Troche balam sie tego filmu, po beznadziejny Dobrym dinozaurze i strasznie kretynskim i paskudym Fajnym Gigancie.
Nie wiedziala, ze to remake, a powinnam, w koncu, co jak co, ale jestem z pokolenia wychowanym na Disneyu wlasnie glownie telewizyjnym z jego filmami z lat 60-70 puszczanych w prlu...
A tu prosze takie zaskoczenie.
Fim mi sie bardzo podobal. Jest prosty w przekazie i w realizacji. Tym razem Lucas 1, Spilberg 0.
Ogladalo mi sie to tak jak ET wlasnie po raz pierwszy, ale na szczescie mniej bylo tutaj wsadzonych groznych doroslych i wszechobecnego np. rzadu ktorzy chca smoka zlapac, pokroic na kawalki czy wypchac do muzeum.
Takie mamy czasy, ze zagubionych Mowglich czy Tarzanow wychowuja pluszowe zielone smoki, bo wilki i goryle sie przejadly, takze z realizacjami.
I wyszlo swietnie. A film jest dowodem jakim wtornym jest ten caly Eragon, ktorym zachwycano sie swojego czasu jak nie wiem czym.
Smok to zielone pluszydlo, w 85% kot, w 10% pies, w 5% czlowiek.
Zaczelo sie od Szczerbatka, milo widziec podobne podejscie i tutaj.
Nie wstydze sie przyznac, ze ryczalam na tym filmie w odpowiednich momentach. Tak jest zrobiony by to u widza wywolac, z premedytacja. I tak juz mam, ze rycze na wyciskaczu lez tego typu.
Ale wszystko dobrze sie konczy, nie ma na szczescie rozwiazan w stylu Dragonhaearta, na ktorym tez ryczalam...
Dodatkowa lezke zafundowali mi z powodu piosenki Marienne Cohena, mojego nieodzalowanego starego kanadyjskiego barda mlodosci...
Polecam i doroslym i ich dzieciom, a ci ktorzy tu pisza, ze sie wynudzili, po prostu nie maja empatii i tyle.