Klimatyczna i pełna zaskakujących zwrotów akcji komedia producentów "Wesela" i "Domu złego". Magdalena Łazarkiewicz, autorka „Ostatniego dzwonka” oraz „Białego małżeństwa” - przebojowych filmów o pierwszych miłościach i dojrzewaniu, powraca do ponadczasowego tematu młodzieńczych namiętności, które eksplodują w trakcie konkursu tanecznego, elektryzującego mieszkańców pewnego miasta. Dwie dziewczyny - Joanna Kulig ("Sponsoring") i Olga Frycz ("Wszystko co kocham") wystawiają na próbę swoją przyjaźń, rywalizując o pokaźną nagrodę, która ma odmienić ich życie. Nieśmiały Krystian (Krzysztof Skonieczny, "Tatarak") jest gotowy na wszystko, aby zdobyć serce wyniosłej gwiazdy pop Dżessiki (Agnieszka Podsiadlik, "Zero"), zaś para pechowych przestępców (Dariusz Toczek i Łukasz Simlat) szykuje największy przekręt w karierze. W roztańczonym tłumie wychodzą na jaw głęboko skrywane sekrety i zdrady... Światowa prapremiera „Maratonu tańca” odbyła się na prestiżowym festiwalu w Pusan w Korei Południowej w październiku 2010 roku. Film prezentowany był też na MFF w Santa Barbara na przełomie stycznia i lutego 2011. Impreza o wieloletniej tradycji co roku przyciąga około 70 tysięcy widzów, w tym głośnych twórców, aktorów, producentów i członków amerykańskiej Akademii Filmowej. W obsadzie "Maratonu tańca" spotykają się najzdolniejsi aktorzy młodego pokolenia. Joanna Kulig, nagrodzona za debiut w filmie "Środa, czwartek rano" na FPFF w Gdyni, Filip Garbacz - laureat nagrody dla najlepszego aktora MFF w Karlovych Varach ("Matka Teresa od kotów"), Leszek Lichota - laureat nagrody za najlepszy debiut na festiwalu "Młodzi i Film" w Koszalinie ("Lincz") oraz Olga Frycz, nominowana do Polskiej Nagrody Filmowej - Orzeł - za główną rolę kobiecą w filmie "Wszystko co kocham" Jacka Borcucha.
WYWIAD Z MAGDALENĄ ŁAZARKIEWICZ
- „Maraton tańca” – ten tytuł jednoznacznie nawiązuje do głośnego filmu z czasów Wielkiego Kryzysu, „Czyż nie dobija się koni?” Sidneya Pollacka... - Owszem, to w jakimś stopniu było naszą inspiracją, nawet jedna ze scen jest cytatem z tamtego filmu. Jednak nasz „Maraton tańca” to kompletnie inny świat, inna opowieść, inni bohaterowie. Pollack postawił na czysty realizm, jego film ma jednego, ściśle kreślonego pierwszoplanowego bohatera. U nas bohater jest zbiorowy, ważne jest też tło – prowincja pokazana bez nostalgii, ostro, choć nie tak jak w filmach Wojciecha Smarzowskiego. Gdybym miała wskazać filmowe odniesienia, powołałabym się na doświadczenia kina czeskiego. To tam patrzy się na prowincję z pewną czułością, choć bez rozczulania się, ale też bez podkreślania wyższości ludzi z wielkich miast, co w polskich filmach niestety się zdarza. - Co zadecydowało, że podjęła się pani realizacji „Maratonu tańca”? - Kiedy ktoś nie robił filmu tak długo jak ja, nie jest łatwo taki powód znaleźć. W tym przypadku powody były różne, w tym jeden bardzo osobisty: była to dla mnie swoista autoterapia po traumie jaką była nagła śmierć mojego męża, Piotra oraz producentki filmu Ani Iwaszkiewicz. „Maraton tańca“ jest im zadedykowany. Robienie filmów traktuję bardzo poważnie i być może dlatego tak często przytrafia mi się ich nierobienie. Bardzo chciałam wrócić za kamerę, ale jednocześnie nie chciałam być pod presją poczucia, że to, co robię ma rozwiązać wszystkie problemy tego świata. Dlatego zdecydowałam się na film lżejszego kalibru, niestroniącego od komediowego widzenia. Marzyłam, żeby nakręcić coś pogodnego, na przekór mojemu samopoczuciu. To Billy Wilder powiedział, że tylko ludzie, którzy przeżywają jakieś smutki i tragedie, potrafią zrobić komedię. Czułam, że jestem gotowa. Kiedyś czytałam reportaż w „Gazecie Wyborczej” o grupie cwaniaczków, którzy jeździli po Polsce i w małych miasteczkach dotkniętych bezrobociem organizowali takie imprezy, żerując na ludzkiej biedzie. Wydało mi się to ciekawym tematem, ale w trakcie pracy nad scenariuszem pomysł mocno ewoluował. - Czy zna pani polska prowincję? - Znam dobrze te realia, dużo podróżuję po kraju. Jako dziecko jeździłam na wieś do rodziny mojej matki, okazją do obserwacji tych środowisk, ludzi żyjących na tzw. prowincji było też wejście w rodzinę mojego męża, Piotra Łazarkiewicza. Dlatego tak bardzo staraliśmy się uniknąć paternalistycznego stosunku do naszych bohaterów. Zamiast ich oceniać, staraliśmy się być blisko tych ludzi. Zaprosiliśmy do współpracy mieszkańców miasteczka, gdzie kręciliśmy zdjęcia. Niektórzy statystowali, inni udzielili gościny ekipie i aktorom, o nasz catering dbał ksiądz i sztab miejscowych kucharek. To wszystko zaowocowało niezwykłym doświadczeniem. Obiecaliśmy im, że będą pierwszymi widzami naszego filmu i pojechaliśmy tam z gotową kopią, by wyświetlić ją na rynku, tam gdzie kręciliśmy zdjęcia. Dla tych ludzi, ale i dla nas, to było przeżycie jak z filmu „Cinema Paradiso” Giuseppe Tornatore: świat filmowej magii przeniknął się ze światem realnym. - Skąd się wziął w waszej opowieści element baśniowości? - Myślę, że w dzisiejszych czasach sam realizm to za mało. Dzisiaj realizm to telewizja, zresztą zewsząd jesteśmy bombardowani przekazami z różnych stron świata. Nadmiar bodźców utrudnia stworzenie syntezy, stąd decyzja sięgnięcia po akcent baśniowy. Są różne sposoby ucieczki od tego, że tak powiem, wulgarnego realizmu – choćby narracja alinearna, ja wybrałam ten magiczny nawias, najbardziej przystający do naszej opowieści. - Ten film tylko pozornie był prosty w realizacji... - W rzeczywistości poziom trudności realizacyjnych był maksymalny. Jedność czasu i miejsca (akcja filmu toczy się w ciągu 24 godzin). Z dala od Warszawy, z mnóstwem scen zbiorowych, do których trzeba było ściągnąć w jednym terminie wszystkich aktorów. Do tego film kręcony w plenerze, z udziałem naturszczyków, z sześcioma dniami nocnych zdjęć, z czego trzy wymagały polewania wodą, a temperatura – w październiku - była już bliska zeru. Do tego założyliśmy sobie, że ten zbiorowy bohater będzie się skladał z różniących się indywidualności. I to się udało: każda z tych postaci zachowała własną wyrazistość, daje się zapamiętać, choć nadal pozostaje częścią zbiorowości. - Przyzwyczailiśmy się, że filmy kręcone na Dolnym Śląsku nie niosą nadziei – w przeciwieństwie do „Maratonu tańca”. - Dolny Śląsk ma w sobie jakąś magię – w krajobrazie, w architekturze tych małych miasteczek, w ludziach, którzy stawiają czoło wszelkim przeciwnościom, a w planie biograficznym jest miejscem pochodzenia Piotra, w które przez lata mnie wtajemniczał. To jest prawda, że filmy kręcone na Dolnym Śląsku opowiadają przeważnie o ludzkich dramatach. Ale ja mam za sobą osobistą tragedię, moje spojrzenie na życie, na ludzi zmieniło się. Poczułam głęboką potrzebę zwrócenia tego, co otrzymałam od innych – tej dawki dobrej energii, wsparcia, miłości i pomocy, jakiej doświadczyłam w chwili odejścia Piotra. Ten film jest formą spłacenia długu. A poza tym myślę, że generalnie dobra na świecie jest więcej niż zła, tyle że jest mniej fotogeniczne. Zło jest ciekawsze, bardziej drapieżne, lepiej się sprzedaje. Ale we mnie jest dość przekory, by zrobić film pogodny – pełny dramatyzmu, ale taki który pozwoli wyjść z kina z ładunkiem pozytywnej energii i dobrym samopoczuciem. To trudne do osiągnięcia, ale czemu nie spróbować? Zwłaszcza jeśli wokół ma się takich wypróbowanych współpracowników jak operator Wojtek Todorow, współscenarzysta Maciek Kowalewski, scenografowie Kasia Sobańska i Marcel Sławiński, montażysta Rafał Listopad, kierownik produkcji Sylwek Banaszkiewicz czy kostiumografka Dorota Roqueplo. No i takich wyrazistych aktorów, którzy pokazali autentyzm swoich bohaterów. Bardzo im wszystkim dziękuję!
O AKTORACH
AGNIESZKA PODSIADLIK (Dżessika) Ur. 1981. Absolwentka PWST w Krakowie. Na scenie zadebiutowała w Teatrze Śląskim w Katowicach rolą Chłopca w „Czekając na Godota” (2000). Związana ze sceną TR Warszawa. Na ekranie zadebiutowała w 2005 roku. KRZYSZTOF SKONIECZNY (Krystian) Ur. 1 X 1983 w Ząbkowicach Śląskich. Aktor teatralny i filmowy, reżyser teatralny i filmowy, performer. Absolwent Akademii Teatralnej w Warszawie (2008), debiutował na scenie stołecznego Teatru Studio. Związany także z teatrami niezależnymi, współzałożyciel Stowarzyszenia Twórców Sztuk Wszelakich im. St. I. Witkiewicza. Twórca filmów dokumentalnych i teledysków (m.in. „Nie ma cwaniaka” z Łukaszem Garlińskim w ramach Projektu Warszawiak). ŁUKASZ SIMLAT (Szymuś) Ur. 11 XII 1977 w Sosnowcu. Absolwent Akademii Teatralnej w Warszawie (2000), związany ze stołecznym Teatrem Powszechnym, laureat licznych nagród na festiwalach teatralnych. Na ekranie zadebiutował w 2000 roku. DARIUSZ TOCZEK (Sylwuś) Ur. 3 III 1972 w Węgorzewie. Zadebiutował na scenie olsztyńskiego Teatru im. Jaracza w 1992 roku, następnie ukończył PWST w Krakowie, zdobywając Grand Prix Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi (1998) za rolę w spektaklu „Samobójca” Nikołaja Erdmana. Związany ze scenami warszawskimi, na ekranie debiutował w 1999 roku. OLGA FRYCZ (Monika) Ur. 10 VI 1986 r. w Krakowie. Córka Jana Frycza, na ekranie zadebiutowała w 1996 roku. Dwukrotnie nominowana do Orła – Polskiej Nagrody Filmowej (2002, 2011). JOANNA KULIG (Agnieszka) Ur. 24 VI 1982 r. w Krynicy-Zdroju. Absolwentka PWST w Krakowie (2007), związana ze Starym Teatrem im. Modrzejewskiej w Krakowie. W 1998 roku doszła do finału „Szansy na sukces”, zajmując III miejsce, co zaowocowało piosenkarską współpracą z Grzegorzem Turnauem. Na dużym ekranie zadebiutowała w 2007, zdobywając nagrody w trakcie Koszalińskiego Festiwalu Debiutów „Młodzi i Film” oraz Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni za rolę w filmie „Środa, czwartek rano”. MACIEJ WIERZBICKI (konferansjer Alek) Ur. 19 III 1971 w Warszawie. Absolwent PWST w Warszawie (1996), współzałożyciel Teatru Montownia. Na ekranie debiutował w 1996 roku. LESZEK LICHOTA (ksiądz Damian) Ur. 17 VIII 1977 roku w Wałbrzychu. Absolwent Akademii Teatralnej w Warszawie (2002), od tego samego roku związany z Teatrem Polskim w Poznaniu. W 2004 roku laureat Nagrody Artystycznej Poznania w dziedzinie teatru, w 2010 laureat nagrody aktorskiej na Koszalińskim Festiwalu Debiutów „Młodzi i Film” za rolę w filmie „Lincz”.
EKIPA
MAGDALENA ŁAZARKIEWICZ (Scenariusz i reżyseria) Ur. 6 VI 1954 w Warszawie. Reżyserka i scenarzystka filmowa. Absolwentka Wydziału Radia i Telewizji UŚ w Katowicach. Siostra Agnieszki Holland, wdowa po Piotrze Łazarkiewiczu, matka kompozytora Antoniego Komasy-Łazarkiewicza. Zadebiutowała świetnie przyjętym filmem tv „Przez dotyk” (1986), laureatem licznych nagród na festiwalach w kraju (m.in. w Jantar za debiut w Koszalinie 1986) i za granicą (Creteil 1986). Debiut kinowy „Ostatni dzwonek” (1989) przyniósł jej Grand Prix Wielkiego Jantara na Koszalińskich Spotkaniach Filmowych „Młodzi i Film”, zaś film „Odjazd” (1991), nakręcony wspólnie z Piotrem Łazarkewiczem – Nagrodę Specjalną Jury na FPFF w Gdyni . MACIEJ KOWALEWSKI (Scenariusz, teksty piosenek) Ur. 30 VII 1969 w Kole. Aktor, reżyser teatralny i telewizyjny, dramaturg i scenarzysta filmowy. Absolwent krakowskiej PWST (1993), związany ze scenami Wrocławia i Warszawy, w latach 2007-10 dyrektor naczelny i artystyczny stołecznego Teatru na Woli im. Tadeusza Łomnickiego. Autor licznych dramatów, w tym głośnej „Ballady o Zakaczawiu” (wspólnie z Jackiem Głombem i Krzysztofem Kopką) oraz – między innymi „Miss Hiv”, nagradzanej na konkursach i festiwalach teatralnych. WOJCIECH TODOROW (Zdjęcia) Ur. 24 IX 1962 r. w Łodzi. Absolwent Wydziału Operatorskiego PWSFTViT w Łodzi (1986), jako samodzielny operator filmów fabularnych zadebiutował w 1990 roku, od 1998 także operator filmów dokumentalnych.