Jestem pod ogromnym wrażeniem drugiej części. Ujęło mnie to, że w przeciwieństwie do pierwszej "Mamma mia" nie będzie tu nieustannego "hura optymizmu", ale pojawią się dużo poważniejsze kwestie: samotność, śmierć, macierzyństwo... A to chyba niezbyt oczywiste jak na musical, prawda?
Bardzo cenię też fakt, że producenci nie skupili się na "odgrzewaniu kotletów" i potrafili uśmiercić Donnę - przyznam, że w życiu nie spodziewałabym się tego. Za to Lily James jest dla mnie fenomenalna w swojej roli <3 Uwielbiam też jej stroje - aż chciałoby się żyć w latach 70. ;)
Co więcej, najpopularniejsze piosenki zostały wyśpiewane w pierwszej części, więc tu można posłuchać tych mniej (lub prawie wcale) znanych utworów Abby.
Jeśli miałabym się przyczepić do czegoś- irytowało mnie, że Sophie niemal maniakalnie powtarza jak bardzo chciałabym zadowolić swoją matkę. Nie do końca to "kupiłam". Podobnie jej "konflikt" ze Skyem też wydał mi się nieco naciągany. A tak to reszta na plus.