz raczej przygodnie. I jak?
kulminacje
Tak właśnie pomyślałem, że powiesz o pierwszym Matrix, dlatego wytłuściłem słowo 'POWRÓT'. Powinienem też wytłuścić słowo 'TRUE (moment of choice)', ale no matter. Pozornie to po prostu Matrix, rzeczywiście. A kto w Reloaded stawał przed podobnym wyborem? Ludzkość (przez Neo)...
Tej odpowiedzi oczywiście traktować dosłownie nie możesz, ale po Rewolucjach na pewno łatwiej ci przyjdzie przełknąć takie pretensjonalne stwierdzenie. ;)
Jak już mówiłem, po prostu MNIE skojarzył się Reloaded z Vanilla Sky, dlatego że chodzi o powrót do symulacji i rozpoczęcie nowego życia bohatera (w Reloaded - nowego cyklu) a nie zwyczajną kontynuację życia w symulacji (tak jak w Matrix). Jest jeszcze kwestia POŚWIĘCENIA, co uderzyło mnie trochę później i dotyczy Rewolucji, ale w sumie nie chcę opowiadać ci filmu (bo jest niezły), może będziesz chciał kiedyś go obejrzeć... Poza tym, to tylko gra skojarzeń. Nic wiążącego.
Ja też byłem przez długi czas fanem Nirvany, i do końca życia będzie mnie kręciło In Utero. Klasyfikować nie lubię i nie potrafię, więc powiem tylko, że jeżeli chodzi o..."ambitnego" rocka...to I dig wybitnie SOAD (yes!), Smashing Pumpkins, Porcupine Tree, Mudvayne, Perfect Circle, Tool, żeby wymienić te NAJPOPULARNIEJSZE. Muzyką (gitarowo-perkusyjną) zajmuję się 'profesjonalnie' (przynajmniej się staram ;), i to moja największa pasja, więc jest tego o wiele więcej, ale to co wymieniłem, daje chyba jakieś ogólne pojęcie. Muszę przyznać, że Hey nigdy nie przypadło mi do gustu, zaś REM czasem wręcz mnie denerwuje... ;) Poza tym kocham muzykę elektroniczną (ale mówimy tu o klimatach Animatrix, a nie Viva Club Rotation), trip-hop i post-rock (i jak tu nie klasyfikować?... :I ). Plus muzyka orkiestralna, poważna, filmowa, egzotyczna-instrumentalna...czekam na soundtrack z Ostatniego Samuraja. Gotów byłbym się pociąć (hiperbola!) za te bębny... ;)
errata
Przeczytałem, co napisałem i muszę się poprawić... :I
Zamiast:
"Czwartą warstwę tworzą wszystkie pozostałe"
powinno być:
"Czwartą warstwę tworzą wszystkie razem do kupy"
;)
Poza tym, coś o czym zapomniałem powiedzieć wprost w riplaju...wszystkie cztery 'poglądy', które przytoczyłeś, idealnie komponują się w fabule, prawda, hę?... Nie jest tak, że ktoś coś mówi tak sobie, żeby pogadać-pobełkotać...żeby przekazać widzom prawdy i mądrości życiowe?... :o :o :o
Wszystko to jest celowe - wszystko jest integralną częścią opowiadanej historii - to jak na świat patrzy Morfeusz, Merowing, Wyrocznia...Rama Kandra właśnie... Taak?
Przeciętny widz, inaczej - zwykły widz, twierdząc, że Matrix pełen jest 'pseudofilozoficznego bełkotu', ma problemy chyba nawet z warstwą nr 1, że się tak wyrażę (chuckle, chuckle... ;)
No ale już. Stop.
Obiecuję jeszcze, że nie będę już używał tyle WIELKICH LITER. Cross my heart & hope-to-die.
co za rozczarowanie...
I co się z wami stało?... Dyskusja umarła, a było już tak ciekawie.
Smutny vÄi
nie smuć się
Witaj! Z mojej strony dyskusja umarła bo ku mojemu wielkiemu zadowoleniu zmieniałam swoje osprzętowanie tzn. komputer i wszystkie dodatki, mam teraz nowy lepszy sprzęt. Trzeba było wszystko wgrywać na nowo, internet też (facet wziął 4 dychy za puknięcie dwa razy w klawiaturę). Na razie jest O.K. Nie wiem tylko gdzie ściągnąć dobrego Quick Tima z jakiejś polskiej strony, bo większość "matrixowych" filmików jest w tym programie. Jak coś wiesz to pomóż.
Chciałabym się jeszcze usprawiedliwić, że nie zawze będę dyspozycyjna dla komputera, a co za tym idzie odpisywać Tobie, bo przygotowuję się do maturki................
Zarzuć jakiś temat, może uda się odbusować konwersację.
Narazie.
gratulacje i powodzenia!
...z maturą. ;)
Ściągnij sobie Quick Time z ------>> www.tucows.com <<------ Znajdź tam serwer najbliższy Twojemu miejscu zamieszkania (Gdańsk v Kraków v Warszawa) i już. :]
Co do Matrix i konwersacji...hm...nie jestem dobry w zarzucaniu tematów ;) wolę się ustosunkowywać do czyichś rozważań, myśli... To może tak -- gdzieś przed tą stroną na liście (jesteśmy na 5.) jest mój komentarz o Mobil Ave. Jak będziesz miała chwilę czasu, powiedz co o tym myślisz... :]
Pa!
moje nowe niejasności
Przeczytałam Twoje Mobil Ave i jestem pod wrażeniem Twojego zapału do wyszukiwania tego typu skojarzeń i anagramów. Właściwie nie wiem co mam dodać, bo napisałeś bardzo wyczerpująco. Szczerze mówiąc ja nie przywiązywałam większej wagi do tego napisu, a okazuje się, że niesłusznie, bo wszędzie można spotkać ukryte treści i znaczenia.
Musimy jednak zacząć nowe dyskusje. Na razie nie będę poruszała Rewolucji, bo trochę je zapomniałam i szczegółów już nie pamiętam, może dopiero w środę dostanę na komputer to pogadamy o szczegółach. No to ja coś podrzucam:
1.Kto podłączył Syphera do Matrixa, gdy gadał on ze Smitkiem o tym, że wyda mu Morfeusza (obżerał się wtedy stekiem)?
2. Na Onecie wyczytałam, że "scenę łóżkową" w wykonaniu Neo i Trin uznano za najgorszą w historii kina!!!!!!!!! A co Ty myślisz o tej scenie?
3.Dlaczego w Reaktywacji Neo widzi Serafina "na żółto" a w jedynce agentów "na zielono"?
4.W Reaktywacji kiedy Morf i Trin wjeżdżają na autostradę Link, który ich obserwuje mówi coś takiego:" Chcecie spróbować, to ryzykowne, jak 14 lat tu siedzę...."co dalej mówi to nieważne ale chodzi mi o te 14 lat. Myślałam, że Link zaczął obsługiwać centralę po śmierci Tanka, ale chyba od śmierci Tanka nie minęło aż 14 lat!! Chyba, że to jakiś błąd albo złe tłumaczenie.
Dobra to na razie tyle, jak coś jeszcze mi się przypomni to napiszę........to pa.
cóż za powrót :]
I ile pytań... Dzięki za słowa uznania. :]
A więc pytania:
1. Ta scena (rozmowa Cyphera ze Smithem) uważana jest przez wielu za a) najlepszą scenę całej trylogii, b) najbardziej bezsensowną scenę całej trylogii... Ci od punktu b) twierdzą, że absolutnie bez sensu jest fakt, że Cypher mógł podłączyć/odłączyć się sam i nikt tego nie zauważył, itp. itd. Ja też zawsze uważałem, że skoro zabrakło jakiegokolwiek wyjaśnienia, to jest to błąd logiczny...wystarczyłoby przecież pokazać Cyphera, gdy odłącza się sam, w pustej centrali. Wiele osób twierdziło jednak, że nie można się w ogóle odłączyć samemu. Po czasie, stwierdziłem jednak, że zastanawianie się nad tym jest bezzasadne, tym bardziej, że wszystko jest tak naprawdę możliwe. Otóż: Nabuchodonozor był w tym czasie cały czas na poziomie transmisyjnym (przynajmniej na to wyglądało); nigdy nie powiedziano ani nie pokazano, że nie można się samemu odłączyć -- wystarczy założyć, że można sobie ustawić autoodłączenie przez program, Cypher mógł więc np. zwyczajnie ustawić w komputerze "budzik" na konkretną godzinę, wejść do Matrix, i w odpowiednim czasie wrócić. Jeżeli chodzi o wtyczkę, nie ma chyba problemu z podłączaniem/odłączaniem własnoręcznie, co zresztą pokazano nam w Animatrix. Dla mnie wygląda to więc następująco: mogło to być niedopatrzenie ze strony Wachowskich, lecz absolutnie możliwe jest i bez problemu wytłumaczalne, że Cypher mógł wejść na spotkanie z Agentem i wyjść, bez niczyjej wiedzy i na własną rękę.
Jak więc myślisz?
2. Na to pytanie odpowiem szeroko do jutra wieczorem, gdyż bardzo się teraz śpieszę, a jest to temat-rzeka ;)
3. Uwielbiam takie pytania, gdyż dzięki temu pomagam uświadamiać pewne dosyć proste rzeczy, które mogły umknąć podczas oglądania -- a które są na tyle ważne, że mogą prowadzić do zrozumienia rzeczy następnych, itd... ;))
Neo widzi Agentów na zielono, gdyż są oni częścią ogólnego kodu -- integralną częścią Matrix, programami w nim funkcjonującymi. Serafin jest zaś wygnańcem -- czyli programem, który do Matrix nie należy, ukrywa się w nim, pochodzi spoza niego. Było to w sumie jasne już po Reloaded, ale przypomnij sobie jak w Rewolucjach Smith mówi do Serafina: "pościg za tobą był jak pogoń za duchem". Smith -- jako Agent -- ścigał kiedyś Serafina, aby doprowadzić go do kasacji (tak jak Agenci za Klucznikiem w Reloaded, na tej samej zasadzie). Podejrzewam, że Serafin mógł przybyć do Matrix razem z Merowingiem i Persefoną, i to jest w sumie też dosyć prawdopodobne (najwyraźniej dla Merowinga wręcz kiedyś pracował), lecz to już gdybanie poza pytaniem, a na pytanie odpowiedź już znasz. ;)
4. Link mówi tak: "The freeway, I mean it's dangerous, in 14 years of operating I've never seen..." -- co znaczy, że jest operatorem (na poduszkowcach w ogóle) od 14 lat. To doświadczenie + fakt, że jest "w rodzinie" Dozera, czyni wybór akurat jego na operatora Neba całkiem zrozumiałym (Link sam chciał, pamiętasz?). ;)
Dodam, że służy na Nebie razem z Morfeuszem trochę poniżej 6 miesięcy, gdyż taka jest luka pomiędzy pierwszą częścią a Reloaded.
Uff, wyczerpująco...
Dobra, a Ty Ajvonka, powiedz mi jak podobała/nie podobała Ci się bitwa o Zion... Mój najgorszy koszmar. :I
Co o niej myślisz? Emocjonowałaś się? Zrobiła na Tobie wrażenie? Wywołała odruchy wymiotne?...
pozdrowienia
väi
aneks do 1.
W Enter the Matrix, swój własny konstrukt (w kwaterze/mieszkaniu) posiada Ghost. A w jednym z filmów Animatrix pt. "Matriculated" ludzie podłączają i odłączają się sami (to też konstrukt, ale o wiele bardziej zaawansowany -- z operatorem ;).
Niby konstrukt to nie to samo co Matrix, ale można chyba bez problemu założyć, że Cypher nie powinien był mieć kłopotów...
co więc myślę o punkcie 2.
Cóż, Onet... :I
W pewnym sensie jestem już przyzwyczajony do tego, że TAK WIELE osób uważa te filmy za (cytuję, z tego forum) g**** w błyszczącym dresie. Nie do końca rozumiem, z czego to wynika; moja teoria dotycząca tych w miarę jeszcze inteligentnych, którzy wydziwiają na ten film, nazywając go "pustym" i "bełkotliwym", jest taka, że może po prostu duża część winy leży w potwornym i przeraźliwie nieudanym kinowym tłumaczeniu Reloaded -- a może nawet jedynie sceny z Architektem?... W każdym razie, matriksowe sequele są koszmarnie wręcz olane, niezrozumiane i zmieszane z błotem.
Przenosząc to na mikrokosmos sceny tańca w Zion i seksu Neo/Trinity (dla mnie to jedna scena - taniec + seks), tu jest to samo. Abstrahując od tego, czy ludziom się pod kątem czysto estetycznym podoba czy nie (a rzeczywiście, opinia ogółu brzmi: Bleeee...), scena ta też jest kompletnie nie rozumiana pod kątem treści, które sugeruje/niesie/zawiera.
Mnie, jeżeli chodzi o estetykę, ta scena bardzo odpowiada. Mało tego, powiem że jest piękna. Przede wszystkim dlatego, że ja na maksa wierzę w to, że Neo i Trinity kochają się naprawdę. [To chyba jedyna rzecz -- miłość do Trinity -- którą Reeves GRA dobrze; poza tym, idzie mu różnie ;)] Poza tym kolorystyka, rytmika, kadrowanie, no i MUZYKA (Fluke!!!!) to dla mnie poezja.
Tym bardziej, że ja odbieram tę scenę trochę głębiej niż (znów cytuję) bezsensowny sex i balangę. Mówiąc głębiej, mam na myśli to, że scena ta, wyglądając i prezentując się w ten konkretny sposób, pewne rzeczy mi uświadamia. Mianowicie to, że to RZECZYWIŚCIE są ludzie, że Neo rzeczywiście jest człowiekiem, że to wszystko naprawdę dzieje się w Świecie Rzeczywistym. Nie chcę zarzucać Cię teraz jakimiś wybujałymi porównaniami, powiem Ci tylko jak emocjonalnie odebrałem przekaz tej sceny -- wszyscy tańczą w błocie, to błoto jest bardzo eksponowane; świątynia jest w jaskini, grocie; jest mnóstwo nagości; i to co mnie najbardziej uderzyło: bardzo eksponowane są też gniazdka na skórze (głównie u Neo i Trinity, ale u niektórych tańczących również). Wszystko to pokazuje w taki nie nachalny i jednocześnie bardzo oczywisty sposób, że to jest Ziemia. Błoto, brud, pot, rozkosz jakiej się oddają Neo i Trinity, to wszystko jest takie pierwotne, ziemskie, LUDZKIE. Jaskinia kojarzy mi się z początkiem ludzkości w ogóle. A gniazdka pokazują -- dla mnie jest to bardzo oczywiste i wyraźne -- że Matrix jest już przeszłością; to jakby skaza, jakby znamię po tym poprzednim życiu, a scena ich miłości i tańca w świątyni jest jakby ostatecznym świadectwem uwolnienia się od symulacji życia w Matrix do tego, rzeczywistego świata, gdzieś głęboko pod powierzchnią Ziemi.
Tak to odebrałem...
I potem, ani przez myśl mi nie przeszło, że domniemany świat rzeczywisty, podziemny świat tuneli i kanałów, pod którym stoi Zion, miałby być kolejnym Matrix. Po tej scenie?... Ja to po prostu czułem -- bez myślenia, analizowania -- że jest to niemożliwe. Że Zion to rzeczywistość, a Matrix to symulacja. I że jest inne wytłumaczenie tego, że Neo powstrzymał siłą woli strażników, a Smith skopiował się do Bane'a.
Cóż, czasami myślę sobie, co by było, gdybym poprzestał na pierwszym obejrzeniu tego filmu -- po pierwszym razie nie rozumiałem nic, i byłem zły na Wachowskich, ba, przeraźliwie wściekły. Ale nie byłem w stanie wyłączyć moich oczekiwań -- ani wspomnień z pierwszego filmu -- i w związku z tym, nie byłem w stanie się odpowiednio skupić. Poza tym -- CZYTAŁEM NAPISY. Za drugim razem, wyłączyłem uprzedzenia i swoje wyobrażenia, przestałem czytać napisy, i obejrzałem jakby ZUPEŁNIE INNY FILM. Dla tych, co poprzestali na pierwszym obejrzeniu, albo dla tych uprzedzonych (z niewiadomych względów) scena miłosna między Neo i Trinity może być obleśna -- spotkałem się już nawet ze stwierdzeniem, że Wachowskim odbiło, bo tak bardzo eksponują te obleśne gniazdka. Wyobrażasz sobie?... Kiedyś, jak premierę miał pierwszy Matrix, i mieliśmy czerwoną pigułkę, króliczą norę i zdrajcę Zbawiciela, wszyscy zgłębiali symbolikę Matrix, twierdzili, że nic nie jest przypadkowe, wszystko ma jakieś znaczenie. A dlaczego niby teraz nie miałoby tak być?...
Trochę mnie poniosło, ale wyczerpująco się obnażyłem. ;)
Pora na Ciebie.
pa
väi
jestem wreszcie
No jestem wreszcie..............
A jeśli Ty nie zawsze masz czas to nie musisz się spieszyć, przecież ja (jak widać choćby teraz) też nieraz nie mam czasu zajrzeć na forum i Ci odpowiedzieć, tak więc SPOKO...
Odpowiadam:
CYPHER
Jak pewnie wielu widzów z reguły nie lubię błędów w filmach, tak więc wolę myśleć, że Cypher wszedł i wyszedł z Matrixa automatycznie. Muszę przyznać, że nie jestem chyba uważnym widzem, gdyż tę scenę "dziwność" tej sceny zobaczyłam dopiero po kilkukrotnym obejrzeniu. Chociaż swoją drogą ciekawe ile błędów "wyłapali" sami Wachowscy oglądając swoje dzieło.A tak w ogóle myślę, że Twoje przemyślenia powinien przeczytać każdy kto od razu poszczególne sceny filmu uznał za niemożliwe lub głupie. Jestem pewna, że nikt nie pomyślałby o automatycznym podłączeniu Cyphera. Zresztą gdyby to było tylko niedopatrzenie, to dla mnie dziwnie za proste. Może chcieli, żeby widzowie trochę pomyśleli nad tym co się dzieje w tle,że tak powiem.
BITWA O ZION
Koszmarna może nie, ale trochę przesadzona. Tłukli się chyba z godzinę i w gruncie rzeczy nic z tego nie wynikało, ciągle byli na tym samym etapie walki. Czy się emocjonowałam? Średnio na jeża, momentami tak.Podobał mi się np. motyw Dzieciaka, który był tak przejęty swoim zadaniem (dostarczeniem amunicji),że aż było mi go żal, bałam się że się wywróci z tym wózkiem, chociaż w sumie wiedziałam, że mu się uda.To była właściwie jedyna osoba na której mi jakkolwiek zależało w tej walce. Wkurzała mnie za to Zee razem z tą drugą dziewczyną, która (co oczywiste) i tak musiała zginąć. W kwestii technicznej, mogło być trochę więcej światła, bo w sumie to była jedna wielka ciemność i widać było tylko błyski wskutek wystrzałów, także jakby im jakiś efekt nie wyszedł to nikt by nie zauważył.
Mifune został fajnie pocięty przez maszyny, chociaż jego też lubiłam.
Dla mnie bitwa była w porządku, może dlatego, że nie było w niej nic nadzwyczajnego a z drugiej nie była też najgorsza, tylko taka jakaś...no właśnie taka.
Podsumowując uważam, że mogło być gorzej i dla mnie było OK
SEX
Cieszę się, że tak odbierasz tę scenę, w tej kwestii zupełnie się z Tobą zgadzam. Jest jednak coś co bym zmnieniła a mianowicie rozciągnięcie w czasie tej "akcji" (akcjii w sensie samego sexu). Moim zdaniem było to zrobione trochę za szybko, że się tak wyrażę. Kto w tak szybkim czasie osiąga orgazm jak oni. Jeśli twórcy chcieli pokazać namiętność to mogli dodać taniec w wykonaniu Neo i Trin (zmysłowy taniec w wykonaniu Reevesa - ciekawe), taki jak wykonywali np. Link i Zee: zmysłowy, pobudzający ciało, rozgrzewający, podniecający (dobra może wystarczy) itp... i dopiero wtedy iść do łóżka w sensie dosłownym i dokończyć TO. A oni spotkali się w wejściu, pocałowali, poszli do łóżka i... skończyli szybciej niż zaczęli.
Ale zgadzam się, że cała oprawa tych scen była super. Nie było to wulgarne, wyuzdane czy jeszcze jakieś zboczone tylko...PIĘKNE i LUDZKIE, jak to określiłeś.
Pytania:
1. Gdzie oni (Neo i Trin) się rozbili tym statkiem. Czy Neo od tego miejsca szedł na piechotę do Miasta Maszyn?
2. Jak Ci się podobała ostateczna walka ze Smitkiem? (muza była super- według mnie)
papaaaaaaa
01 & stuff
Dziękuję za tę deklarację, ale: nie lubię, jak ktoś na mnie czeka... Staram się więc być zarówno punktualny; jak i w tym przypadku -- nie być zbyt długo milczącym. :]
Twoje pytania:
01
Powiedz mi od razu, czy oglądałaś Animatrix? Jeżeli nie (a chyba nie:) to w te pędy zdobądź, najlepiej kupić kasetę VHS (tanio i z napisami, czyli jak to mówi polska młodzież: full wypas), a jeżeli posiadasz, to może DVD (w sieci krąży divx z poprzestawianymi filmami, a dosyć ważne jest, aby oglądać je po kolei, dlatego polecam VHS/DVD). W "Drugim odrodzeniu", opowiadającym o tym, jak doszło do konfliktu pomiędzy maszynami i ludźmi (bez obejrzenia i przeanalizowania tej krótkiej historii, interpretowanie trylogii filmowej jest, moim zdaniem, z góry skazane na porażkę ;) pokazane jest powstanie miasta maszyn -- czyli 01 (zero jeden). Widzimy je w pewnym momencie z lotu ptaka, dokładnie pod tym samym kątem, co w Rewolucjach. No i dowiadujemy się, gdzie konkretnie na Ziemi znajduje się i 01 i Zion... ;)
W każdym razie, Logos rozbił się (na to mi wygląda) w samym sercu 01, po prostu zderzył się z jakąś wieżą; Neo, po wyjściu ze statku, po prostu wszedł do środka, wyszedł po drugiej stronie i "ujrzał" panoramę miasta...
NEO vs SMITH czyli SUPER BRAWL ;)
Mogę jedynie powiedzieć, że byłem wessany w ekran jak pijawka. Widziałem kiedyś fragment Dragonballa, więc skojarzenie też mi się nasunęło, ale naprawdę, co z tego... Pojedynek był niesamowity, pasjonujący, a jego rezultat zaskakujący (gdyż po drugim obejrzeniu jeszcze niewiele rozumiałem ;)). Pokazał perfekcyjnie to, co był powinien: że Neo i Smith są w Matrix praktycznie niezniszczalnymi potęgami, wręcz półbogami; i że pomimo potęgi, jaką dysponuje Smith -- wszyscy ludzie, poza tym Wyrocznia, Merowing, Serafin (wow!) -- Neo I TAK mógłby walczyć bez końca.
Muzyka to arcydzieło, ten konkretny utwór (z chórałami i agresywnymi klawiszami) to Navras, nie mogę się od niego opędzić... (tym bardziej, że właśnie skończyłem tłumaczyć tę scenę ;)
Scena, sama w sobie, była perfekcyjnie wykonana, monumentalna, wzniosła i, moim skromnym zdaniem, bardzo oryginalna. :] Ale rezultat, ostatnie słowa, to co stało się w ostatnim momencie -- to dopiero wizjonerstwo...
OBRONA ZION
Cóż, masz rację, była właśnie "jakaś taka", a bardzo źle, bo nie wytrzymuje tym samym porównania z resztą filmu. Mnie nie podobała się właśnie dlatego, że była obca i beznamiętna -- bo wykorzystała okropne schematy z kina wojennego, momentami wręcz nieznośnie. Mnie właśnie Kid denerwował, dlatego że jego rola w Rewolucjach była czysto schematyczna... Niedoceniany "urodzony w kokonie" chłopak przecina łańcuch w ostatniej chwili... A to że później zrozumiałem jak niezwykły splot okoliczności zaistniał dzięki temu; i że Wachowscy zaplanowali całe to domino z góry -- zrekompensował mi męczarnie tylko w pewnym stopniu. ;)
Za to Zee bardzo kibicowałem; poza tym, widzisz sama -- wiadomo było, że Charra zginie, to kolejny schemat; Zion był trochę za mało osobowy, abyśmy mogli rzeczywiście przejąć się jego losem. Lock, Mifune, Zee i prawie nie eksponowana (swoją drogą, i dobrze) Rada to za mało, żeby nawiązać jakąś więź z "ostatnim miastem ludzkości". Wracając do Zee -- w uczucie jej i Linka też uwierzyłem od razu, dobrali ich znakomicie... ;)
A ten splot okoliczności, o którym mówiłem... Wyrocznia mówi, że: "The path of the One is made by the many." Każdy może przyczynić się do tego, jak wyglądać będzie ścieżka Wybrańca. Kid przyczynił się, i to niebanalnie, na co wpływ miała najpierw decyzja Niobe, wcześniej wybór Wyroczni, wcześniej poznanie się Neo i Kida w sieci (znów Animatrix)... Ogrom pracy, jaką włożyli Wachowscy w całą tę historię, jest po prostu niewyobrażalny.
Znowu się rozpisałem... Co do sceny tańca/seksu, odezwę się wkrótce. ;)
pa pa
väi
P.S. Zapomniałem o Mifune... Fantastyczny aktor, świetna postać, można było jakoś rozwinąć go, pokazać czy jest zwolennikiem racjonalizmu (empiryzmu ;) Lock(e')a czy wiary Morfeusza, w końcu zasugerowano nam, że był przyjacielem obydwu, można było jakoś to pociągnąć... Dodało by mu to charakteru, a tak był jedynie trochę bardziej znajomą twarzą z tłumu -- postacią, o której prawie nic nie wiedzieliśmy, ale obejrzeliśmy jej bohaterską śmierć. I przez takie również paradoksy bitwa ta była nieudana.
a propos przedłużania...
Masz rację, to byłoby niesamowite, Neo i Trin tańczący razem...wszystko się zgadza, tylko że wtedy malkontentów urosłoby jeszcze więcej, i skończyłoby się na jeszcze większej ilości marudzenia...że za długo. Bo najczęstszy zarzut wobec tej sceny ogólnie jest taki, że była za długa... ;)
Mnie się strasznie podobało to, że cała ta scena "przekazała swoje", odpowiednio wciągnęła i nie starała się pokazywać nic więcej, tzn. nie była zbyt dosłowna. W tym się zresztą zgadzamy... Do tego to, jak Neo i Trin uciekają od wszystkich ludzi, sami dla siebie, pokazuje jak bardzo chcą być razem -- a jak mało mają ku temu okazji naprawdę (na poduszkowcu trzeba być w ciągłej gotowości, a w Zion wszyscy są...w miarę bezpieczni ;)
Jest taki moment, w którym Link wyciąga Kida za kołnierz, mówiąc coś w stylu: "Zostaw ich, mają swoje sprawy."; po czym Neo i Trin natychmiast zaczynają się całować... I to jak Trin odchodzi, gdy do Neo podchodzą jego "wyznawcy" -- nie chce mu się narzucać... I widzisz, potem już nie zobaczyli się nawzajem, aż do zebrania w świątyni... Tęsknili za sobą, więc chcieli być sami, naprawdę sami ze sobą.
Wnikając już naprawdę głęboko ;) , chciałem powiedzieć Ci, że nie wydawało mi się, aby którekolwiek z nich przeżyło orgazm... W pewnym momencie, Neo (może rzeczywiście będąc blisko, nie wiem, to chyba nie do końca istotne ;) przypomina sobie swój sen, widzi umierającą Trinity i "pęka". Pamiętasz, Neo jest niepewny co ma robić, nie widział się od dawna z Wyrocznią, maszyny kopią do Zion, na jego barkach ciąży uratowanie ludzkości, no i te dziwne sny... Nic dziwnego, że lekko odjechał... W takich warunkach nie można naprawdę wspaniale, doskonale i pełnie się kochać. W sumie zabawne, że analizujemy tę scenę pod takim kątem...dzięki za całkowicie nowe wrażenia, Ajvonka. Jesteś niezwykle wymagająca jeżeli chodzi o miłość i seks na ekranie, w rzeczywistości pewnie jest podobnie...
Mam do Ciebie takie jedno pytanie, bo zauważyłem, że lubisz Monicę, więc jak myślisz, kim jest Persefona? I czy podoba Ci się jej postać i ew. dlaczego? To dla mnie najbardziej tajemnicza postać w całej trylogii, strasznie chciałbym poznać jej (i Merowinga) historię...
pa pa
väi
PS Zauważyłem, że też już mówię Trin na Trinity... Na początku, gdy Neo mówił tak w Reloaded, irytowało mnie to (czemu?...), potem przestałem zwracać uwagę, a teraz bezwiednie przejąłem po Tobie. ;)
malkontenci...
Hej!!
Szczerze mówiąc nie interesują mnie malkontenci, ważne, że mi się podoba. Przecież ci niezadowoleni to połowa ludzkości, tak więc jeśli scena sexu jest dla nich za długa to niech sobie przewiną, dla mnie była trochę za krótka.......a swoją drogą, ale nam wyszły wywody: zmysłowe tańce, pocałunki, łóżko...a orgazmu nie było......to dobre. Jak nakręcą 4-kę (chociaż lepiej nie) to cała będzie tylko o miłości i wtedy do kina pójdzie tylko ten kto chce zobaczyć długi sex i taneczne orgie (śmiać mi się chce), czyli np. ja............a TY?
Dobra przejdźmy do rzeczy
Kim jest Persefonka?
Hm, żebym ja to wiedziała...Jak sam zauważyłeś historia jej i Merva nie została wyjaśniona. Wiem tylko tyle co każdy: Merv ją skądś sprowadził (tylko skąd?), kiedyś była z nim szczęsliwa, ale coś się zmieniło,
Spośród całego towarzystwa w domu Merva tylko ona umie jeszcze kochać i szuka miłości rozpaczliwie w każdym kto przewija się przez chatę jej męża (pisałeś nawet, że w grze całowała się z Niobe). Potrafi też zrozumieć zakochanych bo np. w Rewolucjach mówi do Merva, któremu Trin przykłada broń do głowy: "Ona zabije każdego z nas jeśli będzie musiała - jest zakochana"...
Nie wiem tylko czy Merv coś do niej czuje czy po prostu nie może jej skasować, bo z jego gadki wynika, że uwolnienie Klucznika to nie jedyna jej sprawka która doprowadza Merva do białej gorączki, Merv mówi:"Kobieto kiedyś mnie wykończysz..." ale nie robi nic by takie historie się nie powtarzały.
Tylko skąd ona przybyła. Wydaje mi się, że jej imię musi coś znaczyć, a skoro jest tyle nawiązań do mitologii to może Merv ją "porwał" (nie wiem jakiego słowa użyć 'skopiował', 'wyciął' z innego programu i 'wkleił' do swojego). Tylko nie wiadomo najważniejszego - skąd ją porwał. Gdyby zabrał ją z realnego świata to mogłaby przecież powracać tam co pół roku, tak jak mitologiczna Persefona (chyba że akurat fakt 'powracania' nie miał być już uwzględniony w scenariuszu).
Co ja o niej myślę? Myślę, że jej rola została napisana pod śliniących się facetów, zarówno w Reaktywacji jak i w Rewolucjach. Rola niewielka i jakby tylko pokazowa: bardzo obcisła kukienka, ściśnięty biust - parodia, nawet w kinie było słychać jakieś dziwne jęki i wzdychania kiedy się pojawiła i teksty "ale cycki, ale tyłek". Jest rzeczywiście piękna, to widać odrazu i nie musieli jej tak drastycznie "opinać". Podobała mi się jej postać. Jest bardzo tajemnicza, zmysłowa, nie dziwię się, że Merv ją sobie ściągnął dla siebie, myślał pewnie jeszcze, że będzie potulna jak baranek a tu żonka pokazuje pazurki i miesza mu szyki. Ma świetny akcent, taki...dokładny, amerykanie tak nie mówią i to mi się podoba, można zrozumieć każde słowo, nie ma takiego amerykańskiego bełkotu.
P.S. To fajnie, że mówisz na Trin ...Trin, tak jest bardziej przyjecielsko, Trinity to tak oficjalnie. A tak w ogóle to kiedy Neo powiedział na nią 'Trin', bo ja nigdy tego nie słyszałam. Jedyną osobą, która ją tak nazwała był zabujany w niej Cypher (pewnie znowu nie dosłyszałam).
narazie............
wycinanie Persefony
Hey ya
PERSEFONA
Muszę Ci przyznać w jednym rację -- zwróciłaś mi na to uwagę, wcześniej tak na to nie patrzyłem -- że Persefona i Merv są ze sobą , hm, jakby z przyzwyczajenia...tzn. to jak ze sobą postępują, pobłażanie z jakim Merv ją traktuje; w sumie polega to po prostu na tym, że dla Persefony nie ma za bardzo drogi wyjścia -- ona jest zwyczajnie nieszczęśliwa. :I Sama używasz świetnego wyrażenia -- "szuka miłości ROZPACZLIWIE" -- ja, jako całkiem standardowy facet, nie odebrałem tego wcześniej ten sposób ;)
Co do mitologicznej Persefony -- próbowałem grzebać w tym samym kierunku, ale kompletnie nic nie znalazłem, dopóki nie doznałem pewnego olśnienia (przy interpretacji Mobil Ave. i postaci tam występujących): imiona w Matrix nie działają na zasadzie skomplikowanej, bogatej alegorii (może oprócz Wyroczni, ale to nie imię), ale na zasadzie pojedynczego skojarzenia, samotnego symbolu. Są wśród nich banalne, takie jak Neo (anagram 'One'), Morfeusz (wyprowadza Neo ze snu do rzeczywistości), Lock (empirysta Locke), czy Niobe (utracone dzieci -- utracone statki); lecz są też bardziej skomplikowane, czy też raczej sięgające głębiej, takie jak 'Trinity' czy 'Merowing'. Wydaje mi się, że Persefona należy do tej pierwszej kategorii -- jej imię podkreśla i umacnia po prostu alegorię Merowing--Hades. Bo widzisz, tego że Merowing jest Hadesem, 90% oglądających nie widzi. I mówię tu o tych, którzy o Hadesie co nieco wiedzą... :I
A posuwając się już do naprawdę wysublimowanych interpretacji, to co powiesz na to:
Mitologia: Persefona jest żoną Hadesa, władcy podziemnego królestwa, w ciągu jesieni i zimy; świat obumiera wtedy w ciszy, przygotowując się do nadejścia wiosny i odrodzenia się na nowo; Matrix: Persefona jest żoną Merowinga, króla matriksowego podziemia, co wskazuje na to, iż Matrix znajduje się w stanie "obumierania" i oczekiwania na odrodzenie, nowy początek. Do tego, Persefona jest istotą-programem znającym pojęcie miłości (na swój sposób) i jest ona świadoma siły uczucia pomiędzy Neo i Trinity, które to uczucie jest warunkiem i siłą sprawczą odrodzenia się Matrix i powstania "nowego świata". Staje się więc ona niejako "świadomym świadkiem" całego procesu -- jak w mitologii.
I jeszcze jedno -- Persefona jest tak jakby greckim symbolem śmierci i odrodzenia, tzn. cykliczność pór roku i stałość świata łączone są z nią właśnie, a że fundamentem całej historii Matrix jest cykliczność i nieustanna zmiana -- Persefona istnieje w tej historii jako kolejny symbol tego, że to wszystko może się kiedyś powtórzyć.
Wpadłem na to wszystko dosłownie dziesięć minut temu, czytając Twój post... I co myślisz? :]
Co do kwestii estetycznych -- uważam, że Bellucci była ubrana żałośnie, koszmarnie i żenadnie w Reloaded, za to fenomenalnie w Rewolucjach (choć niewiele jej widać). Cała ta scena zresztą -- w Club Hel -- jest po prostu obłędna...
Krótka dygresja: Neo mówi do Trinity 'Trin' chyba rzeczywiście dopiero w Rewolucjach...excuse-moi za błąd. Pieszczotliwie. Ładnie. ;)
MATRIX 4...
...ze scenami długiego seksu i tanecznymi orgiami (...) może powstać jedynie jako fanfic, ale i tak chętnie bym przeczytał. Ale co to za zabawa bez Neo i Trin?... Ja uwielbiam uprawiać seks tylko dłuuugo -- wydaje MI się, że przyjemność ma sens jedynie wtedy, gdy można ją rzeczywiście zasmakować... Ale oglądanie już średnio mnie ekscytuje. ;) Dlatego tak mi się podobała scena tańca w Zion i seksu Neo/Trin: trafiła idealnie w moje potrzeby i gusta. Ale pomimo wszystko, nie miałbym NIC przeciwko naprawdę dłuższej i 'gorętszej' scenie... Aha, szkoda też, że zabrakło czasu i filmu na Morfeusza i Niobe...to dopiero para.
pa
väi
Znów P.S. Właśnie przyszło mi coś do głowy, możliwe że znalazłem pewien błąd -- albo zwyczajnie czegoś nie rozumiem. W Reloaded mamy scenę z Persefoną, w grze mamy jej umocnienie i w pewnym sensie powtórzenie (czy to z Niobe, czy z Ghostem) -- wiemy więc, że Persefona jest świadoma istnienia miłości, mało tego, potrafi ją smakować, odczuwać. Podczas rozmowy z Ramą w Mobil Ave, Neo jest zaskoczony faktem, że maszyny potrafią kochać. Chwilę później w filmie, w Club Hel, i Persefona, i Merowing, mówią o miłości, Persefona dowodzi, że ją ROZUMIE, Merowing dowodzi, że ją WIDZI. Czemu na takiego głąba wychodzi więc Neo? A może Persefona kojarzy mu się z seksem, miłością fizyczną, cielesną, stricte organoleptyczną; a zaskakuje go koncept miłości rodzicielskiej, nieuwarunkowanej NICZYM? Tak czy inaczej, rebusik. ;)
Co o tym myślisz?
P.S.2 I powiedz wreszcie, oglądałaś Animatrix?
mitologia
Hello......
Całkiem nieźle wykombinowałeś z tym mitologicznym powiązaniem. Możnaby to przyjąć jako fakt. Persefona jako symbol cylkiczności dobrze tu pasuje. Wszystko może się powtórzyć, moim zdaniem powtórzy się na pewno (oczywiście w domyśle, bo 4-ki nie kręcą), Architekt na pytanie Wyroczni "Ile potrwa pokój?" odpowiada, że "Jak długo się tylko da", a potem.............. W scenie pocałunku Persefona mówi: "Kiedy przybyłam tu po raz pierwszy..." a nie powiedziała po prostu "Kiedy tu przybyłam...", z tego wynika, że "przybywała" tu kilka razy.
Tylko jedno mnie trochę drażni. Skoro obecność Persefony u Merva to według mitologii obumieranie itd, a jej pobyt na Ziemi to rozkwit, to po śmierci Neo, czyli po odrodzeniu nowego świata Persefona powinna powrócić na czas pokoju do świata z którego przybyła, a potem po określonym czasie znów wrócić do męża co spowodowałoby rozpoczęcie kolejnego cyklu.
No i masz, znowu coś wymyślam. Zaraz mi wyjdzie, że cały cykl zależał od Persefony. Dobra dalej nie idę....
Neo jako głąb
Rzeczywiście to może być jakieś niedopatrzenie. Najpierw całuje maszynę, która twierdzi, że musi sobie przypomnieć miłość jaką kiedyś czuła, a potem dziwi się, że maszyny potrafią kochać. Myślę, że Persefona dość dokładnie wyjaśniła Neo swoje uczucie, powiedziała do Neo:"On był taki jak ty..." czyli Merv kochał ją tak jak teraz Neo kocha Trin, była kochana i kochała, więc czego może tutaj Neo nie zrozumieć. Więc albo widział w niej tylko namiętność i sex a nie miłość bezinteresowną albo scenarzyści się pogubili. Wolę jednak nie robić z Neo głąba.......
Pytanie 1: Dlaczego Kolejarz tak się wystraszył i zaczął wiać kiedy zobaczył jak w pociągu podchodzą do niego Serafin, Morfeusz i Trin?
Pytanie 2: Po co mu tyle zegarków?
Niestety nie oglądałam Animatrixa (żałuję)
narazie.................
jeszcze raz, krótko, o Persefonie
Hey ya
Dzięki za słowa uznania! Dziękuję również, że dałaś się "wciągnąć" w tę rozmowę o Persefonie; przed naszą rozmową miałem dość mgliste pojęcie o niej w ogóle, a teraz proszę...dlatego świetnie jest rozmawiać i dyskutować. Co do powrotu Persefony... Teoretycznie powinno być tak jak mówisz, jasne, lecz gra w symbole, którą "uprawiają" Wachowscy, to gra selektywna -- tzw. symbolika selektywna; chodzi o to, że filmowa Persefona nie jest ALEGORIĄ jej mitologicznej odpowiedniczki (ani Morfeusz, ani Niobe, etc.). Samo imię służy jako klucz do pewnego konkretnego skojarzenia, jednego bądź kilku, lecz absolutnie nie do całej historii i wszystkich atrybutów danej mitologicznej postaci. Aby jeszcze bardziej rozjaśnić Ci o co mi chodzi, zacytuję Ci coś, na co dzisiaj trafiłem -- chciałem przypomnieć sobie, jak nazywa się matka Persefony [Demeter] i przy okazji trafiłem na to:
"[...] Istnieje też znaczący orficki mit o synu Persefony i Zeusa, Zagreusie, którego z namowy zazdrosnej Hery rozszarpali i pożarli tytani, a serce połknął Zeus, dzięki czemu, wraz z Semele, mógł spłodzić młodego Dionizosa. Wg Pindara, kto w krainie zmarłych (królestwie Hadesa) potrafi pocieszyć Persefonę w jej żałobie po synu, ten po dziewięciu latach wraca na ziemię, gdzie zostaje królem albo wodzem, aby wreszcie na koniec otrzymać rangę herosa."
Niesamowite...i co Ty na to?
To nie może być przypadek -- mamy wyjaśnienie całej sceny z pocałunkiem... I widzisz, nie chodzi tu o to, aby zgadzały się wszystkie szczegóły, tylko o pewne skojarzenie: NEO POCIESZYŁ PERSEFONĘ W JEJ ŻAŁOBIE (po utraconej miłości!), WRÓCIŁ NA ZIEMIĘ I ZOSTAŁ "HEROSEM". Ha! Zgadza się nawet (ale podejrzewam, że to już przypadek) liczba 'dziewięć' -- Matrix 1.0 + Matrix 2.0 + sześć wersji Neo/Matrix 3.0 + nowy Neo (od Mobil Ave.) = 9. Ale to tylko moje przypadkowe obliczenie. ;)
I jeszcze jedno, tak na marginesie -- a propos tłumaczenia... Pamiętasz tak, czy cytujesz jakieś konkretne tłumaczenie? Gdyż i tak dużo nerwów się przez te cholerne, żenadne tłumaczenia najadłem i nie chcę znowu ich przeklinać, myślałem, że to już za mną... ;)
Cytując więc film, Persefona mówi tak:
"A long time ago, when we first came here..."
Słowo 'first' nie znaczy w tym przypadku "po raz pierwszy" -- jest jedynie podkreśleniem faktu samego przybycia, wręcz początkowej fazy. Gdyby Persefona chciała powiedzieć "gdy przybyliśmy tu po raz pierwszy", powiedziałaby:
"A long time ago, when we came here for the first time..."
albo
"A long time ago, the first time we came here..."
A tak, to co mówi Persefona, powinno moim zdaniem brzmieć po prostu tak:
"Dawno temu, gdy tu przybyliśmy..."
Jest to zdecydowanie nieefektowne, ale jeżeli dodamy wyrażenie "po raz pierwszy", to będzie to właśnie sugerowało 'przybywanie', a nie powinno, moim zdaniem.
Uff... Mam nadzieję, że co nieco rozjaśniłem. Oczywiście, mogę się mylić, ale uważam to za wysoce nieprawdopodobne. ;))
O cholernie tajemniczym, ale niewiele chyba znaczącym Kolejarzu, wkrótce.
do usłyszenia
väi
...i o Kolejarzu
Szczerze mówiąc, nic dokładnie o Kolejarzu wiedzieć nie możemy; podejrzewam jednak, że on jest postacią czysto drugoplanową -- pomimo tego, iż pełni naprawdę ważną funkcję...
Czemu tak się wystraszył?...
Kolejarz jest ponurym, trochę szalonym starcem (i alegorią Charona jednocześnie, ma nawet szczeciniastą brodę, zaś tory kolejowe zastępują Styx i Acheron ;), i jako program funkcjonujący, od początków Matrix, pomiędzy dwoma światami wie doskonale, na czym polega cykliczność tej wersji (wiemy o tym na pewno, gdyż w grze spotkała go przypadkiem Niobe, Kolejarz "naigrywał się" z niej wtedy, potrząsając zegarkami i powtarzając: "72 godziny...tyle ostatnio wytrzymał Zion...72 godziny..."). A że zbliżał się już moment restartu, Kolejarz spanikował, gdy zobaczył, że Serafin, Morfeusz i Trin chcą czegoś od niego w takim momencie. Poza tym, nie wiemy jaka jest dokładnie relacja pomiędzy Serafinem a Merowingiem (dla którego pracuje, pewnie od baardzo dawna, Kolejarz); może Kolejarz przestraszył się właśnie Serafina? Podążającego ku niemu z dwójką groźnie wyglądających ludzi? I to w momencie kulminacyjnym kolejnego cyklu. Dodam, że Kolejarz (dokonując porównania do Charona) jest pośrednio symbolem stałości, niezmienności i trwania, jako stetryczały starzec (program) boi się wszelkich zmian, które mogłyby zakończyć jego spokojną egzystencję.
Tak myślę.
A zegarki?...
Jest Kolejarzem...i zawsze musi być na czas -- pełni bowiem bardzo odpowiedzialną funkcję. Może starczyłby mu jeden, a te wszystkie zegarki to taka starczy kaprys? Rama mówi, że Kolejarz "nie zwykł się spóźniać". [It's not like the Trainman to be late.] Nie sądzę, żeby było w tym dużo więcej. Chociaż...oglądam sobie ostatnio lokacje z Reloaded/Revolutions na oficjalnej stronie i zauważam taką masę niezwykłych rzeczy, że głowa boli. Nie są to jakieś niesamowite odkrycia -- jedynie drobiazgi, szczegóły, które świadczą o tym, że Wachowscy zaplanowali każdą scenę, każdy rekwizyt, każde słowo, i że nic tu nie jest przypadkowe. Na przykład, zauważyłem ostatnio, tłumacząc Rewolucje, że pod koniec, gdy Zionici wiwatują w świątyni a Zee i Link wpadają sobie w ramiona, bardzo wyeksponowany jest tatuaż na lewym ramieniu Zee. Nie wiem co to jest, ale zwróciło to moją uwagę. Następnego dnia, przeglądając lokacje, zobaczyłem ten sam symbol na ścianie korytarza prowadzącego do mieszkania Wyroczni.
Wow...
Tylko co to za symbol?... :I
pa pa
väi
Kolejarz mniej ważny
hej
sorki, że tak długo, ale wczoraj miałam studniówkę i cały dzień byłam pochłonięta pprzygotowaniami, a dzisiaj wstałam po 15. Po superowej balandze do rana powoli wracam do rzeczywistości.
Persefona raz jeszcze...
To świetnie, że udało Ci się natrafić na historię o "pocieszaniu" Persefony. Mitologia powoli rozwiewa niejasności i zaczyna nam wszystko układać w sensowną całość.
Co do tłumaczeń to faktycznie mogą doprowadzić do szału, szczególnie gdy ewidentnie mówią coś innego niż jest przetłumaczone w napisach. Ale niestety mój angielski nie jest rewelcyjny i muszę polegać na napisach. Rzeczywiście Persefona mówi:"A long time ago, when we first came here..." ale myślałam, że "first" znaczy właśnie "po raz pierwszy", ale skoro nie to OK
Fajnie kombinujesz z cyfrą 9. Może Twoje oblicznia są przypadkowe a może wcale nie...to wiedzą tylko Wachowscy.
Dobra, skoro Kolejarz jest niezbyt ważny przynajmniej dla widza, bo dla Merva owszem, to zajmijmy się związkami Serafina np.z Mervem, ale też z innymi. Może uda się coś wygrzebać z mitologii. Jeśli będziesz miał jakieś nowości to pisz.
A tak już zupełnie na marginesie: dlaczego Bliźniacy zginęli w wybuchu samochodu na autostradzie skoro potrafili sie "rozpływać" tak że np. po postrzale "odnawiali się", czy nie mogli się odnowić po wybuchu?
to narazie.....
Serafin i Merv...
Dzięki za te wszystkie słowa uznania...
Co do Serafina i Merowinga...sprawa nie jest już tak prosta, jak w przypadku Persefony. Kluczem do postaci Serafina i Merowinga -- jedyną rzeczą, która łączy te dwa pojęcia -- jest legenda o Świętym Graalu. Według niektórych podań, Serafini byli jego strażnikami; zaś Merowingowie (dynastia władców państwa Franków, królująca od V do VII w.) uważali się za bezpośrednich spadkobierców Chrystusa oraz wierzyli, że...stoją na straży Świętego Graala, symbolicznie oczywiście. Biblijna symbolika Graala łączy się z historią Neo...ale to już naprawdę skomplikowana jazda. Jestem właśnie na etapie zgłębiania tego wątku. ;)
Co można powiedzieć o Serafinie tak po prostu? Serafini to ogniste anioły najwyższego niebiańskiego rzędu, o trzech parach skrzydeł; zwane są najczęściej "aniołami miłości". Spójrz tylko: Trinity, w imię miłości, wchodzi do piekła (Club Hel), prowadzona przez ognistego anioła MIŁOŚCI. Miłość toruje jej drogę przez piekło... A to dopiero początek...ta scena jest tak obłędnie symboliczna... ;)
Merowing zwraca się do Serafina per "my little Judas". Skoro tak, znaczy to, że Serafin zdradził kiedyś Merowinga, a że obydwaj są programami-wygnańcami, możemy na 99,9% przypuszczać, że a) przybyli do Matrix razem, b) Serafin pracował kiedyś dla Merowinga. A zdradził go "dla Wyroczni", gdyż teraz pomaga jej -- takie to proste.
A przybycie Merowinga, Persefony i Serafina do Matrix rozumiem w ten sposób -- Serafin to "l'ange sans ailes" jak mówi Merowing, jest więc UPADŁYM aniołem -- bo pozbawionym skrzydeł; Merowing to oczywiście Hades, czyli Lucyfer, czyli kolejny UPADŁY anioł; jasne wydaje się więc, że Matrix jest wobec 01, czy też po prostu świata maszyn, jak piekło wobec nieba (reszty świata).
(Dygresja nr 1: Wskazuje też na to sam fakt istnienia Mobil Ave., które jest wyraźną alegorią rzeki Styx; podczas gdy Kolejarz jest stuprocentową alegorią Charona.)
(Dygresja nr 2: W ten sam sposób, piekłem wobec nieba, jest Zion wobec Matrix, tyle że z punktu widzenia ludzi. Może nie dokładnie piekłem...może raczej jego przedsionkiem, jak mówi mój znajomy ;) Widzisz, Matrix jest więc niebem, rajem, z jednego punktu widzenia; a z drugiego piekłem, otchłanią -- symbolika w tych filmach to z reguły nie żadne proste alegorie, trzeba wyzbyć się licealnego sposobu myślenia (dużo czasu mi to zajęło ;) oraz uprzedzeń ;))
Merowing i Serafin, jako programy-wygnańcy, i jednocześnie "upadłe anioły" przybyli więc do Matrix, aby się ukryć przed kasacją w swoim naturalnym świecie.
Dowód: słudzy Merowinga walczą z Agentami, którzy odpowiadają za czyszczenie Matrix z tego typu elementów ;) -->> co prowadzi do kolejnego dowodu: Dowiadujemy się, że Serafina ścigał Smith, i że Serafinowi udało się uciec, uprzednio Smitha pokonując. To w sumie tyle, jeżeli chodzi o rzeczy w miarę oczywiste i dające się udowodnić w filmie.
Co myślisz? Może masz jakieś własne uwagi, Twoje ostatnie uwagi na temat Persefony były świetne, pomogły nam obojgu dostrzec parę rzeczy... :]
A Bliźniacy?... Hm, każdy program da się zniszczyć, duchy też jakoś można... Po prostu w takim wielkim wybuchu żaden program nie może przeżyć. Każdy program jest do pewnego stopnia ograniczony -- w końcu w Matrix rządzą konkretne reguły i zarówno ludzie, jak i programy, mogą je naginać jedynie do pewnego stopnia. Nie chcielibyśmy chyba, żeby Bliźniacy byli jak T-1000 z Terminatora 2...
pa pa
väi
P.S. Moja studniówka była cholernie zwyczajna...chociaż opływająca w przepychy, w pięknym hotelu... :I Cieszę się, że się dobrze bawiłaś. ;)
upadłe anioły...
Hej..
Trin krocząca przez piekło prowadzona przez ognistego anioła miłości...to piękne.
Mimo Twoich jakże wnikliwych i dokładnych przemyśleń, mnie jak zwykle trapią nowe pytania. Zarówno Merv jak i Serafin byli aniołami, oboje byli dobrzy (Serafin nadal jest, a Merv był kiedyś, co potwierdza też Persefona), więc pytania:
1. Za co Merv został wygnany i kiedy, skoro do Matrixa przybył jeszcze jako "dobry"?
2. Przez co z kolei Serafina wygnano, i co spowodowało, że "zostawił" Merva aby chronić Wyrocznię (czyżby to ona była świętym Graalem) >>>>>>>> ale zostawmy na razie Graala, o tym w kolejnym liście >>>>>>>>
3. Co oznacza (pewnie nic ciekawego) zdanie Merva do Serafina: "Are you here for the bounty Seraph?..." (według mojego słownika angielskiego: bounty= nagroda za pomoc w ujęciu przestępcy)
To narazie tyle, po wyjaśnieniu tego musimy "pomęczyć" świętego Graala.................pa
P.S Kurcze jakaś krótka ta moja wypowiedź dzisiaj...same pytania, mam nadzieję, że Cię nimi nie zanudzam..............nara
kurtyna w górę
Hey ya
Co do pytań nr 1 i 2...to już czysta spekulacja, nigdzie nie ma wskazówek, które mogłyby pomóc w odpowiedzi na pytanie, kim rzeczywiście są -- czy raczej byli -- Merowing i Serafin. To, co o nich mówiłem, to tylko moje (i nie tylko moje, ale o tym za chwilę) przypuszczenia, które potrafię poprzeć dowodami z filmów. Tylko jedna uwaga: nie wiem czy możemy nazywać ich "dobrymi". Tzn. w mojej opinii, ani dobrymi ani złymi... W żadnej z części Matrix nigdy nie istniał dla mnie podział 'dobro <<-->> zło'. Raczej 'yin <<-->> yang'... Ale i tak podświadomie, bez udziału intelektu, odbierałem chyba np. Smitha jako złego, a Neo jako dobrego. Myślę, że należy porzucić tego rodzaju rozgraniczenia, gdy interpretuje się ten film -- to naprawdę otwiera oczy na pewne rzeczy. I teraz najważniejszy punkt programu -- mnie otworzył oczy pewien esej.
Oto moja historia w skrócie: oglądam Reloaded, jestem wściekły, ale im dłużej myślę o filmie, tym bardziej chcę obejrzeć go jeszcze raz; oglądam drugi raz, wow, jestem zachwycony, czuję że doświadczyłem czegoś wielkiego, ale nie do końca wiem jak to w pełni poczuć -- widzę, że Zion jest prawdziwy, widzę że Architekt jest wyraźnym przeciwieństwem Neo (i w sumie Merowinga też ;), widzę że Neo i Smith są jak para yin-yang, wszystkie te niuanse i szczegóły potrafię dostrzec, tylko nie wiem co z nimi zrobić dalej...brakuje mi wiedzy i odpowiedniego spojrzenia.
I tu pojawia się esej Briana Takle'a -- nie wiem co to za gość, ale wiedzę ma niebywałą... Dzięki jego esejowi zacząłem rozumieć, że Matrix to nie alegoria, tylko historia symboliczna, i że fundamentem do jej zrozumienia jest Księga Rodzaju i podstawowe założenia hinduizmu. Na początku traktowałem jego interpretację jako po prostu interpretację...ale gdy jego przepowiednie co do trzeciej części sprawdziły się co do joty, jasnym stało się, że jego interpretacja jest PRAWIDŁOWA. W ciągu tygodnia powinien ukazać się na jego stronie
[------>> http://wylfing.net/essays <<------ ]
mój przekład eseju o Reloaded, nad Rewolucjami obecnie pracuję... Dzięki temu esejowi (bo Rewolucje jedynie przejrzałem, sam chcę dochodzić do pewnych rzeczy, tak jest fajniej ;), zacząłem NAPRAWDĘ MYŚLEĆ. Przeczytałem książkę o hinduizmie i rozumiem 400% tego, co mógłbym zrozumieć tak po prostu...
Święty Graal to pomysł Briana, ja odszukałem różne podania, żeby zorientować się w tej kwestii, na razie jednak to on jest głównym opiniodawcą... Przeczytaj, jeżeli nie zrozumiesz do końca, wyjaśnię wszelkie nieścisłości. ;)
A co do nagrody -- Merowing wyznaczył nagrodę za 'głowy' Trinity i Morfeusza, o czym Wyrocznia mówi na początku Rewolucji...gdy przychodzą oni do Club Hel razem z Serafinem, Merowing wie, że Serafin nie przyszedł po nagrodę -- zwyczajnie naśmiewa się z niego, zaskoczony jego pojawieniem się. Tyle. :]
na razie
väi