beznadziejna wersja....starsza zdecydowanie lepsza......
aktorka grająca Angelique spoko...Joffrey to jakieś nieporozumienie, wygląda jak dziadek i do tego "bez polotu" nie dziwie się że we Francji film został skrytykowany.
Profanacja starszej wersji.
A według mnie starsza wersja jest profanacją i parodią książki.
Zresztą sama autorka starej wersji nie znosiła i jest, mimo różnic między akcją nowego filmu a fabułą książki, zachwycona nową ekranizacją.
Przepraszam bardzo ale zgadzam się z Vivien ta wersja to wręcz profanacja ma jeszcze mniej wspólnego z książką niż 1 film. TO JEST BEZNADZIEJA >(
Strasznie spłycili wątek miłości pomiędzy głównymi bohaterami. Przecież Angelika była w nim zakochana co w książce było oczywiste. W tej wersji mam wrażenie, że ona mu pomaga tylko z małżeńskiego obowiązku.
No i oczywiście zabrakło mi niezapomnianej sceny i z ksiązki i z pierwszego filmu po pojedynku... Byłam bardzo rozczarowana, że po tym wszystkim Angelika po prostu oddała mu się jak żona... Wg ksiązki na tym etapie ona już była w nim zakochana. A w nowej wersji co się okazuje? MAją już dwójkę dzieci a ona nadal lubi robić z nim tylko pewne rzeczy... Porażka i tyle.
A mnie ta nowa wersja bardzo sie podobala :)
Nowa Angelika wyglada dokladnie tak jak ta z ksiazkowej okladki, ma naprawde piekna,subtelna twarz - Michele Mercier nie byla co prawda gorsza, ale rysy twarzy miala troche zbyt ostre, jak dla mnie wygladala po prostu wulgarnie....
Co Prawda, Jofrey mogl byc mlodszy, albo przynajmniej darowaliby sobie te cala oszpecajaca go charakteryzacje, ale no coz...
Tak samo kuzyn Angeliki, Filip - w powiesci byl on dlugowlosym blondynem o niebieskich oczach, czyli zdecydowanie typ aryjski, a nie zrodziemnomorski...
mimo to gra aktorska bez zastrzezen - i tylko czekac na 2 czesc.
"Nowa Angelika wyglada dokladnie tak jak ta z ksiazkowej okladki, ma naprawde piekna,subtelna twarz - Michele Mercier nie byla co prawda gorsza, ale rysy twarzy miala troche zbyt ostre, jak dla mnie wygladala po prostu wulgarnie...." – popieram w 100%, poza tym Michele Mercier była tak wymalowana, jakby wpadła do beczki z tuszem do rzęs, cieniami do powiek i i eye-linerem.
Szanuję Twoją opinię, ale dla mnie aktorka grająca Angelikę była zdecydowanie zbyt współczesna, a jej fryzury i stylizacja to duża pomyłka jeśli chodzi o realia epoki
Niestety, DamoMarcio, nie masz racji krytykując kostiumy i fryzury (jakość peruk to inna kwestia) w "Markizie Angelice" Ariela Zeitouna. Są one jak najbardziej wierne epoce. Wiem o tym, bo od wielu, wielu lat bardzo pasjonuję się historią ubiorów i mam na półkach w moim mieszkaniu wiele książek i albumów o tej tematyce w języku niemieckim (jestem z zawodu tłumaczem języka niemieckiego), angielskim i polskim.
Bardzo niedobrze zrobione były natomiast kostiumy w "Markizie Angelice" Bernarda Borderiego, zainspirowane raczej modą lat 60. XX w. niż latami 50. XVII w. Wystarczy spojrzeć na kreski na oczach Michele Mercier, wyglądającą w tym filmie zresztą jak modelka z okładki kobiecego magazynu z lat sześćdziesiątych.
W ogóle można przyjąć taką regułę, że do lat 80. XX w. kostiumy i fryzury były bardziej oparte na modzie współczesnej okresu, kiedy film był kręcony niż na modzie epoki, w której się rozgrywał. Wyjątkami są tu dzieła takich kostiumografów jak Piero Tosi (np. Lampart) lub Milena Canonero (np. Barry Lyndon).
W tej kwestii chciałam tylko wyrazić swoje zdanie.
PS: Fajny masz awatar :-).
To prawda zabrakło złotego głosu, ale ten wątek został zupełnie pominięty w obu wersjach filmu.
Zgadzam się też, że wygląd nowej Angeliki pasuje mi o wiele bardziej. Szkoda tylko, że zamiast mężczyzny starszego o 12 lat dano jej dziadka xD W książce Joffrey miał dopiero 31 lat mężczyzna w sile wieku, a nie stojący nad grobem staruszek :D
Wiem, myślałam, że może w nowej wersji to pokażą, ale cóż. Taka ich wola.
Wydaje mi się, że tu jest problem z rozumieniem stwierdzenia "mężczyzna dojrzały". Pomyśleli sobie: "o, dojrzały, na pewno po 50", ucharakteryzowali go na 70. Ta przesadzona siwizna... Gdyby nie te włosy, może wyglądałby ciut młodziej. Chyba że twórcy wyszli z założenia, że siwizna podkreśli dojrzałość - w takim razie to gruba przesada. No i pewnie pomyśleli, że przecież kiedyś taka różnica wieku była normą, szczególnie w przypadku małżeństw dla interesu, gdzie jakaś jeszcze-nastolatka była zmuszana do poślubienia mężczyzny w wieku jej ojca.
Próbuję zrozumieć sposób myślenia twórców. Może i mieli taką wizję, ale... przesadzili. Zresztą, z takich innych przykładów, podobnie było z "Rozważną i romantyczną" z 1995 roku, gdzie większość obsady była zdecydowanie starsza niż w powieści, ot, chociażby główna bohaterka. Kontrowersje były podobne, tyle że różnice wieku były jednak mniejsze. Na przykład: Brandon w powieści był koło 40, a Alan Rickman miał wtedy prawie 50 lat. Ale przynajmniej oszczędzili mu burzy siwych włosów. :)
Jednego dnia, by mieć skalę porównawczą, obejrzałem obie wersje no i ta z 1964 roku, u mnie, wygrała o 2 oczka. Po pierwsze - wytrzymała próbę czasu a po drugie - była znacznie lepiej obsadzona. Gdzież tam Norze do Michele (chociaż po zmianie fryzury wyglądała lepiej) a przyrównywanie jej do Wenus to kosmiczny przekręt, to ubliżanie wzorcowi piękna kobiecego ciała jakie uznano w posągowej Wenus z Milo. Michele jest do tego znacznie bliżej ale to też nie to, biorąc jednak pod uwagę fakt, że każda ukochana mężczyzny określana jest mianem ''Wenus'' mogę to zrozumieć i uznać jako wyraz indywidualnego podziwu i nie mający nic wspólnego z wzorcem. No i Lanvin to nie Hossein. 2013 - 5/10 !!!
Dokładnie tak! Owszem stara wersja to klasyk, który kocha się po mimo wad i zna niemal na pamięć. Można sie oczywiście przyczepić do wyglądu aktorów, którzy rzeczywiście uosabiali modę swoich czasów. Nie zmienia to jednak faktu, że stara wersja jest bardziej wierna książce. Mam wrażenie, że zamiast historii o prawdziwiej miłości i dwojga kochanków mamy opowieść o kochającym mężu i oddanej żonie. Nie przekonała mnie bynajmniej przedłużająca sie scena seksu, na rzecz której pominieto wiele ważniejszych epizodów. Rozumie, że film nigdy nie będzie całkowicie wierny książce gdyż zawsze trzeba coś wyciąć, przyśpieszyć itp. Ale naprawdę irytują mnie właśnie te drobne, niepotrzebne zmiany jak np. liczba dzieci Angeliki, postać Filipa, który wcale nie przypomina książkowej postaci czy sprawa listów. Przeczytawszy o nowej wersji miałam nadzieję, że tym razem uda się nieco poszerzyć liczbe filmów przynajmniej do właściwego "odnalezienia się" Angeliki i Joffrey'a. Ale to co zobaczyłam nie zachęca mnie wcale, zbyt wiele faktów zostało przekręconych. O wieku Joffrey lepiej nie wspominać, twórcy chyba nie doczytali ile właściwie miał lat on i Angelika. MIał być brzydki, kulawy i staryszy od młodziutkiej Angeliki, ale bez przesady. Bohater nowego filmu mógłby być z powodzeniem jej ojcem a nawet dziadkiem. Nie potrafił też oczarować swoim rozumiem, talentem, poglądami, był po prostu dobrym mężem. Zszokowały mnie właśnie słowa o tym, że miłość do Angeliki jest słabością Joffrey. Jaka miłość, czyżbym coś przespała? Ten film ma jedne plus, być może zachęci w przyszłości innego reżysera, znającego książki, by stworzyć nową serię, którą ludzkość pokocha na kolejne 50 lat.
Polecam Angelike z 1964 i pozostałe 5 części. Czasami uważam że te stare filmy są o wiele lepsze od tych nowych, a aktorzy wkładają o wiele więcej serca w swoją pracę niż obecnie.
A zresztą co to za głupi pomysł nakręcać nową wersję skoro ta stara była znakomita.
Do tego ocena tej wersji będzie prawdopodobnie spadać niż rosnąć gdy każdy porówna nową ze starą wersją.
Oj, tak... na maksa zdziwiłam się, że ten film w ogóle powstał... kultowa seria żadnym dziełem kinematografii nie jest, ale ma niepowtarzalny urok i jest zjawiskowa dzięki magnetyzmowi aktorów. Jako mała dziewczynka uwielbiałam filmy o Angelice; teraz widzę ich niedoskonałości, lecz ciągle lubię je oglądać. A powyższy obraz wydaje mi się po prostu pomyłeczką filmowców :)