Film, w którym Sorrentino stara się znaleźć definicję młodości. Buduje zależność pomiędzy dokonanymi wyborami a ich konsekwencją w przyszłości. Oto on (Michael Cain); wybitny kompozytor tworzy dzieło muzyczne tak proste w założeniu, że osiąga życiowy sukces. Odmawia jednak - powody osobiste - udziału w koncercie, na który zaprasza go Brytyjska Królowa. Drugi "on" (Harvey Keitel); reżyser tworzący dzieło (scenariusz) swojego życia - jak go nazywa: swój testament. Człowiek żyjący w przeświadczeniu, że to właśnie jemu - zaangażowane w prace nad jego filmami - aktorki powinny dziękować za okazaną szansę. Z jednej strony wolny. Z drugiej: zbyt związany z gwiazdą, od której zależne jest powodzenie całego przedsięwzięcia.
Podobnych roli - scenariuszy na życie - w filmie jest bardzo dużo. Można śmiało szukać własnego odpowiednika, co może prowadzić do refleksji nad własnym życiem. I chyba o to chodziło twórcom - zmierzenie się ze swoją 'młodością'.
Film polecam wszystkim tym, którzy raz na jakiś czas - bez względu na wiek - lubią przystanąć i popatrzeć w lustro. Niestety biorąc pod uwagę rozmach (obsadę) dzieła, momentami obraz trąca tendencyjnością i kiczem. Z pewnością z bardziej niszowymi aktorami i w mniej okazałeś scenerii (och, jakie widoki!) film byłby jeszcze bogatszy. Dobrze jednak zobaczyć w tych historiach dwóch świetnych aktorów.