Powieść Vladislava Vančury o tym samym tytule była niezwykle trudna do przebrnięcia. Wszystko za sprawą archaicznego języka i gawędziarskiego tonu, jaki przyjął autor. Niektóre fragmentu musiałem czytać po kilka razy by nadążyć. Ogółem była to jednak przyjemna, awanturnicza opowieść. Z filmem jest nieco inaczej.
František Vláčil swoje dzieło skupił nie na słowach, a na wizjach. Konflikt zbójów z wojskami króla jest tu jedynie pretekstem by otworzyć serca niektórych postaci. Reżyser plądruje umysły bohaterów przy pomocy śmiałych przeskoków z warstwy realistycznej w świat fantazji. Już pierwsza tego typu scena robi olbrzymie wrażenie: Aleksandra zakochując się w Krystianie wyobraża sobie ich wspólną noc pod Drzewem Poznania Dobra i Zła. Kolejne oniryczne obrazy są coraz bardziej śmiałe i naszpikowane symbolami. Powoli to one zaczynają górować nad fabułą zdającą się trzymać na pierwszym planie.
Sama historia znana z powieści jest przeniesiona niegłupio na taśmę filmową. Vláčil umiejętnie skraca wątki, ogranicza role postaci i nie uznaje autocenzury: kiedy chce coś pokazać, robi to bez namysłu. Artyzm tworzonego dzieła nie zabrania mu ukazywać scen walk, a wręcz przeciwnie- cały czas stara się by tempo filmu tuż po spokojniejszych momentach przyspieszało. To chwalebna cecha.
Jako całość "Małgorzata, córka Łazarza" jawi się filmem bezbłędnym. Wszystko od muzyki, przez zdjęcia, aż na reżyserii i aktorstwie skończywszy jest tu rewelacyjne. Pozostaje mi więc zachęcić was do oglądania. Wpierw warto się zapoznać z książką, która niestety dużej popularności u nas nie zdobyła... A szkoda.
A powiesz mi, dlaczego w książce Aleksandra zabiła Christiana? Bo w filmie to było pozbawione krzty sensu.
Na chwilę obecną niestety nie pamiętam. Poszukam dziś powieści w mojej biblioteczce i spróbuję przekartkować żeby znaleźć odpowiedź.
Wydaje mi się, że z zazdrości o syna Kozlika, bo przez Christiana odwróciła się od niego przez co on stracił nią zainteresowanie.
Obejrzawszy film odebrałem go zupełnie przeciwnie - jakby nie było w nim nic co byłoby dobrze zrobione, że tak sparafrazuję, "wszystko od muzyki, przez zdjęcia, aż na reżyserii i aktorstwie skończywszy jest tu nieporozumieniem". Niestety, ale filmy, które nie posiadają sjużetu, są dla mnie kpiną z kina, a nie sztuką. Niczym sztuka nowoczesna, która według mnie nie jest sztuką, a jej obrazą, czasem parodią.
Problem raczej w Tobie, niż w filmie,który zresztą w mojej ocenie jest arcydziełem.
Więc odbijam - problem raczej w Tobie, niż w komentarzu, który zresztą w mojej ocenie jest trafny.
Nie oczekuj zbyt wiele od człowieka, który ocenia arcydzieło na 1/10, zaś nowego Spider-Mana z 2021 ocenia na 9/10. Brak tu pola do dyskusji, mamy do czynienia ze smakoszem kina :p
film moze nie jest latwy ale nie krzywdzil bym go tak, juz widzialem o wiele bardziej udziwone filmy ktore do mnie nie trafialy jak ta pusta abstrakcja. Tu jest mocny klimat sredniowiecza w poetyckim wydaniu. Nie znam ksiazki i nie rozumie wiele symboliki ktora w nim jest ale i tak trafia do mnie dobrze. A np u Bunuela mi ciezko przebrnac. Takze po czesci Cie rozumie.